Gdzie jesteśmy - spostrzeżenia i zalecenia

Przez filozof grecki , 12/05/2010 [02:03]

Dynamika zmian świadomości społecznej Polaków po 10 kwietnia zaskoczyła wszystkich. Śmiem twierdzić, że nie tylko w Polsce, ale i poza nią, w kręgach zaangażowanych w nasze sprawy wewnętrzne. Być może punkt krytyczny nastąpił 10 maja. Oto robocza próba opisu tej - powtórzę - bardzo dynamicznej sytuacji.

Alfred Hitchcock przedstawia

Wczoraj, w burzowym dniu, mieliśmy do czynienia z przesileniem w kampanii wyborczej, która nawet nie zaczęła się jeszcze na dobre. Naprawdę ciężko to wszystko sobie uporządkować i ogarnąć. Sytuacja od wybuchu afery hazardowej w październiku 2009 rozwija się zgodnie z receptą Alfreda Hitchcocka: "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć." Gdy już niektórzy zajęli się porządkowaniem hazardowych faktów - tajemniczych spotkań i rozmów premiera i jego podwładnych, by nie pozwolić władzy mataczyć zbyt bezczelnie, pojawiła się afera stoczniowa. W czasie gdy uwagę przykuwały, co bardziej sensacyjne zdarzenia w komisji hazardowej, równolegle można było ze zdziwieniem obserwować dziwną grę Putina i rosyjskiej ambasady w Polsce z polskim premierem i polskim MSZ przeciwko polskiemu prezydentowi. Szok, który nastąpił 10 kwietnia, był tak wielki, że początkowo przykrył natrętną myśl, że to zdarzenie pasowało do układanki tworzonej od dłuższego czasu. Narodowe rekolekcje połączone z pełnym napięcia oczekiwaniem na decyzję Jarosława Kaczyńskiego odmieniły Polskę. Podnieśliśmy wreszcie dumnie głowy, nastawiając się na ciężką walkę, by wygrana wyborów prezydenckich przez Jarosława Kaczyńskiego stała się pierwszym przyczółkiem do upragnionego oczyszczenia i odnowy polskiego państwa. I wczoraj okazało się, że spodziewane przesilenie w kampanii wyborczej nastąpiło u jej progu: pewniak PO, marszałek Komorowski, okazał się wręcz niewiarygodnym bufonem, durniem i nieudacznikiem popełniającym błąd za błędem. Wracając do Hitchcocka - strach pomyśleć, co będzie dalej. I dzielę się z Wami tą przestrogą najzupełniej serio.

9 maja pod znakiem czerwonej gwiazdy

Przyjrzyjmy się przez chwilę dniu przedwczorajszemu. Muszę tu przywołać dawne lata, które wielu z nas jeszcze pamięta. Chodzi mi o pewien symbol - czerwoną pięcioramienną gwiazdę. Symbol, którego Polacy najszczerzej nienawidzili jeszcze w latach 80., mimo iż odgórnie nakazano nam go wielbić. Może nie każdy jeszcze pamięta, że w każdym polskim mieście i miasteczku w centralnym punkcie musiał znajdować się postument z taką gwiazdą - ponure przypomnienie, kto prawdziwie włada Polską. Myślę, że byli nawet ludzie, których ta nieznośna opresja czerwonych gwiazd doprowadziła do szaleństwa (znam taki przypadek, który skończył się samobójstwem, ale pozwolę sobie pominąć szczegóły). Nie przypadkiem o tym przypominam. Możemy być pewni, że 9 maja u wielu Polaków w wieku 30+, nawet tych, którzy od dawna nie chcą nic słyszeć o polityce, dreszcz przebiegł po plecach. Dreszcz ten wywołały czerwone gwiazdy, którymi przepełniony był tego dnia Plac Czerwony w Moskwie, gdzie z wiernopoddańczą wizytą przebywał marszałek Komorowski. Dreszcz ten wywołały także natrętnie pokazywane w serwisach informacyjnych niezliczone gwiazdy na cmentarzach sowieckich żołnierzy w Polsce. Nie sądzę, by tym cmentarzom dotychczas działa się krzywda, ale nagłe wezwanie przez tzw. elity, by je szczególnie czcić po raz pierwszy od czasu transformacji '89, w połączeniu z datą 9 maja, i z widokiem tych gwiazd, to coś, czego nie da się oderwać od kontekstu, jakim jest 45 lat zniewolenia Polski przez Rosję Sowiecką.

Tego samego dnia Komorowski pokazał, jak trudną sztuką jest dla niego dyplomacja, wypowiadając się w Moskwie dla polskiej telewizji tak: "Mamy polską pamięć, że 400 lat temu w trochę innym charakterze maszerowali polscy żołnierze po Placu Czerwonym." O czym wtedy myślał, trudno powiedzieć. Miał minę dość tępą i pełną samozadowolenia. Prosowiecka i wspierająca PO telewizja TVN skomentowała te słowa tak: "Takim chyba żartem Bronisław Komorowski przypomniał, że Polacy jako jedyni w historii zdobyli Kreml w XVII wieku." Niezwykła to wyrozumiałość redaktorów, zwłaszcza, jeśli spróbujemy wyobrazić sobie, jaka byłaby rakcja mediów oraz wszelakich autorytetów, gdyby taki przekaz wyszedł ze strony PiS.

