Syndrom Munchausena

Przez Dariusz Zalewski , 28/11/2010 [17:19]
Niewątpliwie Jugendamty mogą być instytucją wzorcową dla podobnych instytucji w Unii Europejskiej. Ostatnie zmiany w polskim ustawodawstwie przybliżają nas do tej, przetestowanej w Niemczech, formy instytucjonalnego odbierania dzieci rodzicom. Pan Mirosław Kraszewski w swoim artykule na Salonie24.pl wspomina, iż urzędnicy działają często powołując się na "Munchausen by proxy syndrome". To jedna z tych nowych chorób, które bardzo trudno się diagnozuje i w związku z tym trudno udowodnić, że jej się nie ma. Najkrócej pisząc, chodzi o to, że rodzice krzywdzą dzieci z uwagi na ich zaburzenia emocjonalne. W pewnych przypadkach paradoksalnie mają czynić to po to, aby okazać później szczególną troskę o swoją pociechę i zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Tak, jak już wspomniałem, termin „Syndrom Munchausena” jest bardzo pojemny i można go interpretować dość dowolnie. W praktyce każdy siniak u dzieciaka staje się przedmiotem szczególnej uwagi i troski pracowników pomocy społecznej, lekarzy czy nauczycieli. Gdy dojdą oni do wniosku, że mają do czynienia z dolegliwością, która wzięła swoją nazwę od baśniowego bohatera, o godzinie szóstej rano do domów wkraczają odpowiednie służby. Zatem Panowie i Panie – o ile obserwujecie u siebie objawy tego syndromu, leczcie się póki jeszcze czas. Za: EDUKACJA KLASYCZNA W XXI WIEKU