Wystąpienia na konferencji w Jachrance cz. 4 Andrzej Waśko "Patriotyzm Lecha Kaczyńskiego"

Przez Margotte , 17/12/2010 [20:59]
Kontynuuję zamieszczanie transkrypcji wystąpień w Jachrance. Jednym z prelegentów na konferencji "Lech Kaczyński - pamięć i zobowiązanie" którzy mówili o idei Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i o tym, jakie z niej wynika przesłanie dla nas był profesor Andrzej Waśko. (Nasza pełna relacja z konferencji w Jachrance (audio, foto i video): http://www.blogpress.pl/node/6842 ) Transkrypcja wystąpienia profesora Andrzeja Waśko: "Jaki był patriotyzm prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Patriotyzm Lecha Kaczyńskiego znosił w materii intelektualnej dwie fałszywe alternatywy, które rządzą myśleniem polskich elit politycznych w III RP. Dwie fałszywe alternatywy, które rządzą myśleniem dziennikarzy, rządzą myśleniem osób mających wpływ na opinię publiczną. Jakie to były alternatywy, które znosiła myśl i refleksja prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Po pierwsze to było zniesienie alternatywy między historią i tradycją, a młodością i nowoczesnością. To nie jest tak, że mamy dwie Polski, tę dawną i tę młodą. W myśli prezydenta Kaczyńskiego Polska dawna i Polska nowa, młoda były jednością. Ten patriotyzm był jednością Polski dawnej i Polski nowej. A drugą fałszywą alternatywą jaką kwestionował Lech Kaczyński to była alternatywa pomiędzy patriotyzmem wspomnień, symboli i imponderabiliów narodowych a patriotyzmem dnia dzisiejszego, patriotyzmem konkretów, spraw gospodarczych, społecznych, infrastrukturalnych. Tu też nie ma żadnej alternatywy, postawa patriotyczna polega na tym, że imponderabilia i realia są jednością. Właśnie takiej jedności realiów i imponderabiliów uczą te teksty, które pozostawił po sobie śp. Prezydent. Te teksty, które są tekstami oficjalnych wystąpień, przemówień, wykładów. Polityk pełniący tak ważną funkcję społeczną ma mnóstwo okazji, by mówić na te tematy, ale jednocześnie w swoich wypowiedziach jest skrępowany bardzo ścisłymi konwencjami takich wypowiedzi. Nie każdy potrafi wpleść w nie ten element osobistej, własnej refleksji, własnej wizji. Prezydent Kaczyński niewątpliwie posiadał własną wizję Polski, którą realizował i którą można dziś odczytać z pozostałych po nim wypowiedzi. Tym, co przede wszystkim uderza w tych wypowiedziach, w sposobie myślenia jest ogromna szczegółowa znajomość historii Polski i dziejów Europy. Prezydent jak nikt inny rozumiał co znaczy dane wydarzenie historyczne dla współczesności i potrafił odwołać się do historycznej argumentacji w uzasadnianiu polskiego interesu narodowego, a także w krytyce stanowisk i poglądów, z którymi był w sporze. Cechowała go w tym zakresie nie tylko erudycja, ale też wyjątkowa umiejętność sięgania do posiadanej wiedzy po argumenty, argumenty które formułowane zwięźle i prosto, ale co do meritum mocne i nie do odparcia w polemice. To była jedna z tych cech osobistych prezydenta Kaczyńskiego, którą jego przeciwnicy konsekwentnie wymazywali z jego publicznego wizerunku. Wbrew popularnym ideologiom, które niezależnie od różnic dzielących obóz postkomunistyczny czy liberalny, nowoczesną tożsamość Polaków postrzegały jako efekt modelu transformacji kulturowej, który przyjęto po roku 1989, pod hasłem: „Wybierzmy przyszłość”, Lech Kaczyński był przekonany, że tożsamość polska jest co do swej istoty trwale określona i zdefiniowana przez naszą historię. Zadanie związane z tożsamością polską na dziś widział też nie w wychowaniu nowego Polaka poprzez pozbawianie młodzieży świadomości historycznej, ale w połączeniu sprawności i