„Cud nad Wisłą” – legenda bitwy warszawskiej

Przez GRA-FIK , 15/08/2010 [00:52]

Data 15 sierpnia dla wielu jest datą dnia wolnego od pracy, świętem kościelnym, dniem Wojska Polskiego. Do niedawna niewiele to znaczyło dla większości ludzi. Od kilkunastu lat znów możemy w pełni mówić o szczególnym wydarzeniu, jakie miało miejsce 15 sierpnia 1920 roku. Mimo zmian politycznych, gospodarczych i innych nadal jednak wpaja się nam legendę „Cudu nad Wisłą”. Taka legenda jest bardzo wygodna i idealnie pasuje do naszej mentalności. Jesteśmy narodem, który nie lubi bohaterów. Może nie tak do końca... Nie lubimy żywych bohaterów. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że słowo „cud” ma dla nas większe znaczenie niż ludzie i ich wysiłek. Jednak cofnijmy się o 90 lat:

Prolog

Jest rok 1920. Od momentu odzyskania niepodległości minęły niecałe dwa lata. Młoda Polska ma za sobą bardzo trudny okres odzyskiwania tożsamości państwowej. Nie jest jeszcze jednolitym tworem państwowym. Mimo odzyskania części ziem dawnej Rzeczypospolitej to jednak nasz kraj stanowi zlepek trzech terytoriów należących do niedawna do trzech zaborców: Rosji Carskiej, Cesarstwa Niemieckiego i Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Odradzający się kraj ma za sobą liczne wojny graniczne: na zachodzie Powstanie Wielkopolskie, na południu pierwsze powstanie śląskie (1919), na południowym wschodzie walki z Ukraińcami (także aspirującymi do własnej niepodległości). Po 1918 raku nadal niejasna jest sytuacja granicy wschodniej. Jest tu przekładaniec ludności, wojsk, tożsamości narodowej i zwykłego bandytyzmu. Praktycznie trwają tu nieprzerwanie działania wojenne. Tej sytuacji nie próbują nawet rozwiązać zwycięzcy I wojny światowej. Dla polityków Wielkiej Brytanii, Francji i Stanów Zjednoczonych, które praktycznie wycofały się z polityki międzynarodowej, jest ziemią niczyją, którą mogą sobie dzielić, jak chcą i między kogo chcą. Żaden z krajów, którego granice stykają się z tym terytorium, nie ma zamiaru godzić się z np. z pomysłami pana Curzona, który kolorową kredką i opierając się na nie mających nic z rzeczywistością danych, narysował linię, która wkrótce będzie nosiła nazwę pochodzącą od jego nazwiska. Idea lorda Cerzona zostanie wykorzystana ponad dwadzieścia lat później przez jednego z największych wrogów niepodległości Polski – Józefa Stalina. W tym tyglu oprócz Litwinów, Białorusinów, Ukraińców najbardziej liczą się jednak Polacy i Rosjanie. Rosjanie są w trakcie największej zmiany w historii swojego kraju. Zmiana ta zadecydowała na ponad 70 lat o przyszłości tego wielkiego kraju i jego ludzi, a na połowę tego okresu dużej części jej sąsiadów. Ale na przełomie roku 1918-1919 te terytorium to ziemia niczyja.

Front polsko-bolszewicki

W grudniu 1918 wojska sowieckie zajęły Mińsk, w styczniu 1919 Wilno i Kowno. 27 lutego 1919 proklamowano powstanie Litewsko-Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Rad. Zajmowaniu terenów białorusko-litewskich przez Armię Czerwoną przeciwstawiała się jedynie ludność polska, organizując oddziały samoobrony. Jednak to bardzo często spotykało się z brutalnymi represjami. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, jakie starty poniosła ludność tych obszarów. Rząd polski, dążąc do zahamowania marszu wojsk radzieckich na zachód, zawarł 5 lutego 1919 umowę z wycofującą się armią niemiecką o przepuszczenie oddziałów Wojska Polskiego przez tereny zajęte przez Niemców. 9-14 lutego 1919 wojska polskie obsadziły pozycje na linii: Kobryń, Prużany, wzdłuż rzek Zalewianka i Niemen. Po kilku dniach do obsadzonych przez Polaków pozycji dotarła Armia Czerwona, doszło do utworzenia frontu polsko-radzieckiego na ziemiach Litwy i Białorusi. Na początku marca 1919 Polacy podjęli natarcie. Grupa wojsk generała S. Szeptyckiego zajęła Słonim i utworzyła przyczółek na północnym brzegu Niemna, grupa generała A. Listowskiego zajęła Pińsk i obsadziła rzekę Jasiołdę oraz Kanał Ogińskiego. W wyniku kolejnego uderzenia, w kwietniu 1919, Polacy opanowali Nowogródek, Baranowicze, Lidę i Wilno, to ostatnie miasto zdobyła 1 Dywizja Legionów (2,5 tys. żołnierzy) generała E. Rydza-Śmigłego i grupa kawalerii (800 żołnierzy) podpułkownika W. Beliny-Prażmowskiego. Od połowy maja do połowy lipca linia frontu się ustabilizowała.

