O niezależności sędziowskiej i początku końca Antypisu

Przez uparty , 21/09/2017 [08:31]
Ostatnio mieliśmy przedziwny spektakl medialny. Otóż Prezes Gersdorf postanowiła nagrodzić weta prezydenta i swą obecnością uświetnić wręczenie nominacji nowemu sędziemu TK. Był to oczywiście krok dyplomatyczny i na pewno przemyślany. Było to znak gotowości do przystąpienia do dialogu, może nie z PiS`em jako takim, ale z tymi co odchodzą z PiS`u, w celu wypracowania kompromisu społecznego. Ja nie mam zbyt wygórowanego mniemania o zdolnościach intelektualnych Pani Prezes, ale w odniesieniu do zajmowanego stanowiska. Sprawy tak elementarne jak ocena skutków jej wizyty w Pałacu w bieżącym kontekście społecznym rozpatruje ona szybko i prawidłowo. I teraz doszło do czegoś zdumiewającego. Otóż okazało się, że jest ona pod wpływem jakiegoś „autorytetu”, którego zdanie musiała uznać za nadrzędne nad swoimi poglądami ale najpierw stwierdziła, że działała bezrefleksyjnie. To ciekawe sformułowanie, bo sugeruje ono działanie machinalne, rutynowe, odwołujące się do tego, że przecież jest rzeczą oczywistą, iż do obowiązków Prezesa SN należy obecność podczas takiej uroczystości. Powiedziała w ten sposób, że przyczyny dla których miałaby opuścić ceremonię rzeczywiście może i były, ale nie oczywiste! Stwierdziła w ten sposób, że może i lepiej było by , gdyby na tę uroczystość nie poszła ale za jej obecnością też przemawiały jakieś argumenty. To jednak nie wystarczyło jej „autorytetowi” , bo Prezydent jeszcze nie wyrzekł się pisizmu, jeszcze przynajmniej werbalnie szanuje nasze środowisko sugerując, że jego działania podyktowane są w dużym stopniu zrozumiałymi dla ludzi ambicjami osobistymi, choć oczywiście w rzeczywistości jest inaczej. Pani Gersdorf to zobaczyła i postanowiła to w pewien sposób pochwalić, pokazać, że dla PAD jest miejsce w starej elicie. Ponieważ jednak PAD nie ukorzył się jeszcze przed „autorytetem”, więc w elicie nie ma jeszcze dla niego miejsca. Pani Gersdorf przekroczyła swoje uprawnienia i dokonała samodzielnej oceny sytuacji społeczno-politycznej. Mimo, że była to ocena ogólnie rzecz biorąc prawidłowa, to jednak obraziła „autorytet”, bo się jego nie spytała, co ma robić i ten się wściekł. Musiała więc jednak pójść do TVN i przyznać się do błędu a w związku z tym zaakceptowała fakt, iż będzie musiała ponieść tego konsekwencje, bo popełnienie błędu zawsze takowe wywołuje. Pierwszym, ale będą i następne, było publiczne samoośmieszenie. Stąd tyle zjadliwych komentarzy w mediach podległych „autorytetowi”. I teraz dochodzimy do kwestii niezależności sędziowskiej na przykładzie Pani Prezes, czyli najważniejszego sędziego. Okazuje się, że wcale nie jest ona niezależna w swym postępowaniu, bo jest zależna od swego „autorytetu” i to całkowicie. Jednocześnie okazuje się też, że próba wprowadzenia jakiejś formy kontroli społecznej nad orzeczeniami sędziowskim, czyli wprowadzenie innego, niezależnego od „autorytetu” punktu odniesienia do oceny pracy sędziego, to nie jest ograniczenie wolności orzekania a wręcz przeciwnie jej wprowadzenie, przez danie sędziemu możliwości obrony przed całkowitym uzależnieniem. Stwarza to sędziemu możliwość obrony swoich decyzji w oparciu o uzasadnienie ich przed opinią publiczną, a tego autorytet nie chce, nawet jeśli dotyczy to Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Dochodzimy więc w sporze społecznym do sedna. Tajemniczy „autorytet” musiał pokazać swoje istnienie i swoją moc. To duży postęp. Najpierw bowiem mówiło się, że wyroków sądów w ogóle się nie dyskutuje, później dopuszczono co prawda możliwość debatowania nad nimi ale po zakończeniu postępowania i wyniki tej debaty nie miały żadnego wpływu na losy sędziego. Liczył się tylko tajemniczy „autorytet” choć był ukryty. Teraz go widać, choć jeszcze opinia publiczna nie zna go z imienia i nazwiska, ale jak wiadomo, że jest to zapewne się go znajdzie. Myślę, że sprawa obecności Pani Gersdorf w pałacu Prezydenckim była rzeczywiście błędem i to wielkim, ale nie tyle Pani Prezes, co tajemniczego „autorytetu”, bo cała sprawa ujrzała światło dzienne i stała się sprawą publiczną. Mamy przykład jego działania, mamy niezaprzeczalny dowód na jego istnienie i to w domenie publicznej. Do tej pory wszystkie dowody na działanie tajemniczego „autorytetu” miały charakter poszlakowy. Dla bardziej zorientowanych oczywiste, ale dla większości ludzi już nie, bo nie było możliwości pokazania w domenie publicznej wszystkich szczegółów niezbędnych do wyciągnięcia prawidłowego wniosku. Teraz mamy wszystko na talerzu. Drugi wniosek jest też taki, że nie tylko PAD nie wytrzymał konfrontacji społecznej ze starymi elitami, ale i stare elity nie wytrzymują konfrontacji z nami. Od nas odchodzi Gowin i pojedyncze osoby ze środowiska związanego z Pałacem, ale ich jedność też pękła i to chyba dużo bardziej niż nasze środowisko. My jeszcze nie musimy zmuszać „byłych naszych” do publicznej samokrytyki, nie musimy zarządzać poprzez strach. Czyli, my jesteśmy formacją ludzi wolnych a oni nie mamy na to niepodważalne dowody! To chyba może być początek końca Antypisu.