Wystąpienia na konferencji w Jachrance cz. 6 Jarosław Kaczyński "Mój brat był człowiekiem Solidarności".

Przez Margotte , 25/12/2010 [14:27]
Kontynuuję zamieszczanie transkrypcji wystąpień w Jachrance. Pierwszą część konferencji "Lech Kaczyński - pamięć i zobowiązanie" poświęconej idei Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i temu, jakie z niej wynika przesłanie dla nas, podsumował Jarosław Kaczyński. (Nasza pełna relacja z konferencji w Jachrance (audio, foto i video): http://www.blogpress.pl/node/6842 ) "Szanowni Państwo, Przede wszystkim muszę podziękować wszystkim, którzy zechcieli tu przybyć, w szczególności tym, którzy zechcieli zabrać głos, powiedzieć wiele ważnych prawd na temat mojego brata, jego koncepcji politycznej, jego praktyki jako prezydenta Rzeczypospolitej i szerzej, jako polskiego polityka. Jest chyba w tej chwili chyba przedwczesnym podejmowanie próby pełnej syntezy tej prezydentury i tej politycznej drogi. To co zostało już tutaj powiedziane jest ogromnie istotne, jest prawdziwe. Nawet gdybym chciał, gdybym miał takiego rodzaju wolę, nie byłbym w stanie, trzymając się prawdy, trzymając się zasad uczciwości, podjąć tu jakiejś polemiki. Ale jeśli zostałem zobowiązany przez organizatorów do tego, by coś podsumowywać to może zacznę tak. Mój brat był człowiekiem Solidarności. Te słowa wypowiedziane na jego pogrzebie przez pana przewodniczącego Śniadka, któremu dziękuję za obecność tutaj, oddawały w możliwie najkrótszej formule istotę tego wszystkiego, co w życiu publicznym, w życiu społecznym, a także w swoim życiu zawodowym, bo był przecież specjalistą nie tylko od prawa, ale od prawa pracy, czynił, czym się w życiu zajmował. W życiu dorosłym, w życiu świadomym. Otóż kwestia Solidarności, to wszystko co wiąże się nie z tym słowem, a z tym wielkim, jednym z największych w dziejach ruchem społecznym jest kwestią nieprostą, kwestią wysoce skomplikowaną. Solidarność była właśnie ogromnym ruchem społecznym, ruchem który w sposób trwały podważył, a w końcu obalił komunizm w Polsce, i przyczynił się z całą pewnością do obalenia komunizmu w całym świecie. W tym sensie był to ruch, który zmienił nasz kraj, zmienił Europę, zmienił świat. Ale był to jednocześnie ruch, który zrodził się w określonych okolicznościach, w państwie komunistycznym, w jego strukturach społecznych, gospodarczych, państwowych, w tym stanie świadomości, który w sposób nieunikniony był związany z funkcjonowaniem państwa socjalistycznego, państwa socjalizmu realnego, jak to wtedy nazywano. Był to więc ruch bardzo mocno związany ze swoim czasem, a jednocześnie ruch wychylony ku przyszłości, ku Polsce niepodległej, Polsce demokratycznej, a więc ruch z natury rzeczy mający przed sobą szczególne zadanie, to znaczy zadanie weryfikacji własnych idei i własnej praktyki. I jeśli Lech Kaczyński, jeśli mój brat uczynił w polskim życiu publicznym coś szczególnie istotnego, to sądzę, że była tym właśnie ta weryfikacja, pozytywna weryfikacja i racjonalizacja solidarnościowego myślenia i jego dostosowanie do nowych czasów. Tak to zresztą rozumiał, tak o tym mówił, chociaż to była prawda, którą przekazywał przede wszystkim prywatnie, przekazywał w tym sensie, iż opowiadał o celu tego przedsięwzięcia, w którym uczestniczył. Mówił o tym, kiedy był pierwszym zastępcą przewodniczącego