W zabójstwie Kaczyńskiego widać styl Putina

Przez MarkD , 03/05/2010 [16:49]

http://www.rupor.info/analitika/2010/05/01/v-ubijstve-kachinskogo-viden-pocherk-putina/
В убийстве Качинского виден почерк Путина 1.5.2010 18:43
Георгий Гордин, «Комментарий из России»
(Tłumaczenie L.V.)

Teraz, gdy ciała Prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego i jego współtowarzyszy spoczywają w ziemi, jest najwyższy czas, aby wymienić tych, którzy zorganizowali rozbicie się samolotu, dobijanie w miejscu upadku samolotu ocalałych Polaków i nieustannie dezinformują światową społeczność co do wyników tak zwanego „śledztwa”.

Wiadomo, że „śledztwo” katastrofy przebiega pod kierownictwem tych samych osób, które organizowały rozbicie się samolotu i posłały komandosów do „oczyszczenia terenu” z tych, którzy przeżyli. Wiadomo, jaki będą „wyniki śledztwa” przeprowadzonego przez osoby, których głównym zadaniem jest zatarcie śladów zbrodni. Gdy ci sami zabijają i ci sami prowadzą śledztwo, sprawcy zazwyczaj pozostają niewykryci. Jednakże istnieje światowa społeczność.

Potomek jednego z naszych kolegów znajdował się na stanowisku, przez które przechodziło duża ilość pierwotnych informacji z miejsca katastrofy. Wiele szczegółów znamy z pierwszej ręki. Porównanie tekstów rosyjskiej propagandy z materiałami pochodzącymi ze źródeł pierwotnych umożliwia wniesienie poprawek do powszechnie znanych informacji. Niech będzie to naszym wkładem w śledztwo jednej z najbardziej bezczelnych zbrodni 21 wieku.

Poprawka pierwsza. Powszechnie wiadomo, że od pierwszych minut po katastrofie zamiast informacji płynących z lotniska „Północne”, w eter poszła pośpiesznie sklecona dezinformacja kiepskiej jakości.
Dezinformowano dokładnie o wszystkim, co się działo naprawdę. O gęstości mgły, o dźwiękach, jakie słyszeli spotykający. O czterech podejściach do lądowania. O rzekomym rozkazie samego Kaczyńskiego posadzić samolot w Smoleńsku. O tym, że w ten sam sposób omal nie doprowadził do rozbicia samolotu w Gruzji. O zachowaniu różnych służb oraz rzekomej „barierze językowej”. O tym, o czym naprawdę zeznawali miejscowi mieszkańcy, przede wszystkim lotnicy i pracownicy lotniska. O każdy drobiazg.

Mieliśmy możliwość odtworzenia procesu powstawania czekistowskiego kłamstwa w trybie on line. Wyraźnie zarysowały się dwie tendencje. Jedna polega na przeinaczaniu wiadomości tak, że dane wyjściowe stają się zupełnie różne od danych wejściowych. Często są wręcz przeciwieństwem informacji, która rzekomo była podstawą ogłoszonych oficjalnych komunikatów.

Zestawienie wiadomości na wejściu i wyjściu w trybie online pozwala na stwierdzenie, że wszystkie materiały bez wyjątku były poddawane przeróbce według jednej konkretnej „odgórnej” wytycznej. Taka przeróbką zajmowali się nie tylko dziennikarze poszczególnych czasopism (choć oni także), ale przede wszystkim oficjalne rosyjskie agencje informacyjne.

Wszystkie rosyjskie agencje informacyjne i mass media – „przekaziory” musiały przekonać swoich czytelników, słuchaczy i widzów, że „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.

Drugą tendencję tworzenia czekistowskiego kłamstwa w trybie online można określić następująco: na wejściu całkowity brak jakichkolwiek informacji z miejsca zdarzenia. Natomiast na wyjściu – niewiadomo skąd pojawiają się „wiarygodne wiadomości”, w tym rzekome informacje z ostatniej chwili z miejsca katastrofy. Informacje te oczywiście nie pochodzą z miejsca upadku samolotu. Chyba nie ma potrzeby wyjaśniać, że najczystsze wymysły na wyjściu preparowano według wspomnianej już dyrektywy – „samolot rozbił się z winy załogi, która nie sprostała swojemu zadaniu w trudnych warunkach pogodowych”.

Z pierwszej poprawki wynika, że wytyczna, według której zbierano się do kłamania po katastrofie, została opracowana jeszcze przed rozbiciem samolotu Lecha Kaczyńskiego. Natomiast zamieszanie i rozbieżności były spowodowane przede wszystkim przesadnym wysiłkiem kremlowskich propagandystów, którzy starali się ze wszystkich sił, by skłamać jak najbardziej wyraziście i przekonująco.

W pierwszych minutach zdarzenia nie mogą pojawiać się jasne i jednoznaczne informacje. Dla porównania przypomnijmy sobie przynajmniej jeden przykład, jak zachowują się kremlowskie agencje informacyjne i mass media, gdy nie ma żadnej zawczasu przygotowanej wytycznej.

Gdy zmarł pierwszy prezydent Rosji Borys Jelcyn, wszystkie rosyjskie mass media przez kilka godzin milczały, jakby wepchnęły języki w jedno miejsce. Wszystkie duże zachodnie już dawno ogłosiły tę wiadomość, gdy na Kremlu dopiero opamiętano się i wydano wskazówkę, jak i co ogłaszać.
Po katastrofie samolotu Lecha Kaczyńskiego wskazówka „jak i co ogłaszać” pojawiła się od razu. Oznacza to, że były osoby odpowiedzialne, które zawczasu wiedziały, że samolot spadnie.

Poprawka druga. Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały wideo i doszli do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w ogóle nie przyjechała i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły się w pierwszych minutach filmowania (materiał wideo Andrieja Mienderieja), spłonęły całkowicie, nie mogło być mowy o żadnych „dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”. Nawet przy tym stromym stopniu kątowym, pod jakim zwalono samolot prezydenta Polski.

Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku.

