Głucha cisza, szloch, łzy, nerwowe odłożenie słuchawki - emocje, które towarzyszą wspomnieniom z obozu przeszkadzają odtworzeniu historii. Tylko znikoma część spośród „potulickich ” dzieci zgodziła się na rozmowę.
Chwile pożegnania rodziców, oderwania od ramion matki. Chwile głodu, chłodu i cierpienia. Już nieistniejąca szkoła przy ulicy Będzińskiej jest dla wielu spośród Dzieci Potulic ostatnim miejscem, w którym widziały swojego tatę, swoją mamę. Tam na posadzce, kiedy one tuliły się do matczynych ramion, twarzami do ziemi leżeli ich ojcowie - Maciej Wąsowicz spisał przeżycia polskich dzieci wywiezionych przez Niemców w 1944 r. z Czeladzi do obozu w Potulicach. Rodzice dzieci za działalność konspiracyjną ginęli w obozach koncentracyjnych.(Błysk Dzieci Potulic, Miasto Czeladź 2007 r.)
Początkowo obóz niemiecki w Potulicach koło Nakła spełniał funkcję obozu zbiorczego dla ludności polskiej wysiedlanej z Okręgu Gdańsk – Prusy Wschodnie. Spośród 1297 osób zmarłych w obozie, których nazwiska ustalono, 767 to dzieci. Od 1943 r. utworzono dla nich nawet specjalny oddział. W dokumentacji obozu pojawiła się wówczas nazwa „Ostjugendbewahrlager Potulitz” lub Lebrechtsdorf – referuje Anna Paczoska, IPN Gdańsk.
W świetle prawa międzynarodowego niemiecka administracja obozu potulickiego łącznie ze strażą obozową (Wachmannschaft) winne są ludobójstwa w formie bezpośredniej lub w formie współudziału. Z wyliczanych czynów, które Konwencja w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa uchwalona przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 9 grudnia 1948 r. poczytuje za zbrodnie ludobójstwa, w Potulicach były stosowane wszystkie – od zabójstwa do przymusowego przekazywania dzieci w akcji germanizacyjnej, z wyjątkiem punktu dotyczącego stosowania środków mających na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy.
(…)Z zachowanych dokumentów obozowych wynika, że od 4 sierpnia 1944 r. do obozu w Potulicach zaczęły przybywać dzieci m.in. z Czeladzi, Trzebini i Sosnowca. Jedna z list zawiera spis 78 dzieci, z których najstarsze miało czternaście lat, a najmłodsze dwa. Zajęły barak opuszczony przez dzieci rosyjskie i białoruskie. Były głodzone, maltretowane, bite i kopane przez obsługę obozu, kierowane do wyczerpującej pracy przy zbiorach buraków cukrowych, ziemniaków, kopaniu okopów. Gdy próbowały odpoczywać, krzyczano na nie, wyzywano od „dzieci bandytów”, popychano kolbami karabinów, bito po twarzy. Spały po czworo na pryczy pod jednym kocem, który stale był mokry. Każde z nich miało wszawicę i świerzb, dlatego strzyżono je do samej skóry. Z powodu niedożywienia i złych warunków większość chorowała. Niemowlętami opiekowały się starsze dzieci. Prowadzona przez administrację obozu korespondencja wskazuje, że dysponentem ich losu był Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA). Dzieci przewożone z obozu do obozu miały być nauczone języka niemieckiego i po zerwaniu więzów uczuciowych z rodziną przeniesione do odpowiednio dobranych rodzin niemieckich. (Anna Paczoska, IPN Gdańsk)
Prawie 4 miesiące przeleżałam w szpitaliku. Tam to już dzieci masowo marły. Były dzieci od 2. miesięcy do 15 lat. Nie ma już obozu ale jest cmentarz gdzie pochowane są te dzieci. Po troje jednym grobie . Na grobie są nazwiska ale nie wszędzie, czasami jest tylko imię bo nie wiadomo było jak się dziecko nazywało…jeśli było w obozie samotne, nie miało starszego rodzeństwa- nie pamiętało jak się nazywa- wspomina Anna Szafraniec, aresztowana gdy miała zaledwie 7 lat. Nigdy więcej rodziców nie zobaczyła.
„Młodzież niemiecka ma być silna, prężna jak skóra, szybka jak chart i twarda jak krupowska stal” –tak przemawiał Adolf Hitler do tysięcy młodych ludzi z organizacji Hitlerjugend, zgromadzonych na stadionie i wiwatujących na jego cześć. Misję stworzenia tzw. rasy panów powierzył Heinrichowi Himmlerowi, jednemu z najgorszych zbrodniarzy w historii. Adolf Hitler marzył, by rodziły się niebieskookie dzieci o blond włosach, które w przyszłości zasilą szeregi SS. Każdy żołnierz SS miał siać terror i dostarczać aryjski materiał genetyczny. „Jeśli ta dobra krew , na której się opieramy nie będzie się mnożyła , to nie będziemy mogli panować nad światem” – przemawiał Heinrich Himmler w Metz 7 listopada 1940 roku.
Dzieci poczęte przez żołnierzy Wermachtu (20 000 dzieci z "rasowymi" Norweżkami) lub zabrane na rozkaz Hitlera z podbitych krajów, od najmłodszych lat przygotowywano do służenia Rzeszy. Jedzenie, picie , spanie, wszystko robiliśmy na komendę, chodziło o to, by nas złamać i zmusić do posłuszeństwa, to, że byliśmy ludźmi nikogo nie interesowało, nie widzieli we mnie dziecka, byłam własnością państwa – film „Children of the master race” jest opowieścią o tragedii dzieci z takich ośrodków, wychowywanych po wojnie w niemieckich domach i szukających po 70 latach swoich prawdziwych ojców.
„Jeśli znajdziemy osobę dobrej rasy zabierzemy jej dziecko do Niemiec. Jeśli dziecko nie pogodzi się z tym, musimy je zabić, ponieważ jako potencjalny przywódca będzie stanowiło dla nas niebezpieczeństwo” –tak przemawiał Heinrich Himmler w Poznaniu w 1943 roku.
Minęło 80 lat od tej barbarzyńskiej wypowiedzi a dążenie Niemiec (Unii Europejskiej) do panowania nad Polską z poczucia wyższości niemieckiej rasy nad polskim narodem, nabiera coraz większej mocy.
Z obawy na „potencjalne niebezpieczeństwo” państwa katolickiego i traktującego „suwerenność” jako priorytet od wieków, szturm na polskie dzieci by zabrać je z ramion matek i ojców, szkoły i kościoła i oddać niszczycielskiej ideologii, w imieniu której działa Unia Europejska i agendy jej towarzyszące -sterowane przez grupę destruktorów naturalnego porządku -postępuje. Niestety, bez skutecznego przeciwdziałania ekip rządzących. Czy potrafimy się bronić tak jak nasi dziadkowie i rodzice?