Kronika nienawiści popularnej (5)

Przez filozof grecki , 21/05/2010 [11:03]

W tej części przypominam wydarzenia z 2. połowy 2008 roku ważne dla całego świata.

Czarny PR wokół Lecha Kaczyńskiego miał kilka stałych elementów: najmniej aktywna prezydentura, bezmyślne wetowanie ustaw, ciągłe obrażanie się. Był to sztuczny obraz, całkowicie fałszywy i krzywdzący. Weźmy aktywność prezydenta. Media nie dały w ogóle szansy społeczeństwu, by mogło dowiedzieć się, że nasz prezydent był niezwykle zapracowany, między innymi bardzo dużo robił dla dobra naszych stosunków z innymi państwami. Niemal codziennie przyjmował zagranicznych gości lub wyjeżdżał z oficjalnymi wizytami, rocznie odbywał ok. 30 wizyt zagranicznych w tym wizyty wielodniowe. Możemy być pewni, że nasz kraj reprezentował godnie. Porównanie tej aktywności prezydenta z tym, co docierało z tego do przeciętnego Polaka przez media, jest szokujące. Mit małej aktywności prezydenta starał się wykorzystać także Donald Tusk w słynnym stwierdzeniu o żyrandolu z wywiadu dla Gazety Wyborczej z wyjaśnieniem przyczyn swojej rezygnacji z kandydowania (Gazeta Wyborcza, 30.01.10), w którym powiedział: „Kluczowe było przekonanie, że chociaż prezydentura to wielki spektakl, a kampania wyborcza bardzo wielu wyborców ekscytuje, pociąga, to wszyscy wiemy, że po tym, jak nowy prezydent mówi słowa przysięgi, jest tylko prestiż, zaszczyt, żyrandol, pałac i weto.” Zwróćmy uwagę na frazę „wszyscy wiemy”. PO w swojej propagandzie bardzo często racjonalne argumenty zastępuje takimi ogólnikami, które swoje źródło mają wyłącznie w kampanii czarnego PR przeciwko PiS i prezydentowi.

Lech Kaczyński był stosunkowo częstym gościem w Gruzji: 4 wizyty przed wojną w Osetii Południowej i Abchazji, 1 wizyta w trakcie wojny i 1 wizyta po wojnie. Wojna doprowadziła do oderwania de facto od Gruzji obu terytoriów, które już wcześniej były pod „opieką” Rosji i powodowały ciągłe napięcia. Mimo wszystko było sukcesem utrzymanie niepodległości Gruzji i do tego sukcesu w znaczący sposób przyczynił się Lech Kaczyński w trakcie słynnej wizyty 5 przywódców w Tbilisi 12.08.08. W tym kluczowym dniu prawdopodobnie miała miejsce szczególna kombinacja operacyjna, której cel był propagandowy. Z punktu widzenia Rosji społeczność międzynarodowa nie mogła odnieść wrażenia, że polski prezydent uratował niepodległość Gruzji. Dlatego opóźniono przylot 5 przywódców, tak by wcześniej w Tbilisi pojawił się Nicolas Sarkozy jako przedstawiciel UE i mediator między Rosją a Gruzją. Sarcozy pozornie wynegocjował tego dnia w Moskwie porozumienie pokojowe w imieniu Gruzji, ale w rzeczywistości zdał się całkowicie na stronę rosyjską, gdyż jemu zależało na tym, by Rosja zapewniła mu wizerunek skutecznego polityka, który doprowadził do zakończenia wojny, a jeszcze bardziej na pokazaniu domniemanej skuteczności UE jako podmiotu międzynarodowego. Porozumienie było niekorzystne dla Gruzji, gdyż pozostawiało sprytnie sformułowane furtki Rosjanom. Punkt 5. pozwalał na przedłużanie w nieskończoność okupowania dowolnych obszarów całej Gruzji przez wojska rosyjskie. Punkt 6. otwierał możliwość legalnego trwałego oderwania Osetii Południowej i Abchazji. Ostatecznie prezydent Micheil Saakaszwili m.in. za radą Lecha Kaczyńskiego nie zgodził się na ten ostatni punkt. Rosjanie – co za niespodzianka – porozumienie zinterpretowali bardzo tendencyjnie. Wojska rosyjskie jeszcze przez wiele dni okupowały Gori i urządzały rajdy po całym terytorium Gruzji, niszcząc gruzińskie bazy, które Saakaszwili przezornie nakazał swoim żołnierzom opuścić. Ostatecznie Rosjanie w ogóle nie wycofali się na linie sprzed rozpoczęcia działań bojowych, znacznie poszerzając obszar kontrolowany przez fasadowe państwa, szczególnie Osetię Połudnową.

