6 maja 2017 r. | Nr
18/2017
(307)
Szanowni Państwo! Póki nie obowiązywała poprawność polityczna, kłamstwo było postrzegane jako coś nagannego, czego należało się wstydzić. Ale „nowoczesnemu człowiekowi” udało się już wmówić, że w kłamstwie nie ma nic zdrożnego, podobnie jak w kradzieży, czy nawet morderstwie, zwłaszcza takim „zgodnym z prawem”. Ubecy mają czelność manifestować swoje żądania do przywilejów! Uzasadniają to prosto: skoro nie potraficie wpakować nas do więzień, to byliśmy i jesteśmy lepsi od was i musicie nas sowicie wynagradzać! Według nich, to prawica zakłamuje historię PRL-u twierdzeniem, jakoby był to czas zniewolenia i obcego panowania. A przecież był to okres prosperity resortowych klanów, które przy okrągłym stole zapewniły sobie nietykalność. Dla dzisiejszego lewactwa kłamać w żywe oczy i innych oskarżać o kłamstwo, to właśnie normalność. Zastanawiająca jest jeszcze jedna „normalność”. Jak to się dzieje, że w „totalnej opozycji” przypada rekordowa ilość idiotów na metr kwadratowy? Czy możliwe, żeby sama negatywna selekcja dała aż taki imponujący wynik? Podejrzewam, że co znamienitsi przedstawiciele gatunku „opozycji totalnej” wspierają się jeszcze nowoczesną farmakologią, pospolicie nazywaną dopalaczami. To zapewne standard, bez którego okrzyki typu „precz z dyktaturą kobiet” trudno sobie wyobrazić. Pozdrawiam i do następnej soboty Małgorzata Todd

Małgorzata Todd
WOJNA WRONodcinek 7.
– Będę u cioci Marysi – Marcin nachylił się, żeby wyszeptać te słowa do ucha Kamili, raczej udając konspirację. Każdy pretekst był dobry żeby zbliżyć się do ukochanej. Jej włosy pachniały wiatrem i czymś jeszcze. Nie umiałby określić co to było, ale do niej jakoś dziwnie nie pasowało. Przyszła mu do głowy niedorzeczna myśl, że ten zapach kojarzy mu się z wojną. Kamila przyjmowała meldunki od pozostałych osób. Nie było na co czekać. Zbiegł po schodach i wyszedł na ulicę. Owionął go nieprzyjemny ostry wiatr. Otulił się mocniej długim kożuchem, pokrytym brezentem, dobrym na najgorszą pogodę. Do cioci Marysi były trzy przystanki autobusowe, ale o tej porze żaden autobus już nie kursował. Piesza przechadzka do przyjemnych nie należała, bo prócz wiatru marsz utrudniały zaśnieżone i oblodzone chodniki, a słabe oświetlenie też w wędrówce nie pomagało. Należało zająć myśli czymś innym. Na przykład: co tak naprawdę oznaczało ostrzeżenie Kamili? Znał ją od dawna, właściwie można powiedzieć – od zawsze, ale mimo to miał wątpliwości czy zna ją dobrze. Wiedział oczywiście o jej uczuciach do Szymona Wrońskiego, o którego, nie ma co ukrywać przed samym sobą, był zazdrosny. Nie było to jednak związane z obecną sytuacją. Nagły krzyk i tupot podkutych butów wyrwał go z zamyślenia. Jakiś człowiek biegł w jego stronę, a za nim kilka niewyraźnych sylwetek. Rozległ się huk wystrzałów. Ścigany był tuż, więc Marcin uskoczył przed pędzącym mężczyzną. Ponowne odgłosy wystrzałów kazały mu natychmiast szukać schronienia. Brama najbliższego domu była otwarta. Dzielił go od niej dystans kilkudziesięciu kroków. Biegł jak najbliżej ściany. Kiedy udało mu się osiągnąć cel, usłyszał „stój!”. Nie był pewny, czy rozkaz dotyczył jego, ale rozsądek nakazywał zatrzymać się.
– Dokumenty! – Milicjant w hełmie i z karabinem gotowym do strzału wyciągnął rękę.
– To nie ten – powiedział drugi, który właśnie nadszedł.
– Zamknij się. Marcin rozpiął kożuch, żeby dostać się do wewnętrznej kieszeni, w której miał dowód osobisty. Kątem oka widział, jak trzech innych milicjantów biegło za ściganym.
– Prędzej – ponaglił Marcina milicjant oświetlając mu twarz latarką.W chwilę później, kiedy uważnie studiował dokument, Marcin mógł mu się przyjrzeć w odblasku latarki. Znał tę twarz! I chociaż było to niewiarygodne miał przed sobą Ilicza. Tamten na szczęście go nie poznał. Oddał mu dowód i kazał „rozejść się!”. CDNPoprzednie odcinki można znaleźć na
www.mtodd.pl / SOBOTNIK