Takie zwroty jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w oczy!”, „dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane tylko przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim: „Wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę oddziału specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków.
O innych momentach w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną wiosną – 10 kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w zimnych smoleńskich lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął, oprócz członka załogi? Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia – 2 każdy zdrowy człowiek może zobaczyć sam.

Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy oficer oddział specjalnego Ministerstwa Obrony, twierdzi, że po zawaleniu operacji (wideo, które zdążył sfilmować Andriej Mienderiej) jej wykonawcy już nie żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy brali udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego.

Polacy, którzy przeżyli katastrofę, zrozumieli, że komandosi „w czarnych ubraniach” (w filmie) przyszli ich zabić i odstrzeliwali się. To słychać w filmie. Wykonawcy dyspozycji Putina „pracowali” z tłumikami. Ale nagranie wideo z dźwiękiem i widokiem zarówno atakujących jak i ocalałych zdemaskowało wszystkie ich wybiegi.

Dlatego jedne „rosyjskie osoby oficjalne” przez dwa tygodnia nie mogą podrobić treści „czarnych skrzynek”, a drugie, pojąwszy, że sprawa pali się, puściły do mass mediów balon próbny na temat „kaukaskiego śladu” w rozbiciu się samolotu prezydenta Polski. Ciąg dalszy nastąpi, rosyjskie i polskie „osoby oficjalne” dopiero rozpędzają się. Jednakże nie zdołają już zatrzeć śladów.

Z drugiej poprawki dochodzimy do wniosku, że „oficjalne dane” na temat „materiału genetycznego” zamiast ciał 21 Polaków nie są zgodne ze stanem szczątków samolotu. Oznacza to, że zginęli z innej przyczyny. Przyczynę tę wyjaśnia film Andrieja Miendierieja.

Poprawka trzecia. Wszyscy eksperci jednogłośnie przytoczyli paralelę z niedawnego upadku samolotu przy lądowaniu na lotnisku Domodiedowo w Moskwie. Ale warunki tam były zupełnie inne. Załoga samolotu Ту-204 lecącego z Egiptu była na nogach od wczesnego ranka, czyli prawie całą dobę. Po odlocie z Moskwy do Hurghady nastąpiło krótkie spięcie kabla i pojawiło się dymienie. Po przebyciu sporej odległości trzeba było zawracać. Oczywiście nerwy wszystkich były napięte.

Po wymianie instalacji załoga tym samym samolotem, z tymi samymi pasażerami znowu poleciała do Hurghady. Trzeba było namawiać i uspokajać pasażerów, że nie ma więcej żadnego niebezpieczeństwa. Bezpośredni lot do Hurghady trwa, w zależności od typu samolotu, około 5 godzin. Przylecieli do Egiptu. Z uwzględnieniem awaryjnego powrotu i remontu, załoga Ту-204 miała już przepracowane 9 godzin. Norma godzin lotu została wyczerpana. Normalnie należało iść odpocząć.
Co robić – zamawiać hotel i płacić za postój samolotu? Strata tym większa, że planowych pasażerów już wywieziono na lot powrotny. Kompania lotnicza za to nie podziękuje. Zgodzili się więc lecieć z powrotem.

Niedaleko od Moskwy popsuł się sprzęt nawigacyjny. W odróżnieniu od polskiego samolotu panowała głęboka noc, i 21-22 marca nad całą Moskwą stała gęsta mgła. Lądowanie według przyrządów „koszących” nie udało się, załoga zmęczona i rozdrażniona, a tu jeszcze radiowy wysokościomierz zawył. Dokucza, że niby to ziemia jest blisko – a idź ty…! W rezultacie – typowy błąd zaufanego do siebie doświadczonego pilota, który setki razy sadzał samolot w podobnych warunkach. Prawie na lotnisku macierzystym.

Na smoleńskim lotnisku „Północny” nic podobnego nie miało miejsca. Nie była to noc, nie było takiej mgły, załoga nie była zmęczona, nie musiała spędzić całego dnia w napiętej i nerwowej atmosferze. Sytuacja normalna, załoga wypoczęta i czujna. Sprzęt nawigacyjny pracuje doskonale, aż do postronnej ingerencji w sterowanie samolotem na małej wysokości.

Z trzeciej poprawki dochodzimy do wniosku, że warunki pogodowe i stan załogi w danym przypadku nie mogły być główną przyczyną katastrofy.
Poprawka czwarta. Oba samoloty, których wypadki były porównywane przez ekspertów, są podobnego typu. W Smoleńsku ТU-154, w Domodiedowo ТU-204. Samolot, który leciał z Hurghady, też spadł do lasu, i także oderwało mu skrzydła. W efekcie – dwie osoby w oddziale reanimacji, reszta odniosło rany różnego stopnia ciężkości. Po upadku w lesie samolotu podobnego typu w chwili znalezienia szczątków Tu-204, który leciał z Hurghady, wszystkie osoby żyły!

Rzecz jasna, jest różnica między upadkiem samolotu z kilkoma członkami załogi (ТU-204 w Domodiedowo) a upadkiem samolotu z 96 osobami na pokładzie. Ale samolot polskiego prezydenta był załadowany mniej niż na dwie trzecie. Pokład ТU-154 może mieścić 163 osoby. Jeśli samolot jest załadowany mniej niż na 2/3, można nim sterować bez trudu.

Następna okoliczność – polski samolot po zaczepieniu skrzydłem drzew obrócił się. Jednakże podczas lądowania załoga i pasażerowie muszą mieć zapięte pasy. Nie ma powodu do przypuszczenia, że tego przepisu nie przestrzegano przy lądowaniu w niezbyt gęstej, ale jednak mgle.
Ostatnia okoliczność mogąca wpłynąć na liczbę ofiar śmiertelnych to kąt ataku samolotu w momencie uderzenia o ziemię. Istnieje informacja od doświadczonych lotników wojskowych, że TU-154 Lecha Kaczyńskiego „schodził do lądowania, jak myśliwiec”. Czyli pod bardziej stromym kątem niż zwyczajnie. To faktycznie może zwiększyć liczbę ofiar śmiertelnych. Świadczą o tym także szczątki samolotu oraz ich rozmieszczenie.

