Ukrócić bankową kreację pieniądza

Przez Gadający Grzyb , 22/04/2016 [08:07]

Praprzyczyna obecnej patologii tkwi w systemie rezerwy cząstkowej pozwalającej bankom na niekontrolowaną, prywatną kreację pieniądza.

Niedawna, ostentacyjnie wręcz bezczelna odpowiedź Komisji Nadzoru Finansowego na zapytanie Kancelarii Prezydenta o konsekwencje przewalutowania kredytów frankowych, stawia obecny obóz rządzący przed arcyniewygodnym dylematem. Albo ugnie się przed banksterskim dyktatem i przyjmie do wiadomości księżycowe wyliczenia KNF, co narazi władzę i prezydenta osobiście na gniew rozczarowanych frankowiczów (już teraz pojawiają się na internetowych forach głosy typu „PiS nas sprzedał”), albo pójdzie na otwartą wojnę z banksterskim lobby i stojącą za nim lichwiarską międzynarodówką. Nota bene, KNF w znamienny sposób zlekceważyła inne pytanie – ile banki zarobiły do tej pory na kredytach walutowych. Nawet jeśli jednak założymy optymistycznie, że rządowi uda się wygrać tę „frankową” batalię, to warto mieć świadomość, iż będzie to jedynie doraźne zwycięstwo, nie kończące bynajmniej samej wojny. W miejsce łże-kredytów walutowych, czy polisolokat pojawią się bowiem inne produkty służące dojeniu klientów. A że klient w konfrontacji z bankiem zawsze jest stroną słabszą (idealistyczne założenie, że mamy do czynienia z wolną grą równorzędnych rynkowych podmiotów należy włożyć między bajki) – choćby dlatego, że nie dysponuje z reguły specjalistyczną wiedzą, zabezpieczeniami, nie wspominając już o odporności na marketingowe techniki manipulacyjne – to proceder drenowania Polaków (i szerzej - realnej gospodarki) z kapitału będzie trwał w najlepsze.

Praprzyczyna obecnej patologii tkwi bowiem w systemie rezerwy cząstkowej pozwalającej bankom na „wypłukiwanie złota z powietrza”, czyli na niekontrolowaną, prywatną kreację pieniądza. W skrócie, polega ona na tym, że bank nie musi mieć 100-procentowego zabezpieczenia w depozytach dla udzielanych kredytów, w efekcie czego może pożyczać więcej, niż posiada. Przychodzi klient, bank sprawdza jedynie jego wiarygodność kredytową i jednym kliknięciem udziela mu pożyczki tworząc w ten sposób nowy pieniądz. W drugą stronę to już tak nie działa, bank bowiem ściąga kapitał i odsetki od puszczonych w ten sposób w obieg pieniędzy z realnej gospodarki – klient będący np. robotnikiem w fabryce oddaje bankowi część swej pensji będącej z kolei częścią zysku wypracowanego przez przedsiębiorstwo. Fabryka musi kupić materiały, wyprodukować towar, sprzedać go, utrzymać park maszynowy - i tak dalej. Bankowi zaś wystarczy „wyprodukowanie” kilku elektronicznych zapisów, które na mocy specjalnego przywileju okazują się w cudowny sposób być „pieniądzem”.

Kolejnym obliczem tej sytuacji jest kreowanie instrumentów pochodnych, dla których zabezpieczeniem są m.in. kredyty właśnie. One również puszczane są w spekulacyjny obieg, na ich bazie powstają kolejne i w ten sposób narasta wielowarstwowa piramida finansowa – oczywiście do czasu. W pewnym momencie „bańka” pęka i następuje krach – jak w 2008 roku. Nawiasem mówiąc, rządy i międzynarodowe instytucje finansowe zareagowały na kryzys w skrajnie nieodpowiedzialny sposób, po prostu zasypując go workami pieniędzy, co tylko utwierdziło finansistów w poczuciu bezkarności, z miejsca zatem przystąpili ponownie do swej radosnej twórczości – i naprodukowali kolejnych „instrumentów” na kwotę 500-700 bln USD. Wszystko to prowadzi do gigantycznej nadpodaży pustego pieniądza, swoistego finansowego Matrixu.

Warto w tym kontekście wspomnieć o ubiegłorocznym raporcie „Reforma monetarna” przygotowanym na zlecenie rządu Islandii przez tamtejszego ekonomistę Frosti Sigurjónssona w reakcji na dramatyczny kryzys, który dotknął tamtejszy system finansowy. Postuluje on odebranie kreacyjnych możliwości bankom komercyjnym i przywrócenie rzeczywistej władzy nad emisją pieniądza Bankowi Centralnemu w ramach koncepcji „pieniądza suwerennego”, którą pewnie przyjdzie jeszcze mi tutaj zająć się osobno. Dość powiedzieć, że przed kryzysem wartość aktywów bankowych przewyższała 10-krotnie islandzki PKB, do 20 proc. bankowych zysków wynika ze zdolności „kreacyjnych”, 91 proc. pieniądza znajdującego się w obrocie pochodzi z aktywności banków umożliwionej przez system rezerwy cząstkowej (w Polsce – ok. 84 proc.), w ciągu 14 lat poprzedzających kryzys podaż pieniądza zwiększyła się 19-krotnie, rosnąc tym samym wielokrotnie szybciej niż PKB (między 1986 a 2006 r. PKB Islandii wzrastał średnio w tempie 3,2 proc. rocznie, wzrost podaży pieniądza zaś następował w tempie 18,6 proc. rocznie).

