Załączam kolejne wspomnienia pana Wacława Liniewicza ze Szczecinka w Zachodniopomorskiem (l.81), sybiraka, świadka historii, samorządowca, społecznika
Szczecinek 22.12.2023r.
73
MIŁOSIERDZIE
Miłosierdzie, to dobry i chwalebny sposób na życie. Zaprzeczeniem miłosierdzia jest egoizm. Dostrzeganie potrzeb drugiego człowieka uczył nas dom rodzinny, a w nim nasza Babcia, Mama i Ojciec. Każdy z nas dzieci ( a było nas pięcioro) był zobowiązany i nauczony, że trzeba wszelkim dobrem dzielić się z innymi. Jeśli ktoś z nas dostał ciastko lub cukierek, to dzielił go na części dla każdego z nas. Moja Mama (jak miała 23 lata) z racji, że jej rodzice mieli zasobne gospodarstwo na Wołyniu (pod Żytomierzem) nazwani byli Kułakami, a więc wrogami władzy sowieckiej. Zostali oni wraz z całą rodziną zesłani na Syberię do kopalni złota w m. Złote Pryski nad rzeką Kamą. Stamtąd moja Mama uciekła do domu, ale tego domu już nie było. Tu dorwali ją bolszewicy i drugi raz zesłano ją jeszcze dalej. Korzystając z doświadczenia z pierwszej ucieczki uciekła jeszcze raz. Doszła do miejscowości położonej przy granicy z Polską. Tu poznała mego Ojca i wyszła za mąż. Zmieniając nazwisko „zgubiła” bolszewicki ślad. Nie uratowało to ją przed trzecim zesłaniem w 1940 roku wraz z całą rodziną i znów trafiła na Syberię. Tam ja urodziłem się w 1942 roku. Nie wiem jakim cudem przeżyłem tam 3 lata i 7 miesięcy. Chyba Bóg tak chciał, abym przeżył i dał świadectwo potomnym o tamtych czasach. Mama opowiadała nam, że swoje ucieczki przeżyła tylko dlatego, że zesłańcy uciekali, przetartymi szlakami przez syberyjską tajgę śladami poprzednich zesłańców. Tam na ich skrzyżowaniach uciekająca grupa natrafiała na pozostawione szałasy budowane przez poprzednich uciekinierów, najczęściej Polaków (białą rasę słowiańską). W tych szałasach zesłańcy korzystali z pozostawionych tam krzesiw, huby i drewna na ogień, a nieraz suchary i suszone mięso. To ratowało ich życie i dawało możliwość odpoczynku osuszenia się i pierwszego posiłku. U miejscowych ludów azjatyckich ten zwyczaj nie był pielęgnowany, bo oni potrafili w tajdze przeżyć bez konieczności budowy szałasów i pozostawiania zapasów. Każdy kto korzystał z takiego dobrodziejstwa, też musiał zadbać o to, aby to miejsce mogło służyć innym. A więc ważny był inny człowiek, który musiał korzystać z takiej pomocy. Dzięki wpojeniu nam przez Rodziców tych zasad – troski o drugiego człowieka, z naszego rodzinnego domu nikt nie wyszedł głodny ani spragniony zawsze znalazło się miejsce, aby gościa przenocować, a na drogę był jeszcze zaopatrzony w potrzebne mu rzeczy i wiktuały. We wsi, w której spędziłem swoją młodość mówiło się, że Sybiracy mają serce na dłoni. Każdy, kto przeżył głód i pragnienie potrafił współczuć temu, który jest głodny spragniony czy chory. Otoczenie, w którym znaleźliśmy się po powrocie do Ojczyzny w 1946 roku nie zawsze doceniało dobroduszność nas syberyjskich repatriantów. Mówiono o nas, że byliśmy „zza Buga”. Chociaż często korzystano z naszej dobroczynności i miłosierdzia. Traktowani byliśmy jako słabi i naiwni, szczególnie przez warszawskich cwaniaków. Ja nie mogłem obojętnie przejść koło proszącego dziecka o jałmużnę. Kiedyś takiego proszącego chłopca o datek na chleb zaprowadziłem do piekarni, kazałem mu wybrać pieczywo jakie chce i za nie zapłaciłem. Jakże byłem zdziwiony jak ten chłopiec wychodził z piekarni z kupioną bułką i wyrzucił ją do śmietnika... Ja tę bułkę ze śmietnika wyjąłem. Chleb jest świętym darem Boga. Wypieka się go z mąki a mąkę miele się ze zboża. Zboże jak sama nazwa wskazuje pochodzi od Boga – jest jego darem dla człowieka. Gdzie jest chleb i woda tam nie ma głodu, tak głosi stara syberyjska maksyma. Często spotykam proszącego o wsparcie znajomego Krzysia. Pytam go, na co zbiera pieniądze, przecież jest dobrze ubrany, w wieku „produkcyjnym”, silny i wysportowany. Oświadczył mi, że jest bezrobotny i dlatego biedny a żebrze o pieniądze na papierosy, bo jest palący. Powiedziałem mu, że ja papierosów nie palę, bo mnie nie stać na to bo szkoda mi pieniędzy i zdrowia. Odpowiedziałem mu, że on nawet nie wie jaki jest bogaty. Przecież ma sprawne ręce i nogi, jest silny i zdrowy, a to jest wielkie bogactwo. Mógłby się podjąć wolontariatu, jeszcze innym, naprawdę