PiS na kursie katastrofy, czyli Jarosław Kaczyński w poszukiwaniu św. Grala.

Przez uparty , 23/01/2018 [08:56]
Jest w politologii magiczne pojęcie „elektorat centrowy”. Trzeba jednak pamiętać, że jest to pojęcie czysto teoretyczne, którego w naszej rzeczywistości nie ma. Dla tego też pierwsza partia J.Kaczyńskiego, która się do tego pojęcia odnosiła wprost, nawet w nazwie, zniknęła ze sceny politycznej. Pojęcie to wynika tylko z metodologii badania „rynku politycznego”. W skrócie metodologia ta polega na tym, że tworzy się najpierw niezbyt skomplikowana tabelkę. W pierwszej kolumnie (oś Y) wpisuje się poszczególne zagadnienia polityczne np. stosunek do religii, poglądy na rodzinę, na własność, na zróżnicowanie majątkowe itp. W pierwszym wierszu (osi X) wpisuje się wiek, status majątkowy, miejsce zamieszkania i inne cechy osobowe „elektoratu”. Następnie dodaje się do tego trzeci wymiar (oś Z), na której są poszczególne partie polityczne. Tabelka robi się bardziej skomplikowana i praktycznie nie można już jej przedstawić na rysunku, choć w komputerze jest to możliwe nawet dla laika w każdym programie kalkulacyjnym. Mitycznym centrum są ludzie, którzy w wywiadach deklarują poglądy mieszane. Część ich poglądów jest charakterystyczna dla jednej partii, część dla drugiej a jeszcze inne dla trzeciej. Tyle, że nie sposób wykryć, czy rzeczywiście ci ludzie takie poglądy mają, czy je tylko deklarują. Bo wielu ludzi nie ma poglądów politycznych a ma interesy. Te wymagają elastyczności, by bez względu na to, kto okaże się zwycięzcą były jakieś poglądy w ich prywatnym menu pozwalające przystać do zwycięzcy. Ci ludzie to nie żadne centrum a „poszukiwacze złota” i będą popierać partię silniejszą, o ile zapewni im względną trwałość układów politycznych, tak by mogli się w nich jakoś odnaleźć. Na pewno wszyscy zwrócili uwagę, że posłowie PO przychodząc do Sejmu w zasadzie nic nie posiadali, bo złota poszukują nie ci co je mają! Ku zdziwieniu wielu, posłowie PiS wchodząc do Sejmu mieli przeciętnie lepszą sytuacje materialną od tych z PO. To jest obraz elektoratu PO i ogólnie mówiąc lemingów. Wśród moich znajomych najwierniejszymi zwolennikami Antypisu są ludzie, którzy muszą koniecznie poprawić swoją sytuację materialną, bo albo po nich widać, że są niezamożni, albo mają tyle długów, że nie mają na wodę do mycia i w związku z tym rzadko się myją i rzadko piorą ubrania. Po nich nie tyle ich sytuacje widać co czuć. Niby luksusowe auto, niezłe mieszkanie i brudne ciuchu na grzbiecie, bo woda jest droga! Jak rozmawiam właśnie z tymi ludźmi to wszyscy oni mają poglądy „centrowe”. Ich zdaniem Katastrofę Smoleńską spowodował pijany gen. Błasik, który samolotem walną w drzewo, 500+ jest niemoralne, bo jego beneficjenci mają większą swobodę finansową od nich, choć prawda - tego już nie mówią, bo się wstydzą. Z drugiej strony złodziei to jednak trzeba łapać, zwłaszcza mieszkaniowych, drogi powinny być odśnieżane a szkoła i służba zdrowia za darmo. Czyli teoretyczne „centrum”. Tusk przekonał całe to towarzystwo, że jest gwarantem swobody „poszukiwań złota” w państwie i społeczeństwie. Najważniejszym punktem programu Tuska było wezwanie do nie płacenia abonamentu RTV rozumiane bardzo szeroko jako zgoda nie płaceniu państwu z jakiegokolwiek tytułu. Teraz okazuje się, że oficjalnym celem administracji skarbowej wcale nie była maksymalizacja wpływów podatkowych. To oczywiście spowodowało zapaść państwa, które na nic nie miało pieniędzy i to się „poszukiwaczom złota” nie podobało, więc poparcie dla PO spadło. No ale bez głosów „poszukiwaczy złota”, czyli elektoratu centrowego, inaczej mówiąc „normalsów” nie można wygrać żadnych wyborów. Ich trzeba jakoś przekonać. To prawda. Czyli kluczem do władzy jest definicja „normalsów” i stwierdzenie, czego oni od państwa