Równolegle z potknięciem Komorowskiego Jarosław Kaczyński umieścił na YouTube film Kaczyński do Rosjan, w którym w krótkiej prostej wypowiedzi zwraca się do Rosjan z podziękowaniem za odruchy współczucia i sympatii po katastrofie 10 kwietnia. Film pod względem treści i formy jest bez zarzutu. Jest też czymś interesującym jako nowa forma politycznej komunikacji. Dotychczas zapisy dostępne na YT były zwykle kopią wypowiedzi dla klasycznych mediów. W tym przypadku to stare media siłą rzeczy nadały rozgłos wypowiedzi internetowej. Było to zręczne posunięcie, gdyż media ze zniecierpliwieniem czekały na pierwszy krok Kaczyńskiego, po którym będzie można wreszcie mu porządnie dokopać. Krytykowanie milczenia było kompromitujące raczej dla krytykujących. Rzucili się więc na ten film, ale wtedy okazało się, że został on wykreowany w przemyślny sposób. W swojej prostocie jest właściwie "przezroczysty". Nie da się go skrytykować ani za "nieodpowiedzialne drażnienie Rosji", ani za nieszczerość. Wszak w żadnym fragmencie film nie negował konsekwentnego dążenia przez PiS do podmiotowej roli Polski na arenie międzynarodowej. I wtedy sfrustrowane elity rzuciły się na... scenografię, a właściwie na pianino znajdujące się w tle. Zaczęły z wykorzystaniem swoich charakterystycznych metod i narzędzi rozkręcać akcję "Czy Jarosław Kaczyński umie grać na pianinie?" Absurdalność tej akcji pozwoliła na jej natychmiastowe ośmieszenie i spacyfikowanie. Dobra nauczka dla elit, które dotychczas całkowicie panowały nad przekazem. Wystarczy przypomnieć próbę wykreowania przekazu przez ś.p. Grażynę Gęsicką ze stycznia 2009 na temat fatalnego wykorzystania funduszy europejskich przez rząd Tuska. Przekaz ten natychmiast został przykryty obelgami Palikota o politycznej prostytucji posłanki PiS. Po chwili wszyscy wiedzieli o awanturze, lecz mało kto wiedział, że u jej źródła chodziło o nieudolność rządu Tuska. Utrata panowania nad przekazem przez elity to ważny element dzisiejszej historii.

Przesilenie 10 maja

Jak napisałem we wstępie, po 10 kwietnia i narodowym tygodniu stanęliśmy do walki o zwycięstwo w wyborach prezydenckich z podniesioną głową. Od początku wiedzieliśmy, że to będzie ciężka walka z silnym przeciwnikiem nie wahającym się przed stosowaniem brudnych chwytów. Ale i walka niezbędna. Mobilizacja Polaków wokół patriotycznych idei szybko przyniosła efekty. 6 maja PiS zarejestrował kandydaturę Jarosława Kaczyńskieog z 1 650 000 podpisów. To była liczba dnia, ta wiadomość zdecydowanie dodała nam skrzydeł i osłabiła morale przeciwników. 9 maja wspomniana wyżej wizyta Komorowskiego w Moskwie oraz akcja palenia zniczy na sowieckich cmentarazch w Polsce nie przyniosła przeciwnikom spodziewanych punktów. Nawet oficjalne sondaże, dalekie od wiarygodności, zaczęły pokazywać bardzo wyraźną tendencję wzrostu poparcia dla PiS i Jarosława Kaczyńskiego kosztem PO i Bronisława Komorowskiego. To wszystko dawało solidne podstawy, by wierzyć w sukces Jarosława Kaczyńskiego.

Wydarzenia wczorajszego dnia pokazały, że po pierwszych niepowodzeniach i potknięciach kandydata PO, ten - zamiast wziąć się w garść - doprowadził do kolejnej swojej kompromitacji. Tą kompromitacją było jego uczestnictwo we wczorajszym programie Tomasz Lis na żywo. Pomijając wiadome kwestie polityczne, pod względem oglądalności jest to najlepszy program publicystyczny na rynku, swego rodzaju fenomen, jak piszą w branżowych portalach. Gromadzi średnio ponad 3 mln widzów. Bronisław Komorowski był tam na swoim terenie, mógł więc w miarę bezstresowo zaprezentować się tak szerokiej publiczności z najlepszej strony. Jednak wypadł on po prostu żenująco, zaczynając od tak elementarnych spraw jak zachowanie, ton głosu. Nie umiał nawet normalnie zasiąść w fotelu. Gdy padały trudne pytania, ton jego głosu stawał się momentami bełkotliwy. Zdecydowanie nie błyszczał, ani inteligencją, ani charyzmą. Wpadał w nudne słowotoki, których za nic nie pozwalał sobie przerwać, choć byłoby to raczej na jego korzyść. Kolejny minus to obronny zacięty wyraz twarzy wzmagający się przy niewygodnych pytaniach, mimo że Lis formułował pytania bardzo łagodnie i ograniczając się do spraw standardowych w tej sytuacji. Z kolei intonacja u marszałka cechowała się sztywnością oraz częstym popadaniem w charakterystyczny dla niego odpychający mentorski ton. Nawet nie próbował się uśmiechać, nie mówiąc jakimś celnym dowcipie a nawet jakimkolwiek dowcipie.

Na zastrzeżenia Tomasza Lisa, co do skuteczności kampanii wyborczej PO oraz na kwestię ostrzegawczych wyników sondaży odpowiadał niezmiennie tak: "Ja swoje bardzo wysokie notowania utrzymuję cały czas, one się nie zmniejszają." ... "Utrzymuję bardzo wysoki poziom poparcia społecznego." ... "Jestem liderem sympatii i zaufania społecznego i to mnie bardzo cieszy." Sformułowanie "jestem liderem sympatii..." jest niesympatyczne samo w sobie, a w ustach marszałka było niesympatyczne podwójnie. Przeczyło to jego znaczeniu formalnemu i spowodowało efekt groteskowy. Niemówiąc o tym, że takie samozadowolenie kandydata jest przez wyborców z zasady źle odbierane i prowokuje do "ukarania" za arogancję.

W progamie Lisa zwróciła uwagę reakcja publiczności, a właściwie jej brak. W tym programie publiczność raczej nie kryje swoich wiadomych sympatii. Tym razem dokładnie przez cały czas trwania rozmowy zachowała ona zdystansowane milczenie. Szczególnie dało się to odczuć, gdy Lis nawiązał do przemiany, jaka nastąpiła w PiS i w Jarosławie Kaczyńskim. Komorowski wtedy jedyny raz usiłował zażartować, błędnie zakładając jako rzecz oczywistą, że zostanie potraktowany przez prowadzącego i publiczność jako "swój człowiek". Bez namysłu, machinalnie wypalił: "Spytałbym pana redaktora, czy pan w to wierzy... [milczenie] i państwa też, no?... [cisza]", wyraźnie oczekując reakcji w formie tradycyjnego rechotu z  "tego głupiego Kaczora". Musiał się, biedak, bardzo rozczarować.

Właściwie nie warto wspominać o stosunku Komorowskiego do przyzwoitości w polityce - deklaracje rażąco rozmijają się z praktyką. Stwierdził on, że "w polityce nie tylko efektywność się liczy, przyzwoitość też," sugerując rytualnie, że PiS jakże nieprzyzwoicie nadużywa katastrofy w Smoleńsku w kampanii wyborczej. Za chwilę jednak, gdy padło pytanie o niedawną wypowiedź Bartoszewskiego, w której ten z daleko posuniętym brakiem przyzwoitości i kompletnym brakiem dobrego smaku zasugerował nekrofilię i pedofilię Jarosława Kaczyńskiego, to Komorowski nie odciął się zdecydowanie się od tej wypowiedzi, przeciwnie - stwierdził, że "obawy Bartoszewskiego muszą być brane bardzo poważnie pod uwagę."

