W filmie „Dziewczyny” (TVP Historia) o dziewczynach - żołnierzach Powstania Warszawskiego, Barbara Frycze wspomina swój pierwszy punkt sanitarny na Rynku pod numerem 5 , było w nim 45 sanitariuszek. Było jeszcze spokojnie, zbrodniarze rozprawiali się wtedy z ludnością cywilną na Woli. Ale wkrótce rozpoczęły się bombardowania i ostrzał karabinowy. Barbara pamięta do dzisiaj wzrok kobiet, na których oczach zwalił się dom, a pod nim, w gruzach, znalazły się ich dzieci. Bezradność sanitariuszki, która tylko mogła podać matkom krople walerianowe.
„W czasie powstania wszyscy mieszkańcy kamienicy stanowili jedną, zwartą gromadę. Ta wspólnota stanowiła chyba jedną z najbardziej charakterystycznych cech powstańczego życia, była to wspólnota piwnicznego schronu, kotła z zupą i kawałka chleba. Wspólnota niebezpieczeństwa a bardzo często wspólnota śmierci i mogiły . Jej zewnętrznym wyrazem był ołtarz ustawiony w sieni, na podwórku lub piwnicy, przed który gromadzili się do wspólnej modlitwy domownicy, zarówno ci najpobożniejsi jak i tacy, którzy od lat nie przekroczyli progu kościoła (Jan Nowak Jeziorański „Kurier z Warszawy”).
Te wspaniałe kobiety po traumie zbrodni dokonanej przez niemieckie (i ukraińskie) oddziały podczas Powstania Warszawskiego, nie tylko, że nie otrzymały żadnego wsparcia finansowego od władz państwowych to wiele z nich spędziło kilka lat w ubeckich katowniach. W czasach PRL skazane zostały na trwające przez ponad pół wieku „ egzystencjalne unicestwienie” a bieda i trauma przenosiła się na dzieci, o ile miały rodziny. Na szczęście wciąż są młodzi, którzy inaczej pojmują „patriotyzm”, dla nich jest on nie tylko płomienną mową o pamięci i szacunku ale i konkretnej troski.
W 2016 roku 31-letni Filip Chajzer, znany z różnego rodzaju akcji pomocowych, zorganizował zbiórkę dla Powstańców Warszawskich. Jego apel przyniósł zaskakujący rezultat. Na konto Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej wpłynęło w krótkim czasie 300 tys. zł. Wszystkie pieniądze trafiły do Powstańców znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji materialnej. O dalszym przekazaniu środków konkretnym osobom zdecydować miały władze ŚZŻAK oraz Związek Powstańców Warszawskich.
Smutne, iż finansowe środki polskiego podatnika zamiast służyć odchodzącemu pokoleniu Polaków, dzięki którego walce obecni włodarze zdobywają zaszczyty i majątki - są przekazywane ukraińskim kobietom, które nie walczą o wolną Ukrainę a raczej o ciekawe kreacje w handlowych galeriach Warszawy . Może tak leczy się traumę.
Film „Powstanie i medycyna” to kolejna opowieść o ludzkiej solidarności i poświęceniu służby zdrowia. W powstaniu brali udział lekarze wszystkich specjalizacji, oczywiście najbardziej pożądani byli chirurdzy, mieli najwięcej do zrobienia. Niektórzy chirurdzy operowali po 2-3 doby bez przerwy, to się wydaje nieprawdopodobne ale tak było. „Miałam zajęcia na 24 godziny, operowałam na maskach samochodów, przy świeczkach- wspomina pani doktor. „Lubiłam konkretną robotę, zaczęłam odwiedzać szpitale. Wreszcie trafiłam na Chmielną 28, przyjęła mnie dr Janina Krzyżanowska . Szpital był w hoteliku – domu lekkich obyczajów, doskonale nadającym się na szpital ponieważ miał niezbędne wyposażenie, łóżka, pościel. W każdej wolnej chwili ścierałam krew na schodach, nie mogłam znieść, że ludzie deptali po niej” –wspomina sanitariuszka.
Z kolejnym dniem powstania było gorzej, bombardowane szpitale, przenoszenie rannych do nowych pomieszczeń, leki na wyczerpaniu, brak opatrunków, „odcięci od dostaw a tylko rannych przybywało, a jak dochodzi do tego brak wody, to klęska”. Bezradność wobec pacjentów rannych powtórnie wskutek bombardowania szpitala, przygniecionych gruzem, poparzonych. Przeprawa z lżej rannymi kanałami do chwilowo bezpieczniejszych dzielnic. I wreszcie rozprawa z rannymi i wiernymi przysiędze lekarzami. Ulica Freta 10 to miejsce, w którym niemieccy oprawcy rozstrzeliwali wyprowadzonych ze szpitala lekarzy i pacjentów.
Sanitariuszka Halina Wołłowicz została ciężko ranna ostatniego dnia powstania, w parku Dreszera. Odzyskała przytomność opatrywana przez lekarza oddziału, radzieckiego jeńca, który trafił do niewoli niemieckiej. Pracował w szpitalu Ujazdowskim skąd został wykradziony przez żołnierzy AK i w ten sposób trafił do oddziału Haliny. Gruzin z pochodzenia, wspaniały, dzielny człowiek i lekarz, wielki przyjaciel powstańców.
Halina pozostawiona jako ciężko ranna, cudem uniknęła śmierci w piwnicy, którą niemieccy żołnierze szabrowali i w niej dobijali rannych. Uratował ją starszy Niemiec, miał córkę w jej wieku, przyprowadził sanitariuszki, między innymi Małgorzatę, bohaterkę piosenki „Sanitariuszka Małgorzata”, by zabrały ją w bezpieczne miejsce. Niestety, nie miał szczęścia lekarz, Gruzin, po zakończeniu wojny został zesłany przez tzw. „wyzwolicieli” na 18 lat ciężkiego, sowieckiego łagru.
„Była ciemna noc gdy opuszczaliśmy Warszawę, musieliśmy trzymać się za ręce by nie pogubić się, nie widzieliśmy ale czuliśmy, że na chodnikach stoją ludzie”. Warszawskie dziewczyny wywożono do jenieckich obozów, niektórym udało się zbiec do lasu. Wiele z nich działało w konspiracji. „Zostałam aresztowana 16 listopada 1946r., na Kruczej, podjechał czarny samochód, wzięli mnie pod pachy i zawieźli na Koszykową” –wspomina sanitariuszka Krystyna Kosiorek. Skazano ją na 10 lat więzienia.