oczekują. I tu mamy niespodziankę. Dla nich najważniejsze są trwałe reguły życia społecznego, które pozwolą każdemu z nich spokojnie eksplorować swoją działkę, czyli rzetelne prawo i sprawiedliwość społeczna! Stąd protesty w obronie Trybunału Konstytucyjnego były takie słabe. Nawet ci co protestowali, to nie protestowali przeciwko sposobowi wyboru sędziów a przeciwko niepewności z nią związanej. Jak sytuacja się ustabilizowała, to protesty ustały. Premier Szydło była przez „normalsów” lekceważona, przezywana Broszką, ale jak została odwołana, to wszystkie znajome lemingi poczuły się zaniepokojone, i pytały się dlaczego taka fajna Pani Premier został odwołana! Znowu, Pani Premier Szydło dawała poczucie stabilizacji a jej zmiana tę stabilizacje zakłóciła. Oczywiście z powodu buntu Dudowina koalicja rządowa była nie do utrzymania. Obydwaj nie tyle starają się o polska racje stanu co o swoje ambicje, oni chcą sobie porządzić, być obiektem adoracji powszechnej, w sumie mieć poczucie własnej wartości. PiS nakierowany na realizacje celów społecznych zaczął ich uwierać. W tej chwili J.Kaczyński zmienił bardzo znacznie obraz PiS. Poprzez uległość wobec Dudowina PiS zaczął dryfować w stronę PO-bis. Tym samym zaczyna tracić wyrazistość i przestaje być trwałym fundamentem życia społecznego, którego niezmienność jest warunkiem opłacalności inwestycji w swoją „kopalnię złota”. Czy będąc partią wyrazistą, mógłby mieć wystarczająco silne poparcie społeczne? Oczywiście, że tak. Obecne sondaże pokazują tak naprawdę pokazują stosunek ludzi do wydarzeń sprzed mniej więcej 3 miesięcy, czyli z okresu widocznej obrony Szydło przez zakusami Dudowina, sporu o kształt ustaw sądowych, sporu z UE. Po prostu, PiS był przewidywalną siła polityczną i to się ludziom bardzo podobało. Teraz jest ryzyko, że przestanie być tak postrzegany. Nie jest to tak całkiem pewne ale bardzo prawdopodobne, bo jedynym czynnikiem stałości w PiS został J.Kaczyński. To ryzykowne, bardzo ryzykowne. Co prawda na zapleczu są jeszcze Szydło i Macierewicz, którzy mogą być punktem odniesienia do odbudowy postrzegania PiS jako partii stabilnej ale czy podołają, gdy PiS zmienia orientację? Niby duet może być dobry, ciepła Pani Premier i kostyczny Pan Minister, ale to może być za mało. Prawdą jest niestety, że PiS obecnie znajduje się w innej sytuacji niż w 2007 roku. Wtedy też był w koalicji ze środowiskami co najmniej dziwnymi, ale Urząd Prezydenta sprawował L.Kaczyński, który był kontynuacją pisizmu i hamował Antypis. Teraz pod tym względem jest gorzej. Ale teraz PiS posiada swoją strukturę metapolityczną, te wszystkie środowiska okołopisowskie, których w 2007 roku nie było. Pod tym względem jest dużo lepiej, bo te środowiska są na tyle silne, że mogą wygrać wybory. Apart partyjny jest oczywiście dalej potrzebny ale nie tak bardzo jak dawniej a jak widać nie chce się on dzielić wpływami na politykę PiS`u z jakimiś Klubami Gazety Polskiej, z jakimiś Solidarnymi 2010, z Rodziną Radia Maryja i wieloma innymi mniejszymi środowiskami. Popycha więc on PiS do odcięcia się od tych środowisk twierdząc, że ci ludzie i tak zagłosują na PiS mimo że widzą, że to nie prawda. Czyli kolejni, po których „choćby potop”, z tą różnicą, ze pierwotnie miał to być potop biblijny, czyli mocno nie pewny a teraz to będzie rusko-niemiecki praktycznie nieuchronny. Cóż więc robić w takiej sytuacji. Na pewno wyciągnąć wnioski z przeszłości i wyraźnie mówić, że winni wszystkiemu są Dudowiny i ich ambicje, że zamiast wdzięczności za to, że PiS i środowiska okołopisowskie umożliwiły im funkcjonowanie postanowiły one przejąć realną władzę by realizować nie pisowskie ideały. Kaczyński ze względów taktycznych nie chce kłócić się z nim ale my możemy zawołać „Dudowin precz”! Niech zwrócą się do Jarosława by ich bronił! I tyle.