W tej krótkiej w gruncie rzeczy rozmowie dałoby się wychwycić jeszcze kilka różnych niedociągnięć marszałka, ale opowiem tu jeszcze tylko o gwoździu programu cytowanym następnie ze zdumieniem na niezliczonych blogach prawicowych i wstydliwie przemilczanym przez zwolenników PO. Chodzi o charyzmę a właściwie jej brak u marszałka Komorowskiego. Zwrócę tu uwagę na 2 aspekty. Pierwszy to śmieszność samego wdawania się w dyskusję na temat własnej charyzmy, a drugi to słynne już powołanie się na Jaruzelskiego jako na autorytet. Gdyby mnie ktoś zarzucił brak charyzmy, to starałbym się ewentualnie zmienić trochę oś sporu. Nawiązałbym być może do swojej wizji, planów, i zasugerowałbym, że posiadam dokładnie te cechy, które potrzebne są do ich realizacji. Może uciąłbym krótko, że nie zgadzam się z tą opinią, a może zareagowałbym jeszcze inaczej, ale ostatnią rzeczą byłoby wdawanie się w polemikę, czy mam charyzmę, bo to z definicji wygląda komicznie, gdy ktoś próbuje słownie udowodnić, że posiada tak nieuchwytną cechę. Komorowski, usłyszawszy ten zarzut, zaśmiał się sztucznie, po czym wybrał najgorsze rozwiązanie warte dokładnego zacytowania: "Pierwsza tego sformułowania użyła pani profesor Staniszkis, która jest stronniczką Jarosława Kaczyńskiego (...). Wie pan, dzisiaj pan generał Jaruzelski, jeden z najwyższych dowódców z zupełnie innej bajki niż moja, powiedział coś wręcz przeciwnego, że właśnie mam charyzmę, że świetnie to robię i jako żywo bardziej tu ufam generałowi, niż pani profesor, która nawet nigdy harcerką nie była, jak się okazało, więc jeśli chodzi o cechy przywódcze, to bym się zdał tutaj na opinię generała." Wyraźnie zszokowany Lis próbował przerwać ten kompromitujący wywód, ale Komorowski chyba nawet nie pojął, o co mu chodzi. To oświadczenie Komorowskiego jest tak bezdennie głupie z punktu widzenia jego szans wyborczych, że świadczy o zadufaniu tak silnym, że aż przerodziło się brak politycznego instynktu samozachowawczego, a może i jest to zwyczajna głupota. Marszałek kolejny raz wykazał się arogancją, w tym przypadku w stosunku do kobiety - pani Staniszkis. Powołał się na generała Jaruzelskiego jako na autorytet i przeciwstawił go profesor Staniszkis, znanej między innymi z tego, że w PRL-u działała w opozycji i spotykały ją za to represje. Przyznał mimochodem, że z Jaruzelskim wiążą go jakieś relacje - sądząc po kompelementach - bardzo dobre relacje. A ta ostatnia sprawa jest przecież polem, na którym przynajmniej przed wyborami we własnym interesie powinien poruszać się wyjątkowo ostrożnie, bo o jego związkach z postkomunistycznymi służbami, szczególnie WSI, słychać w Internecie coraz głośniej. Last but not least można kwestię Komorowskiego odwrócić i zapytać, czy przywództwo generała Jaruzelskiego jest dla niego wzorem i jak to się ma do jego planów sprawowania urzędu prezydenta.

Program Lisa pokazał w jaskrawy sposób, jak bardzo nieudanym kandydatem na prezydenta jest Bronisław Komorowski. Zobaczyła to ogromna publiczność tego programu. Takie zdarzenia mają szanse wydatnie przyspieszyć i tak już wyraźną erozję od lat sztucznie nadmuchanego poparcia dla Platformy Obywatelskiej i jej czołowych przedstawicieli. W tle cały czas toczą się procesy zapoczątkowane wstrząsem 10 kwietnia. 10 maja nastąpiła dalsza integracja wspólnoty wokół tego historycznego wydarzenia, przed Pałacem Prezydenckim znowu zapłonęły znicze. Wszystko wskazuje na to, że 10 czerwca nastąpi ciąg dalszy. Pani Irena Szafrańska zauważyła, że z socjologicznego punktu widzenia takie wstrząsy znajdują pełne odzwierciedlenie w preferencjach elektoratu po 2-4 miesiącach. Przed 10 maja można było jeszcze wyobrazić sobie jakieś spektakularne działania obozu władzy zmierzające do spacyfikowania tych nastrojów społecznych. Jednakże jego  rzeczywista reakcja jak na razie świadczy o braku rozeznania w dynamice sytuacji. Sprowadziła się ona do standardowych operacji medialnych, a także do wycofania i chowania się w decydujących momentach (szczególnie widoczne w przypadku premiera Tuska). Wszystko to skłania mnie do tego, by uznać 10 maja za punkt krytyczny w kampanii wyborczej, a szerzej w dynamice zmian w społecznej świadomości. Nastrój duchowej przemiany wywołany katastrofą w Smoleńsku i nową integracją wspólnoty narodowej następującą po tej katastrofie zdaje się nie ustawać, a wręcz widać tendencję do krzepnięcia tej wspólnoty.

Zalecenie 1 - bieżąca aktywność

W ostatnich latach politykowanie było towarzysko ryzykowne. Nakręcona spirala agresji właściwie uniemożliwiła normalną dyskusję. Pustka pozostała po debacie zdemolowanej przez ludzi PO i ich medialne zaplecze wyraziście objawiła się dziś, gdy ludzie są spragnieni prawdziwej wiedzy na temat najnowszej historii i procesów politycznych, wiedzy trudno dostępnej dla niewtajemiczonych - choćby spoza światka blogerów politycznych czy ludzi całkiem poza wirtualnym światem. Łatwo zgadnąć, dlaczego preferencje elektoratu cechują się bezwładnością, o której wspomniała pani Szafrańska. Wynika to stąd, że idee w sprzyjającej atmosferze przenikają i rozchodzą się między zwykłymi ludźmi, którzy ze sobą rozmawiają, ale to wymaga czasu. Teraz jest sprzyjająca atmosfera, dlatego ważne jest, aby liderzy idei (termin roboczy), do których zaliczam wielu uczestników tego portalu udzielali się w swoich środowiskach i katalizowali tę dyfuzję idei. Najważniejsze są zwykłe rozmowy, ale efekt może też przynieść drukowanie i rozdawanie wybranych materiałów. Mimo wszystko można spotkać się z różnymi reakcjami, dlatego - moim zdaniem - warto brać przykład z postawy polityków PiS. Zachowują się oni spokojnie i nadzwyczaj godnie, są otwarci - zakładają raczej dobre niż złe intencje przeciwnika, sprawiając tym samym, że jego agresja trafia w próżnie.

