Przed wyborem prezydenta - spostrzeżenia i zalecenia

Przez filozof grecki , 18/06/2010 [23:33]

W miarę skromnych możliwości obserwuję zwykłych ludzi i polityków w ciągu 2 miesięcy, które minęły od katastrofy i narodowego tygodnia. Najważniejsza przemiana dokonała się na początku. To wtedy wielu zwykłych Polaków dostrzegło z całą wyrazistością, jak iluzoryczna jest wolność, która została dana Polsce w 1989 roku. Dostrzegliśmy też, że cała polska polityka była oparta na wielkim medialnym oszustwie. Symbol Katynia związał się metafizycznie z symbolem Smoleńska i te dwa symbole stały się odtąd trwałym elementem polskiej świadomości społecznej. Wydaje się, że teraz symbole te rozumiemy i za ich sprawą gotowi jesteśmy nawet do pewnych poświęceń dla utrzymania ciągłości naszego państwa i naszej wspólnoty narodowej.

Wymienione procesy ugodziły z ogromną mocą w Platformę Obywatelską, która od 2007 wydawała się nie do ruszenia z pozycji dominującej siły politycznej w Polsce. Z całego hałasu związanego z PO, jej księżycowymi obietnicami, markowaniem rządzenia, dziwnymi ludźmi na najwyższych urzędach, i niekończącej się nienawiści do Kaczyńskich, została tylko ta nienawiść z jej symbolami - Palikotem, sztucznym penisem i świńskim ryjem. Perfekcyjnie to podsumowała pani Jadwiga Staniszkis w jednej z ostatnich rozmów, gdy powiedziała do Palikota: „Pana nie ma”. To stwierdzenie dotyczy właściwie całej tej dziwnej partii: was nie ma. Jest tylko nienawiść, chciwość i zdrada. Poza tym pustka. Wielu porządnych ludzi w Polsce wiernie popiera PiS szczególnie od 2005 roku, gdy zapanowała nadzieja na naprawę spraw publicznych w Polsce. Wielu innych porządnych ludzi dało się jednak zwieść oszukańczej retoryce PO. Teraz otrzymaliśmy kolejną szansę, by wszyscy, którym zależy na silnej suwerennej Polsce, jeszcze raz policzyli się i zawiązali silną wspólnotę, niezbędną do osiągania celów.

Z bólu i zagubienia, które zapanowały w Polsce po tragedii w Smoleńsku, wyłonił się niewątpliwie odmieniony Jarosław Kaczyński. Wrócił niczym Gandalf Szary po walce w otchłani z Barlogiem. Wszyscy myśleli, że ta walka zniszczyła Gandalfa i że bezpowrotnie go stracili. I teraz wielu martwiło się lub cieszyło na myśl, że ta tragedia zniszczyła Jarosława Kaczyńskiego i nie będzie on już w stanie wrócić polityki. On jednak wrócił w wielkim stylu - odmieniony i gotowy poprowadzić nas do zwycięstwa.

Kampania wyborcza była taka jak miała być. Jarosław Kaczyński po tym wszystkim, co stało się w Polsce w kwietniu chyba nie mógłby nie wygrać tych wyborów. On jednak poszedł dalej i porwał swoich wyborców swoją wspaniałą spokojną i godną postawą w tej kampanii. Myślę, że ta godność udzieliła się wielu z nas. Platforma Obywatelska nas nie zaskoczyła. Nienawiść i jątrzenie to elementy, bez których tej partii nie ma. Dlatego szybko z powrotem pojawił się Palikot i nastąpił powrót do retoryki nienawiści. Wynikało to z całkowitego braku zrozumienia dla przemiany, która dokonała się w Polsce. Wydaje się, że w nowej rzeczywistości ciosy PO trafiały w próżnię i tylko pogrążały tę partię. Kandydat PO okazał się dramatycznie nieudolny. Był szykowany na zupełnie inną kampanię, los sprawił, że znalazł się w okolicznościach, które go całkowicie przerosły. Nie umiał wyjść poza dość głupawe w gruncie rzeczy ataki na swojego głównego przeciwnika.