Solidarności i na co dzień kierował jej pracami. Mówił o tym także później, gdy pełnił różne funkcje państwowe, a pełnił ich wiele. I wreszcie wtedy, kiedy był prezydentem. W tym sensie jego rola, chociaż od razu podkreślam, że mówię tu o tym na tej właśnie płaszczyźnie była podobna do wielkich, wybitnych polityków polskich okresu porozbiorowego, okresu odzyskiwania niepodległości. Oni też stanęli wobec pewnej tradycji innej, nie tak zorganizowanej, mianowicie tradycji insurekcyjnej i mieli zadanie, historia postawiła im zadanie tej tradycji zweryfikowania. Zweryfikowania to nie znaczy w żadnym wypadku odrzucenia, bo cele pozostawały te same. To było pytanie o metody, pytanie o przystosowanie do nowych czasów. Uczyniono to, jak wszyscy państwo wiedzą, jak wiedzą wszyscy, którzy znają polską historię, na dwa sposoby. Jeden z tych sposobów to ścisła weryfikacja, ale jednocześnie też pełna kontynuacja tradycji insurekcyjnej przez Józefa Piłsudskiego, druga weryfikacja to weryfikacja dokonana przez Romana Dmowskiego, weryfikacja głębsza, dalej idąca, ale jednocześnie nietracąca z oczu tego ostatecznego celu. Mój brat chciał zbudować Polskę solidarną, Polskę, która byłaby w całym tego słowa znaczeniu, odwołam się tu do tego, co powiedziała pani profesor Zyta Gilowska, domem wszystkich Polaków, bo takie w istocie były cele Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność. I takie cele wynikały także z jego uczestnictwa w tych starszych przedsolidarnościowych tradycjach, które były wprowadzone przez edukację domową, a w jakiejś mierze, bo trafiał na dobrych nauczycieli, także przez edukację szkolną i to później wprowadzoną, niż na poziomie wyższym. Chciał tego, ale z drugiej strony wiedział, że działa w okolicznościach zupełnie innych niż te, które miały miejsce w momencie Solidarności powoływania, w momencie spisywania pamiętnych na zawsze, pozostających w naszej historii 21 postulatów, postulatów, których zresztą część, pisał, można powiedzieć, własną ręką. Chciał się z tego zadania wywiązać na różnych płaszczyznach, na tej wewnętrznej i dlatego wbrew temu, co mu przypisywano, wbrew temu całkowicie zakłamanemu obrazowi, tak dużą wagę przywiązywał do spraw gospodarczych i społecznych, a także w wymiarze międzynarodowym, w tym wymiarze, który dotyczył, po pierwsze, polskiej niepodległości i bezpieczeństwa, po drugie polskiego statusu jako państwa w Europie i w świecie, i po trzecie, polskiej pozycji, bo te trzy sprawy, choć do siebie w jakiejś mierze zbliżone, trzeba od siebie oddzielić i on je oddzielić potrafił. Czynił to w trzech etapach, można powiedzieć, tym pierwszym trwającym niestety krótko, bo trwającym tylko dwadzieścia kilka miesięcy, kiedy współdziałał z rządem o podobnych celach i podobnych poglądach, i później, kiedy przyszło mu działać, nie tyle we współdziałaniu, co w nieustającej, choć nie przez niego narzuconej konfrontacji z rządem o poglądach, można powiedzieć, całkowicie przeciwnym. W tej części pierwszej swojej aktywności jako prezydent mógł skutecznie oddziałać na różne dziedziny życia społecznego i tych zadań się podejmował. Podejmował się wtedy, kiedy po prostu nie było innego wyjścia, jak np. w sprawie rozwiązania Wojskowych Służb Informacyjnych, jeszcze za czasów rządów pana Marcinkiewicza i wtedy kiedy sytuacja była