kreatywności wymaganych w nowoczesnym świecie z pamięcią i z rozumieniem polskiego dziedzictwa. Znał doskonale krytykę polskiej martyrologii i dlatego pośrednio odpowiadał na nią definiując to co uważał za istotę polskości w czasie licznych obchodów, rocznic narodowych, w których uczestniczył. Na przykład w czasie uroczystości obchodów 70. rocznicy bitwy pod Kockiem 4 października ubiegłego roku mówił tak: "Warto sobie postawić pytanie, dlaczego teraz w wolnej i bezpiecznej Polsce, w jednoczącej się Europie, co roku myślą wracamy do walk, do cmentarza wojennego w Kocku, do setek innych nekropolii wojskowych i cywilnych, do pomników i miejsc pamięci". I odpowiadał na to w ten sposób: „Wracamy, bo jesteśmy narodem ceniącym pokój, ale też kochającym wolność i niezależność, w ich obronie gotowym do wielu poświęceń i do walki”. Myślę, że w tym rozróżnieniu między tym, co Polacy cenią – pokój, a tym co kochają – wolność, najkrócej ujęta jest wizja polskiej tożsamości, jaką miał Lech Kaczyński. Wpisuje się ona w staropolską rycerską tradycję, w tradycję romantyczną i w tradycję II Rzeczpospolitej, która też nie znała pojęcia pokoju za każdą cenę. Kochała bowiem wolność i w jej imię była gotowa do poświęceń i do walki. Prezydentowi zarzucano więc, że ta wizja polskiego patriotyzmu nie ma zastosowania w dzisiejszym świecie, opartym na pokojowej współpracy i rywalizacji. Na te zarzuty on udzielał odpowiedzi i to odpowiedzi opartej nie na skojarzeniach historycznych, ale na jego doświadczeniu jako prezydenta, przywódcy współczesnego państwa europejskiego. „Mnie ciągle przekonują – mówił w wywiadzie radiowym 9 maja ubiegłego roku, że przecież żyjemy w zupełnie innej Europie, ale to nie oznacza, że nie ma możliwości jakiejkolwiek powtórki, ona będzie inna. Nie wyobrażam sobie totalitaryzmu w Europie z powrotem, przynajmniej nie w dającym się przewidzieć czasie, wątpię, aby w Europie mogła wybuchnąć wojna, choć nic nie jest wykluczone, ale to nie oznacza, że niektóre mogą nie być całkowicie zdominowane przez obce wpływy, że interes poszczególnych państw czyli narodów może być w ogóle nie uwzględniany. Nie ulega wątpliwości, że choć Polski w tym kontekście nie wymienił, miał ją na myśli. Obrona przed możliwością zdominowania Polski przed całkowitym nieuwzględnianiem jej interesów na forum międzynarodowym była jego główną troską. Jak wiemy, polityka ta została ostatnio zastąpiona manifestacyjnym wręcz wycofywaniem się ze sprzeciwu w różnych sprawach strategicznych, ustępstwami politycznymi i gospodarczymi w zamian za symboliczne gesty. Wobec tworzącego się właśnie, tak jak określał to śp. Prezydent, rusztowania europejskiego opartego o dwie stolice sąsiadujących z nami mocarstw, krytycy i następcy Lecha Kaczyńskiego przyjęli postawę polegającą na udowadnianiu, że rządzona przez nich Polska nie ma żadnych sprzeciwów, wolt czy zarzutów, że w niczym im nie zagraża. Na ten aktualny spór o politykę zagraniczną można jednak i trzeba spojrzeć przez pryzmat doświadczeń historycznych przemyślanych przez Lecha Kaczyńskiego w szerszym kontekście. Założenie, że Polska ściąga na siebie kłopoty posunięciami, które zagrażają naszym sąsiadom, jakiejś stabilizacji, że tylko rezygnacja z takich posunięć może zapewnić nam bezpieczeństwo i spokój, to założenie jawnie fałszywe w świetle faktów historycznych, którym prezydent Kaczyński w ostatnim okresie swego urzędowania, swojego życia poświęcał wiele uwagi. Takich wydarzeń, których rocznicę obchodziliśmy, agresji hitlerowskiej na Polskę, depolonizacji Kresów czy zbrodni katyńskiej. "Czym narazili się Trzeciej Rzeszy cywilni mieszkańcy Wielunia - pytał