Stukały podkowy. Branka się zaczęła

Przez Bożena Ratter , 09/02/2024 [16:14]

10 lutego, kolejna rocznica gorzko zamarzniętej nocy w 1940 roku, gdy Sowieci włamali się do domów tysiąca śpiących rodzin, w tym mego własnego ojca. Dali ludziom zaledwie kilka minut, pod zbrojną strażą, aby zebrać swoje rzeczy i zmusili ich do opuszczenia domów, pakując do pociągów towarowych na wygnanie, do pracy przymusowej w dalekiej głębi Rosji- fragment wspomnień Marii Jadwigi Łęczyckiej.

Ks. Bp. Wincenty Urban: Przed wybuchem wojny w 1939 Ukraińcy deklarowali się jako sprzymierzeńcy Niemców i w czasie okupacji wojennej rolę tę wykonywali bardzo wiernie. Najpierw całowali oni czołgi sowieckie, które miały ich wyzwolić spod jarzma polskiego, później czynili to samo z czołgami niemieckimi. Dziełem Ukraińskiej Republiki był wielki wywóz Polaków na Sybir w 1940 r. (10 luty)…nie był to ostatni wywóz. Liczbę Polaków wywiezionych w głąb Rosji oceniono na blisko dwa miliony. Z chwilą rozpoczęcia wojny w 1939 Ukraińcy stale głosili, że Polacy muszą wynieść się za San…dlatego tak gorliwie współpracowali z Niemcami w czasie kampanii wrześniowej i napadali na żołnierzy i uciekinierów. (Ks. Bp. Wincenty Urban)

Dziś został wrzucony do porządku obrad bez żadnej konsultacji, znienacka, projekt ustawy przedłużającej wszystkie socjalne przywileje dla ludzi z ukraińskim paszportem. Konfederacja jako jedyna siła w Sejmie pokazuje, iż jest kontynuacja polityki rządu PIS i rządu KO, Lewicy , PSL, i 2050 w tych patologicznych przejawach, gdzie nie są zachowane żadne standardy i nie ma dbałości o interesy obywateli. Jest o przekazywanie pieniędzy polskiego podatnika do innego narodu. Żadne inne państwo w UE nie uchwaliło tak kuriozalnych przepisów – powiedział na konferencji Marszałek Bosak.

„Ostatnim spojrzeniem ogarnęłam nasz sypialny pokój. Różowy abażur sączył różowe światło. Na ziemi walał się przewrócony nocnik. Przywiązałam go do kosza z prowiantami.

Żołnierze wyprowadzili nas przed dom. Na drodze stała chłopska furmanka, zaprzęgnięta w parę koni. Noc była ciemna i chłodna. Złożyliśmy na furę walizki i worki w takiej ciszy, jakbyśmy układali na katafalku ciało zmarłego człowieka. Usadowiliśmy się ciasno na tobołku z pościelą. Stuknęły końskie kopyta o bruk. W mroku zamajaczył krzak róży. To nie był zwyczajny różany krzak. Jego ukwiecone latem gałązki opadały wokół pnia, tworząc dużą parasolkę, pod którą często chowała się moja mała.

Pomyślałam sobie, że jeśli nikt nie będzie go w maju podlewał, uschnie. Pomyślałam sobie również, że koniecznie w tej chwili powinnam zapłakać. Wymagała tego prosta przyzwoitość. Żegnałam przecież własny, budowany kilka lat dom. Dom, w którym rodziłam dzieci. Którego ściany stroiliśmy w obrazy i kilimy. Wokół którego siałam nasturcje i sadziłam pomidory. Łzy nie chciały być posłuszne. Ciężar ich ugrzązł gdzieś aż w żołądku. Wyzbyć się go jednak nie mogłam. Dziwiłam się, że moje dzieci także nie płaczą, choć w ciemności widziałam ich wystraszone oczy.

Z obu stron drogi co sto metrów patrzyli na nas żołnierze w pełnym rynsztunku. Trzymali „na ostro” karabiny, z lekka je pochylając. Zupełnie jakby się nam kłaniali. Na drodze dużo fur. Na nich ciche, nie płaczące kobiety i dzieci. Milczący, bez księdza, kondukt pogrzebowy. Stukały podkowy. Branka się zaczęła. Czerwony, długi łańcuch bydlęcych wagonów. Na razie bez parowozu. Jeszcze jedna walizka. Jeszcze jeden tobół. Koszyk. Bańka. I nagle zgrzytliwy, ciężki chrobot żelaznej zasuwy. Zatrzaśnięto drzwi. (…)

Naprzeciw mnie siedziała półżywa młodziutka matka o bardzo niebieskich oczach i zadartym nosie. Na pewno matka. Ruch, którym obejmowała śpiące niemowlę, był tak wymowny, że nie można było na ten temat mieć jakichkolwiek wątpliwości. W tej chwili była to chyba najbardziej smutna matka na świecie. Jej małe nie miało suchych pieluszek. Były ich dwa tuziny, ale zapakowane w jakiejś walizce, granatowej w brązowym pokrowcu. Jak ją znaleźć w stosie kilkudziesięciu spiętrzonych pod sam sufit bagaży? Może by się i znalazła, ale jak ją stamtąd wytaszczyć?

