Cele systemu nie są ograniczone do czegoś tak banalnego jak posiadanie bogactwa i władzy. Historia pokazała, że te atrybuty nigdy nie są dane na zawsze. Dzięki niezwykle wyrafinowanej dezinformacji system może osiągnąć dalekosiężne cele, których skali nie jesteśmy nawet w stanie za bardzo ogarnąć.
Trzy warstwy w przekazie na temat sytuacji ekonomicznejOd pewnego czasu uaktywnili się ekonomiści, którzy wieszczą nadciągającą katastrofę – globalny mega-kryzys o nieobliczalnych konsekwencjach. Uwaga, nie są to w żadnym wypadku opinie antysystemowe. System jest na tyle mocny, że może kreować wielotorowy wyrafinowany przekaz. W podstawowej warstwie przekazu masowy odbiorca (i konsument) nadal jest karmiony propagandą sukcesu i uspokajającymi prognozami na najbliższe lata. Oto kilka tytułów artykułów z portalu Gazeta Prawna: „Koniec kryzysu. Firmy zaczynają inwestować” (21.07.2010), „Przed nami jeszcze 2 lata wzrostu gospodarczego. A potem...” (19.08.2010), „MFW: Polska gospodarka przyspieszy w 2011 roku do 3,7 proc.” (20.10.2010). Komentarz literacki: „Przynosimy spokój, pogodę i ulgę jedynym zachowanym sposobem. Utrzymujemy na skraju równowagi to, co bez nas runęłoby w agonię powszechną. Jesteśmy ostatnim Atlasem tego świata. Chodzi o to, że jeżeli już musi ginąć, niechaj nie cierpi.” (Stanisław Lem: Kongres futurologiczny)
Wyższą warstwę przekazu tworzą media przeznaczone dla intelektualistów poprawnych politycznie. Nie dają się oni mamić najbardziej ordynarną propagandą, ale i nie są gotowi do kontestacji systemu. Oczekują tylko przekazu, który potwierdzi ich poczucie intelektualnej wyższości i da im poczucie przynależności do grupy wtajemniczonych, rozumiejących. I taki przekaz dostają poprzez audycje, miesięczniki itp. środki przekazu, które ta grupa uważa za elitarne. Otwarcie pojawiają się tam tezy o tym, że globalny system gospodarczy wyczerpuje swoje możliwości i w perspektywie kilku lat, najdalej 10, czeka nas katastrofa, która objawi się bezrobociem, eksmisjami, nędzą na wielką skalę.
Kolejna warstwa przekazu to półoficjalny przekaz internetowy, szczególnie blogi ekonomistów. Chodzi o ekonomistów systemowych, którzy wypowiadają się nieoficjalnie. Tworząc tę warstwę przekazu, bynajmniej nie zdradzają oni systemu, ale czują na tyle poluzowany gorset oficjalnej propagandy, że mówią wprost o tragicznym stanie gospodarki. Padają tam takie hasła jak „finansowy armagedon”, „rozpad kapitalizmu” czy „reset systemu”. Termin początku okresu przejściowego (chaosu) według tych nieoficjalnych wypowiedzi to rok 2012 lub 2013. Ten przekaz jest o tyle niegroźny dla systemu, że – choć publicznie dostępny – trafia do stosunkowo wąskiego grona (mainstreamowi dziennikarze nie drążą tematu, a wręcz trzymają się od takich prognoz z daleka).
W przekazie internetowym należy wyraźnie rozróżnić tych ekonomistów, którzy mogą i chcą pozwolić sobie na częściową szczerość (warstwa trzecia) od tych, którzy są wręcz lansowani przez system z użyciem Internetu jedynie jako dodatkowego kanału (warstwa druga). Przykładem takiego oficjalnie namaszczonego krytyka polityki ekonomicznej jest Krzysztof Rybiński, który obecnie jest wręcz nieprzyzwoicie lansowany.