w tym mieście - zbombardowanego rankiem 1939 roku, przecież to nie był akt obrony jakichkolwiek interesów czy celów militarnych, tylko to był akt terroru przeciw cywilnych mieszkańcom małego miasteczka? Dlaczego ? Tylko dlatego, że byli oni obywatelami Polski? A w jaki sposób zagrażały Związkowi sowieckiemu kobiety, dzieci, starcy deportowani z terenów Rzeczpospolitej zajętej przez armię bolszewicką 17 września ?" Mówiąc o tych faktach, Lech Kaczyński zawsze podkreślał, że wszyscy oni podobnie jak jeńcy polscy zamordowani w Katyniu, Charkowie i Miednoje doznali śmierci i nieludzkich prześladowań nie dlatego, że w danej chwili komukolwiek w czymkolwiek zagrażali, a tylko dlatego, że ich cytuję „jedyną winą była polska narodowość”. Lech Kaczyński rozumiał bowiem, że w przeszłości wrogowie nie oszczędzali nie tylko Polaków walczących z nimi z bronią w ręku, ale także pokonanych, bezsilnych i bezbronnych. Rozumiał, że bierność i uległość nikomu i nigdy nie zapewniły bezpieczeństwa. W swoich odniesieniach do historii XX wieku stale podkreślał, że faszyzm i komunizm były systemami jednakowo zbrodniczymi i jednakowo wrogimi Polsce i temu co jest istotą polskości. Ale nie uznawał takiej symetrii win pomiędzy Polską a jej prześladowcami. Sprzeciwiał się na przykład stawianiu znaku równości między zbrodnią katyńską a epidemią, która w czasie wojny polsko-bolszewickiej zdziesiątkowała jeńców sowieckich w polskiej niewoli. Sprzeciwiał się też porównywaniu rzeczy, które są nieporównywalne, jak np. agresji sowieckiej 17 września na Polskę z zajęciem przez Polskę Zaolzia. Ale zarazem potrafił analitycznie dowieść, że aneksja Zaolzia ze względu na okoliczności w jakich nastąpiła, była naszym grzechem, za który nie wahał się przeprosić. I w stosunkach z Rosją po ujawnieniu całej prawdy o polskiej Golgocie Wschodu, jak to określał, w myśl motta Związku Sybiraków widział perspektywę - pamięci zmarłym, żyjącym pojednanie - perspektywę odpuszczenia win. Pojednanie chciał jednak opierać na prawdzie, która choćby była nawet najboleśniejsza, zawsze wyzwala. W tekście przemówienia przygotowanego na uroczystość 10 kwietnia 2010 w Katyniu znajdujemy zdanie, które mogłoby być mottem całej jego działalności, otwarcie zaprzeczającej zarówno totalitarnemu kłamstwu przed rokiem 1980, które rządziło latami jego młodości jak i temu postkomunistycznemu relatywizmowi moralnemu szerzonemu po tej dacie: „Racje nie są rozłożone równo – mówił Lech Kaczyński – rację mają ci, którzy walczą o wolność”. W tekstach o Powstaniu Warszawskim, do którego upamiętnienia prezydent przykładał tak wielką wagę przewija się też afirmacja rzadko u nas docenionej wartości moralnej, afirmacja silnej woli. Mówił: „Historia naszego narodu przez ponad półtora wieku układała się tak, że dążenie do wolności miało się łączyć z gotowością do podjęcia walki. Bywało też jednak, że poza brakiem warunków, poza brakiem sił, brakowało także jednoznacznej, nie znającej żadnych przeszkód woli. W powstaniu warszawskim było inaczej, nie cofająca się przed niczym wola w nim właśnie znalazła szczególny wyraz”. Afirmacja silnej woli włączona przez Lecha Kaczyńskiego do jego modelu polskiej tożsamości otwiera przejście od wzoru polskości odczytanego z dziejów do realizacji tego wzoru dzisiaj. Bardzo często słyszymy bowiem, że dzisiaj potrzebny jest jakiś inny wzór patriotyzmu, niż ten, który odwołuje się do pamięci narodowych rocznic, przypominania o krzywdach, jakich doznaliśmy w przeszłości. Może rzeczywiście powinniśmy się zastanowić, jaki wzór patriotyzmu jest nam potrzebny dziś? I szkoda, że ci, którzy krytykują tradycję reprezentowaną