Wyciągnęłam ze swojego tobołka jakiś stary ręcznik i podałam go matce. Podziękowała mi spojrzeniem ciepłym, macierzyńskim. -Córeczka? — spytałam raczej z uprzejmości. -Tak. To zresztą widać od razu, prawda? Taka drobniutka. Ma dopiero osiem dni. Jest bardzo grzeczna. Prawie nie płacze... Jak pani myśli? Czy w drodze będą nam dawać gotowane mleko?... Bo ja mam strasznie mało pokarmu. Lękam się, żeby mi w ogóle nie zaginął. Muszę moją Basię dokarmiać. 

(…)Ale nie mogę klęknąć, panie kochanieńki. Nogę mam sztywną. Już dwadzieścia lat nią nie władam. Starość, szanowny panie, starość! Dziewięćdziesiąt jeden lat, panie kochanieńki. Do setki dochodzę. Wnuków, prawnuków i praprawnuków już nie zliczę. Też koło setki. –To czemu jedzie pan samotny? - pytaliśmy. -Bo moja rodzina w Siedlcach. W Siedlcach, panie kochanieńki. Tylko jedna wnuczka wyszła za mąż do Trembowli. U niej mieszkałem. Uciekła w ostatniej chwili z córką do Lwowa. Dowiedziała się, że będzie wywóz. Zostawiła mnie w domu, żebym pilnował rzeczy. Myślała, że takiemu staremu, jak ja, dadzą spokój. ..Dotknął wzrokiem młodziutkiej pary, przytulonej do siebie pod sufitem. - Przedwczoraj się pożenili. Takim to dobrze - szepnął, gorzko się uśmiechając - im nawet ta dziura teraz pachnie. Miodowe miesiące!

(…) Im nie było za ciasno, choć przed wieczorem żołnierz wepchnął do wagonu jeszcze jedną rodzinę: ciężarną kobietę z czworgiem dzieci, z których najstarsze, córka, miało lat

czternaście, a najmłodsze, syn, cztery. Nie mieli ze sobą żadnych bagaży, a chłopak był bez butów. Przez podarte skarpetki widać było niezbyt czyste nogi. Kobieta zawodziła rzewnie, po chłopsku. -Ludzie! Ratujta! Pomóżta! Matko najsłodsza! Co ja pocznę? Ani pierzyny! Ani poduszki! Ani bocheneczka chleba na drogę! Ani jednej koszuli na zmianę! -Czemu pani nie zabrała ze sobą rzeczy? - spytałam. - Bo mnie wzięli z lasu, paniusieczku! Z lasu mnie wzięli!... Kiedy usłyszałam, że z naszej wsi biorą ludzi do Rosji, tom dzieci za ręce i przez płot! Przez łąkę! Do lasu! Schowaliśmy się w zagajnik i czekamy. Myślałam, że sobie pójdą, a nas zostawią. Może by i ostawili, ale ktoś przyuważył i doniósł, że się kryjemy... I przyjechali furmanką do lasu, i wzięli. Tak jak my stali. Prosiłam, żeby nawrócili furmanką do wsi. O dolo moja! Jakże ja wyżywię tę czwórkę?... Piąte w drodze.. Czym owinę... Dwanaście pieluch z obrąbkami w domu.

(…) Było już ciemno, gdy żołnierze odegnali od pociągu naszych znajomych, krewnych. O godzinie dziesiątej stuknęły o siebie zderzaki. Przystawiają parowóz — pomyślałam. Wydało mi się, że cała cierpnę. Dzieci, zmęczone wrażeniami, spały w ramionach matek. Było tak cicho, że słyszałam własny oddech. O północy parowóz stęknął. Żelaza kół zgrzytnęły. Miałam wrażenie, że poruszyło się całe niebo, wygwieżdżone dziś i jasne, listonosz zaintonował „Serdeczna Matko". Melodię, zrazu nieśmiało, podchwycili wszyscy.

Udało mi się dostać do okienka. Ogarnęłam ostatnim spojrzeniem skrawek ziemi, która do niedawna była jeszcze polska.

(…) Coraz trudniej było utrzymać harmonię we współżyciu zamkniętych 72 osób, w tym 28 dzieci. Głodne, ściśnięte, wytrącone z równowagi, usiłowały wyładować swoją paraliżowaną ruchliwość wokół dziury klozetowej, stanowiącej wspólną, naturalną granicę między dwiema połówkami wagonu. Było to miejsce najbardziej zapalne. Na trasie Żytomierz - Kijów zanotowałam tylko dwa dni, w których nie lała się krew z nosów naszych pociech. Plac dziecięcych „maratońskich biegów” był jednocześnie miejscem przeznaczonym do odbierania w oznaczonym czasie dwóch wiader zimnej wody do mycia i dwóch wiader kipiatku do picia. Kipiatok po skrupulatnym dzieleniu go przez Starostę na siedemdziesiąt dwie porcje, miał smak pomyj, w których wypłukano tłustą myjkę”. Głód, smród, wszy, pojękiwania Basi, strach przed mrozem i głodem - wszystko to razem zwróciło ludzi ku sile nadprzyrodzonej. Modlili się wszyscy. Wierzący i niewierzący. Cały dzień słyszało się litanie, koronki, nowenny, pobożne pieśni. Ludzie przyrzekali, ślubowali piesze pielgrzymki do Częstochowy, Kalwarii, Ludźmierza. Na gołych kolanach! O suchym chlebie!

Byle tylko Bóg pozwolił im te antychrystowe czasy przetrwać i wrócić do ojczyzny.