15 lipca 2017 r. | Nr
28/2017
(317)

Podejrzany pakunek
Szanowni Państwo!
Mamy sezon ogórkowy więc tym razem zamiast felietonu krótki reportaż. Pojechałam na Plac Wilsona w Warszawie, żeby zrobić zakupy. Na przystanku tramwajowym zauważyłam całkiem elegancką torbę na kółkach. Rozejrzałam się za właścicielem, ale nikt się do pakunku nie przyznawał. Jako obywatelka świadoma ewentualnego zagrożenia zadzwoniłam pod numer 112 i przedstawiłam problem.
Zdążyłam zrobić zakupy w jednym sklepie i poszłam do warzywniaka, który cieszy się dużym powodzeniem, o czym świadczą kolejki. Żeby nie tracić czasu i ułatwić pracę obsłudze, już przed sklepem napełniłam dwie torebki owocami. Wtedy właśnie zadzwonił do mnie policjant, żebym podała mu dokładny adres. To wymagało odejścia od sklepu. Starałam się sprawę załatwić tak prędko, jak to tylko było możliwe. Nie uświadamiałam sobie, że mój pośpiech w oczach personelu sklepu mógł wyglądać zgoła inaczej. Kto prócz mnie mógł wiedzieć, że rozmawiam z policją? Równie dobrze, za moment, to policja mogła ścigać mnie za próbę kradzieży. Kiedy wyjaśniłam moje podejrzane zachowanie, najpierw się pośmiałyśmy, a później dowiedziałam się, że policja do podejrzanego pakunku była już wcześniej wzywana, ale nie interweniowała, bo walizka jest pusta. Ktoś ją zostawił, żeby ktoś inny mógł ją sobie wziąć.
Ach, jak dobrze mieszkać w Warszawie, nie w Paryżu czy Hamburgu!
Pozdrawiam i do następnej soboty Małgorzata Todd

Małgorzata Todd
WOJNA WRONOdcinek 17. Dom siostry, do którego zmierzał Jan Borowik stał na uboczu, chociaż miasto zbliżyło się do niego na niebezpieczną odległość. Nowe blokowisko mogło w przyszłości zagrozić wywłaszczeniem, ale nie to obecnie martwiło mieszkańców skromnej chatki. – Chcesz jeszcze mleka? – spytała matka chłopca siedzącego przy kuchennym stole i pogrążonego w czytaniu. – Później – odpowiedział Marek nie odrywając oczu od książki. – Pora kończyć. Jutro też jest dzień – Halina dosypała jeszcze szufelkę węgla do pieca, żeby utrzymać ciepło do rana. Natarczywe pukanie do drzwi oderwało wreszcie Marka od lektury. – Wujek Janek! Chłopiec pobiegł otworzyć drzwi. Nie zapalił światła w sieni, żeby było szybciej. Czekała go jednak niemiła niespodzianka. Do domu wtargnęli dwaj uzbrojeni mężczyźni w towarzystwie cywila, który już od progu krzyknął. – My do Jana Borowika. – On tu nie mieszka – odparła jego siostra. – Nie pytam o zameldowanie, tylko gdzie jest. – Skąd mam wiedzieć? – Dobrze, to zapytam inaczej. Gdzie są pieniądze? – To napad? – Widzę, że żarty się ciebie trzymają – postąpił kilka kroków i zamachną się, ale Marek był szybszy chwytając mężczyznę za drugą rękę, co zmniejszyło impet, ale nie uchroniło kobiety przed ciosem. Jeden z uzbrojonych mężczyzn chwycił dzieciaka i wykręcił mu rękę. – No widzisz do czego prowadzi twój upór? Źle wychowujesz syna – cywil rozsiadł się okrakiem na krześle i kontynuował. – Gadaj wreszcie gdzie schowaliście forsę. Jesteśmy cierpliwi, ale lepiej nie zmuszaj nas, żebyśmy rozebrali tę chatkę belka po belce. W tym momencie zatrzeszczała krótkofalówka przewieszona przez ramię uzbrojonego strażnika. Odebrał meldunek i podszedł do cywila. – Do pana, porucznika – powiedział. – Jeszcze tu wrócimy – obiecał „pan” porucznik wychodząc. Mimo całego paskudnego zajścia, Halinie w głowie utkwił ten „pan”. Czyżby „obywatel” z jakichś powodów przestał obowiązywać?
CDNPoprzednie odcinki można znaleźć na
www.mtodd.pl / SOBOTNIK