Wersja oficjalna – „podczas katastrofy zginęli wszyscy”. Orzeczenie ekspertów: prawdopodobieństwo zgonu wszystkich co do jednej osoby w samolocie polskiego prezydenta jest takie same, jak gdyby woda z odkręconego kranu poleciała do góry zamiast na dół – prosto do sufitu. Innymi słowy, prawdopodobieństwo, że w tej katastrofie zginęły wszystkie 96 osób znajdujących się na pokładzie samolotu TU-154, jest zerowe.

Z czwartej poprawki dochodzimy do wniosku, że w każdym przypadku ktoś z pasażerów musiał przeżyć katastrofę polskiego samolotu, a może nawet uniknąć zranień. Wszyscy zginąć mogli tylko w jednym przypadku: jeżeli oddział specjalny dobił ich już po upadku.

Nie jesteśmy w stanie nawet wymienić liczby dostrzelonych – liczba ta waha się od 10 do 21 osób. Zgodnie z oceną najbardziej doświadczonych ekspertów, nierozpoznawalnych (zmasakrowanych lub spalonych) mogło być najwyżej 10 – 12 ciał. Nie wszyscy podczas katastrofy znajdowali się w przedniej części samolotu. Płomień szybko zgaszono. Naprawdę nie rozpoznawalnych zwłok na miejscu upadku zapewne było bardzo mało lub nie było w ogóle.

A więc „jedynie materiał genetyczny pozostały po 21 osobach”, o którym mowa w wersji FSB, w rzeczywistości jest liczbą osób, którzy przeżyły katastrofę prezydenckiego samolotu Lecha Kaczyńskiego. Dobili ich rosyjscy komandosi, po czym wywieźli i zamienili w kawałki spalonego mięsa, aby ukryć ślady zbrodni.

Poprawka piąta. W jaki sposób zorganizowano rozbicie samolotu polskiego prezydenta? Eksperci nam wyjaśnili, że to bardzo proste. Samolot został strącony przez rosyjskie specsłużby na małej wysokości, po podmianie parametrów lądowania. Tego dokonać można kilkoma sposobami. Na przykład, poprzez sekundowe zmanipulowanie systemu naprowadzania na niedużym wysokości tuż przed lądowaniem.
Albo poprzez impuls elektromagnetyczny skierowany do bocznych kanałów sterowania samolotem (sterów, lotek) przed lądowaniem. Piloci wszystko widzieli i rozumieli, ale nic już nie mogli zrobić. Zabrakło czasu.

Właśnie dlatego, aby ukryć ślady zbrodni, ocalałych członków załogi i tych, którzy mogli słyszeć ich rozmowy, należało dobić na ziemi.
Wykonawcy rozkazu Putina przeliczyli się jednak w tym, że wśród ocalałych były osoby uzbrojone i odważne, które nawet w tej sytuacji stawiały czynny opór. Oddział specjalny nie mógł bez przeszkód powystrzelać rannych Polaków w przewidzianych ramach czasowych. Musiał zatrzymać się na miejscu kaźni, gdzie ich zastały osoby, które przybiegły na miejsce katastrofy, przede wszystkim Andriej Mienderiej, który nagrywał sytuację kamerą.

Następnie wszystko potoczyło się dokładnie według przewidzianego w Kremlu planu. Miejsce katastrofy zostało otoczone, nikogo nie przepuszczano, a ciała ofiar katastrofy lotniczej i zastrzelonych na ziemi wywieziono. Ślady napadnięcia i egzekucji zostały usunięte.
Ta poprawka jest kluczem do zrozumienia, co się zdarzyło; wyjaśnia ona wszystko, i komentarze tu nie są potrzebne.

Poprawka szósta. Dlaczego Putin postanowił popełnić zbrodnię na swoim terytorium? Zdaniem ekspertów, w ten sposób strącić samolot i zapewnić wiarygodne przykrycie aktu terrorystycznego można jedynie na terytorium całkowicie kontrolowanym przez rosyjskie służby specjalne.
Po pierwsze, niezbędnego impulsu elektromagnetycznego nie można nadać na odległość tysięcy kilometrów. A na system naprowadzania oddziaływać można tylko ten, kto siedzi za pulpitem kontrolera lotów lub kontroluje go z zewnątrz. Ale owo „z zewnątrz” powinno być tuż obok, na niedużej odległości.

Po drugie, na swoim terenie są najlepsze możliwości zatarcia śladów. Co miało miejsce od pierwszej sekundzie po katastrofie, ma miejsce obecnie i dopiero nastąpi, gdy zaczną ogłaszać wyniki oficjalnego „wspólnego” śledztwa.

Eksperci wymienili mnóstwo pozycji. Niezbędność dwukrotnej wymiany fizycznych źródeł zakłóceń – „żarówek” przed przylotem samolotu Kaczyńskiego i od razu po katastrofie.

Dostrzelić tych, którzy przeżyli, rozerwać na strzępy i spalić ciała zastrzelonych pasażerów i członków załogi. Zapewnić „tajemnicze zniknięcie” dowodów, na przykład, broni, z której odstrzeliwali się ochroniarze Lecha Kaczyńskiego i wojskowi, którzy przeżyli katastrofę.
Wyszukiwać naboje wystrzelone przez oddział specjalny i polskich wojskowych w szczątkach samolotu i drzewach w miejscu egzekucji. Podrabiać wskazania „czarnych skrzynek”. Podawać wykaz pogody oraz inne parametry katastrofy niezbędne do potwierdzenia fałszywej wersji o rzekomej „winie załogi, która nie zdołała wylądować w trudnych warunkach pogodowych”. Itd.

Z szóstej poprawki dochodzimy do wniosku, że rozwiązanie techniczne zamachu, a przede wszystkim „środki przykrycia” wymagały, aby samolot został strącony na terytorium kontrolowanym przez putinowskie specsłużby.

Przechodzimy do poprawki siódmej – „celowości politycznej” (z punktu widzenia Kremla) tego aktu terrorystycznego.

