Ważni ludzie z Hollywood deklarowali nakręcenie superprodukcji w gwiazdorskiej obsadzie pod warunkiem, że rodzina nie będzie protestować, gdy w filmie Pilecki zostanie przedstawiony jako Żyd. Andrzej Pilecki posłał ich do diabła a ja uświadomiłem sobie, jaką wielką szkodę mogłoby takie „wybitne dzieło” narobić: Żyd ucieka z „polskiego obozu” koncentracyjnego by w finalnej scenie podli Polacy i tak go dopadli i zamordowali. Oskar murowany – wspomina Wojciech Sumliński powołując się również na książkę Normana Finkelsteina Przedsiębiorstwo Holocaust wyjaśniającą wiele zachowań Żydów. (Powrót do Jedwabnego, Wojciech Sumliński, Ewa Kurek Tomasz Budzyński).
Hollywood się nie udało ale Polskiej Telewizji i owszem. W filmie Orlęta Grodno 39. reżyser uczynił najmłodszym bohaterem chłopca żydowskiego Leosia a nie Tadzia Jasińskiego, którego 84. rocznicę śmierci przypomniało Muzeum Pamięci Sybir w Białymstoku: „Sowieci złapali Tadeusza i przywiązali go do czołgu. Stał się „żywą tarczą”. Podczas walk, wleczony na tanku, zmaltretowany chłopiec został kilkukrotnie postrzelony. Gdy maszyna się zatrzymała, podbiegły do niej nauczycielki, Grażyna Lipińska i Danuta Bukowińska, które pomimo gróźb czerwonoarmistów uwolniły Tadzia i zaniosły go do szpitala. Było już jednak za późno, a rany odniesione przez chłopca zbyt poważne. Zmarł w szpitalu 21 września 1939 r. Imię Tadeusza Jasińskiego nadano ulicom w kilku polskich miastach, w Grodnie powstał jego symboliczny grób, a sam Bohater został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski”.
Obronę Grodna m.in. opisała Grażyna Lipińska po powrocie z sowieckich łagrów w 1956 roku. W filmie jest sporo dowolności w traktowaniu faktów historycznych, w filmie nie ma nawet cienia zamku Stefana Batorego czy pomnika Orzeszkowej.
We wstępie do wydanych w 1981r. przez Hoover Instytut w Stanford zgromadzonych w nim dokumentów – relacji żołnierzy i rodzin Polaków z okresu okupacji sowieckiej 1939 -1941 Jan Tomasz Gross musiał operować źródłami (faktami) : Żydzi i Ukraińcy witali wojska sowieckie w następujący sposób, rzucając kwiatami na tanki i żołnierzy, całując czołgi, krzycząc, uściskując się wzajemne. (…) Relacja z Grodna: Gdy bolszewicy wkroczyli na tereny polskie odnieśli się z dużą nieufnością do ludności polskiej i pełnym zaufaniem do Żydów i im powierzali kierownicze funkcje”.
Od 2000 roku Jan Tomasz Gross pisze po uważaniu (dla przedsiębiorstwa Holocaust). Nie tylko zresztą on fałszuje naszą historię za zgodą wszystkich opcji politycznych, które dysponując miliardami nie dbają o przekazanie historii Rzeczypospolitej a stosunek do Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej mają jak za czasu sowieckiej władzy. Na czyją rzecz te pokłony i negliżowanie faktu zaboru połowy Polski i udziału mniejszości w eksterminacji Polaków?
Socjalista Kazimierz Pużak wspomina swoje śledztwo z Procesu Szesnastu w Moskwie:
Więc nie tylko szczegóły organizacji podziemnej, która z góry była na indeksie ZSRR jako nie spod ich stempla, ale przede wszystkim o przyznanie się do wyssanych z palca NKGB pogaduszek, odżegnywanie się od Londynu, przeklinanie go względnie dostarczanie na ten temat wiadomości i wreszcie żałowanie i kajanie się. Wszystko gwoli pokłonów na rzecz oswobodzicielskiej Armii Czerwonej i negliżowania faktu zaboru połowy Polski. Charakterystyczne, że tak jak kiedyś Priwislinje oznaczało Królestwo Polskie byle wykreślić nawet słowo Polska (jak to przypomina zarządzenie Hitlera o Generalnej Guberni), tak w czasie śledztwa usiłowali nakłonić, by w protokołach śledztwa wyrażać się o województwach wschodnich: zachodnia Białoruś i zachodnia Ukraina. (Wspomnienia 1939-1945)
Kto wtedy (oprócz Jakuba Bermana) wpisał na listę cenzury wspomnienia Pużaka czy Mariana Marka Bilewicza? Wygląda na to, iż cenzura nasila się. Promowana i finansowana jest historia Rzeczypospolitej jako historia niechętnych Jej mniejszości - zgodnie z narracją tych mniejszości -a nie historia narodu polskiego.