już inna, kiedy jego doświadczenie związkowe, jego pozycja jako działacza związkowego bardzo sprzyjała możliwościom skutecznego działania. Potrafił w tych działaniach, trzeba to też bardzo mocno podkreślić, być skutecznym. Można tu postawić pytanie czy kierował się jakąś skonkretyzowaną doktryną. Rozmawiałem o tym ostatnio, dostałem nawet różnego rodzaju propozycje na piśmie, np. propozycję, by połączyć aktywność w tej dziedzinie w szczególności Lecha Kaczyńskiego z teoriami Johna Rawlsa, teoriami bardzo wpływowymi na dzisiejszym zachodzie, ale muszę jasno powiedzieć, gdybym to uczynił, to być może dodał bym w jakiejś mierze splendoru tej aktywności, ale powiedziałbym oczywistą nieprawdę. Nie dlatego, żeby te teorie były mojemu bratu nieznane, były znane, były znane, dlatego, że, jak tu już mówiono, był erudytą, interesował się bardzo różnymi dziedzinami życia, ale były znane przede wszystkim dlatego, że odnosiły się bezpośrednio do kwestii związanych z jego zawodem: prawo pracy i polityka społeczna, że pisał o nich także w swojej habilitacji. Ale był przeciwnikiem, zdecydowanym przeciwnikiem, zamykania kwestii społecznych w jakieś bardzo zwartej, wewnętrznie koherentnej doktrynie. Uważał, że to jest błąd, że praktyka społeczna jest zawsze bogatsza, niezależnie od tego, jak doktryna jest zręcznie sformułowana i, jak w wypadku koncepcji Rawlsa, później wielokrotnie weryfikowana i zmieniana, jednak zawsze jakoś odbiega od rzeczywistości. A tą rzeczywistość znał, znał jej bardzo różne aspekty i potrafił w ramach tej rzeczywistości funkcjonować. Jego doktryna, była w gruncie rzeczy, tylko i wyłącznie związana z ideą najważniejszą, z ideą, o której już mówiłem, z tym, że powtórzę to jeszcze raz, był człowiekiem Solidarności. Był i chciał być. Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, to trudno tutaj dodać coś do tego, co zostało już powiedziane, przynajmniej jeśli chodzi o ten zarys ogólny, poza tym może, że bardzo mocno podkreślał w swojej polityce, ale także przede wszystkim nie w tym co mówił, a w tym co robił, aspekty prawne. Wiedział, że Unia Europejska jest strukturą opartą o bardzo zresztą rozbudowany, nadmiernie rozbudowany, mamy tu do czynienia z przeregulowaniem, system prawny. Z jednej strony miał do tego stosunek krytyczny, bo wiedział, że to przeregulowanie jest wysoce wątpliwe z punktu widzenia celowości, ale z drugiej strony doskonale zdawał sobie sprawę także i z tego, że dla takiego kraju jak Polska, a więc kraju, który przynajmniej w tym momencie nie dysponuje atutem jakiejś wielkiej siły, czy to militarnej czy to gospodarczej, czy to w jakiejś innej dziedzinie, funkcjonowanie w ramach prawa i strzerzenie prawa europejskiego, odrzucanie tych praktyk, które w gruncie rzeczy to prawo kwestionują, jest bardzo groźne. Jego postawa wobec Irlandii to było nie tylko, i tutaj pozwolę sobie na pewne uzupełnienie, niewłączanie się do tego chóru, odmawianie udziału w nacisku na Irlandię, ale to było także nieratyfikowanie traktatu lizbońskiego, mimo bardzo dużej presji wywieranej z różnych stron, ze względu na to, że w świetle europejskiego prawa po referendum w Irlandii ten traktat po prostu nie istniał. Czyli, krótko mówiąc, jego ratyfikacja byłaby ratyfikacją czegoś co nie obowiązuje, chyba że przyjąć koncepcję, wedle której tak naprawdę