U ludzi wykarmionych medialnym Matriksem występują elementarne braki w wiedzy, które z łatwością uzupełni każdy lider idei. Dla przykładu: wielu ludzi zdążyło już zapomnieć, że w atakach na prezydenta Lecha Kaczyńskiego bardzo skutecznie udzielał się obecny kandydat, marszałek Komorowski. Warto im przypomnieć, skąd wzięło się hasło "Jaki prezydent, taki zamach". Okaże się, że Komorowski nie zawsze był taki przyzwoity, jak zarzekał się w wywiadzie z Lisem. To był tylko przykład, braki sięgają czasów okrągłego stołu i całej zdrady Wałęsy.

Tutaj chciałbym zwrócić szczególną uwagę na jeden element, który powinien przekonać do głosowania na Jarosława Kaczyńskiego. Trzeba mianowicie tłumaczyć, że mamy dziś do czynienia z nową sytuacją geopolityczną, gdyż ludzie zaczynają wyczuwać wiatr historii, potrzebują jednak rzeczowego wyjaśnienia swoich odczuć. Nastają właśnie czasy powrotu do brutalnej walki między nacjami i blokami państw o wpływy. Walki, która będzie trochę przypominać zimną wojnę z drugiej połowy XX wieku w nowoczesnej oprawie. Wybór, którego dokonamy 20 czerwca, w dużej mierze przesądzi o miejscu Polski na nowej mapie geopolitycznej - czy to miejsce będzie po stronie wschodniej jak w drugiej połowie XX wieku, czy po stronie zachodniej jak przed wojną. Chodzi o jasny sygnał ze strony społeczeństwa, że nie chcemy popaść w sferę postsowiecką. Dlatego Jarosław Kaczyński musi wygrać w I turze dużą większością głosów. Wcale nie chodzi tu przede wszystkim o osobę Jarosława Kaczyńskiego - to jest inna kwestia. W tych wyborach bowiem stawka jest znacznie wyższa niż się oficjalnie mówi. Kwestie personalne a nawet partyjne są w najbliższych wyborach drugorzędne.

Zalecenie 2 - cele krótkoterminowe

Perspektywa krótkoterminowa w naturalny sposób zamyka się dziś na dacie wyborów prezydenckich, czyli 20 czerwca - I tura i 4 lipca - II tura. Po przekroczeniu punktu krytycznego w dynamice zmian w społecznej świadomości - zjawiska, które zostało wyżej naszkicowane - oczywisty cel, jakim jest wygrana Jarosława Kaczyńskiego w tych wyborach, wydaje się w zasięgu ręki. Obóz rządzący dotarł do punktu, w którym ma przejściowo władzę absolutną. W przypadku ludzi Tuska i w dzisiejszej sytuacji geopolitycznej jest to stan bezpośredniego zagrożenia Polski faktyczną utratą suwerenności. Jednak w punkcie tym obóz rządzący wydaje się być pozbawiony inicjatywy politycznej. Dodatkowo, mimo panowania nad medialnym przekazem, szybko rośnie jego alienacja w społeczeństwie - stan zupełnie przeciwstawny do niedawnego wizerunku tej ekipy jako swojskich chłopaków, "równiachów". W poprzednim punkcie zwróciłem uwagę na element geopolityczny w tych wyborach jako najważniejszy argument za oddaniem głosu na Jarosława Kaczyńskiego. Jak to się ma do faktycznej władzy prezydenta, która jest dość ograniczona? W końcu już dokładnie widzieliśmy, do czego są w stanie posunąć się ludzie Tuska, by do celów bieżącej polityki dodatkowo deprecjonować i ograniczać ten urząd. Teraz gdy i tak prysł czar "fajnych chłopaków", nie można wykluczyć, że posuną się jeszcze dalej w tę stronę. Ani trochę nie umniejsza to jednak elementu geopolitycznego w tych wyborach. Konieczny jest dziś jasny sygnał ze strony społeczeństwa, że nie chcemy popaść w intensywnie odbudowywaną od wschodu strefę postsowiecką, czyli dziś - sferę rosyjskich interesów. Takim sygnałem nie stanie się nieznaczna przegrana prorosyjskiego Komorowskiego. Odpowiednim sygnałem polskiego społeczeństwa, który zostanie zauważony na świecie, będzie tylko wygrana Kaczyńskiego w I turze dużą większością głosów. W żadnym wypadku nie możemy ograniczyć się do celu, jakim jest samo wygranie wyborów.

Z tej skomplikowanej sytuacji wyłania się, jak inteligentnie Jarosław Kaczyński kieruje kampanią wyborczą. Jest całkowicie jasne, że Polska nie może dziś wywołać międzynarodowej awantury, otwarcie kierując w stronę Rosji podejrzenia o zamach na naszego prezydenta. Wspomniany już film Kaczyński do Rosjan nie był na pewno koniunkturalnym zagraniem wyborczym, jak sądzą skołowani Platformersi. Ale i nie Rosjanie byli jego głównym adresatem. Ten film przede wszystkim pokazuje zaniepokojonym sytuacją przywódcom zachodnim, że nie muszą bać się wygranej Kaczyńskiego, że ekipa Tuska nie jest dziś jedynym gwarantem spokoju w regionie. Kaczyński zupełnie jasno pokazał, że jego polityka będzie podmiotowa, ale z niezbędnymi koncesjami na rzecz interesów międzynarodowej społeczności.