Lech Kaczyński był względnie bezpieczny, dopóki Putin nie upatrzył sobie „polskiego Janukowycza” – ciężko myślącego „przyjaciela Rosji”, polskiego premiera Donalda Tuska. Był to zwrot, po którym czekistowską wierchuszkę Rosji zajmowało tylko jedno: jak przeczyścić drogę dla swojej marionetki lub komuś podobnego z tegoż grona „przyjaciół Rosji”. Wiedząc o zwyczajach i wcześniejszych czynach Putina, nietrudno domyśleć się, w jaki sposób planowali tego dokonać. Co i jak oni zrobili, cały świat dowiedział się rankiem 10 kwietnia.

Z siódmej poprawki dochodzimy do wniosku, że stawka Kremla na „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska, jego towarzyszy i elektorat uruchomiła mechanizm fizycznej likwidacji Lecha Kaczyńskiego. Najlepiej razem z najwybitniejszymi jego zwolennikami. Metody – najzwyczajniejsze z arsenału Putina oraz jego towarzyszy z KGB.
Poprawka ósma. Na co liczyli organizatorzy zamachu w tak ryzykownej sprawie? Przecież skutki naprawdę mogą być – i niechybnie będą – najbardziej niekorzystne dla Kremla. Nic nowego: tak samo, jak i w ciągu ostatnich dziesięciu lat, stawiano na najzwyczajniejszych durniów.
Przywódców państw zachodnich na Kremlu zawsze uważano za nieco głupawych. Takich, którzy przysłuchują się opinii swojego społeczeństwa i obnoszą się z jakimiś prawami człowieka, jak kurwa z kapeluszem. Tę tezę ja mogę uzasadnić i zaświadczyć osobiście.

Na Kremlu po dziś dzień uważają, że nikt nie uwierzy, iż lider Federacji rosyjskiej mógł zdecydować się na coś takiego. Zobowiązać swoich podwładnych do zorganizowania zabójstwa prezydenta innego państwa na swoim terytorium! Nie uwierzą także własnym oczom i uszom. Nawet gdyby politykom i mieszczanom z krajów dobrobytu zostały przedstawione niezbite dowody – i tak nie uwierzą.

W głowach zachodnich obywateli są własne wyobrażenia na temat granic kremlowskiego podstępu. Takie ryzyko! Takie okrucieństwo! Po co? Moi drodzy, przecież to Rosja! Tu nigdy nie było inaczej. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana!

I nikt z zadowolonych sobą mieszczan nie przypomni sobie prawdziwej twarzy Putina, gdy ten w porywie nieokiełznanego gniewu obiecał „powiesić za jaja” prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego. Mówił to w obecności przywódców krajów zachodnich.
Nikt nie przypomni sobie szczerego żalu Putina, że nie udało się do końca otruć Wiktora Juszczenki. Prezydenta Ukrainy – państwa, które, zgodnie z publiczną wypowiedzią Putina, „w ogóle nie istnieje”.
Nikt nie przypomni sobie nadania przez Putina trucicielom prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki stopni generałów rosyjskich resortów siłowych i specsłużb.

A przecież Lech Kaczyński był trzecim prezydentem sąsiedniego państwa po Saakaszwilim i Juszczenką, którego Putin nienawidził bardziej od pozostałych. Nikt nie spodziewał się takiego spotkania? Do tego jest szkoła rosyjskich specsłużb. Wśród ścian KGB Putin był długo szkolony do działań zaskakujących i niespodziewanych dla przeciwnika.
Z ósmej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze mordował ludzi, których uważał za swoich wrogów. Przy czym zawsze ryzykował, przeprowadzając najbardziej skandaliczne operacje specjalne, w tym za granicą. Lech Kaczyński znajdował się w pierwszej trójce wrogów Putina i był jedynym, do którego mógł dobrać się. A tu jeszcze „polski Janukowycz” nadarzył się.

Co zaś tyczy się liczenia Kremla na beznadziejne durnie, którzy nie dadzą wiary nawet niezbitym dowodom popełnionej zbrodni, to na dzień dzisiejszy sprawdza się to nawet w Polsce.

Poprawka dziewiąta. Każdy człowiek posiada swoją „firmową” cechę określającą jego postępowanie. Posiada ją także Putin. Zachód tak i nie potrafił prawidłowo odpowiedzieć na pytanie: „Who is Mister Putin?”. Słusznie zauważono jego skłonność do rozwiązań siłowych, ale to drobiazgi.

Wyróżniająca cecha Putina od razu rzuca się w oczy. Jest to skrajne okrucieństwo na granicy szaleństwa.

Uczniowie w Biesłanie we wrześniu 2004 roku. Rozkaz Putina – przerwać negocjacje i zielone światło do spalania dzieci z dział czołgów. W efekcie – ponad 350 ofiar śmiertelnych, grubo ponad 500 rannych, włącznie z najlepszymi komandosami rosyjskich oddziałów specjalnych wystawionych na ogień zaporowy powstańców. Ogromna ilość inwalidów.
Zakładnicy w teatrze muzycznym „Nord-Ost” na moskiewskiej Dubrowce w październiku 2002 roku. Powstańcy zabili trzech osób, na rozkaz Putina otruto co najmniej 174 widzów spektaklu. To tylko te ofiary śmiertelne, których rodzinom udało się udowodnić ich nazwiska. Fałszywej oficjalnej liczby nawet nie warto wymieniać.

Od swojego patrona nie odstają zaufani Putina, na przykład, „mały Kadyrow”. Dzisiaj oni popełniają bestialstwa, które raz już były poddane ocenie prawnej w Norymberdze. Całe najbliższe otoczenie Putina to naturalni kandydaci na ławę oskarżonych Międzynarodowego Trybunału Wojennego.

Co jeszcze należy wiedzieć, aby przewidzieć postępowanie Putina i jego podwładnych przy spotkaniu zajadle znienawidzonego na Kremlu prezydenta sąsiedniego państwa?

