REFLEKSJE O WODZIE

Przez Slavus , 19/11/2024 [13:03]
WSPOMNIENIA WACŁAWA LINIEWICZA cz. XVII /Wacław Liniewicz (l. 82) ze Szczecinka, sybirak, społecznik, patriota, świadek historii./ Mój starszy brat Wacek marzył o tym, aby być marynarzem. Nie udało mu się to, chociaż lubił być blisko wód i wszelakich akwenów. Był dobrym pływakiem. Mnie, moja babcia strzegła mnie przed wodą, bo cyganka wywróżyła, że utopię się. Troska babci była uzasadniona z tego powodu. Kiedy uczyłem się w Technikum Budowlanym w Szczecinie w latach 1956-61 po raz pierwszy wprowadzono w naszej szkole mundurki szkolne i tarcze. Tarcze noszone na lewym ramieniu miały oznaczenie „17” na zielonym tle okolone srebrnym oplotem, jak wyłogi oficerskich mundurów. Rzucone wtedy hasło: „Pierwszy w nauce, pierwszy w sporcie!” ; sugerowało to, iż jesteśmy pierwsi wśród średnich szkół w Szczecinie. Z dumą nosiliśmy te tarcze. Dyrekcja szkoły doszła do wniosku , że uczniowie naszej szkoły powinni umieć zachować się w towarzystwie; posiadać umiejętności tańca, a nie tylko dobrze znać swój zawód budowlany , ale także podstawową wiedzę o muzyce. W naszej szkole organizowano wiele konkursów: gry na gitarze, mandolinie, i innych dostępnych w tamtym czasie instrumentów muzycznych. W szkole działał zespół muzyczny „Cegła”. W ramach tak zwanych „ Artosów” zaproszono śpiewaków z Operetki Szczecińskiej, a także aktorów teatralnych. Wynajęto instruktorów i każdy z nas musiał uczęszczać na kurs tańca towarzyskiego. Ci bardziej zdolni zaliczyli trzeci a nawet drugi stopień umiejętności tanecznych. Lekcje wychowawcze poświęcone były nauce zachowania się według podręcznika – „Grzeczność na co dzień”, autorstwa p. Kamyczka. Dla starszych klas, w soboty urządzane były zabawy taneczne , pilnie obserwowane przez naszych wychowawców. Ktoś z dyrekcji szkoły wpadł na pomysł, aby załatwić nam lekcję WF na jedynej pływalni wtedy w Szczecinie, która mieściła się przy placu Orła Białego. Pływalnię dla nas otwierano o o 6 godzinie rano. Żeby tam dotrzeć, trzeba było wstać o 5 rano, a potem tramwajem dojechać do pływalni. Tam zimny prysznic przed wejściem do wody , który nawet wielkiego śpiocha otrzeźwiał. Ja i jeszcze kilku kolegów nie umiało pływać. Jednak pilnie odrabiałem swoje zaległości. Dwa razy w tygodniu korzystałem z basenu „podpinając się” pod inne szkoły, które miały podobne zajęcia na basenie. Po roku „wodnej edukacji” już przepływałem 25 metrów basen bez większego wysiłku i to kilka razy. Urządzaliśmy zawody w skokach z trampoliny i pływania na czas. Moim rekordem było przepłynięcie całej długości basenu pod wodą ( 25 metrów) ze zwrotem i odbiciem się od ściany krańcowej basenu. Moi koledzy już dawno zaniechali pływania na basenie. Ja byłem uparty i chciałem być lepszy od innych. Ta umiejętność pływania przydała mi się jak trafiłem jesienią 1963 roku do wojska do 5. Mazurskiej Brygady Saperów w Szczecinie. Tam dostałem przydział do plutonu zwiadowczego. W wojsku trzeba było wykazać się różnymi umiejętnościami nabytymi w cywilu (między innymi w pływaniu). Egzaminy w tym zakresie przeprowadzono „po wojskowemu” . Z całego Pomorskiego Okręgu Wojskowego zwieziono wszystkich zwiadowców do Stargardu Szczecińskiego. W Stargardzie był basen pływacki. Każdy musiał wskoczyć do wody i przepłynąć cztery długości