potrzebującym, pomóc. A to mi się nie opłaca – tak mi odpowiedział. W czasie stanu wojennego, panowały fatalne warunki życia. Większość potrzebnych artykułów kupowało się na kartki, a normy w nim zawarte np. mięso (2,5kg na osobę na miesiąc) ledwie wystarczało żeby przeżyć. Udało mi się okazyjnie kupić (z demobilu) dużą chłodniczą skrzynię w której mieścił się ubity poćwiartowany świniak, cielak i baran. Tą skrzynię starałem się różnymi sposobami napełnić. Miałem przecież na utrzymaniu rodzinę. Kiedyś do drzwi mojego domu zapukał mężczyzna blondyn w średnim wieku. Prosił mnie o wsparcie, bo jest głodny, bezrobotny a na utrzymaniu ma 6-cioro dzieci. Jak dodał, że mu żona zmarła to zupełnie się „rozkleiłem”. Korzystając z moich zapasów dałem mu co potrzebował, potem ten pan odwiedzał mnie z tygodniową częstotliwością a ja mu dawałem co miałem, bo przecież on miał głodne dzieci. Dość długo to trwało, ale potem przestał mnie odwiedzać. Widać mu się polepszyło – tak sobie pomyślałem. Idąc z moją synową przez plac Wolności w Szczecinku , spotkałem swojego znajomego blondyna, bardzo wychudzonego, żywo rozmawiającego ze swoim znajomym. Spostrzegł mnie i szybko się oddalił. Moja synowa powiedziała mi, że zna tego pana z incydentu, który wydarzył się w bloku, w którym mieszkali jej rodzice. Otóż ten pan ma tylko jednego potomka i to 20-letniego syna. Syn jego ze swoją dziewczyną zamieszkał w bloku na piętrze w tzw. „ Domu Chłopa” (były hotel Szczecineckiego Przedsiębiorstwa Budowlanego). W bloku tym mieszkają również rodzice mojej synowej. Syn tego blondyna wyjechał do pracy do Niemiec, a jego ojciec zaopiekował się jego dziewczyną, tak skutecznie, aż zaszła w ciążę. Po powrocie z Niemiec syn zastał swoją dziewczynę w łóżku z jego ojcem. W porywie wściekłości chwycił kuchenny nóż i kilkukrotnie „poczęstował” nim ojca. Sam w celu samobójczym wyskoczył z okna. Potem obu rannych wezwane pogotowie ratunkowe zawiozło do miejscowego szpitala. Dopiero teraz ten pan opuścił szpital a ja straciłem klienta mojego miłosiernego serca. W 1992 roku, kiedy likwidowaliśmy nasze upadłe Biuro Projektowe, było dużo dokumentacji i już nieprzydatnego papieru. Wynająłem samochód – bagażówkę, załadowaliśmy tą makulaturę i jazda do punktu skupu. Tam po jej sprzedaniu można było dostać wtedy deficytowy papier toaletowy. Tym sposobem „ na odchodne” wynagrodziłem papierem toaletowym wszystkich naszych pracowników. W biurze skupu makulatury zwróciłem uwagę na mojego poprzednika w kolejce po papier. Dowiedziałem się że mieszka w Mosinie, a nazywa się Zając. Ta zapamiętana informacja potem na mnie zemściła się. Otóż w trakcie rodzinnego wielkanocnego śniadania usłyszałem dzwonek do drzwi. O mamy niespodziewanego gościa – pomyślałem. Po otwarciu drzwi poznałem mojego znajomego ze skupu makulatury. Był zgarbiony, zbolały i żebrzący o wsparcie. Ja ze współczuciem wykrzyknąłem, co się panu stało panie Zając? W odpowiedzi niespodziewanie otrzymałem mocny cios w nos. Chyba za to, że delikwenta rozpoznałem. Ten raptownie ozdrowiał, wyprostował się a na odchodnym „poczęstował mnie” soczystą wiązanką modnych teraz słów. Jeszcze z ulicy na odchodne pogroził mi zaciśniętą pięścią. Ja z rozkwaszonym nosem wróciłem do stołu i rodziny. Po opatrzeniu rozbitego nosa, mogliśmy zaśpiewać przy Wielkanocnym, stole „Wesoły nam dziś dzień nastał”. Tak skończyło się moje bycie miłosiernym. Jeśli ktoś z moich przyjaciół ( a mam ich wielu) chciał ode mnie pożyczyć pieniądze, to odmawiałem. Doszedłem do wniosku, że jeśli pożyczę pieniądze to przyjaciela tracę, bo nie każdy chce potem pożyczkę zwrócić. Wtedy mnie unika i nie stara się mnie spotkać. Wolę więc życzyć niż pożyczyć. Pożyczając przyjaciół tracę a życząc przyjaciół zyskuję. Miłosierdzie jest piękną cechą człowieka, ale je trzeba umiejętnie stosować. Dawanie „bez pamięci” może darującemu i obdarowanemu przysporzyć więcej problemów niż korzyści. Ale bądźmy dobrej myśli, bo zło trzeba dobrem zwyciężać. Przecież dobro nieraz zwielokrotnione wraca do nas, chyba po to, abyśmy mogli więcej dawać niż brać. Miejmy serca pełne pokory i miłości a nie puste ( co jest symbolem obecnej władzy ).
Pisał Wacław Liniewicz – Sybirak
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 238 widoków