Z dziewiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że zabójstwo Lecha Kaczyńskiego i 95 jego współtowarzyszy pasuje do podstawowej charakterystyki Putina tak samo dokładnie, jak nabój do komory.
Poprawka dziesiąta. Punkty przełomowe w biografii Putina. Są monotonne, ale bardzo wymowne w świetle zabójstwa Lecha Kaczyńskiego oraz znacznej części polskiej elity.

Czy pozostały jeszcze jakieś wątpliwości, gdy jesienią 1999 roku wysadzono domy w Moskwie i Wołgodońsku? Przy czym na poziomie rządowym zawczasu wymieniono miejsce wybuchu! Nawet Adolf Hitler nie pozwalał sobie wysadzać spokojnie śpiących Niemców. Ograniczył się do podpalenia Reichstagu.

A nieprzerwany szereg „tajemniczych” zabójstw poważnych przeciwników politycznych Putina, obrońców praw człowieka, dziennikarzy, przedstawicieli organizacji młodzieżowych i publicznych? Od momentu, gdy Putin otrzymał władzę, zabójstwa polityczne w Rosji i poza jej granicami stały się codziennością.

Bezbronnym kobietom w bramie strzelają w plecy lub mordują prosto w putinowskiej milicji. Zdrowych mężczyzn wyrzucają przez okna, trują i strzelają zza rogu. Aby złamać niepokornych, rosyjskie struktury siłowe spalają ich domy, porywają ich dzieci i mordują ich rodziców. O czym jeszcze trzeba wiedzieć, aby po kolejnej zbrodni władzy rosyjskiej nie ględzić: „Tego nie może być! Na to nikt nie pójdzie!” i podobne głupoty.
Z dziesiątej poprawki dochodzimy do wniosku, że cała dotychczasowa biografia Putina jest nasycona takimi samymi monotonnymi zbrodniami, jakie popełniono 10 kwietnia na lotnisku „Północne”. Byłoby nawet nieco dziwne, gdyby Putin nie spróbował przynajmniej otruć swoich wrogów.
Teraz podchodzimy do istoty zagadnienia.

Pozycja jedenasta – styl Putina. Postępowanie każdego zbrodniarza posiada charakterystyczne cechy i niuanse, które są nie do podrobienia. Nawet gdyby ktoś bardzo tego chciał – nie da rady.
Przyjrzyjmy się przykładom.

Akt terrorystyczny w lutym 2004 roku w stolicy Kataru Ad-Dauhy. Wysadzono znienawidzonego przez Kreml Zelimchana Jandarbijewa oraz jego 13-letniego syna. Źle przygotowani dywersanci z Moskwy wpadli jak frajerzy. W wynajętym samochodzie zostawili skrawki kabli i kawałki taśmy izolacyjnej. Zostali schwytani , jak należało. Putin dopiął, aby zwrócono ich Moskwie.

A teraz uwaga! Podchodzimy do najważniejszej rzeczy. Przekazanych z Kataru bandytów średniej rangi na lotnisku spotykano jak głowy obcych państw. Są teraz bohaterami i przykładem dla kremlowskiej młodzieży.
Tu właśnie kryje się charakterystyczny wykrętas jego stylu. Jest to, można rzec, podpis Putina pot tymi zbrodniami, których ideowym inspiratorem on był, jest i będzie, aż zasiądzie na ławie oskarżonych Międzynarodowego Trybunału. Jest to styl Władimira Władimirowicza Putina.

Ta właściwość stylu rozszyfrowuje się następująco: oficjalnie nic wspólnego z tym nie mamy, ale wszyscy muszą wiedzieć i rozumieć, że tylko my mogliśmy uczynić coś takiego! I tak będzie ze wszystkimi, kto wystąpi przeciwko nam!

Przykładów są tysiące. Znane są przeważnie te zbrodnie, w sprawie których prowadzono śledztwa w innych krajach. Na przykład, sprawa otrucia Saszy Litwinienko. Jego truciciela nazwiskiem Ługowoj demonstracyjnie mianowano do Państwowej Dumy. Macie wy wszyscy, Europejczycy i inni Anglicy! Żeby wszyscy wiedzieli, kto naprawdę zabił swojego wroga i za co. I tak będzie z każdym, kto ośmieli się sprzeciwiać majorowi rezerwy KGB.

Nie odstają jego ulubieni mianowańcy. Czy mógłby „mały Kadyrow” bez wiedzy Putina organizować serię zamachów za granicą? Śmiech pomyśleć.
W Rosji wszystko jest o wiele prościej. Sami zabijają i sami „poszukują”. Wszystkie bez wyjątku „zamówienia” Putina nie zostały wyjaśnione. Przebrzmiało publiczne porwanie Magasa na lotnisku i demonstracyjne rozstrzelanie – prosto w milicyjnym samochodzie – właściciela inguskiej witryny internetowej Mahometa Jewłojewa.

Drodzy blogerzy! Nawet jeżeli zostaniecie demonstracyjnie, na oczach dużego skupiska ludzi zastrzeleni przez usłużnego pułkownika putinowskich specsłużb, odpowiadać będzie szeregowy gliniarz – „zwrotniczy”. I ten więcej niż rok w zawieszeniu nie dostanie.
Szczególnym przypadkiem było zabójstwo Anny Politkowskiej. Tu Putin pozwolił sobie nawet publicznie zakpić, mówiąc, że „jej zabójstwo spowodowało nam szkodę o wiele większą niż to, co ona napisała. Zarozumiała forma tegoż przesłania – drżyjcie, my możemy nie tylko zabić, ale także zabić, splunąć i nie zauważyć!

Ta matryca jest nie do podrobienia. Wylazła ona od razu po zabójstwie Lecha Kaczyńskiego. Od nagłówków „Wszyscy nieprzyjaciele Rosji znajdą swój koniec pod Smoleńskiem” do form bardziej zakamuflowanych – „czy teraz przyjaciele Rosji wezmą górę?”.