Nic więc dziwnego, że stowarzyszenie The Homes Association pod wpływem raportu złożyło oskarżenie przeciw wszystkim dyrektorom islandzkich banków komercyjnych, zarzucając im, że poprzez kreacyjny proceder dopuszczają się fałszowania pieniędzy, powodują inflację i naruszają konstytucyjne kompetencje Banku Centralnego. Sądzę, że byłby to dobry punkt wyjścia do rozprawy z banksterami również na naszym, krajowym gruncie. W końcu, wg art. 227 Konstytucji wyłączne prawo emisji pieniądza oraz ustalania i realizowania polityki pieniężnej przysługuje Narodowemu Bankowi Polskiemu.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://blog-n-roll.pl/pl/rozp%C4%99dzi%C4%87-knf

http://www.blog-n-roll.pl/pl/%E2%80%9Ekurs-sprawiedliwy%E2%80%9D-dla-wszystkich

http://www.blog-n-roll.pl/pl/kontratak-bankster%C3%B3w-%E2%80%93-cd

http://blog-n-roll.pl/pl/kontratak-bankster%C3%B3w

http://blog-n-roll.pl/pl/wytarza%C4%87-bankster%C3%B3w-w-smole-i-pierzu

http://blog-n-roll.pl/pl/%E2%80%9Erepolonizacja%E2%80%9D-franka

http://blog-n-roll.pl/pl/polska-na-banksterskiej-smyczy#.Vcj7MbVvAmw

http://www.blog-n-roll.pl/pl/walutowy-hazard#.Vcj83LVvAmw

http://www.blog-n-roll.pl/pl/ewa-kopacz-%E2%80%93-lobbystka-bankster%C3%B3w

http://blog-n-roll.pl/pl/banksterska-wojna

http://niepoprawni.pl/blog/346/gra-kredytem

http://blog-n-roll.pl/pl/kredytowa-szulernia

Zapraszam na „Pod-Grzybki” -------> http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3667-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 13 (25-31.03.2016)

Domyślny avatar

uparty

9 years 6 months temu

i to nie najważniejsza.Problem nazywa się kredytowo- wekslowym systemem kreacji pieniądza. Chodzi o to by oszacować jaka ilość pieniędzy potrzebna jest w gospodarce tak by nie było inflacji a brak pieniędzy nie powodował ograniczenia popytu. W związku z tym wymyślono dwa systemy finansowe. Jeden komunistyczny, czyli gospodarkę planową i drugi kredytowo- wekslowy. W gospodarce planowej ilość pieniędzy w obrocie wynikała z wartości zaplanowanej produkcji dóbr i usług konsumpcyjnych i to prowadziło do inflacji lub do niedoboru dóbr komsumpcyjnych. W systemie kredytowo wekslowym pieniądz jest emitowany w momencie gdy pojawia się popyt na jakiś konkretny produkt i wtedy za pośrednictwem banku kredytującego następuje emisja odpowiedniej ilości pieniędzy. Cechą tego systemu jest nadmiar produktów konsumpcyjnych ( początkowo) i deflacja. Jest jeszcze jedna różnica. Otóż system kredytowo wekslowy sprzyja koncentracji kapitału a systemie planowy raczej jej podział na mniejsze jednostki. Tak więc w systemie kredytowo wekslowym, który wszędzie na świecie wygrał konkurencję z systemem planowym w zasadzie nie mamy już pieniądza a coś co można by nazwać sumą zobowiązań prywatnych wyrażonych w jednostkach identycznych jak na banknotach. Różnica jest taka, że kiedyś wartość pieniądza brała się z tego, że każdy go chciał. Pieniądz był po prostu powszechnie pożądanym towarem. Teraz zaś jest zobowiązaniem wobec osób trzecich, zobowiązaniem transferowanym przez banki. Poza systemem bankowym nie istnieje. Oczywiście kiedyś przyjdzie kres tego systemu finansowego, bo okaże się, ze ludzie nie chcą już droższych samochodów, szybszych komputerów itd. By przed tym się obronić towary konsumpcyjne są robione tak by miały czasowy limit użytkowania, programy komputerowe co jakiś czas są "pozbawiane wsparcia" itd. Być może dla tego, że już widać kres tego sytemu zaczęły pojawiać się "waluty wirtualne", które będą mogły zastąpić pieniądz kredytowo-wekslowy, ale to jeszcze przed nami. Na razie mamy sytuację taką, że ilość zobowiązań jakie ciążą na ludziach nie dają wielu możliwości życia. