Arthur Rimbaud, spokojnie opowiem o ulubionych filmach, pisał, że poetę - twórcę w szerokim spektrum postrzegania - nic nie ogranicza, bo sięga tam, gdzie inni nie dotarli, a upada w miejscu, gdzie zacznie jego następca.
Nie mogłem nie zacząć właśnie tak, bo próbuję w ten sposób usprawiedliwić swój wybór. Być może nie będzie on niczym zaskakującym, tylko trochę intrygującym, ale już wskazanie połączenie tematycznego obu dzieł może wywołać u niektórych wzburzenie. Oba wybrane dzieła mają zauważalną wykładnię - filozoficzną, religijną, duchową i ludzką (niepotrzebne skreślić). Złączyłem klamrą intelektu "2001: A Space Odyssey" Kubricka i "Dekalog" Kieślowskiego. Karkołomne i niemożliwe?
Jedenaście form filmowych nie jest jednolite, ale emocjonalnie i fabularnie więcej niż spójne. Stanley Kubrick pogratulował naszemu mistrzowi po obejrzeniu telewizyjnych "Przykazań". Dostrzegł, tak jak każdy z widzów, że seans nie kończy gonitwy myśli, którą na nowo rozpoczyna każde z "Dziesięciorga" Kieślowskiego. Być może z skromności nie dodał: dziękuję za dziesięć kart naprzód.
Nie bez znaczenia jest dwudziestoletnia różnica między oboma projektami, a także angielska i polska metafizyka, która poza kulturowymi i historycznymi naleciałościami (niezmiernie wartościowymi), nie blokuje możliwości ujednolicenia obu reżyserskich spojrzeń. Dla mnie "Odyseja" i "Dekalog" tworzą niezamierzone uzupełnienie przekazu. O ile Kieślowskiego nurtuje natura człowieka i jego relacja z Bogiem, o tyle Kubrick zastanawia się nad samym sensem stworzenia życia - cywilizacji jaką znamy i jaką jesteśmy. Dzieje się tak, bo artyzm cechuje poszukiwanie, a nie powielanie.
Skupię się na pierwszym obrazie, bo pomimo oczywistego geniuszu "Dekalogu" jest on, według mnie, drugim krokiem w marszu pytań, spośród których pierwsze brzmi: czy jest Bóg?
"Odyseja" jest rozwinięciem ów pytania. Może, i zapewne w zamyśle reżysera, jest równocześnie zbiorem sugestii o naturę stworzenia lub samostworzenia wszechświata. Film podzielony jest na cztery akty (anegdota głosi, że nakręcony materiał to dziewiętnaście godzin projekcji).
W pierwszym cofamy się do początku rodzaju ludzkiego. Pojawienie monolitu determinuje skok intelektualny jednej z grup małp człekokształtnych.
W następnym akcie jesteśmy świadkiem eksploracji kosmosu. Na księżycu dochodzi do ponownego spotkania ludzkości z monolitem i znów determinuje on nasz rozwój (czy tylko fabularny?).
Trzeci akt to misja na Jowisza, który w podstawach bliski jest z pierwszym. W obu postęp jest nierozerwalnie związany z mordem: bratobójczym na przedstawicielu innej grupy małp człekokształtnych i człowieka na Halu 9000 (sztucznej inteligencji).
Finalna część jest najpiękniejsza i wolna dla interpretacji. Tego nie warto opisywać, to należy doświadczyć samemu. Stanley Kubrick był perfekcjonistą, kręcił wiele razy pojedyncze sceny, to wie każdy, ale pytanie brzmi: ile poświęcił na to tajemnicze zakończenie? Na tę rozkosz w oglądaniu drogi ku niepoznanemu?
Cały film, w moim przekonaniu, tłumaczy dzieje ludzkości - sześć dni stworzenia w stronę zaplanowanego "czynienia sobie ziemi poddaną", w oparciu o ówczesne paradygmaty naukowe. Bóg - siła wyższa, bądź istota - pozaziemska inteligencja ingeruje w życie na naszej planecie i (ponownie?) przyspiesza ewolucję.
Pewnie kreacjoniści wyszydzą, ale Wielki Wybuch i powstanie inteligentnej formy życia na Ziemi nie musi godzić w wiarę. Monolit może być symbolem istoty wyższej, także utożsamianej z Bogiem. Sam reżyser podkreślał, że widz musi znaleźć wzór i samodzielnie odkryć wszystkie tajemnicze wątki.
"Odyseja" Kubricka to podróż przez wszechświat, ale wbrew pozorom niechronologiczna a idealistyczny koncept. U kresu film oparty jest na paradoksie podróży w czasie (scena w pokoju, gdzieś w innym wymiarze), w trakcie której kosmonauta Bowman poznaje siebie - własne wcielenia z różnych przedziałów czasowych. I ostatecznie przechodzi przez śmierć do nowej formy egzystencji. Podkreślam, to moja osobista interpretacja faktów - klatek filmowych.
Powracając do wykładni Kieślowskiego na temat natury człowieka, nie musimy postrzegać dziesięciu filmów jako tylko nauki kościelnej. Bo nawet część ateistów, świadomie lub nie, żyje w zgodzie z dekalogiem. Z prawem do życia i równością wszystkich wobec wszystkich w szczególności, bo osobista wolność nie tłamsi wolności innej jednostki.
"Dekalog" inspirowany jest boskimi przykazaniami, ale ma wymiar humanistyczny. "Odyseja" powstała w umyśle intelektualisty szukającego odpowiedzi na pytanie: czym jest doskonałość? Nienazwanie jej, a jedynie wskazanie drogi w głąb siebie, to wyraz szacunku dla widzów i pokory wobec istnienia pytań bez odpowiedzi. Kto pozwolił je zadać? Kto wyszeptał je ludzkości na ucho? W jakiej częstotliwości nadawał monolit?
Ten ciąg myślowy to argument za zaliczeniem obu dzieł dwóch reżyserów do grona filmów wyjątkowych. Nie zachęcam do ich obejrzenia, bo jeśli ktoś szuka, to prędzej bądź później odnajdzie - pozna je.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 631 widoków