Wobec powyższego jeszcze bardziej wyraziście widać, jak bardzo antypolska jest polityka ekipy Tuska. Nie dali oni bowiem Polakom najmniejszego nawet sygnału, że zamierzają choćby mądrze wyważyć interes Polski z interesami społeczności międzynarodowej. Unikatowość katastrofy w Smoleńsku dała ekipie Tuska atuty a reakcja polskiego społeczeństwa - legitymację do postawienia daleko idących żądań, jak międzynarodowa komisja, polskie śledztwo w sprawie katastrofy czy wykorzystanie ogromnego potencjału NATO. Ekipa Tuska jednak nie tylko od samego początku całkowicie wycofała się z samodzielnej aktywności. Oni pogodzili się z rosyjskim wyjaśnieniem katastrofy, które - o dziwo - strona rosyjska znała od pierwszych minut: to był błąd pilota.

Rosyjskie badania przyczyn katastrofy Tu-154M w Smoleńsku wyglądają kuriozalnie, trudno streścić wszystkie zaniedbania. Urządzenie z kabiny pilotów - panel radiokompasu - które teoretycznie może być jednym z kluczowych elementów dla wyjaśnienia przyczyn, zostało wczoraj, miesiąc po katastrofie, znalezione w błocie przez dziennikarzy polskiego Faktu. Polski minister sprawiedliwości podziękował dziennikarzom za znalezienie urządzenia i... oddanie go rosyjskim prokuratorom. Tymczasem dziennikarze relacjonują, że po miejscu katastrofy przemieszczają się ludzie z reklamówkami. Jeśli tylko nie zachowują się zbyt ostentacyjnie, to nikt nie robi im problemów z wynoszeniem znalezionych części samolotu, elementów wyposażenia czy przedmiotów należących do pasażerów. W tym samym czasie polskojęzyczne media zajmują się budowaniem napięcia z insynuacji, przecieków i niedomówień. Zaczynając od powtórnego nagłośnienia niejasnej afery z lotem przywódców 5 państw do Gruzji polskim samolotem rządowym, poprzez nieustanne jątrzenie w sprawie 5. osoby w kabinie pilotów z nieco zawoalowaną, ale wyraźną sugestią: "zamierzamy wam udowodnić, że sprawcą nieszczęścia był ten wasz prezydent Lech Kaczyński." Taka linia została przyjęta od razu po katastrofie. Już w poniedziałek 12 kwietnia Gazeta Wyborcza przypomniała wspomniany lot do Gruzji, a jej darmowa mutacja o nazwie Metro tego samego dnia zmieściła wypowiedź generała Czempińskiego: "(...) dla prezydenta Katyń to była rzecz święta i nie chciał się spóźnić na uroczystości. Mógł nalegać na lądowanie. Ale pilot powinien odmówić. Ja też podejmowałem ryzykowne decyzje, choć rozsądek mówił mi, że nie wolno." W kolejnych dniach nastąpił wysyp ekspertów naświetlających katastrofę w Smoleńsku jako skutek podjęcia nadmiernego ryzyka przez pilotów, a wszystko to bazując na słowie-kluczu tej manipulacji: mógł - "mógł nalegać na lądowanie."

Cel ogromnej medialnej manipulacji, której nie sposób tu przedstawić dokładniej, jest już bardzo wyraźny. Jak napisał z gorzką ironią w komentarzu Spring: "Wynik śledztwa jest oczywisty. Błąd pilota spowodowany rozkazem prezydenta o natychmiastowym lądowaniu. Po co komu jakieś ubłocone elementy samolotu?" Można spodziewać się, że kreatorzy tej akcji będą chcieli ją perfekcyjnie zgrać. Oznacza to, że będzie ona skoordynowana z terminami wyborów, reakcjami agentów wpływu (być może część z nich dziś udaje grę po naszej stronie) oraz wynikami sondaży. Istotną częścią manipulacji jest budowanie dramatycznego napięcia, stąd pojawiające się od czasu przecieki z czarnych skrzynek oraz relacje takich świadków jak Nikołaj Łosiew. Wszystkie newsy z tego cyklu koncentrują się wokół tożsamości 5. osoby w kabinie pilotów. Była już sztucznie wywołana dyskusja na temat płci tej osoby, potem spekulacje, czy był to pan Kazana, czy jednak ktoś inny. Wiarygodność wszystkich tych rewelacji jest wątpliwa, ale nie o to w nich chodzi. Ważne, że one podtrzymują emocjonalne napięcie. Można przypuszczać, że kreatorzy manipulacji zdają sobie sprawę, że standardowymi metodami nie powstrzymają już tendencji wzrostowej notowań Jarosława Kaczyńskiego, dlatego przygotowują grunt do zorganizowania nowego punktu krytycznego. Sondaże będą nadal pokazywać ten wzrost, pozwalając Kaczynskiemu oficjalnie zbliżyć się do Komorowskiego. W jakimś kluczowym momencie, dość blisko terminu wyborów, zostanie odpalona sensacja, że 5. osobą w kabinie pilotów był nasz pezydent. Media z całej siły uderzą w najwyższe tony, a sondaże z dnia na dzień pokażą całkowite załamanie notowań Kaczyńskiego. Jeśli mają jeszcze mało używanych agentów wpływu, uruchomią ich, by właśnie w tym momencie wycofali się z popierania Kaczyńskiego. Odbędzie się to na tyle blisko ciszy wyborczej, by sztab PiS nie miał już szans na reakcję. Zresztą każda próba reakcji zostanie natychmiast okrzyknięta jako chęć "podpalenia Polski", dając rządowi na tacy pretekst do pacyfikowania ewentualnych ruchów obywatelskich. Żelazny elektorat PiS i Jarosława Kaczyńskiego zostanie na powrót zepchnięty na margines oraz zwyzywany od moherów itp. Na wszelki wypadek kreatorzy manipulacji będą mieli w zapasie jeszcze kilka gorących tematów, jakieś dodatkowe haki, by przykryć wszelkie próby przejęcia inicjatywy na powrót przez PiS.

Mam nadzieję, że ten czarny scenariusz nie zostanie zrealizowany, ale niebezpieczeństwo jest na tyle realne, że widzę dla nas kolejny cel w perspektywie krótkoterminowej, zresztą związany ściśle z celem podstawowym, czyli wygraniem wyborów w I turze. Skutki tego scenariusza można w dużej mierze zneutralizować, jeśli maksymalnie upowszechnimy w społeczeństwie wiedzę na temat jego istnienia. W najkrótszej wersji: musimy tłumaczyć wszystkim, że teoria 5. osoby w kabinie pilotów jest tylko groźną manipulacją mającą na celu utrącenie Jarosława Kaczyńskiego przed wyborami prezydenckimi.

