CZY ŚWIAT ZOSTAŁ O ZBRODNI TOTALITARYZMU BOLSZEWICIEGO POINFORMOWANY BY UKRAINA JEJ DZISIAJ UNIKNĘŁA?

Przez Bożena Ratter , 06/03/2022 [11:11]

ZANIM BOSZEWICKI BARBARZYŃCA Z MARKSEM I LENINEM W DUSZY  wylał hektolitry krwi na ulicach Kijowa, przypuścił szturm bombardując miasto. Ten atak sprzed 100 lat opisuje Kornel Makuszyński. Kijów zamieszkiwało 60 000 Polaków. BARBARZYŃSKIE BOLSZWICKIE SZEREGI  tworzyły  MNIEJSZOŚCI NARODOWE RZECZYPOSPOLITEJ wrogie do dzisiaj  narodowi polskiemu, jego religii i tradycji.

 

Przyszłość zaś była straszniejsza od rzeczy strasznych, nikt bowiem, wytwórca nałogowy najczarniejszych nawet myśli, nie mógł wyprorokować DWUTYGODNIOWEGO BOMBARDOWANIA miasta. Strzelano zwykle w nocy, pora zaś ta nie była obojętną jedynie dla spóźnionego przechodnia, dla reszty spokojnych obywateli przechodziła bez wrażenia. Teraz jednakże przejęli, się nagłą salwą działową wszyscy bez wyjątku, co pojmie każdy, kto zna głupie narowy szrapnela, który bezmyślnie, z idjotycznej uciechy chichocąc, leci bez celu w stronę czarnego, nieruchomego zbiegowiska domów.

Takie właśnie oszalałe szrapnele poczęły gwizdać ponad miastem, nikt zaś nie wiedział, ani kto strzela, ani do kogo. To tylko się wiedziało, że szrapnel, prochem obżarty, jest to bydlę nierozumne, które nie pozna adresata i że uczciwe poczucie, że się nie jest ministrem, którego chcą zabić, nic nie pomoże.

To też na wielkie, gwarne, lubiące włóczęgę po ulicach miasto padł nagle lęk, ten najgorszy, bo bezradny i zrozpaczony, lęk w niebogłosy wołający o pomoc, rwący pędem po ulicach, tulący się do muru, pobladły strach, patrzący oszalałym wzrokiem w czarne niebo, pod którem dzieje się coś niepojętego.

Celem stało się całe miasto, jak długie i szerokie, całe bowiem zaczęło pluć ogniem poza swoje granice. Nieszczęsny był dom, za którego murami ustawiono kilka armat; mury trzęsły się jak w febrze, szyby dzwoniły nieustannie, tynk leciał ze ścian, straszliwy huk napełniał wszystko.

….Po godzinie takiego strzelania, baterja oblegająca wypatrzyła wreszcie ukrycie i poczynała w nie bić szaleństwem ognia. Wtedy armaty „miejskie” brały nogi za pas i przenosiły swój strzelający kram w sąsiednie ulice, niestety dom, indywiduum nieruchome, sterczał w tem samem miejscu i jęczał teraz i drżał, bity dziesiątkami pocisków, i szalał w swojem wnętrzu rozpaczą, napełniał się krzykiem i jękiem, głośnym, niemożliwym płaczem kobiet i ustawicznem kwileniem nieszczęśliwych dzieci.

Zrozpaczony ludzki tłum zbiegał pędem do piwnic, wilgotnych i ciasnych i tam spędzał całe dnie i noce, drżący od zimna, odurzony stęchlizną, wygłodniały, niezmiernie zmęczony; mówiono nerwowo i szeptem, czasem tylko ktoś głośno zakrzyknął, kiedy pocisk uderzył w dom, sypiące się zaś gruzy sprawiały wrażenie, że to ostatnie schronienie, sklepienie piwnicy, za chwilę runie na nieszczęsne ludzkie głowy.

Czasem jakiś człowiek, bardzo odważny, lub bardzo już zgłodniały, czając się przy murze, wypełzał na ulice, puste i straszne; czasem go stamtąd spędzały kule maszynowych karabinów, czasem zaś przynosił wieści, które w katakumbach piwnic rosły do potwornych rozmiarów, zapowiadały jeszcze gorsze rzeczy, niż te, które się wydawały już najgorszemi.

Noc przynosiła nieco ukojenia. Należy przyznać owym oblegającym, że mordowali miasto tylko w dzień, z nastaniem mroku jednakże sami czcili radośnie pracę dnia, miastu zaś dawano sposobność korzystania z mądrej rady nocy, aby się zastanowiło nad swoim losem i by się poddało. Zrozpaczone  miasto byłoby to uczyniło bez wahania, jednakże jego obrońcy postanowili nie dać za wygraną, wobec czego z nastaniem dnia, zawsze z kolejową dokładnością, rozpoczynano około godziny dziesiątej bombardowanie. Życie zaczęło się systematyzować. Ponieważ nie było widoków na szybkie załatwienie sprawy, przemyślny człowiek, który chciał jeszcze pożyć lat kilka, począł życie owo pod armatami urządzać biurokratycznie; o jednej godzinie szedł spać, o jednej jadł, o jednej, znaczonej pierwszym „porannym” strzałem, uciekał do piwnicy.

Zaczęło się na zupełnie nowych postawach towarzyskich oparte życie piwniczne, pełne

romantycznego uroku w swojej nienagannej prostocie; cały dom wchodził z sobą w zażyłe stosunki bez uwagi na stanowisko społeczne człowieka, zmienionego w pieczarkę. Piwnica stawała się salonem, gdzie w złotem świetle skwierczącej łojówki wiedziono w rozmaitych językach dyskursy na tematy oddalone, jak literatura, lub bliższe, jak zdobycie kawałka zapleśniałej kiełbasy. Szerzyły się tam również w formie lekkiej i wytwornej wiadomość i w owych czasach pożyteczne, jak na przykład, że operacja, czyniona na człowieku, ugodzonym odłamkiem szrapnela w brzuch, jest znacznie trudniejszą, jeśli indywiduum się przedtem obżarło. Najgwałtowniej szerzyły się wiadomości pożyteczne z dziedziny strategji. Każdy wtedy był doskonałym znawcą i łgał na potęgę, mimo tego jednak po tygodniu oblężenia słuchem rozpoznawać umiałem, czy strzelają do nas, czy „od nas”, czem strzelają i jakim kalibrem (o!); w piwnicy byli po pewnym czasie sami generałowie artylerji i weterani osiwiali w bojach. Ludzie mrukliwi, niezdolni do salonowej konwersacji, chodzili nerwowo z kąta w kąt i liczyli strzały, żegnając się po każdym dziesiątym. Szczególnie miłe były wieczory, kiedy damy, podobne do aniołów, które przyszły odwiedzić gnijących w lochach więźniów, zaparzały herbatę i mówiły słodko o tem, że jeśli trzeba umrzeć, to już najlepiej razem.