Niepodległość miała nie tylko zasłużonych Ojców, ale też wybitne Matki. Chociaż ze względu na realia epoki kobiety nie stały na czele wojsk czy ruchów politycznych, ich praca dla Polski miała nie mniejsze znaczenie- przeczytałam w ramówce programu I Polskiego Radia.
Pierwszym i najważniejszym obowiązkiem narodu – żyć pragnącego – czcić bohaterów swoich. Obowiązek to kardynalny; od spełnienia jego zależy przyszłość narodu- pisał Czesław Mączyński w 1926 roku, w wydanym w piątą rocznicę odzyskania Niepodległości opracowaniu „W obronie Lwowa i Kresów Wschodnich”.
Zaniedbany kardynalny obowiązek edukacji historycznej przynosi widoczne na ulicy efekty. Kto zainteresował młodych wychodzących na ulice z Martą Lempart wspaniałą, niepowtarzalną, bogatą historią ich rodzin, ich przodków żyjących w Polsce otwartej na Europę i świat, by nie poddali się opisanym poniżej zabiegom wychowawczym? Kto zainteresował młodych biografiami setek Polaków znanych w świecie by czuli się dumnie z tego, że są z polskiego narodu?
Bronisław Wildstein pisze: Po to, aby utrzymać ów niebezpieczny naród w ryzach, nie pozwolić odrodzić się w nim niebezpiecznym tendencjom i uczynić podatnym na zabiegi wychowawcze mające ukształtować go na wzór wyobrażonych przez nasze elity Europejczyków, zastosowana została szeroka gama zabiegów pedagogicznych. Była to bardzo rozbudowana polityka historyczna, która wszakże nie nosiła tej nazwy. Zgodnie z jej założeniami niebezpieczne jest odnajdywanie pozytywnych wzorców czy punktów odniesienia w naszej narodowej historii. Ich afirmacja budzić miała narodową megalomanię, do której Polacy mają jakoby skłonności, a która staje się pożywką dla nacjonalizmu. Zadaniem więc „krytycznej” inteligencji miało być odbrązowanie pomników, demitologizacja, demistyfikacja i dekonstrukcja, czym zresztą polska lewica upodobniała się do lewicy europejskiej tak właśnie traktującej całość zachodniej tradycji.(Bronisław Wildstein, Demokracja limitowana)
O bohaterskim udziale kobiet w obronie Lwowa i Kresów Wschodnich pisze w 1926 roku Ludwika Białoskórska. Nie wysłuchałam audycji radiowej i nie wiem, czy któraś z poniżej opisywanych kobiet stała się godna medalu.
Gdy wroga przemoc rozdarła polską ziemię na trzy zabory, gdy naród rwał więzy niewoli, dążyły kobiety zwartym szeregiem pod sztandar organizacji, niosły wysoko godło miłości ojczyzny, ofiarności i poświęcenia. Jedne zbierały podatki narodowe, urządzały nabożeństwa, drugie przechowywały broń. Szyły odzienie i bieliznę, sporządzały przybory szpitalne, kwaterowały śpieszących na pola bitewne, ukrywały skompromitowanych politycznie, opiekowały się więźniami, ułatwiały im ucieczkę, pielęgnowały rannych i chorych w lazaretach, a wszystkie wysyłały synów, mężów i braci na plac boju.
A gdy nadszedł dzień, w którym ziściły się najgorętsze pragnienia, gdy Lwów ujrzał się w ciężkiej chwili najazdu Rusinów, gdy szczupła garstka drobnej dziatwy chwyciła za oręż w obronie miasta, stanęły polskie kobiety do szeregu, poszły w bój z karabinami w dłoniach i zadziwiły świat cały tym pierwszym, niebywałym w dziejach czynem.
(…) Obok wielu, wielu innych utrwaliły się we wdzięcznej pamięci nazwiska trzech zacnych polskich kobiet, które podążyły na teren bojów, aby do więzień jeńców i obozów internowanych przez Rusinów obywateli, dziesiątkowanych tyfusem, morzonych głodem, aby do istnego dna nędzy w Mikulińcach i Tarnopolu przewieźć słowa otuchy i pociechy, stwierdzić ich dolę, ukoić i złagodzić choć w części ich cierpienia. Kobietami tymi były: Maria Alabanda Dulębianka, Teodozja hr. Dzieduszycka i Maria Opieńska.
Maria Alabanda Dulębianka uczennica szkoły malarskiej w Paryżu, odznaczona złotym medalem, serdeczna przyjaciółka Marii Konopnickiej, niestrudzona działaczka na polu społecznym. Urodzona w Krakowie w roku 1862, obrała Lwów na stałe miejsce swego pobytu. Po wkroczeniu w r. 1914 wojsk rosyjskich do Lwowa zorganizowała ofiarne i szlachetne kobiety polskie we Lwowie przy boku prezydenta miasta Tadeusza Rutowskiego, aby ratować miasto zagrożone w swej egzystencji….Któż z nas nie pamięta Dulębianki śpieszącej ulicami miasta do pracy humanitarnej i społecznej, aby liczne rzesze wszystkich warstw, pozostawione na pastwę losu, ocalić od śmierci głodowej lub podtrzymać na duchu upadających. I wdzięczna Rada Miasta uczciła jej zasługi, nazywając jej imieniem przecznicę łączącą ul. św. Mikołaja z ul. Romanowicza i przekazała w ten sposób nazwisko Dulębianki pamięci mieszkańców Lwowa.