obowiązuje tylko po prostu bieżąca wola najsilniejszych państw. A przyjęcie takiej koncepcji oznaczało w gruncie rzeczy nic innego jak rezygnacje z suwerenności, bo prawo Unii Europejskiej, cokolwiek można mu zarzucić, w sensie tym najgłębszym suwerenności państw nie kwestionuje, nie kwestionuje przez to, że Unia pozwala wystąpić ze swoich szeregów i nie kwestionuje także poprzez to, że w wielu sprawach zasadniczych potrzebna jest jednak zgoda wszystkich. I potrzebna była także zgoda Irlandii, a jej wewnętrzne przepisy nakazywały, by taka zgoda była wyrażona w referendum. Stąd ta postawa, postawa, która budziła sprzeciw poza Polską, właśnie w tych najpotężniejszych stolicach, no może poza jedną, ale to jest nie do zaakceptowania, lecz do zrozumienia, taki był ich interes, ale budziła potężne sprzeciwy także w Polsce. Bo sensem pracy i, chyba mogę użyć tego słowa, chociaż ono nie jest popularne, walki Leszka było także i to, by nie dopuścić do dominacji polskich elit, które nie chcę dawać tutaj żadnych przymiotników, które tych prawd czy to z nieświadomości, niewiedzy, bo pamiętajcie Państwo, że w tej grupie ta nieświadomość, niewiedza, jest wystarczająco rozpowszechniona, czy to z premedytacji przyjmować nie chciała. I los mojego brata w wielkiej mierze został przez tą walkę określony. To co spotkało go jako prezydenta Rzeczypospolitej wymagało rzeczywiście od niego wyjątkowej odporności, pan profesor mówił tutaj o heroizmie, przyłączę się do tego sformułowania. I ta determinacja, z którą działał, z którą chciał działać, była także motywem tej jego ostatniej wyprawy. Wyprawy, z której niebezpieczeństw zdawał sobie sprawę, co nie oznacza, żeby przewidywał, że skończy się ona tak, jak się ona skończyła, ale uważał, choć proponowano mu inne rozwiązania i to były propozycje nie tylko te składane publicznie przez jego wrogów, ale także składane przynajmniej przez tych, którzy wówczas przedstawiali się jako jego przyjaciele, otóż te propozycje odrzucał, gdyż był głęboko przekonany, że właśnie w Katyniu powinien powiedzieć kilka prawd, przekazać kilka prawd najbardziej zasadniczych, najbardziej zasadniczych dla naszego narodowego bytu, dla naszego narodowego samopoczucia, dla politycznego myślenia Polaków. A prawda o tym, że racje nie są rozłożone równo, że rację mają ci, którzy walczą o wolność, była, jak sądzę, najbardziej podstawowa. I sądzę, że jeśli chcemy, a warto, tradycję, którą budował Lech Kaczyński kontynuować, jeśli chcemy jego plany wcielać w życie, to musimy o tej prawdzie przede wszystkim pamiętać. Dziękuję bardzo".
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

14 years 9 months temu

Nie ma pan sobie nic do zarzucenia?

- Żałuję tylko jednego. Chciałbym cofnąć czas i coś powiedzieć Lechowi Kaczyńskiemu. To bardzo osobista rzecz, coś serdecznego.

LINK

Lech Kaczyński o Tusku:

Powtarzam, że w mojej opinii u Donalda Tuska motywacja osobista odgrywa rolę zbyt dużą jak na polityka, który powinien przede wszystkim dbać o kraj. To wykluczało porozumienie [chodzi o PO-PiS].

Przykro mi to powiedzieć, ale nie wierzę, że da się w jakimkolwiek stopniu porównać moje i Tuska przywiązanie do kraju jeśli idzie o stosunek pomiędzy interesem państwa a prywatnymi aspiracjami /Lech Kaczyński - Ostatni Wywiad, Ł. Warzecha, Prószyński i S-ka, 2010/