Sposób, w jaki społeczność międzynarodowa potraktowała Gruzję, miękkość w stosunku do Rosji, to powinno dać nam do myślenia. Przypomnę tu tylko jedno zdanie ze wspaniałego i – jak mamy podstawy twierdzić – proroczego przemówienia Lecha Kaczyńskiego 12.08.08 na placu w Tbilisi: „My wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i mój kraj. Potrafimy się temu przeciwstawić, jeśli Europa będzie reprezentować wspólne wartości. Tu są cztery państwa należące do UE i NATO. I Ukraina, wielki kraj. Ale powinno tu być 27 państw.” W tych historycznych dniach nie zdało egzaminu polskie społeczeństwo, które nie stanęło za swoim prezydentem. W mediach i w Internecie dominował tłum pożytecznych idiotów, krzyczących jak to nasz prezydent „jest nieobliczalny”, „macha szabelką”, „drażni niedźwiedzia” itp. Przeciwne głosy bardzo słabo przebijały się przez tę wrzawę. Nie zmienił tego jakiś taktyczny zwrot Adama Michnika, który akurat w tej sprawie wyraził poparcie dla Lecha Kaczyńskiego, pisząc: „Niesłychanie wysoko oceniam podróż prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi. Pierwszy raz poczułem się dumny z tego, że prezydent mojego państwa w tak godny sposób, a zarazem tak zgodny z polskim i moim wyobrażeniem etosu wolności, honoru, tradycji historycznej i rozumu politycznego dał temu wyraz w Gruzji.” Złośliwi twierdzą, że za tym zwrotem Michnika stały zagrożone izraelskie interesy w Gruzji. Jednak Gazeta Wyborcza nie zrezygnowała z polityki wspierania rządu Tuska i atakowania prezydenta, pojawiły się tam także polemiki z naczelnym w sprawie gruzińskiej.

Kolejne miesiące pokazały, że UE całkowicie nie radzi sobie z niezykle dokładnie przemyślaną i konsekwentnie realizowaną polityką Moskwy. Po zakończeniu działań bojowych w Gruzji Rosja bez oporów realizowała swoje cele. 23.11.08 prezydent Lech Kaczyński udał się z kolejną wizytą do Gruzji, gdzie wziął udział w obchodach 5. rocznicy Rewolucji Róż. Na początku wizyty miał miejsce dodatkowy punkt – wizyta w Metechi, w obozie dla gruzińskich uchodźców z terenów zajętych przez Rosjan. W trakcie przejazdu miał miejsce poważny incydent przy rosyjskim posterunku w pobliżu miejscowości Achalgori, na terytorium, które wbrew porozumieniu było nadal okupowane przez Rosjan. Rosyjscy żołnierze oddali ostrzegawcze serie z broni automatycznej z odległości ok. 30 metrów w kierunku kolumny z prezydentami Polski i Gruzji. Wydaje mi się, że nasz prezydent udał się w to miejsce w jasno określonym celu. Chodziło o to, by pokazać światu, że Rosjanie nie przestrzegają porozumień, przeszkodzić im uszczuplaniu gruzińskiego terytorium. Znając Rosjan, można zakładać, że nie było tu przypadku, kreują oni tego typu incydenty zgodnie z własnymi potrzebami. Nie doszło do żadnego incydentu, gdy wcześniej to samo miejsce wizytował Javier Solana czy inni politycy zachodni. Kraje zachodnie nigdy nie przejawiały entuzjazmu w stosunku do podmiotowej polityki polskiego prezydenta, ale reakcje na ten incydent były wyważone. Sekretarz generalny NATO, Jaap de Hopp Scheffer: „Bez względu na to, kto strzelał, nie powinno do tego dojść. To z pewnością nie jest w duchu porozumienia pokojowego. Mogę tylko obwiniać tych, którzy strzelali, bo to nie jest odpowiedzialne, zwłaszcza gdy w rejonie jest wysoki rangą gość, jak polski prezydent.” Rzecznik francuskiego MSZ: „Szef państwa gruzińskiego ma naturalnie prawo poruszać się z polskim prezydentem po terytorium gruzińskim.” Reakcje te kontrastowały z jednoznacznym potępieniem polskiego prezydenta wewnątrz kraju.