basenu (tj. 100 m). Ci co przepłynęli pozostali do dalszego szkolenia w specjalności płetwonurka. Było to potrzebne do zadań saperskich pod wodą. W trakcie trzymiesięcznego szkolenia, przechodziliśmy intensywne zajęcia na basenie pod okiem świetnych fachowców, oficerów- płetwonurków. W ciągu dnia ( 3 godziny przed południem i 2 godziny po południu) pływaliśmy w wodzie wykonując co raz trudniejsze ćwiczenia. Po miesiącu takich zajęć byliśmy tak wymoczeni, że na ciele każdego z nas widoczne były wszystkie żyłki, a oczy mieliśmy czerwone jak u królików (efekt chlorowanej wody). Wielu z nas nabrało wstrętu do wody, więc takich odsyłano do jednostek wojskowych macierzystych. Pod koniec szkolenia dostarczono nam aparaty płetwonurkowe typu P-22 (dwu-butlowe) i skafandry typu „Foka”. Przy pomocy francuskiej sprężarki (pięcio-stopniowego sprężenia powietrza) napełniane były butle aparatów płetwonurkowych do 220 atmosfer ciśnienia. Z tym sprzętem przez cały miesiąc ćwiczyliśmy pływanie pod wodą. Instruktorzy ostro nas szkolili do egzaminu przed komisją wojskowych specjalistów. Po uzyskaniu pozytywnego wyniku na egzaminie, zostaliśmy skierowani na zajęcia poligonowe. Byliśmy na poligonie wykorzystywani do zabezpieczenia przepraw czołgowych po dnie rzek i jezior. Na przykład, przy awarii czołgu zanurzonego w wodzie na dnie rzeki wpływaliśmy pod zatopiony czołg i podczepialiśmy liny holownicze. Potem ciągnik stojący na brzegu wyciągał uszkodzoną maszynę z błotem i mułem, a także z… wystraszoną załogą. Żartowaliśmy potem z naszych kolegów – czołgistów, że gdyby nie my to ich portki byłyby pełne. Innym razem jako zwiadowcy – płetwonurkowie , rozpoznawaliśmy rzekę Odrę od Kostrzynia po Świnoujście. Wyznaczaliśmy i opracowywaliśmy dokumenty wojskowe miejsc przepraw, wraz ze zdjęciami brzegów i profilem dna rzeki. Te dokumenty – oznaczone jako tajne – gromadzone były w sztabie Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy. My w nagrodę dostawaliśmy uścisk dłoni dowódcy wraz z wyróżnieniem w dziennym raporcie kompanii. Szczęśliwcy dostawali urlop, ale to było wyjątkiem. Pływanie pod wodą jest ciekawe, ale takie do 4 metrów głębokości. Woda w naszych akwenach wodnych poniżej tej głębokości jest niezbyt przeźroczysta. Mój rekord zanurzenia w jeziorze to 16 metrów (więc niewiele). Zanurzyć się jest łatwo, ale potem wyjść na powierzchnię bez dekompresji jest dla zdrowia szkodliwe. Aparat do płetwonurkowania poprzez reduktor ciśnienia podaje do płuc płetwonurka odpowiednie ciśnienie powietrza, takie żeby zrównoważyć zewnętrzne ciśnienie wody. Na przykład na głębokości 20 metrów to 2 atmosfery. Każda awaria reduktora ciśnienia może doprowadzić do uduszenia żołnierza lub rozerwania płuc ( 220 atmosfer w butli). Zatem jest to niebezpieczny „sport”, o czym przekonałem się przechodząc szkolenie wojskowe. Oglądając zdjęcia spod wody, szczególnie z południowych mórz, zachwycamy się pięknem fauny i flory. Świat jest piękny nie tylko z lotu ptaka, ale również oglądany pod wodą. BÓG stworzył ten piękny świat i powierzył go człowiekowi, aby go zagospodarował. Dbajmy o jego zasoby i rozsądnie z nich korzystajmy tak, aby nasi wnukowie i prawnukowie też mogli się nim zachwycać. To tyle z moich wspomnień spisanych 11 listopada 2024 roku (w Dniu Niepodległości). Wacław Liniewicz