Teodozja ze Smarzewskich zam. Sas Dzieduszycka, potomkini szlacheckiego rodu, godnie reprezentowanego obok rodu Dzieduszyckich, używającego tytułu hrabiowskiego.
Z rodu Dzieduszyckich znani byli w naszym wieku dziejopisarz Maurycy, dalej, zasłużony na wielu polach pracy narodowej, założyciel Muzeum Przyrodniczego we Lwowie (pierwszego w Europie muzeum przyrodniczego) , marszałek krajowy Włodzimierz, tudzież profesor uniwersytetu i niepospolitych zdolności pisarz, poseł Wojciech Dzieduszycki.
Od roku 1914, w skromnym mundurze Siostry Błękitnej podjęła się żmudnej i wyczerpującej pracy samarytanki najpierw w szpitalu we Wiedniu, Krynicy, następnie w Nowym Sączu, gdzie poruczono jej kierownictwo pawilonu. A gdy szpital na Technice we Lwowie w pierwszych dniach listopadowych 1918 roku pozostawał w zupełnej dezorganizacji, Dzieduszycka na apel komendy polskiej zaprowadziła w krótkim czasie porządek, zorganizowała pomoc sanitarną, powołując grono pań i zawodowe siostry. I z narażeniem życia, - gdyż metody walki Rusinów nie oszczędzały nawet szpitali z rannymi – trwała cały czas na posterunku.
Maria Opieńska, żona lekarza, w pamięci lwowian zapisała się jako opiekunka szpitala S. S. Opatrzności, gdy w latach 1914-1915 stanęła do szeregu Błękitnych Sióstr pod przewodnictwem Pelagii hr. Skarbkównej, siostry hr. Aleksandra.
Wszystkie wymienione panie wyruszyły dnia 26 stycznia 1919 jako delegatki Naczelnego Tymczasowego Komitetu Rządzącego, na którego czele był Aleksander hr. Skarbek, w trudną i niebezpieczną podróż do Stanisławowa, Kołomyi przez Buczacz, do Czortkowa, Mikuliniec i Tarnopola, stąd przez Złoczów z powrotem do Lwowa.
Miały za zadanie zwiedzić obozy internowanych i ulżyć cierpieniom jeńców polskich, którzy w nieludzki sposób byli męczeni i ginęli od chorób zakaźnych. Podróż, którą odbywały końmi wśród zasp śnieżnych była szlakiem groźnych przejść i utrapień. Wśród silnego mrozu i kul rozwydrzonego żołdactwa ruskiego stała się dla nich pasmem ofiarnych poświęceń, na jakie zdobyć się może kochająca kraj polska kobieta. Dwa dni po powrocie 23 lutego 1919 roku do Lwowa i złożeniu relacji, Maria Alabanda Dulębianka i Teodozja hr. Dzieduszycka zachorowały na tyfus plamisty. Zmarły 2 tygodnie później.
Wkrótce po nich zmarła Malwina z Bogdanowiczów Stanisławowa Pieńczykowska. Urodzona w Czechowie w Małopolsce, najlepsza żona i matka stanęła wraz z dwiema córkami w pierwszych dniach wojny światowej w szpitalu wojskowym we Lwowie. Opatrywały one razem rannych na Bałkanach, w Mostarze, na froncie włoskim nad Isonzo, znały ich szpitale Biłgoraju i Czerniowiec. Po pogromie państw centralnych uszły zaledwie z życiem z dalekiej Ukrainy, wyrwały się z rąk rozwydrzonych band ruskich w Brodach, aby na pierwsze wezwanie polskiej komendy zająć miejsce w pociągu sanitarnym na froncie białoruskim. Niezmordowana w gorliwych trudach i pracy przy rannych i chorych nabawiła się Malwina plamistego tyfusu i zmarła w szpitalu w Lublinie w dniu 22 maja 1919. W osiem dni po śmierci matki zmarła dwudziestokilkuletnia jej córka Maria, wychowanka zakładu Sacre Coeur we Lwowie.
Do grona wspomnianych należy też Stefania z Kręczyńskich Gubayowa, córka Aleksandra i Marji z Longchamps, wnuczka Bogusława Longchamps de Berier, oficera wojsk polskich z 1831 roku, znanego we Lwowie lekarza i wybitnego działacza narodowego. W czasie bratobójczych zmagań już jako żona naczelnika Sądu powiatowego pośpieszyła z pomocą licznym zastępom inteligencji polskiej, które napływały do Tarnopola. Gdy wśród internowanych wybuchł tyfus plamisty, Stefanja, nie bacząc na własne zdrowie, nie zaprzestała czynności samarytańskich przy ciężko chorych. Pod koniec lutego sama zapadła na tyfus. Wątły organizm nie zdołał oprzeć się chorobie i dnia 2 marca 1919 r. zmarła osierociwszy troje drobnych dzieci, męża i matkę staruszkę, której była jedyną podporą.
Takie to bohaterskie postacie kobiet polskich z lat orężnych zmagań w dobie Zmartwychwstania Ojczyzny przyświecają nam i stwierdzają, że kobieta polska posiada w duszy swej skarby najświętszych ideałów, dla których zdolną jest do bezgranicznych ofiar i poświęcenia.
Treściwa wzmianka o kilku przedstawicielkach nie wyczerpuje jednak tego licznego zastępu kobiet polskich, które oddały trud, znój, zdrowie i życie swoje dla miłości wskrzeszonej Ojczyzny. Zasługi kobiet tych przekażą dzieje ku czci i nauce jako przykład i wzór potomnym pokoleniom. ( W obronie Lwowa i Kresów Wschodnich, 1926 r.)