Oddziały Wojska Polskiego utworzyły Front Białorusko-Litewski pod dowództwem generała S. Szeptyckiego. Wobec fiaska rozmów pokojowych, które Rosjanie wykorzystywali jako zasłony dymnej dla przemieszczenia swoich wojsk na dogodne pozycje, w Białowieży (czerwiec-sierpień 1919), strona polska podjęła ofensywę, zajmując Mińsk (8 sierpnia 1919), przekraczając Berezynę i zajmując Bobrujsk (29 sierpnia 1919).

Wojna polsko-bolszewicka na Ukrainie rozpoczęła się w lipcu 1919, dopiero po zakończeniu walk polsko-ukraińskich i zajęciu Galicji Wschodniej przez Wojsko Polskie po rzekę Zbrucz. We wrześniu strona polska zawarła układ z S. Petlurą, przywódcą Ukraińskiej Republiki Ludowej, w sprawie wspólnej walki przeciwko Armii Czerwonej. Wobec stanowiska generała A.I. Denikina, zmierzającego do odbudowy Rosji w granicach sprzed I wojny światowej, odmawiającego uznania niepodległego państwa polskiego, Józef Piłsudski zarządził przerwanie działań, aby nie wspierać ofensywy nieprzyjaznych Polsce białogwardzistów.

Na pomoc Łotwie

W styczniu 1920, na prośbę rządu łotewskiego, E. Rydz-Śmigły na czele 1 i 3 Dywizji Legionów wyruszył pod Dyneburg i wspierany przez znacznie słabsze siły łotewskie zdobył miasto i przekazał je Łotwie. Wykorzystując przerwę w działaniach w okresie zimowym, obie strony czyniły przygotowania do ofensywy. Armia Czerwona gromadziła siły na Białorusi, Polacy w Galicji Wschodniej.

Rząd radziecki czynił taktyczne starania o kontynuowanie rozmów pokojowych (nota G.W. Cziczerina do L. Skulskiego z 22 grudnia 1919), przygotowując jednocześnie plany ofensywy. Rząd polski odpowiedział na notę 27 marca 1920, proponując jako miejsce rokowań Borysów położony na linii frontu. Propozycja była nie do przyjęcia przez stronę radziecką z uwagi na przygotowywaną ofensywę na Białorusi. W marcu Wojsko Polskie zajęło ważne dla Rosjan punkty strategiczne: Mozyrz i Kalenkowicze, co opóźniło przesunięcie wojsk radzieckich na Front Zachodni.

Ofensywa ukraińska i białoruska

Po zawarciu umowy politycznej i konwencji wojskowej z rządem ukraińskim S. Petlury (21 i 24 kwietnia 1920), 25 kwietnia ruszyła polska ofensywa na Ukrainie. Oddziały polskie pod dowództwem E. Rydza-Śmigłego, wspierane przez oddziały ukraińskie, 7 maja 1920 zajęły Kijów, a 9 maja zdobyły przyczółki na Dnieprze. 14 maja dowództwo radzieckie rozpoczęło ofensywę nad Dźwiną i Berezyną. Uderzenie radzieckie zostało powstrzymane. 26 maja Rosjanie rozpoczęli ofensywę na Ukrainie (dowodził generał A.I. Jegorow), 5 czerwca armia konna S.M. Budionnego przerwała polską obronę pod Samohorodkiem i zagroziła odcięciem polskich oddziałów w Kijowie. 10 czerwca Wojsko Polskie opuściło miasto i w ciągłych walkach wycofywało się na zachód. Posuwająca się za Polakami Armia Czerwona dotarła pod Lwów i Zamość. Sukcesem zakończyła się także ofensywa Rosjan rozpoczęta 4 lipca na Białorusi. Do końca lipca wojska radzieckie zajęły Wilno, Lidę, Grodno i Białystok, w połowie sierpnia Armia Czerwona dowodzona przez M.N. Tuchaczewskiego dotarła do Wisły i zagroziła bezpośrednio Warszawie. W obliczu tych wydarzeń rząd L. Skulskiego podał się do dymisji.