Ten sam styl – oficjalnie była to katastrofa, ale wszyscy powinni wiedzieć i rozumieć, kto i dlaczego zakatrupił prezydenta Polski oraz jego współtowarzyszy. I tak będzie z pozostałymi, w razie czego. A poza tym – ubolewamy i jesteśmy pogrążeni w żałobie razem z przyjacielskim narodem polskim po strasznej katastrofie lotniczej”.
Z jedenastej poprawki dochodzimy do wniosku, że Putin zawsze umieszczał swój autograf pod organizowanym i przeprowadzonym aktem terrorystycznym. Umieścił i teraz.

Ostatnia uwaga – dwunasta. Jak będą reagować oficjalne osoby innych państw? Nietrudno przewidzieć. Bardzo wielu postara się przemilczeć oczywiste i niezbite fakty. Będą zamykać oczy, zatykać uszy, nie widzieć, nie wiedzieć, i nie słyszeć.

Dlaczego? To bardzo proste. Jak w świetle dzisiejszych wydarzeń muszą wyglądać wszyscy ci kozły tudzież, przepraszam za neologizm, koźlice polityczne, które przez lata całowały się i zadawały z majorem rezerwy KGB?

Kto zapraszał tego czekistowskiego chłopca do swojego stołu obiadowego, wygadywał pochwalne peany, prawił komplementy i namawiał do odpoczynku na prywatnej wyspie wśród ciepłego morza?
Kto po dziś dzień walczy za „dobre stosunki” z taką putinowską Rosją i taką jej władzą, wszelcy budowniczowie rurociągów i inni „pragmatycy”? Przecież teraz poły ich galowych marynarek i mankiety spódnic są splamione krwią Lecha Kaczyńskiego i polskiej elity.

Nie zdziwię się, jeżeli Putina i „polskiego Janukowycza” – Donalda Tuska – dwóch głównych partnerów w sprawie zabójstwa prezydenta Polski – w najbliższym czasie znowu zobaczymy razem. I obaj będą w dwa gardła będą opowiadać jedna i te samą kremlowską fabułę na temat „osiągniętych wyników wspólnego śledztwa” i nierozłączną przyjaźń między narodami rosyjskim i polskim”.

A w dalszym planie usłużni komentatorzy, niby ot tak, napomkną, że przed pewnym czasem niejaki Lech Kaczyński i jego kamraci próbowali skłócić dwa „brackie narody”. Ale im się nie udało.
Dlatego zabójstwo prezydenta Polski oraz znacznej części jej elity politycznej obecnie staje się poważną próbą dla wielu krajów zachodniej demokracji.

Jednak są na tym świecie tacy politycy i przywódcy państw, którzy nie są niczym zobowiązani wobec Putina. Co więcej, są tacy, którzy już wcześniej widzieli istotę Putina i jego reżimu. Znali prawdziwe poglądy majora rezerwy i dlatego wcale nie są zdziwieni tym , co zaszło. Są widzący parlamentarzyści, organizacje pozarządowe i prasa.
W tych krajach Europy, których elity polityczne dokarmia rosyjski „Gazprom” i inne deripaski, jest opozycja.

Są zachodnie służby specjalne, NATO i światowa społeczność.
Wreszcie jest wideo nakręcone przez Andrieja Miendiereja, zawodowi eksperci oraz mnóstwo uczciwych, porządnych i odważnych ludzi. Dlatego zbliża się wasz koniec, kremlowskie małpy.

P. S. Пользователи чеченского форума Адамалла писали, что под именем «Георгий Гордин» скрывается Прошин Сергей Александрович (www.adamalla.com) , вице-консул РФ в Стамбуле. Форум зачищен, сообщение о Гордине-Прошине сохранилось в КЭШе Гугла по этой ссылке:

http://webcache.googleusercontent.com/search?q=ca…

filozof grecki

Ten artykuł to lektura obowiązkowa. Jest rewelacyjnie napisany od początku do końca i bardzo ważne, że przedstawia rosyjski punkt widzenia. Powinniśmy być wdzięczni Rosjaninowi, który ma takie samo zdanie o Kremlu jak wielu, jeśli nie większość, Polaków, a przy tym bardzo dokładną wiedzę o metodach rosyjskiej władzy. To są właśnie podstawy do prawdziwej przyjaźni między Polakami a Rosjanami, a nie przyjaźń zadekretowana przez Putina. Każdy Polak powinien przeczytać ten tekst zanim wyrobi sobie własne zdanie na temat "katastrofy" w Smoleńsku, bo oficjalne informacje na ten temat to właściwie dezinformacja. Bardzo charakterystyczny jest fakt, że czynniki oficjalne boją się tego tekstu. Kasowany jest z portali, m.in. z s24 (trzeba go drukować i kolportować jak dawniej bibułę).
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 6 months temu

znam 2 Rosjan. Oboje twierdzą, że to był zamach. Wszystko w w temacie.
Domyślny avatar