Polskie media całą odpowiedzialność zwyczajowo zrzuciły na polskiego prezydenta. To on miał zachować się w tym incydencie prowokacyjnie wobec Rosji. Jego „awanturniczy wypad w góry” miał doprowadzić świat na krawędź wojny Rosja-NATO. Komentarze publicystów obowiązkowo były formułowane w tonie lekceważącym do prezydenta, miało z nich wynikać, że nasz prezydent pakuje się w tarapaty, bo jest nieobliczalny i trochę „niekumaty”. Oto bardzo charakterystyczny przykład z felietonu Moniki Olejnik (Dziennik, 25.11.08): „Wciąż tak naprawdę nie wiemy, co się w niedzielę wydarzyło. Być może doszło do prowokacji – mogła być ona korzystna dla różnych stron z różnych względów. Jedni mówią, że strzałów było kilka, inni, że strzelano z kałasznikowa blisko pięć minut. Warto odnaleźć sprawców strzałów, ale pan prezydent już wie: skoro słyszał okrzyki po rosyjsku, to znaczy, że strzelali Rosjanie. Szkoda, że nikt nie powiedział mu, że na Zakaukaziu język rosyjski jest powszechnie znany. Teraz na dodatek prokuratura zaczęła badać, czy ktoś nie zmusił naszego prezydenta do tego wyjazdu.”

W Polsce był to czas kulminacji „nienawiści popularnej” 2008/09. Nienawiścią do Kaczyńskich była wypełniona popkultura, ale opary tej nienawiści zatruwały całe życie publiczne. Z czasem trudno było nawet zorientować się, że wiele słów wypowiadanych przez na pozór poważnych polityków w ogóle nie pasuje do powagi państwa. Tylko w tym surrealistycznym otoczeniu incydent w Gruzji, mógł stać się dobrą okazją do kolejnych kpin. Przypomnijmy słynne słowa maszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego 24.11.08 w PR1 i chodzi nie tylko o słynnego „ślepego snajpera”: „Jaka wizyta, taki zamach, no bo z 30 metrów nie trafić w samochód to trzeba ślepego snajpera, więc raczej wygląda to na coś bardzo niepoważnego a przykrego, bo stawiającego polskiego prezydenta w dosyć niezręcznej sytuacji. (...) Ja sam byłem trochę ćwiczony na okoliczność ewentualnego zamachu jako Minister Obrony Narodowej. Wiem, że w sytuacji jakiegokolwiek zagrożenia to osoba chroniona jest po prostu, albo wciskana do samochodu i samochód natychmiast odjeżdża, albo jest rzucana na ziemię i na niej się kładą oficerowie ochrony. A tutaj widać zdjęcia, gdzie obaj prezydenci stoją, rozmawiają, zdaje się, że jeden się uśmiecha. No, tysiąc znaków zapytania.” Gazeta Wyborcza nieco „poprawiła” słowa marszałka, aby poprzez uwypuklenie efektu komicznego bardziej poniżyć naszego prezydenta: „W sytuacji zagrożenia prezydent jest natychmiast wciskany do samochodu i on odjeżdża.” W tej formie wypowiedź marszałka była najczęściej dalej cytowana i tak zaistniała w świadomości społecznej, a pewnym czasie całość została skrócona do jednego szyderczego zdania: „Jaki prezydent, taki zamach.” Jakie reakcje wśród lemingów na forach internetowych wzbudziła sprawa przedstawiona w mediach w taki sposób, chyba łatwo się domyślić.

Polska reakcja na ten incydent z pewnością została przeanalizowana poza naszymi granicami. Słowa marszałka Komorowskiego były chętnie cytowane przez media na wschodzie. Kto wie, może wtedy w jakimś ośrodku decyzyjnym zauważono, że przy odpowiednim zakamuflowaniu i medialnym naświetleniu prawdziwego zamachu na polskiego prezydenta, zdarzenie takie zostałoby przyjęte w Polsce pozytywnie. Powie się na przykład: „Jaki prezydent, takie lądowanie.” C’est la vie!