Jak pokazałem wyżej, niczego nie możemy być pewni. Trzęsienie ziemi już było, a teraz napięcie będzie nieprzerwanie rosnąć. W szeregach przeciwnika zapanował strach, ale oni też nie są nowicjuszami. Podobnie bali się w 2007 roku, znają ten zapach, zapach strachu i prochu. Ponieważ nie jest do końca oczywista, ani wygrana Kaczyńskiego, ani wygrana Komorowskiego, wiedzeni odwiecznym instynktem kofnormiści, których jest najwięcej, przyjęli postawę wyczekiwania. My załóżmy ostrożnie, że uda nam się osiągnąć 2 cele wymienione wyżej: zneutralizowanie prawdopodobnej próby utrącenia kandydatury Jarosława Kaczyńskiego oraz jego wygrana w I turze dużą większością głosów. Proponuję dodać do tego jeszcze jeden cel: przeciągnięcie na naszą stronę jak największej ilości konformistów. Głupotą byłoby dziś obrażać się na nich, że przyłączają się do nas tak późno. Przeciwnie, trzeba ich witać w naszej wspólnocie z dobrą wiarą i życzliwością. Niech bardziej i mniej znane osoby publiczne zdobywają się na ten mały akt odwagi właśnie dziś, bo jak już będzie po wszystkim, to nawet gdy się zmienią, to w taką zmianę nikt już nie uwierzy. Odwołując się do konkretnego przykładu, mam na myśli niepotrzebne nieprzychylne komentarze prawicowych blogerów w odniesieniu do przyjęcia bardzo zdecydowanego stanowiska po stronie prawdy przez znanych publicystów: Marka Króla, Łukasza Warzechy, co miało miejsce w ostatnich tygodniach. Niektórzy kręcili nosem a to na przeszłość w PZPR, a to na wcześniejsze chwiejne stanowisko w istotnych sprawach. Niepotrzebnie. Warto dać wszystkim czas do 20 czerwca. Proszę nie mieć mi tutaj za złe, że przywołuję akurat te nazwiska w tym kontekście, nie mnie oceniać, czy te osoby były kiedykolwiek konformistami. Chodzi mi o zasadę dotyczącą ludzi, którzy postanowili właśnie teraz w miarę jasno się określić.

Zalecenie 3 - cele długoterminowe

Wiemy już, że trwanie przy władzy obecnej ekipy jest zagrożeniem dla suwerenności Polski. Wraz z establishmentem trzymającym w ręku IV władzę, czyli media, ekipa rządząca gotowa jest na zastosowanie brudnych chwytów, by swoją władzę za wszelką cenę utrzymać. Ich determinację łatwo sobie wyobrazić, jeśli pomyślimy o wszystkich ich kłamstwach, aferach i zdradach, oraz jak bardzo muszą się bać ujawnienia tych spraw. Jeśli tego trudnego przeciwnika uda nam się pokonać 20 czerwca, musimy pozostać jak najdalsi od triumfalizmu. Wiadomo bowiem, że mimo wszystko największe zagrożenia rosną szybko wokół naszych granic. Dlatego nastrój troski o suwerenność i sprawy naszego państwa musi odtąd stać się myślą przewodnią całego pokolenia. Jeśli w tym przełomowym momencie uda się nam utrzymać ten liczący sobie już 1000 lat kapitał, jakim jest suwerenna ojczyzna, to tym bardziej naszym obowiązkiem będzie nie roztrwonić go w kolejnych latach.

Trudno powiedzieć jak długo pozostanie u władzy Donald Tusk i jego ludzie. W zależności od tego, w jakim stopniu Komorowski przegra wybory, może powstać presja społeczna na przyspieszone wybory w celu odsunięcie od władzy ludzi, którzy stracili społeczną legitymację. Możliwe będą pęknięcia w PO. Ewentualna panika w ramach establishmentu III RP może w jakimś scenariuszu doprowadzić do odsunięcia się PSL i SLD od podzielonego PO i jakiegoś zrekonfigurowania sceny politycznej. Nieuniknione w tej sytuacji emocje społeczne w rękach nieodpowiedzialnych ludzi, a co gorsza, agentów, mogą stać się niebezpieczne dla państwa. Dlatego naszym celem powinno być uznanie Jarosława Kaczyńskiego jako lidera wspólnoty narodowej odrodzonej po 10 kwietnia. Akt wyboru Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta niech będzie jednocześnie świadomym aktem powierzenia mu naszych wspólnych aspiracji, które wyraził prosto i dobitnie 6 maja, dziękując za zebrane podpisy: "Jestem przekonany, że coś nas łączy. Że łączy nas przekonanie, że Polska ma prawo do marzeń o tym, że będzie silna, licząca się w świecie, że będzie sprawiedliwa, że będzie dumna." Jarosław Kaczyński, dysponując urzędem prezydenta o ograniczonych uprawnieniach, ale i potężną legitymacją społeczną oraz tymi niewidzialnymi nićmi, które sprawiają, że ludzie na szczytach władzy (ci, którzy sami nie są marionetkami) mogą podejmować decyzje najlepsze, choć nie zawsze w pełni zrozumiałe dla ogółu, będzie mógł działać na rzecz tej wspólnej wizji. Konieczne będzie powściągnięcie polskiej kłótliwości, sobiepaństwa i natrętnego mędrkowania "ja wiem lepiej". Jeśli uznaliśmy Jarosława Kaczyńskiego za naszego naturalnego lidera i depozytariusza marzeń o silnej Polsce, to dlatego że jest naprawdę idealnym liderem i należy mu się nasze poparcie i swoboda działania dla realizacji naszych celów.