Oficjalny przekaz ujawnia, kto nawarzył piwaChciałbym jeszcze raz podkreślić, że mamy do czynienia z wyrafinowanym przekazem systemowym, który jest w pełni kontrolowany. Przekaz ten w wymienionych przeze mnie warstwach różni się diagnozą sytuacji, ale w żadnej z nich nikt nie odważy się na podanie systemowych przyczyn zbliżającego się nieszczęścia, takich jak opisana wcześniej ekspansja kredytowa i iluzja nieskończonego wzrostu wykładniczego. Mało tego, wypowiedzi, szczególnie w warstwie drugiej, czyli koncesjonowanych krytyków, są tak skonstruowane, by poczucie winy za kryzys zaszczepić w zwykłych ludziach.
W głównej oficjalnej wersji kryzys w zasadzie się skończył (warstwa pierwsza przekazu). Teraz jednak zajmujemy się inną oficjalną wersją mówiącą o tym „właściwym” kryzysie, który dopiero nadchodzi (warstwa druga przekazu). Pojawiają się tu wypowiedzi, w których autorzy uporczywie maskują prawdziwe przyczyny problemów. Jeśli już muszą mówić o przyczynach to podają wyjaśnienia banalne, naiwne lub dziecinnie głupie, a maskują to aroganckim tonem i retorycznym efekciarstwem (teoretycznie bardziej wymagający odbiorca tych wypowiedzi musi z konieczności takie wyskoki traktować jako „puszczenie oka”). „[Miejmy nadzieję], że Europa i Stany Zjednoczone przestaną w końcu tylko pożyczać, zachowując się jak dwie stare dziwki, kłócące się o ostatnich klientów, którzy lecą jeszcze na ich wątpliwe wdzięki.” (Jacques Attali: „Zachód zbankrutuje za 10 lat”, Europa 11/2010) „Wymownym symbolem tej sytuacji [konserwowania biedy przez fundusze ze wspólnej polityki rolnej] jest sklep wielobranżowy Troll we wsi, w której mieszka mój teść. Przed sklepem zawsze stoi kilku «trolli», którzy mają renty i dopłaty z Unii, wystarczające dokładnie na to, żeby od rana pić tanie wino lub piwo.” (Krzysztof Rybiński: „Patologie polskiego rozwoju”, Europa 11/2010).
Poza zamaskowaniem prawdziwych przyczyn problemów, celem wypowiedzi w tej warstwie jest, jak wspomniałem, zaszczepienie poczucia winy w zwykłych ludziach. „Zachód dostał zadyszki. Zmęczony, borykający się z kryzysem demograficznym, przestał się rozwijać, nie godząc się jednocześnie na obniżenie poziomu życia, co powinno stanowić naturalną konsekwencję tego stanu rzeczy...” (Jacques Attali: „Zachód zbankrutuje za 10 lat”, Europa 11/2010) „Przez minione dwie dekady żyliśmy ponad stan. Utrzymywaliśmy za wysoki poziom konsumpcji przy zbyt niskim poziomie inwestycji.” (Krzysztof Rybiński: „Patologie polskiego rozwoju”, Europa 11/2010). Takie wypowiedzi firmują ludzie, którzy prawdopodobnie muszą znać konsekwencje ekspansji kredytowej i muszą wiedzieć, że podawane przez nich przyczyny problemów są co najwyżej wtórne w stosunku do przyczyny strukturalnej. Wygodnie jest jednak epatować zawyżoną konsumpcją „zawinioną” przez społeczeństwo. Niewiarygodny fałsz tych wypowiedzi polega na tym, że próbuje się wmówić współodpowiedzialność za nadchodzącą katastrofę tym, którzy znajdują się na samym dole piramidy, tym, których zasoby są właśnie drenowane w tym niesprawiedliwym systemie. Jest to podstępna narracja serwowana nam przez system. Jej celem jest wyprzedzająca pacyfikacja nastrojów społecznych. Jeśli faktycznie przyjdzie katastrofa, ludzie w desperacji mają obwiniać sami siebie, zamiast zbuntować się przeciwko systemowi.