spring

15 years 6 months temu

Miedzy innymi pod jego wplywem zdecydowalem sie ostatecznie glosowac na JK w obu turach wyborow. Fakt jak inni przywodzcy panstw zachodnich i USA traktuja Polske moglismy zobaczyc na pogrzebie Lecha Kaczynskiego. Bardzo delikatnie to ujal Michalkiewicz w swoim art Za zaslona wulkanichnej chmury. "Jak wiadomo, wybuch wulkanu na Islandii, skąd chmura dymu i wulkanicznego popiołu napłynęła przez Ocean Atlantycki nad Europę, sprawił, że większość zagranicznych dygnitarzy, którzy zapowiedzieli swoje przybycie do Krakowa na pogrzeb prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego żony, na uroczystości nie dotarła. Wyjątkiem był rosyjski prezydent Dymitr Miedwiediew, niemiecki prezydent Horst Koehler, premier Królestwa Maroka, który, jak gdyby nigdy nic, przyleciał do Krakowa Cessną, no i przede wszystkim – gruziński prezydent Michał Saakaszwili. Ten ostatni przyleciał do Krakowa z Waszyngtonu, co pokazuje, że jak ktoś chciał, to mógł, zgodnie z przysłowiem, że „nie ma złej drogi do swej niebogi”. Inni tak się wystraszyli popiołu z islandzkiego wulkanu, że zapomnieli nawet o istnieniu komunikacji kolejowej, jak np. legat Benedykta XVI na uroczystości pogrzebowe do Krakowa, Anioł kardynał Sodano. Ale obawa przed posypaniem głowy wulkanicznym popiołem mogła być w wielu przypadkach tylko wygodnym pretekstem, za którym kryły się przyczyny poważniejszej natury. Pierwsza – polityczna. Warto zwrócić uwagę, że – jeśli nie liczyć prezydenta Niemiec, premiera Królestwa Maroka oraz dygnitarzy z Albanii i Kosowa – zagraniczni goście przybyli wyłącznie z krajów stanowiących niegdyś obszar Układu Warszawskiego. Ciekawe, że akurat islandzki wulkan musiał przyczynić się do odtworzenia po 20 latach tego podziału Europy. Przypadek to, czy może znak? Świętej pamięci ksiądz Bronisław Bozowski z warszawskiego kościoła Panien Wizytek przy Krakowskim Przedmieściu twierdził, że „nie ma przypadków, są tylko znaki”. Skoro tak, to cóż mogła oznaczać nieobecność w Krakowie dygnitarzy z Europy Zachodniej i Ameryki? Czy przypadkiem nieobecność ta nie dostarcza nam ważnej informacji, że w optyce tych dygnitarzy Polska pozostaje rodzajem trofeum strategicznych partnerów, czyli Niemiec i Rosji? Obecność w Krakowie zarówno niemieckiego, jak i rosyjskiego prezydenta, niezależnie od innych intencji, jakie im przyświecały, takie przypuszczenie potwierdza, podobnie jak nieobecność prezydenta USA Benedykta Obamy, a zwłaszcza - przewodniczącego Komisji Europejskiej Józefa Barroso, prezydenta UE Hermana van Rompuy’a, czy wreszcie pierwszego sekretarza NATO Andersa Rassmussena. Jeśli dodamy do tego deklarację prezydenta Obamy z 17 września ubiegłego roku, w której dał on do zrozumienia, że w związku ze zmianą priorytetów amerykańskiej polityki zagranicznej, USA żadnych dywersantów w Europie Środkowo-Wschodniej już nie potrzebują, decyzję o odstąpieniu od instalacji w Polsce tarczy antyrakietowej oraz westchnienie ulgi, jakie, mimo oddalenia, dało się słyszeć z Europy Zachodniej na wieść o „pojednaniu” polsko-rosyjskim, to wszystko układa nam się w logiczną całość. W tej sytuacji już się pewnie z czułych objęć strategicznych partnerów nie uwolnimy. Taki los wypadł nam. ..."
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 6 months temu

ja też w wielu sprawach nie zgadzam się i nie zgadzałem się z PiSem (co zresztą podkreślałem na tym forum). Ale w tych wyborach chodzi zupełnie o coś innego - chodzi to, żebym w przyszłości mógł coś podobnego jeszcze powiedzieć w wolnej Polsce. Również ja jak i moja rodzina zagłosujemy na JK. Pozdrawiam
Domyślny avatar

spring

15 years 6 months temu

Dokladnie ta sama mysl mi przyswieca. dziekuje i pozdrawiam
filozof grecki

tego artykułu wskazuje, że analiza Gordina cieszy się zasłużoną poczytnością - pewnie jest gdzieś podlinkowana lub jest często wyszukiwana. To bardzo dobrze. Czytajcie i upowszechniajcie. Także w wersji wydrukowanej wśród rodziny czy znajomych nie korzystających z internetu.
MarkD

MarkD

15 years 6 months temu

To nie jest tekst mojego autorstwa, możemy więc zaapelować do adminów o przypięcie go na SG. Chyba warto?
filozof grecki

To zależy od adminów a także pewnych ogólnych założeń, które przyjęli dla portalu. Ja mogę tylko potwierdzić, że ten tekst jest zupełnie wyjątkowy, i powinien dotrzeć do jak największej liczby Polaków, najlepiej do wszystkich wyborców.
Domyślny avatar

spring

15 years 6 months temu

Zauwazylem, ze jestes przeciwnikiem teorii zamachu. Mozesz w kilku slowach strescic swoj punkt widzenia?
Czarek Czerwiński

Gdyby była piękna słoneczna pogoda albo jakieś usterki samolotu, o których piloci by zgłaszali, to bym się nad taką teorią zastanawiał. A poza tym prędzej uwierzyłbym w zamach FSB na terenie Polski niż w Rosji. Samo to - robienie zamachu u siebie - uważam za absurdalne do kwadratu. Teorie spiskowe są poza tym bardzo szkodliwe z tego punktu widzenia, że ODSUWAJĄ PODEJRZENIA OD PRAWDZIWYCH WINNYCH W POLSCE. Nawet jeśli okaże się, że piloci popełnili błąd, to będzie to tylko ostateczne ogniwo zaniedbań w ich szkoleniu, procedurach, planowaniu i zorganizowaniu lotu, co było w gestii MON i MSWiA. Podejrzewam, że Platfusy w kułak się śmieją, że zajmujemy się takimi bredniami, bo dzięki temu mogą spać spokojnie, że nie usłyszą żadnych zarzutów. Jeśli ktoś tego nie widzi, znaczy, że porusza się jak nie przymierzając w takiej mgle, jak ta 10 kwietnia w Smoleńsku.
MarkD

MarkD

15 years 6 months temu

Ten tekst umieściłem na swojej stronie, mimo że nie jest mój. M.in. po to by jak najwięcej ludzi mogło go przeczytać i się do niego odnieść. Stąd też mój apel o przyklejenie. Dziękuję i pozdrawiam.
MarkD

MarkD

15 years 6 months temu

Odkąd afery-po zostały wykopane (przy okazji dziękuję ponownie wykopowiczom z blogpress.pl) właściwie nie powinienem nawet wspominać jakiś czas o swojej stronie. Codziennie przysyła mi hosting ostrzeżenia, że za dużo (limit 5% zużycie 20%) zużywam :) Ale nie wyłącza. W moim więc interesie byłoby nie wklejać tego tekstu bo i on cieszy się dużą popularnością. Ciekawe jak Wasze statystyki zw. z aferami-po i z tym postem. PS.Wypada tu polecić kei.pl (kopię mam w USA gotową do odpalenia ;) )
Czarek Czerwiński