przez śp. Prezydenta nie dają na to pytanie odpowiedzi, poza taką, która starszym z nas kojarzy się z hasłem lat 70., że nowoczesny patriotyzm to wydajna praca. To właśnie jest anachroniczne, gdyż pracę Polaków napędzają dziś mechanizmy wolnorynkowe, dla jednych chęć zysku i nowoczesnego awansu, dla innych konieczność zdobycia minimalnych środków utrzymania. Patriotyzm niewiele ma z tym wspólnego. Jednak gdy ktoś się nad tym zastanawia widzi, że patriotyzm głoszony przez Lecha Kaczyńskiego jest nadal aktualny, a w świetle wydarzeń z 10 kwietnia i tego co po nich nastąpiło ten właśnie typ postawy doznał nowej i dramatycznej aktualizacji. Do żądania prawdy o Katyniu dołączyło bowiem żądanie prawdy o Smoleńsku. Nie przesądzając jaka ona jest, widzimy jasno, że rząd polski oddał śledztwo Rosji, a Rosja zachowuje się w tej sprawie w sposób całkowicie niewiarygodny. Do blokowanych przez wiele dziesięcioleci starań o upamiętnienie ofiar Katynia dołączyła się również blokowana wola upamiętnienia ofiar Smoleńska. Czy ten kto twierdzi, że powinniśmy milczeć na ten temat, a mówić o czymś innym, co rzekomo bardziej interesuje ludzi, nie wykonuje przypadkiem misji dobrych usług wobec tych wszystkich, którzy w niewyjaśnionych sprawach z bliższej dalszej i przeszłości mają coś do ukrycia? Wobec tych spraw, a zwłaszcza wobec pamięci o Lechu Kaczyńskim i wszystkich poległych w smoleńskiej katastrofie obowiązują nas dziś te same zasady, w imię których oni 10 kwietnia wyruszyli w swoją ostatnią misję. Lech Kaczyński zostawił nam w swoim testamencie ostrzeżenie przed możliwością narzucenia Polsce dominacji z zewnątrz i związany z tym imperatyw domagania się, żeby nasz narodowy interes był brany pod uwagę na forum międzynarodowym. Ale milionom zwykłych Polaków grozi dziś także wolności osobistej poprzez utratę kontroli nad warunkami, w których wykonują swoją pracę. W większości grup zawodowych Polacy poddawani są bowiem naciskom zmuszającym ich do pracy poza ustawowymi ograniczeniami jej czasu. Za wynagrodzenie nieproporcjonalnie niskie, często skazujące całe grupy społeczne na życie w ubóstwie , a tam gdzie zarobki są większe uruchamia się mechanizmy wyścigu szczurów i kontroli przybierającej niekiedy upokarzające formy. Wolność dla Polaków w coraz większym stopniu staje się iluzją nie z powodów politycznych czy nie tylko z powodów politycznych, w których zagrożona jest dziś np. wolność mediów, ale też z powodów ekonomicznych. I odpowiedzią na to zagrożenie, którą zostawił nam Lech Kaczyński jest nadal, jak mówił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów, idea solidarności jako idea społeczeństwa, w którym równoważą się interesy poszczególnych grup społecznych, bo w społeczeństwie pluralistycznym zawsze są jakieś grupy, różne interesy i zadaniem silnego państwa jest te interesy równoważyć. Państwo jest jedynym reprezentantem całego społeczeństwa, jedyną organizacją, gdzie władza pochodzi z ogólnospołecznej elekcji czyli z wyborów, podkreślił. Jeśli więc tożsamość polska spełnia się w umiłowaniu wolności i niezależności to silne i solidarne państwo polskie jest jedyną organizacją zdolną nam tę wolność zabezpieczyć, zapewnić. I to zarówno w kontekście geopolitycznym, jak i w kontekście ekonomicznym. Temu konsekwentnie służyła polityka zagraniczna prezydenta Kaczyńskiego i jego koncepcja solidarnego państwa. Osobiście nie dostrzegam dziś w Polsce żadnego programu, który w równie spójny sposób łączyłby nasze narodowe imponderabilia ze społecznymi i politycznymi realiami. I sądzę, że działanie społeczne w duchu tego programu powinno być naszym zobowiązaniem na przyszłość".