Nowy premier S. Grabski przekazał 1 lipca pełnię władzy Radzie Obrony Państwa, w której skład wchodzili: Naczelnik Państwa, marszałek sejmu, premier, 3 ministrów, 3 przedstawicieli armii i 10 posłów. Podjęte przez dyplomację zachodnią, na prośbę rządu Grabskiego, próby mediacji nie znalazły odzewu ze strony rządu Rosji Radzieckiej. W tej sytuacji rząd Grabskiego podał się do dymisji, premierem nowego gabinetu został W. Witos. 28 lipca Rosjanie utworzyli w Białymstoku namiastkę rządu polskiego: Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski. Armia Czerwona wszystkimi siłami, zwolnionymi przez zwycięstwo nad Denikinem parła naprzód, spychając nasze wojska. Sikorski nie zdołał utrzymać Brześcia Litewskiego, na którym Marszałek Piłsudski opierał plan obrony na Bugu. Równocześnie siły sowieckie (front zachodni) dowodzone przez Tuchaczewskiego dochodziły Radzymina, czyli na przedmieścia Warszawy. Od południa zbliżały do Zamościa i Lwowa oddziały „frontu południowego” pod rozkazami Jegorowa, przy którym działał z wielką energią jako komisarz wojenny - Józef Stalin. Terenem do rozbicia sił polskich miała być na tym kierunku potężna armia konna Budionnego wypróbowana jako narzędzie zwycięstwa sowieckiego nad armiami rosyjskiej kontrrewolucji. Wytworzyła się bardzo trudna sytuacja. Upadek niepodległego Państwa Polskiego zdawał się przesądzony. W zamiarach Lenina i jego towarzyszy leżało wcielenie okrojonej od wschodu i od zachodu Polski do Rosji Sowieckiej. Przyszła Polska Republika Rad miała obejmować terytorialnie tylko dawną Kongresówkę oraz Małopolskę Zachodnią. W Moskwie uważano, że lada dzień Armia Czerwona zdobędzie Warszawę i w myśl instrukcji zmieni się w siły okupacyjne. Urzędujący już w Białymstoku Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski z Marchlewskim i Dzierżyńskim miał się zająć wykonaniem leninowskiego planu sowietyzacji Polski. Na szczęście mieliśmy wówczas Józefa Piłsudskiego – jedną z najbardziej charyzmatycznych postaci naszej historii.

Cud mniemany... nad Wisłą

Właśnie, mimo że mija 90 lat od Bitwy Warszawskiej nie wygasa spór o to, kto ją wygrał?: Piłsudski, Rozwadowski, Weygand, Sikorski, Józef Haller...? A może rzeczywiście wydarzył się „Cud nad Wisłą”? Czy też w Ciechanowie, gdzie w czasie samotnego rajdu 203 Ochotniczego Pułku Ułanów zniszczono radiostację 4 Armii Rosyjskiej i nie docierały do niej rozkazy dowódcy frontu Michaiła Tuchaczewskiego nakazujące uderzenie z flanki na 5 Armię Sikorskiego, który dokonał „cudu” rozbicia dwóch sowieckich armii?

Jędrzej Giertych, przedstawiciel przedwojennej endecji, zapamiętały wróg Józefa Piłsudskiego, do ostatnich dni swego życia, w licznych opracowaniach starał się udowodnić, że to nie Józef Piłsudski, ale generał Tadeusz Rozwadowski zaplanował i zwycięsko pokierował bitwą. Podobnie współcześnie, utrzymuje jego syn Maciej Giertych między innymi w swej książce „Dmowski czy Piłsudski”: „Piłsudski nie odegrał żadnej pozytywnej roli w Bitwie Warszawskiej ze swoją słynną grupą uderzeniową znad Wieprza”. Właśnie nieprzychylna Piłsudskiemu endecja stworzyła pojęcie „cudu nad Wisłą”, który miał obniżyć znaczenie taktyki wojskowej. Oczywiście jest to osąd człowieka nieznającego się na arkanach sztuki wojskowej. Bitwa Warszawska to przecież nie tylko sama obrona stolicy. Bitwa nie skończyła się 15 sierpnia 1920 r. Warto zaznaczyć, że bitwa pod Radzyminem, w potocznej świadomości często traktowana jako decydująca o klęsce Armii Czerwonej pod Warszawą, w rzeczywistości miała wyraźnie taktyczny charakter. Zaangażowane w niej siły sowieckie stanowiły tylko niewielką część sił Frontu Zachodniego.