Marian Marek Bilewicz: 30 czerwca 1941 r. stałem ze swymi przyjaciółmi na ulicy Łyczakowskiej przy placu Cłowym, przyglądając się przejeżdżającym transporterom wojsk niemieckich. Żołnierze niemieccy, gdy tylko zatrzymywano kolumny, chętnie wdawali się w rozmowy z ludnością żartując, dowcipkując, częstując papierosami, słodyczami. Za tłumaczy służyli przeważnie Żydzi, którzy w pierwszych dniach po wkroczeniu Niemców ukrywali się tylko przed Ukraińcami. Zauważyliśmy od strony placu Bernardyńskiego zbliżającą się grupę około 30 osób, prowadzoną przez uzbrojonych w karabiny osobników ubranych po cywilnemu, ale z niebiesko-żółtą opaską na ramieniu, pokrzykujących i rozdzielających na lewo i prawo ciosy kolbami karabinów.
Prowadzą Żydów - szepnął bezwiednie zniżając głos Bolek. Ale dlaczego ich leją? -wyrwało mi się. Głupiś, nie wiesz, że Żydów biją wszędzie, gdzie są Niemcy? Podobno w Warszawie już połowę Żydów wywieźli do obozów i do „piachu”.
-Nie gadaj, przecież w Warszawie nic ma Ukraińców, więc kto to robi?
Kto robi? Jest policja granatowa, jest niemiecka policja, a poza tym podobno Żydzi mają własną policję, która ich morduje. (Wyszedłem z mroku Marian Marek Bilewicz).
Gdybyśmy światu dostarczyli po 1945 roku (lub choćby po 1989 lub po 2015) wiedzę o historii Ziem Wschodnich Rzeczypospolitej i narodu polskiego przed i w trakcie II wojny światowej - choćby tłumacząc wspomnienia Bilewicza, Grażyny Lipińskiej, Szymona Wiestenthala we wszystkich językach świata - uchronilibyśmy kanadyjski parlament od haniebnego uhonorowania ukraińskiego zbrodniarza Jarosława Hunkę, winnego ludobójstwa na Polakach, Ormianach, Żydach, Czechach a siebie od konsekwencji postępowania wschodniego sąsiada z cywilizacji turańskiej stosującego zupełnie inne kryteria uczciwości.
Pisał o niej duński krytyk literacki i filozof Jan Brandes podczas wizyty we Lwowie w 1898 roku:
Tylko jedna część prasy stawała mi się z każdym dniem nieprzychylniejszą, to jest rusińska. Rzecz się tak miała: na długo przed moim przyjazdem otrzymałem od lwowskich Rusinów zaproszenie uczestniczenia w ich uroczystości literackiej. Pewnego dnia przyszła do mnie do hotelu deputacya z trzech Rusinów; profesor Michał Kruszewski przemawiał, a drugim, który od czasu do czasu tylko słówko dorzucał, był znany agitator i dziennikarz Iwan Franko (właściwie Frank, ponieważ jest pochodzenia niemieckiego). Panowie ci prosili, abym był obecnym w stowarzyszeniu ich na odczycie o literaturze małoruskiej i wziął udział w odbywającej się potem wieczornicy. Podziękowałem i przyjąłem. Ale gdy w ciągu dnia poruszyłem tę kwestyę z kilku moimi polskimi przyjaciółmi, zrozumiałem, że popełniłem błąd. Pojąłem, że w żaden sposób nie mogę sprawić im takiej krzywdy, abym poszedł do ludzi, którzy są największymi wrogami polskiej narodowości. Wiadomo mi np., że Polacy osadzili Hruszewskiego na katedrze uniwersyteckiej, a mimo to natychmiast po objęciu posady zwrócił się on przeciw nim.
Nazajutrz przeczytano mi z rusińskiego dziennika artykuł, w którym Iwan Franko zajadle użył mnie przeciwko Polakom, posługując się zwrotem, jakobym ja najpierw (on dopiero później) nazwał Mickiewicza poetą zdrady i w ten sposób dał do zrozumienia, że Polacy jako naród, tolerują zdradę. Przekręcił tedy moje słowa, aby mógł wojnę prowadzić. Posłałem więc Rusinom najoględniej i najgrzeczniej wystylizowany list, iż muszę z wielkim żalem odmówić zaproszeniu.
Odtąd napadał na mnie Franko codziennie i dotąd się jeszcze nie znużył, gdyż nieledwie przed dwoma tygodniami powtórzył w jakiemś wiedeńskiem czasopiśmie swoje stare artykuły z listopada przeciwko mnie skierowane i z tryumfem wygrzebał kilka niepochlebnych uwag o galicyjskich właścicielach dóbr pewnego typu z mojej książki »Wrażenia z Rosyi«. (Jan Brandes Lwów 1898)