Jestem pewny, że gdy wiedza o konsekwencjach ekspansji kredytowej będzie stawać się coraz bardziej powszechna, autorytety poraz kolejny oburzą się przeciwko „teoriom spiskowym”. Ci sami lub inni zadaniowi ekonomiści będą zaś pouczać lud, by nie wierzył oszołomom, bo tuż zza rogu wyłazi już krwiożerczy faszyzm czy dowolny inny straszak. I wrócą do tłumaczenia ludziom, że sami są sobie winni. A następnie system zaordynuje nam taką kurację uzdrawiającą i takie zaciskanie pasa połączone z uruchomieniem środków bezpieczeństwa dla uniknięcia anarchii, faszyzmu etc., że będziemy śpiewać bardzo cieniutko. Ale „atrakcje” kuracji uzdrawiającej to zaledwie przygrywka do tego, co szykuje nam system. Jeśli rzeczywiście jesteśmy czemuś winni, to tylko temu, że nie słuchaliśmy ostrzeżeń, które pojawiają się od dziesiątek lat (trzeba było tylko chcieć ich szukać) i nie zbuntowaliśmy się znacznie wcześniej.
Oficjalny przekaz poucza, jak wypić to piwoW artykułach, które już tu przytaczałem, są także recepty na nadchodzący nieuchronnie kryzys. A między wierszami można wyczytać prawdziwą grozę tych recept. Zacznijmy od Jacquesa Attali. Attali prognozuje, że do 2020 roku większość państw UE łącznie z Wielką Brytanią czy Francją przestanie spłacać dług publiczny. Nastąpi globalna inflacja, masowe bankructwa w przemyśle (efekt domina). Może dojdzie do kilku spektakularnych samobójstw prezesów firm czy bankierów, ale nie ucierpi nikt z rdzenia systemu, oni zresztą nie należą do osób publicznych (przypomnijmy sobie Ryszarda Krauze – to w jego poczekalni minister Kaczmarek czekał na audiencję). Najbardziej ucierpią zwykli ludzie. Zbankrutują fundusze emerytalne i całe państwa – emeryci i rzesza innych ludzi uzależnionych od pomocy socjalnej w tym ofiary masowego bezrobocia – zostaną bez środków do życia.
Osobiście sądzę, że skala tych nieszczęść będzie inteligentnie dozowana przez system. Ludzie i tak nie będą mieli możliwości buntu, bo z jednej strony nie mają szans w porównaniu ze współczesnymi środkami przymusu, a z drugiej strony ewentualne ośrodki buntu będą infiltrowane i zależnie od potrzeb – likwidowane lub wykorzystywane do ukrytego sterowania sytuacją przez system. Chodzi o to, by uświadomić ludziom nędzę ich położenia i sprawić, by byli wystarczająco zrozpaczeni i zdesperowani, by bez szemrania zgodzić się na rozwiązania, które zostaną im zaproponowane.
Jacques Attali zauważa: „Historia uczy nas, że kryzysy długu publicznego są finalnym etapem zmierzchu danego państwa, gdy próbuje ono utrzymać poziom życia głównie dzięki zadłużeniu.” Następnie zwraca uwagę, że finansowanie upadających członków UE przy dzisiejszym poziomie integracji nigdy nie będzie efektywne. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że krytycznie zadłużone są państwa UE, ale Unia Europejska jako taka nie ma dziś żadnych długów, to rozwiązanie nasuwa się samo. Unia Europejska mogłaby dziś pożyczyć kolosalne sumy, rzędu bilionów Euro. Pozwoliłoby to na prawdziwą reorganizację finansów upadających państw, zamiast stosowania ćwierćśrodków, w które nikt nie wierzy. Attali nie ukrywa, że końcowym efektem będzie stworzenie pełnoprawnego państwa ze stolicą w Brukseli: „To może być właśnie okazja, aby dzięki kryzysowi pójść o kilka kroków dalej. Być może Europa w końcu zrozumie, że jedyna dobra droga, jedyna szansa na ratunek to więcej Europy, a nie mniej.” W kontekście tych planów nowego znaczenia nabiera fakt rezerw złota Unii Europejskiej, które wynoszą 11 tys. t i są znacznie wyższe niż indywidualnych krajów należących do UE razem wziętych. Dla porównania USA ma 8 tys. t rezerw złota.