Jak wcześniej zaznaczyłem, w miarę zdobywania i poszerzania przyczółków państwa na rzecz odnowionej Polski, zapewne okaże się, że siłą poważniejszą niż ekipa Tuska, z którą przyjdzie się zmierzyć będą naciski spoza Polski. Zarówno Niemcy jak i szczególnie Rosja nie będą chcieli utracić komfortu, jakim jest posiadanie w Polsce uległej władzy. Polska znowu nie ma sojuszników. Rosjanie 10 kwietnia pokazali, że nie cofną się przed niczym dla realizacji swoich interesów. Jarosław Kaczyński, odbudowując prawdziwą suwerenność Polski, będzie poruszał się po cienkiej linie. Jestem przekonany w 100%, że on nie cofnie się przed żadnym ryzykiem osobistym dla realizacji interesów Polski. Ale jest też świadomy jak wielkie nadzieje Polaków skupiają się dziś w jego osobie. Ludzie tacy jak ci, którzy odeszli 10 kwietnia zawsze będą niezastąpieni, ale przyszłościowo potrzebujemy większej stabilności dla naszego państwa. Po wygraniu wyborów prezydenckich naszym celem powinna być praca u podstaw. Od wychowania dzieci w duchu patriotyzmu i zwykłej pozytywnej pracy w małych firmach, lokalnej administracji, przez działalność dla dobra państwa w ramach PiS, przez analizę i rozwijanie myśli braci Kaczyńskich i budowanie zaplecza intelektualnego dla naszej wspólnoty narodowej, powinniśmy dążyć do odrodzenia silnego państwa. Tak byśmy nie dopuścili więcej do degeneracji polityki charakterystycznej dla rządów SLD i PO w minionej dekadzie. Byśmy posiadali liczne grono osób gotowych do służby dla państwa, i w czasie pokoju, i w czasie wojny.

rozkręcać
Polaczek

Kim jest Pan Bronisław Komorowski : a) reklama firmy MarcPol przy podpisach dla Pana Bronisława: www.ktokogo.pl/Marek_Miku%B6k… ( szczególnie że tam występuje taki pan poszukiwany listem gończym, Edward Mazur ) b) zestaw zebranych materiałów: iskry.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=2674&Itemid=4 c) ludzie Pana Bronisława : niepoprawni.pl/blog/902/wszyscy-ludzie-bronislawa-k-aleksander-scios d) wszelkie informacje, a szczególnie ostatnie z Panem św. pamięci Zielonką : teczki.obserwowani.pl/8561.html e) o pogrzebie Pani Anny Walentynowicz nawet nie wspominam, gdyż alkohol to rzecz ludzka, może nie w każdym miejscu, ale. f) krzysztof.borowiak.pl/mon.html
Domyślny avatar

Jazzek

15 years 5 months temu

W dyskusjach warto szczególnie podkreślać jeden moment: PO ma od miesiąca pełnię władzy, wobec czego mogłaby z mitycznych szuflad powyciągać mityczne pakiety mitycznych ustaw i dokonać "uzdrowienia" kraju według swoich recept. Minął miesiąc i nic takiego się nie dzieje. Ergo: KŁAMSTWEM jest całe to ględzenie o czekających ustawach, których tylko dlatego się nie wyciąga, że pisowski prezydent by zawetował. Kłamali w 2007 roku, kłamali przez prawie trzy lata, a teraz to kłamstwo jest tak ewidentne, że nawet zaślepiony zwolennik PO nie może temu zaprzeczyć.
filozof grecki

Dziękuję za pierwsze komentarze i ważne uzupełnienia. Wszystkiego oczywiście nie zamieszczę w jednym tekście, i tak jest on bardzo obszerny. W mojej intencji jest on swego rodzaju kompendium sytuacji politycznej na dziś. Na razie nie odpowiadam szczegółowo, bo intensywnie pracuję nad 2 ostatnimi rozdziałami, które stanowią bardzo ważną część całego tekstu. Całość powinna być tu dostępna za mniej więcej 1-2 godziny. Dziękuję za cierpliwość i gorąco namawiam do zapoznania się z całością, która będzie po części podsumowaniem wielu dyskusji, które toczyłem ostatnio na Blogpressie.
Polaczek

widać jak dokumenty sk..wysyny trzymali w szufladach a po śmierci Prezydenta Lecha Kaczyńskiego zaczęli drukować . Obejrzyjcie ile druków urzędowych wyszło pod koniec kwietnia. To jest dopiero horror : http://www.infor.pl/monitor-p… To jest dowód na kurewską działalność PO. Przepraszam nie PO tylko cwaniaczków, którzy otumaniają uczciwych ludzie, w tym totalną masę swoich członków. Chodziło mi o tych wszystkich z proletariatu pod wezwaniem Sobie'siaka.
filozof grecki

Zachęcam do komentowania, przede wszystkim, by dopisać inne ważne zalecenia i cele, które być może pominąłem. Albo też nie zgodzić się z nakreśloną przeze mnie wizją. Korzystałem z wielu dyskusji na Blogpressie i spostrzeżeń - nie tylko moich, ale i innych uczestników :)
dodam

dodam

15 years 5 months temu

Przypomina mi najlepsze teksty drugiego obiegu, które spajała prawdziwa troska o przyszłość Polski. Nie będę zatrzymywał się nad poszczególnymi diagnozami i postulatami. Z jednymi i drugimi zgadzam się w pełni. Bardzo ucieszyło mnie chyba pierwsze sformułowanie konieczności rozstrzygającego zwycięstwa Jarosława Kaczyńskiego w pierwszej turze. Oswojenie i przyciągnięcie konformistów to jedno z ważniejszych zadań jakie cel ten stawia. Zgadzam się, że w PO jest sporo ludzi porządnych, których zaskoczyły afery i powiązania z sukcesorami aparatu PRLu oraz kompletna degrengolada liderów PO. Właśnie ich w pierwszej kolejności należy przyciągnąć. Nie dopuszczalna jest zatem jakakolwiek forma agresji emocjonalnej wobec nich. Idąc tym tropem należałoby podjąć próbę przeciągnięcia na stronę Polski parlamentarzystów PO, którzy nie powinni płacić za uwikłania i błędy kolegów. Na razie muszę kończyć, pozdrawiam serdecznie, dodam
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

klasyka gatunku. Do pewnych wątków wywiadu Lisa z POPem odniosłem się w swoim nowym wpisie - wisi na SG - zapraszam, pozdrawiam
SZUAN

SZUAN

15 years 5 months temu

Uff, długi ale świetny tekst. Gratulacje. Co obecności polskich wojsk w Moskwie, to nasz Wielki Marszałek się myli - w 1812 też tam byliśmy, nawet nasi szwoleżerowie okrywali Napoleona w czasie pożaru Kremla. I chyba ta powtarzalność co 200 lat polskiej "wizytacji" na Kremlu stoi przed oczami Putina, skoro tak nas nie lubi - w końcu zbliża się 2010, ja na jego miejscu już bym się bał ! pozdr.
filozof grecki

