Takie oczekiwania dowodzą tylko tyle, że autor tych słów, poseł Migalski, nie potrafi spojrzeć z dystansu i ogarnąć swoim politycznym planem więcej niż doraźną grę. W tym sensie Migalski już jest w PO.
W dodatku w tej doraźnej grze walczy ze złudzeniami. Najpoważniejsze to
postrzeganie zjawiska p.t. Palikot jako przejawu pluralizmu
wewnątrzpartyjnego. Wszystkie dotychczasowe przypadki Palikota dowodzą,
że za każdym razem działa na zamówienie tych, którzy rozdają w PO karty.
Nie wiem czy do rozdających należy już Tusk. Teoretycznie mógłby w
nagrodę za zasługi w pomyślnym zakończeniu "epizodu smoleńskiego",
jeszcze większym zaufaniem i ściślejszymi więzami z Rosją Putina. Aby
jednak tak stało się, Premier musiałby nosić portki, a tu można mieć
poważne wątpliwości. Małoduszność, zawiść, mściwość, przewrażliwienie na
swoim punkcie, przerost ambicji, fałszywość i tym podobne cechy nie
dowodzą siły i odwagi. Bardziej prawdopodobne zatem, że odwrotnie,
pozycja Tuska spadła do poziomu niewolnika własnych uwikłań.
Oznacza to, że jest na smyczy. Trzymający smycz będzie przypominał o
niej szarpnięciami za każdym razem, gdy uwiązany zapomni. Dobrym
"szarpnięciem" jest upokorzenie - dodatkowo pogłębia uległość.
Co Tusk takiego uczynił, że uznano, że trzeba szarpnąć? Bez znajomości
kuchni rządowej trudno wyrokować, tym bardziej, że trzymający smycz
stara się tak szarpać by zewnętrzny obserwator nie dostrzegł związku
pomiędzy szarpnięciem a powodem szarpnięcia. Z tego co widać na
zewnątrz, najpoważniejszym kandydatem byłoby dopuszczenie do działań
polskiej prokuratury wykraczających poza przyjęty scenariusz narracji w
sprawie katastrofy smoleńskiej.
W tym świetle apel Migalskiego do Tuska by "nie dał się Palikotowi"
staje się groteskowy. Jeśli jest tak jak przedstawiłem wyżej to Tusk
przełknie WSZYSTKO.
Wychodząc poza doraźność, sam projekt "pojednanie PO-PiS" jest czystą
fantazją. Formacje te różni ideologia. Podejście do zagadnień wspólnoty
narodowej, jej historii i tradycji z jednej strony i permisywizm,
hedonizm z drugiej to bieguny nie do pokonania. To tak jak pożenić
Demokratów z Republikanami w Stanach.
Co więcej, taka mutacja Frontu Jedności Narodowej byłaby skrajnie
szkodliwa dla państwa. Dwie silne formacje, które rywalizują i wzajemnie
kontrolują się to gwarancja rozwoju i umocnienia całego państwa. Z
punktu widzenia obywatela jest to również rozwiązanie optymalne. Jedynym
beneficjentem odejścia od tego modelu mogłaby stać się rządząca klasa
polityczna, której w warunkach FJN nikt nie byłby już w stanie patrzeć
na ręce.
Nie wiem, czy o to chodziło panu Migalskiemu. Jeśli o to, to po co taki
trud. Wystarczy wzorem Sikorskiego czy Marcinkiewicza opluć Jarosława
Kaczyńskiego, dać wywiad Gazecie Wyborczej na trzy całe strony i miejsce
przy korytku zapewnione. Nawet loża. Przynajmniej przez pewien czas.
Sprostowanie:
Przepraszam pana Marka Migalskiego i tych których wprowadziłem błąd. Nie doczytałem ostatniego akapitu krytykowanego wpisu MM, który całkwicie zmienia wymowę całości. Wycofuję się z zrzutów wobec tego polityka zawartych w powyższym wpisie. Bez zmian pozostaje analiza sytuacji Tuska i funkcjonowania PO.