ŚWIADEK HISTORII – PAN WACŁAW LINIEWICZ, l. 81:
Szczecinek: 10.03.2023
„TESTAMENT”
To kolejny spisany fragment mojego życia, które to starałem się tak nieudolnie przedstawić.
Te opisy, to jak zdjęcie fotograficzne czasów jakie utrwaliły mi się w pamięci. Przeżyłem 80 lat, a to jest czas na rozdysponowanie mojego życiowego dorobku. Żona już mnie poprzedziła w drodze do wieczności, po 57. latach wspólnej drogi przez życie. Nasz dom wybudowaliśmy w 1968 roku, a potem przez lata (jak nasi synowie rośli) rozbudowaliśmy z 85 m. kw. Do ponad 222 m. kwadratowych powierzchni użytkowej. Z jednego mieszkania w 1968 r. „wyrosły” aż trzy oraz Pracownia Projektów – ostatnie miejsce mojej 47-letniej pracy zawodowej.
Jak komunista...
To wszystko z Żoną podzieliliśmy i notarialnie przekazaliśmy naszym synom, pozostawiając sobie możliwość dozgonnego zamieszkania, jako lokatorzy, w jednym z mieszkań (46 m. kw.).
Z nieruchomości nie mam nic, pozostały mi tylko dusza i ciało (niewierzący mają tylko ciało – tak twierdzą). Jak to dobrze być lokatorem u swojego syna. Ze wszystkich mediów korzystam, a za nic nie płacę (tak postanowili syn z synową). Osiągnąłem to, co zakładał komunizm (każdemu według potrzeb, a od każdego wg jego możliwości). Możliwości już nie mam, ale potrzeby mam.
Za mój pobyt w „krainie szczęśliwości” – Syberii (tam urodziłem się i nie wiem jakim cudem tam przeżyłem 3 lata i 7 miesięcy) otrzymałem tzw. zadośćuczynienie w złotówkach – 8400 zł. Zastanawiałem się, co z tym mam zrobić, więc zainwestowałem „w przyszłość”. Zrobiłem wspólny nagrobek: Żonie, sobie i śp. stryjostwu (aby nam nie było smutno). Tak się złożyło, że śp. Żona już tam jest, a ja się dopiero zbieram, rozliczając się z przeszłością.Z „ruchomości” pozostawiam tych 70 opisów mojego życia, dla moich wnuków i prawnuków.
Matka Boska niechciana
Mam dla nich też „mój ślad” – biografię w dwóch encyklopediach wydanych w 2011 r. w Szwajcarii i w 2018 r. w Anglii. Jednakże… nasza rodzinna relikwia Matka Boska Troskliwa, dar nieodżałowanego księdza Jana Lisa – dzieło włoskiego malarza Sassoferrato (wł. Giowani Bartista Salvi (1609- 1685) – udało mi się Ją odnowić w l. 1979-1981 r. w Muzeum w Koszalinie. Jest to dzieło bardzo cenne pod każdym względem, to oryginał z XVII w. Zastanawiałem się, któremu synowi przekazać obraz, aby nie wzbudzić ewentualnych nieporozumień czy waśni. Najpierw chciałem ten obraz przekazać do naszego kościoła parafialnego w Szczecinku. Tam bowiem nasi synowie z rodzinami modlili by się, a nie kłócili. Nasza Matka Boska Troskliwa przecież obdarza nas i nasz dom wieloma łaskami. O tej sprawie rozmawiałem z naszym ks. proboszczem. Powiedział, że będzie miał to na uwadze przy planowaniu aranżacji wnętrza naszego kościoła. Długo oczekiwany artysta o. Marko Rupnik z zespołem miał wymalować wnętrze naszego kościoła. Przy realizacji tego zamierzenia artysta uznał, że nie widzi miejsca dla naszego obrazu w naszej świątyni. Byłem tym bardzo zawiedziony, ale artyści i to światowej sławy zapewne wiedzą, co może być , a co im przeszkadza. Być może nasz kościół udekorowany przez wielkiego artystę zainteresuje wielu ciekawskich i nasz kościół będzie rozsławiony? W rozmowie z naszym ks. proboszczem wspomniałem o patronie proboszczów – św. Janie Vianney z Ars i proponowałem, aby on tak jak ów święty traktował swoich parafian.
Ducha nie gaście
Wyobrażałem sobie, że parafia jest jak człowiek, to jest, że ma duszę i ciało. Nasza parafia to ciało ma wspaniałe… Nasz proboszcz jest bardzo dobrym gospodarzem i organizatorem. Wszystko ma poukładane i przemyślane. Wszak to on wybudował nasz kościół o bardzo skomplikowanej konstrukcji i na wyjątkowo niestabilnym gruncie (77 pali 0 7,50-11 m długości). Serce się raduje patrząc, jak nas parafian integruje poprzez organizowane liczne parafiady. Przy kościele działają liczne koła modlitewne, działa Caritas, a nawet są spotkania kursu ALPHA. Jednym słowem ciało naszej parafii jest piękne, wysportowane i silne, jak na te trudne czasy, które nastały dla Kościoła. Jednak najważniejszy jest duch, ta druga natura człowieka.