Odbicie Radzymina i innych utraconych pozycji na tym kierunku nie przesądziło wcale o klęsce XVI Armii, a nawet walczących tutaj sowieckich dywizji. Przeciwnie - po przegrupowaniu 16 sierpnia wieczorem szykowały się one do ponownego ataku na Pragę i forsowania Wisły. Zamiary te pokrzyżowała dopiero kontrofensywa polska znad Wieprza (pod bezpośrednim dowództwem Piłsudskiego). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że bez uderzenia znad Wieprza nie byłoby polskiego zwycięstwa.

Zawodowym wojskowym nie mieściło się w głowie, że Piłsudski, ten „dyletant wojskowy” jest głównym architektem tej wielkiej bitwy, która zadecydowała o losach nie tylko Polski, ale i Europy. Lord d’Abernon poszedł jeszcze dalej nazywając Bitwę Warszawską „osiemnastą decydującą bitwą w dziejach świata” gdyż w przypadku zwycięstwa Armii Czerwonej „nie tylko chrześcijaństwo doznałoby klęski, ale i cała cywilizacja zachodnia znalazłaby się w niebezpieczeństwie”.

Generał Weygand, początkowo absolutnie nie zamierzał partycypować w zwycięstwie warszawskim, ale słysząc peany na swoją cześć wielu sławnych Polaków, którzy jednocześnie oskarżali Piłsudskiego o zdradę i o „wzięcie od rządu radzieckiego 10 milionów dolarów” - zaczął podnosić swoje zasługi. Jednakże w swych „Memories” uznał wielką rolę Piłsudskiego pisząc: „W ciągu trzech dni, które marszałek Piłsudski spędził wśród wojsk 4 Armii - zelektryzowały je: przelał z własnej duszy w dusze walczących ufność i wolę pokonania wielkich przeszkód. Nikt poza nim nie mógł tego dokonać. Pod żadnym innym dowódcą, wojska polskie nie dokonałyby z tym uniesieniem zażartym tej ofensywy, która miała doprowadzić ją w ciągu kilku dni aż do niemieckiej granicy, przedzierając z boku i rozwalając siły czterech armii sowieckich, które dopiero co miały się za zwycięzców”. Prawdą jest, że Józef Piłsudski bezpośrednio nie dowodził obroną Warszawy, pozostawiając to swym generałom min. Rozwadowskiemu, Hallerowi (nie byli to generałowie „najwyższych lotów” i zbyt mocno preferowali wersję wojny proponowaną przez doradców francuskich: okopać się i czekać) i innym. Ale nie na tym polega rola Naczelnego Wodza, który ma stanowić niepodważalny autorytet i firmować swoją osobą wszelkie działania. 12 sierpnia po uzgodnieniu planu bitwy udał się nad Wieprz, aby objąć dowództwo nad „grupą uderzeniową”, która zadecydowała o wygraniu bitwy warszawskiej. W liczbie konkurentów do miana zwycięzcy oprócz Rozwadowskiego, Weyganda znaleźli się też generałowie Józef Haller i Władysław Sikorski, a nawet Kazimierz Sosnkowski. I w końcu konkurent najpoważniejszy - zbiorowy wysiłek narodu. Bez względu na wszystko „cud nad Wisłą” w świadomości Polaków kojarzy się zwłaszcza z osobą Marszałka Józefa Piłsudskiego. „Wiekopomną zasługą Piłsudskiego było podjęcie decyzji stoczenia bitwy nad Wisłą” - stwierdza Mieczysław Pruszyński w swej książce „Dramat Piłsudskiego, Wojna 1920”.

Epilog

Bitwę Warszawską wygrał Marszałek Józef Piłsudski w sensie sztuki wojennej oczywiście wsparty pracą sztabu, poświęceniem i umiejętnością oficerów i żołnierzy. W sensie politycznym stanowi wyraz zbiorowego wysiłku narodu, zwłaszcza chłopów i robotników. Bitwa Warszawska, co należy podnieść, była pierwszym decydującym zwycięstwem oręża polskiego od czasu odsieczy wiedeńskiej. Była to jedna z osiemnastu decydujących bitew o losach świata. Polacy potrafili obronić nie tylko suwerenny i niepodległy byt Państwa Polskiego, ale także uratować Europę przed komunistycznym „czerwonym zalewem”.

Czarek Czerwiński

Dobry, wyważony tekst o tym, kto miał jakie zasługi w walce z bolszewikami. Za to m.in. nie cierpię endeków, bo za wszelką cenę, w niezgodzie z prawdą, chcieli obniżyć zasługi Piłsudskiego. Gotowi byli przypisać zwycięstwo nawet francuskiemu doradcy, który przecież forsował inne rozwiązanie taktyczne! Trochę to przypomina to, co robiło i robi PO z Lechem Kaczyńskim gdy jeszcze żył i po jego śmierci.