Dziękuję za komentarze, które sprawiają, że pisanie ma sens. Z jednej strony żałuję, że tak trudno dotrzeć z przekazem szerzej. Z drugiej strony wiem, że to czasy, w których ludzie niechętnie czytają nawet krótkie teksty, a przekaz najlepiej upowszechnia się przez atrakcyjne i dobrze otagowane filmiki na YT. Pocieszam się, że zawsze znajdzie się kilka osób, które czują, podobnie jak ja, potrzebę porządkowania rzeczywistości i dla nich taka lektura może być szczególnie inspirująca. @Dodam, dzięki, że zwróciłeś uwagę na to, że niektóre moje postulaty są ważne dla sprawy, a słabo obecne "w obiegu". Świetnie odebrałeś mój postulat "przyciągania konformistów". Bardzo bym chciał także tego byśmy jakoś zabezpieczyli się przed narracją o "5. osobie w kabinie pilotów". Mam potężne obawy odnośnie tej akcji. Z drugiej strony, jeśli salon będzie tracił pole w takim tempie jak dotychczas, to ta jego akcja może okazać się wielkim niewypałem. @Nietoperz, dzięki; u Ciebie czytałem, skomentowałem :) @Szuan, A mi chodzi po głowie ten zachłanny na polską krew Smoleńsk. To było przecież polskie miasto... A na Kremlu - po wizytacji można by zostawić lojalnego namiestnika :)
dodam

Pozbierałeś myśli, które są i moje. Nie muszę pisać. Mogę natomiast umieścić na s24 - ma więcej czytelników. Już raz wyraziłeś zgodę to i tym razem nie będzie chyba oporu, tak?
Nygus

Nygus

15 years 5 months temu

jest moim zdaniem niemal pewny. Nawet kiedyś to gdzieś u siebie po 10.IV opisałem. Tylko potwierdzasz moje obawy - to ma być coś jak zapłakana Sawicka za pięć dwunasta. I nie będzie miało żadnego znaczenia że (tak samo jak Sawicka) będzie tzw. "włamem na rympał". czyli że dzień po wyborach się okaże że to była pospolita lipa. Trzeba ludzi przygotowywać na ten scenariusz - coś jak szczepionka uodparniająca na przygotowywaną blagę. Świetny tekst! Kawał dobrej roboty!
filozof grecki

@Dodam, tak, będzie mi miło, jeśli coś z tego umieścisz na s24. Zależnie od Twojego uznania i rozeznania tamtejszych zwyczajów, możesz tekst pozostawić bez zmian, skrócić, przeredagować lub podzielić na części. @Ckwadrat, W tym tekście przewodnią ideą były sprawy propolskie i propaństwowe, wymowa antyplatformerska jest tu wtórna. Ale dobrze że pojawiają się też teksty, obrazki, filmiki ściśle antyplatformerskie. Trzeba dezorganizować szeregi wroga, obniżać morale. Niech się wykruszą i pozostaną tylko najbardziej zatwardziali. Już zaczynają pojawiać się wyraźne głosy porównujące los PO z losem UW, które w 2001 obudziło się z ręką w nocniku, czyli jest dobrze :) Jak PO przegra z kretesem, to nikt już nie będzie chciał więcej poparcia od Michnika i GW, bo to będzie jak pocałunek śmierci :)
Bernard

wybory są 20 czerwca. Urodziny św. p. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego (i Jarosława) są zaś 18 czerwca. To ostatni dzień przed ciszą wyborczą. Warto byłoby, by przez Polskę przetoczyły się manifestacje rocznicowe. Ja tak czy inaczej pójdę pod Pałac zapalić znicz. pozdrawiam
filozof grecki

W takim razie 18 czerwca to doskonała okazja, by wspomnieć wielkość naszego prezydenta. I ja tam będę.
Admin

Admin

15 years 5 months temu

Ostatnio miałem kłopot z wyjściem do reala, więc deklaruję uroczyście, że 18 czerwca będę pod Pałacem. Co by się nie działo. I wyciągnę też Rzepkę. ;)
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

powinienem dać radę:)
Domyślny avatar

kazef

15 years 5 months temu

Dobra analiza. Krąży juz po sieci. Dostałem linka od znajomego na maila. Stąd tu jestem. komorowski pokazał dzis w Katowicach tak tępy i prostacki dowcip, że aż nei wiem, co o tym myśleć. Z kolei wcześneij u Lisa mówił niemal otwartym tekstem: jestem człowiekiem Moskwy. Ta jego pewnośc siebie i gadanei niemal co ślina na język przyniesie zaczyna mnie niepokoić. Dlaczego on taki pewny siebie, taki mocny, że az gada co chce...
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

to nie tak, oj nie tak, to nie pewność siebie to wrodzona głupota, pozdro
Domyślny avatar

kazef

15 years 5 months temu

Tak byłoby najprościej - głupota. namiestnik jest glupi, ma za dlugi jezyk - nei pilnuje sie - to wiadomo od dawna. Ale te wypowiedzi u Lisa, czy w Katowicach - przeciez on te gadki, te bon-moty musial miec wczesneij przygotowane. Napisane, wyuczone. U Lisa było oparcie w Jaruzelu i bon-mot: ja cięzko pracuje - byłem w Moskwie. W Katowicach poziom głupoty bon-motów to był poziom slaskiego buca. Nie wiem, moze to celowe. Walic głupie teksty, do głupoli to trafi, a reszte zrobia usluzne mendy w mediach. Zatem nei jestem przekonany, ze namiestnik jest az tak glupi. Ze jest - to fakt. Ale że aż tak?
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

a wierzysz w to że sztaby PR które się kręcą wkoło PO nie przygotowałyby go odpowiednio? Są dwa wytłumaczenia: 1) Albo odbiła mu sodówka (a były takie głosy w prawyborach, że Sikorski jest bardziej pokorny wobec Tuska) i nie słucha nikogo - zasada co w sercu to na języku - wniosek: jest pełen spontan - wychodzi głupota 2) Słucha ale nie jest w stanie zrozumieć, tudzież nauczyć się - wniosek jak w puncie 1. Pozdro
Domyślny avatar

kazef

15 years 5 months temu

Dalsze dni przyniosa rozwiązanie. U mnie pozostaje niepokój. Pozdr.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 5 months temu

w końcu czarne skrzynki wkrótce będą odtajnione...
Domyślny avatar

kazef

15 years 5 months temu

Czytasz w moich myślach... Ale ja sie obawiam czegoś jeszcze gorszego: że oni sobie i bez tego z tymi wyborami poradzą... Jak w 1947 r.