Nasi wierni przez wieki jeżdżą i idą w pielgrzymkach do polskiej, naszej Matki Boskiej Częstochowskiej – niepozornej ikony na lipowej desce. Dostępują wielu łask , co widać po licznych wotach dziękczynnych , których tyle tam zgromadzono przez wieki. Pielgrzymi nie jadą czy nie idą tam dla tych eksponowanych kosztowności i dzieł sztuki, ale po to, by pomodlić się przed tą prostą IKONĄ. To jest ten duch narodu, który dziś jest nam tak potrzebny.
Anegdota o Dylu Sowizdrzale
Z utęsknieniem czekaliśmy na udostępnienie nam popełnionego działa przez długo oczekiwanego cennego artystę z Italii. Mistrz ów zajął na wiele dni kościół i zakazał przeszkadzać mu w trakcie pracy. Przypomina mi to opowiastkę o Dylu Sowizdrzale, który ogłosił się wielkim artystą. Dyla najął wielki pan, właściciel pałacu, aby mu wymalował i udekorował pokoje. Ten przez długi czas pił i ucztował na koszt magnata. Do pokoju , którego miał upięknić nikogo nie wpuszczał, aby mu nie przeszkadzano. Po długim czasie dzieło zostało zakończone. Dyl Sowizdrzał ostrzegł dobrodzieja, że tylko mędrcy i uczeni widzą to, co namalował. Wprowadził władcę do pokoju, a tam na ścianie widoczna była tylko pałeczka dyrygenta. Dyl opowiadał, że słynny dyrygent z wielce sławną orkiestrą graja walca „nad pięknym modrym Dunejem”, ale to słyszą tylko mądrzy i inteligentni, jak pan pałacu. Po zainkasowaniu solidnej zapłaty Dyl „ulotnił się” , a magnat całemu dworowi i rodzinie udowadniał, jakie wielkie dzieło powstało. Przyszli to dzieło oglądać chłopi pańszczyźniani i zapytali, gdzie jest to dzieło? - A dyć tu nic nie ma, jeno patyk na ścianie – powiedzieli. No i sprawa „się rypła! Wszyscy po kolei sami się oszukiwali, będąc pysznymi i głupimi.
Ja też podziwiałem malowidła w naszym kościele. Wymalowane pastelowo ściany zachęcają do radosnego życia i bycia wesołym. Chodziło zapewne autorowi o to, by nie skupiać się i nie rozmyślać nad swoim życiem, grzechami – jak odczuwamy w starych kościołach. Każdy namalowany tam fragment sugeruje czytanie Pisma Świętego na nowo, w czym utwierdza wiernych ksiądz proboszcz interpretując malowidła radośnie.
Święty Krzysztofie
Każdy namalowany szczegół na ścianie ma swoje odzwierciedlenie w Biblii. Mnie zaskoczyło to, że najważniejszy element w naszej świątyni , np. Tabernakulum, zostało odsunięte na bok z centralnej części kościoła. Natomiast w miejscu tym znalazł się fotel celebransa , a w tle otchłań wydobywających się płomieni. Czy to ma oznaczać, że ksiądz celebans (celebryta?) ma wygłaszać płomienne kazania i trafi tam, jeśli w swoim posłannictwie nagrzeszy w życiu doczesnym? Święty Krzysztof, nasz patron - podróżnych i kierowców, na fresku przenosi Jezusa „na barana” , a Ten mu robi „a kuku” . Niebywale dowcipny artysta. Pomimo tego, dobrze czuję się w naszym kościele i modlę się za tego artystę, szczególnie, że dowiedziałem się niedawno, że trzeba się pomodlić za niego.
Maryjo Królowa Polski
Znajomy wikariusz powiedział mi , że nasza Matka Boska Troskliwa chyba nie chciała być w tym kościele i być może woli być w moim domu, i z moją rodziną. Nie skorzystała z zimnego i bezdusznego Muzeum, ani rozrywkowego wnętrza przedmiotowego kościoła i innych miejsc obecnego świata.
MATKO BOSKA TROSKLIWA, chyba dobrze Ci być Królowo w moim domu. Tu mieszkają aż trzy pokolenia rodu Liniewiczów. Była też u nas rodzina zastępcza, w której przez 15 lat wychowano aż 32. dzieci. Chyba, dobrze Ci jest tulić nas do siebie, tak jak twojego syna Jezusa. Tak więc, pozostań tu i błogosław temu domowi i jego mieszkańców.
Taka jest moja wola.
Wacław Liniewicz, senior
…………………………..
Opracowanie i śródtytuły – red. Sławomir Szadkowski, fot. z archiuwum W. Liniewicza.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 282 widoki