W odświeżonej perspektywie na polską politykę widzimy dziś jasno, że praktycznie mamy dwóch kandydatów: Jarosława Kaczyńskiego i Bronisława Komorowskiego. Ostatnio pospiesznie podrasowano notowania Napieralskiemu, ale nie wydaje mi się, by zbyt wielu ludzi dało się na to nabrać. Jednocześnie podano taką narrację, że ten przebłysk Napieralskiego daje Kaczyńskiemu szansę na II turę. Nieprawda – to Komorowski walczy o II turę. Lansowanie Napieralskiego to rozpaczliwa próba doprowadzenia do tego, by Komorowski dostał tę szansę na II turę, a przynajmniej do tego, by bezwzględna przewaga Kaczyńskiego mniej rzucała się w oczy. Inaczej system nigdy nie zdecydowałby się lansować kandydata, który korzysta z tego samego elektoratu, co jego główny faworyt. Wybory jako walka między ociężałym umysłowo i nienawistnym Komorowskim, a politykiem najwyższej klasy - Kaczyńskim muszą skończyć się dramatyczną porażką tego pierwszego. I niech tak pozostanie. W tych wyborach ważne jest zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego w I turze dużą większością głosów. Tylko to będzie dobitnym sygnałem dla naszych niekoniecznie kochających nas sąsiadów, że „jeszcze Polska nie zginęła”.

Wygrane wybory nie zmienią politycznego status quo. Pozycja Polski i sił patriotycznych w Polsce po śmierci Lecha Kaczyńskiego bardzo się pogorszyła. Kolejne instytucje zostały utracone, wiele niewidocznych tajnych nici władzy zostało przeciętych. Odbudowa tego potrwa jakiś czas. Wybory to jednak nie tylko formalne wyznaczenie prezydenta. W tych szczególnych warunkach musimy uznać Jarosława Kaczyńskiego jako lidera wspólnoty narodowej odrodzonej po 10 kwietnia. Akt wyboru Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta niech będzie jednocześnie świadomym aktem powierzenia mu naszych wspólnych aspiracji, które wyraził prosto i dobitnie 6 maja, dziękując za zebrane podpisy: „Jestem przekonany, że coś nas łączy. Że łączy nas przekonanie, że Polska ma prawo do marzeń o tym, że będzie silna, licząca się w świecie, że będzie sprawiedliwa, że będzie dumna.” Jarosław Kaczyński, dysponując urzędem prezydenta o ograniczonych uprawnieniach, ale i potężną legitymacją społeczną będzie mógł działać na rzecz tej wspólnej wizji. Konieczne będzie powściągnięcie polskiej kłótliwości, sobiepaństwa i natrętnego mędrkowania. Jeśli uznaliśmy Jarosława Kaczyńskiego za naszego naturalnego lidera i depozytariusza marzeń o silnej Polsce, to dlatego że jest naprawdę idealnym liderem i należy mu się nasze wsparcie, ale i swoboda działania na etapie realizacji naszych celów.

filozof grecki

Zdradzę, że pisany (jak na mnie) "na kolanie" ze względu na czas. Normalnie pisałbym pół dnia i byłby dłuższy, bo chciałem powtórzyć - uaktualnione i poszerzone - moje zalecenia sprzed miesiąca. Ale może właśnie tak jest dobrze. Cieszę się, że wam się podoba. Reszta zaleceń w takim razie po wyborach. A teraz mogę jeszcze tylko dodać prośbę do wierzących o modlitwę za Polskę. PS. Jak pojawi się ten sam tekst "z agregacji", to trzeba go usunąć.
dodam