Od czasu katastrofy notujemy niemal o RZĄD wielkości większą odwiedzalność portalu. Czyli prawie 10 razy więcej niż przed. Ta fala na szczęście opada, bo inaczej grozi nam dopłacanie za hosting, za który płacimy z własnej kieszeni i który właśnie na początku kwietnia opłaciliśmy na rok. Na razie sobie radzimy, ale chętnych do współfinansowania portalu nie ma. Hosting opłacamy na razie we czwórkę (Bernard, Rzepka, Yarrok i ja). Piątym będzie Nietoperz. Ale gdyby miało być tak dalej to potrzeba by jeszcze przynajmniej kilka osób, żeby to nie było zbyt obciążające dla każdego (no przynajmniej tych, co mają ograniczone fundusze). PS. A jeśli chodzi o statystyki każdego tekstu, to widać je w liczbie odsłon pod tekstem.
Domyślny avatar

nietoperz (niezweryfikowany)

15 years 6 months temu

dobrze ze wisi na głównej - to świetny tekst. Co od powyższego wpisu - podtrzymuję. Pozdrawiam
Domyślny avatar

spring

15 years 6 months temu

Pierwsza mysl jaka nasunela mi sie po uslyszeniu o tej "katastrofie" to "a jednak sie odwazyli". Jak wiadomo pierwsze wnioski sa zawsze najbardziej trafne. Potem tylko nastepuje szum ktory je zakloca. A jednak im dalej w las tym nabieram wiekszej pewnosci, ze ta katastrofa to byl zamach.
filozof grecki

Moja pierwsza myśl również dotyczyła zamachu. Przez chwilę przychylałem się do tezy Michalkiewicza, że katastrofa była efektem nawarstwienia celowych zaniedbań, które były obliczone na skompromitowanie naszego prezydenta, a nie na zabicie go, lecz wymknęły się one spod kontroli. Z czasem jednak po wielu lekturach i przemyśleniach doszedłem do wniosku, że to zamach. Powyższy artykuł przedstawia również bardzo konkretną argumentację za taką teorią. Dodatkowo pochodzi od Rosjanina. Nie wiem jak definiujemy Platfusów (członkowie partii czy zwolennicy), ale nie sądzę, by oni cieszyli się, że w szerokim obiegu są podejrzenia, hipotezy i teorie o zamachu. Celowo nazywają każdą narrację odbiegającą od oficjalnej "teorią spiskową", by nadać jej w ten sposób etykietkę czegoś niepoważnego. W każdym razie PO jest na rękę rozważanie każdej teorii poza teorią zamachu. Ta ostatnia właściwie odbiera im legitymację do rządzenia Polską. Inne teorie niż o zamachu, po pierwsze torują drogę do docelowych rewelacji, które odpalą przed wyborami, że winny był nasz prezydent. Po drugie nawet jeśli przyznają, że rząd czegoś zaniedbał, to w najgorszym razie zdymisjonują jakiegoś kozła ofiarnego - jak już wiele razy - i na tym cała sprawa się skończy. Jak ktoś będzie jeszcze narzekał, to powiedzą arogancko: "Przecież była dymisja. Mało wam pieniacze?" Tak więc - z punktu widzenia zysków i strat (jeśli już rozpatrujemy w tym aspekcie) - dla PO korzystna jest każda wersja oprócz zamachu.
MarkD

MarkD

15 years 6 months temu

Całkowicie nie zgadzam się z Twoim poglądem na "teorie spiskowe". Nazywanie takim mianem pewnych, wynikających z faktów przypuszczeń to nadużycie. Tekst powyższy jest o tyle ciekawy że odnosi się właśnie do materiałów i postępowań ludzi które znamy. Ogólnie dziwię się że przyjmuje się naiwnie dobrą wolę sowietów nie patrząc kim oni są. Podejrzenie że z polskiej strony są winni może jest zgodne z prawdą, lecz nie zdejmuje odpowiedzialności z Putina. Twoja wizja to wina Klicha, MON, PO itd. ale na pewno nie FSB czy KGB?
MarkD

MarkD

15 years 6 months temu

Od nazwania wygłaszanego poglądu mianem "teorii spiskowej", do nazwania wygłaszającego "oszołomem" (lub gorzej) jest malutki krok. Nie wstydzę się i głoszę pogląd na katastrofę : TO BYŁ ZAMACH!
Czarek Czerwiński

Nie wstydzę się tego powiedzieć, bo jak widzę jestem tutaj w tej kwestii w mniejszości, a nawet chyba osamotniony :). Inaczej nie mogę traktować tezy o dobijaniu rannych, na co nie ma żadnych dowodów, ani poszlak, ani nic. Poza filmem amatora, który owszem "sfilmował" strzały - sam to twierdzę dobitnie wbrew prokuraturze, która umyła chyba od tego filmu ręce. Ewidentnie słychać strzały. Ale na postrach! Bo widać wyraźnie, że wokół wraku kręci się mnóstwo osób. Z tego samego powodu, gdyby kogoś dobijano, musiano by też zabić świadków. No bo przecież ci ludzie z filmu przecież by nie omieszkali poinformować zachodnich mediów o tym, co widzieli. A widać wyraźnie, że niektórzy z nich to zwykli "dresiarze", zbieracze surowców wtórnych itd. Bzdura totalna. Niczym nieuzasadniona jest też teza, że w takiej katastrofie wszystkie ciała powinny być rozpoznawalne. Niestety samolot "dachował", a jego silniki w chwili zderzenia z ziemią pracowały prawdopodobnie na pełnym ciągu, co przypieczętowało los pasażerów. Kadłub samolotu rozpadł się na drobne kawałki, więc nie trudno domyślić się, co mogło się stać z ludźmi..