Krzysztof Rybiński nie roztacza tak ambitnych prespektyw jak Jacques Attali. Sądzę jednak, że podpisałby się pod zasadą „więcej Europy” obiema rękami. Póki co celem projektu „Krzysztof Rybiński” jest zapewne totalna krytyka ekipy Tuska, by skupić w ten sposób społeczne frustracje przeciwko błędom i zaniechaniom tej ekipy, a następnie płynnie przenieść formalną władzę na kolejny systemowy projekt polityczny. O ile zidiocenie lub zobojętnienie społeczeństwa będzie wystarczające, to może to być choćby PJN.
Rażąco absurdalny systemZastanówmy się przez chwilę raz jeszcze nad skalą absurdu systemu walutowego, tym razem z innej strony. Spróbujmy spojrzeć systemowo na bogactwo składające się na kraj, pomijając na chwilę pieniądze, które bogactwo tylko symbolizują (w zasadzie pieniądze powinny służyć tylko do wymiany realnych dóbr). Dziesiątki milionów ludzi w poszczególnych krajach ciągle pracują, wytwarzając imponujące bogactwo, które jawi się naszym zmysłom każdego dnia: to nasze otoczenie, nasza cywilizacja. Nie zbudowała się ona sama za dotknięciem magicznej różdżki. Zdecydowana większość z nas żyje w przytulnych mieszkaniach i jesteśmy przyzwoicie zaopatrzeni w podstawowe dobra. Nie brakuje nam jedzenia, ubrania, a nawet stać nas na drobne przyjemności. Sami wytwarzamy bogactwo i – dzięki wymianie, która stanowi jeden z filarów cywilizacji – korzystamy z bogactwa wytwarzanego przez innych. Dzięki innowacyjności, którą gatunek homo sapiens ma w genach, dziś pracujemy trochę mniej i żyjemy dużo bardziej komfortowo niż przed setkami czy tysiącami lat.
Teraz uwaga: zdaniem wielu ekonomistów zbliża się dzień, w którym nadejdzie katastrofa. Wielu z nas, może większość, straci pracę, wielu straci mieszkania, niektórzy firmy, systemy socjalne upadną, staniemy się nędzarzami, będziemy głodować. W najlepszym przypadku po odczekaniu w wielogodzinnej kolejce i przy odrobinie szczęścia dostaniemy raz dziennie darmową zupę i może trochę chleba. Pojawia się pytanie, jakie to bogactwo spośród tych, które dotychczas nam tak dobrze służyły, ulegnie zniszczeniu? Czy przyczyną kryzysu będzie trzęsienie ziemi, powódź albo pomór zwierząt? A może nagle przestaną działać wszystkie wynalazki, które w ciągu dziesiątek lat tak skutecznie usprawniły produkcję?
Nie. Zabraknie pieniędzy, które ludzie, firmy i rządy winne są bankierom. Pieniędzy, które banki przez lata „pracowicie” tworzyły z niczego, by nam je pożyczać. Pożyczki te teoretycznie służyły temu, byśmy mogli się rozwijać i bogacić. Teoria jest taka, że bankierzy właściwie to nawet nie chcą tych domów, fabryk, świń itd., które przestały być własnością zbankrutowanych ludzi i firm, bo niby po co bankierowi te dobra. Ale umowy są umowami i zgodne z prawem musi nastąpić egzekucja długów – inaczej być nie może. Zamieszki są bezprawne, dlatego – jeśli do nich dojdzie – zostaną stłumione (funkcjonariusze policji i wojska nie będą narzekać na brak pracy). Tym, którzy przeżyją, jakoś zorganizuje się życie na nowo. Ktoś w końcu będzie musiał znowu pracować.