dodam

15 years 3 months temu

to jest wzorzec głównego przesłania dla Polski na dziś dla wiodących, najbardziej opiniotwórczych mediów niezależnie od sympatii politycznych. Tymczasem skarlone jak "Polska the time" (jak już, to dlaczego nie "Poland"?) serwują Durczoka, który w "niezależności" usiłuje przebić "Żakowskiego", spoconego redaktora naczelnego wydania wrocławskiego Arkadiusza Franasa (wróże mu wielką karierę, jeśli nie uda nam się tak jak Węgrom pogonić sprzedajną hołotę), wywiad z Żurkiem, liderem "Neonówki", kabaretem spełniającym tę samą rolę co Wojewódzki oraz rysunek Sawki, któremu musiało przeskoczyć coś w głowie jak nie przymierzając Maternie czy Niesiołowskiemu. Nieliczne, jak Rzeczpospolita dryfują w kierunku mitu "obiektywności", którą najlepiej symbolizuje zarządzanie zawartością SG na salonie24. Marzą mi się media, w których podstawowe tematy naszego życia publicznego były dostrzegane tak jak w powyższym tekście. Pozdrawiam serdecznie,
filozof grecki

Zgadza się obiektywność takich mediów jak "Rz" jest mitem. Uskutecznianie takich mitów jest jednym ze sprytnych zabiegów medialnych. W tym pomieszaniu pojęć Żakowski czy Durczok pewnie uważają się za obiektywnych :)
dodam

dodam

15 years 3 months temu

Niepokoi mnie nie obecny kształt Rzeczpospolitej. Zastrzeżenia jakie mógłbym mieć byłyby, powiedzmy, infinitezymalnie małe w stosunku do innych mediów. Inaczej mówiąc, to te inne media są problemem, nie Rzeczpospolita. Jest to JEDYNY dziennik, który trzyma standardy i poziom. W czy zatem problem? Otóż obawy moje związane są z pojawianiem się tam wypowiedzi skompromitowanych "gwiazd" cyrku medialnego, o którym wyżej mówiłem. Tych małp bez Rzeczpospolitej jest wszędzie pełno. Jeśli to użyczanie im łam Rz. miałoby stać się normą to zastanawiałbym się, czy nie jesteśmy świadkami początku zawłaszczania i tego medium. Podobny błąd popełnił kiedyś Urbański w TVP. Wpuścił Lisa nie osiągając niczego. Przeciwnie, atak wzmógł się, TVP dalej opluwano jako "pisowską", a cenny czas jedynej telewizji mogącej przeciwstawić się seansom nienawiści pozostałych mediów został przekazany jednemu z animatorów seansów. Wkrótce sam Urbański wyleciał. Za pomocą postawionej na jego miejsce kukły czyszczono wkrótce program z niepożądanego dla Postępowych elementu. Podobny scenariusz może przytrafić się Rzepie. Kreatury pokroju Ordyńskiego już szykują się.
filozof grecki

Ogólnie zgadzamy się, co do mediów. Może trochę za ostro potraktowałem "Rz", która rzeczywiście stara się - w otoczeniu medialnym, w którym jest to prawie niemożliwe - patrzeć dość obiektywne. Moje zastrzeżenie dotyczyło tego, że w wielu mediach a także u wielu publicystów, którzy pisują dla różnych mediów, jest obecna cenzura lub autocenzura, która polega na tym, że trzeba przynajmniej po równo skrytykować PO i PiS. Nawet gdy jakaś sprawa jest czysta i wina czy błąd leży po stronie PO, to trzeba dodać "a u was biją Murzynów" albo "ale PiS to dopiero fatalnie rządził" itp. Tę tendencję widzę też czasami w "Rz". Do tego dochodzi to nieszczęsne drukowanie publicystów o ewidentnym skrzywieniu pro-PO. Najgorsze jest jednak, że zakłamano oficjalny język i to zakłamanie jest skutecznie podtrzymywane. Polega ono na zupełnie szalonym przesunięciu na skali oceny sympatii politycznych w mediach. Media skrzywione pro-PO nazywa się w tym zakłamanym języku obiektywnymi. Media mniej stronnicze czy - powiedzmy - obiektywne nazywa się "pisowskimi". A media o sympatiach pro-PiS są w tym języku poza skalą jako jacyś ekstremiści. Myślę, że dominacja tego języka utrudnia rozmowę o mediach, bo nie wiesz z góry, jakiego języka używa twój rozmówca...