Absurd tego systemu jest tak rażący, że owi wieszczący ekonomiści wspomniani na wstępie mają kłopot z sensownym opakowaniem swoich tez, czyli tak, by zbyt wcześnie nie wydało się, jak bardzo społeczeństwa zostały oszukane.
Eksperyment myślowyWyobraźmy sobie taki hipotetyczny plan ratunkowy oparty na przepływie bogactwa i redukujący znaczenie obecnego systemu walutowego. Jeśli realnie kraj funkcjonuje dobrze, a problemem są wyłącznie pieniądze i długi, to dla uniknięcia nieuchronnej katastrofy narodowej (jeśli przyjmiemy, iż żadna ze stron nie chce rozpadu społeczeństwa i państwa) zastosujemy iście rewolucyjny środek – opcję zerową. Logicznie biorąc, zadłużenie osób, firm i rządu, powinno równoważyć się wierzytelnościami innych osób i firm. Gdybyśmy zatem na mocy państwowego dekretu anulowali wszystkie długi, to automatycznie zniknąłby czynnik wiodący do katastrofy.
Sprytny ekonomista może zanegować ten plan ratunkowy, mówiąc, że system nie jest zamknięty. Jeśli jakieś państwo sprowadza więcej dóbr niż wysyła za granicę, to opcja zerowa nie likwiduje problemu długów. To słuszna uwaga, przejdźmy zatem o poziom wyżej – do systemu międzynarodowego. W uproszczonej analizie weźmy pod uwagę same długi narodowe krajów. Okazuje się, że praktycznie wszystkie kraje mają długi (choć różnią się one wielkością). Komu wszystkie kraje (czyli wszyscy ludzie na Ziemi) są winne pieniądze? Ufoludkom?
Ekonomista może dalej argumentować, że kraje rozwinięte są utrzymywane przez kraje rozwijające się, głównym przykładem są Chiny. Jest prawdą, że kraje rozwinięte wykonały poniekąd samobójczy a na pewno destabilizujący krok polegający na przeniesieniu pracy do krajów rozwijających się. Nadal jednak w kategoriach realnego bogactwa trudno przyjąć, że Chińczycy, Hindusi, którzy dopiero odrabiają cywilizacyjne zaległości, są dziś niezbędni, by utrzymać cały świat zachodni. Dlaczego nie można uruchomić produkcji z powrotem na Zachodzie, likwidując przy okazji bezrobocie? Następnie oddać długi. Nawiasem mówiąc, w tym układzie katastrofa prędzej grozi krajom rozwijającym się – katastrofą byłaby dla nich utrata zachodnich rynków zbytu, czyli w istocie – utrata realnego bogactwa, które przepływa do tych krajów za tanią pracę, którą mają do zaoferowania.
Ekonomista może posłużyć się jeszcze jednym argumentem dla wytłumaczenia, jak to się dzieje, że wszystkie kraje mają długi. Otóż nadrzędnym wierzycielem świata jest MFW i Bank Światowy. A skąd pochodzi bogactwo tych instytucji? Od ufoludków czy może raczej z „pracowitego” wklepywania zer na kontach?
Przebijanie się przez problematykę ekonomiczną nie jest może tak ciekawe jak polityczne igrzyska, ale dużo wskazuje na to, że od tej strony trzeba zacząć, by zrozumieć naturę opresyjnego systemu, w którym żyjemy. Musimy nieustannie ponawiać próby głębokiego zrozumienia sytuacji, gdyż w przeciwnym razie nie będziemy w stanie nawet postawić sobie właściwych celów politycznych. Może to przykre, ale bez pełniejszej świadomości sytuacji, polskie środowisko patriotyczne nie będzie nawet poważnym przeciwnikiem dla systemu. Jeśli jednak już zdecydujemy się zawalczyć z systemem na serio, musimy liczyć się z najbardziej brutalną odpowiedzią, co oznacza, że musimy przygotować plany na każdą ewentualność. Tymczasem, korzystając ze społeczności sieciowych, wymieniajmy wiedzę, opinie i pomysły.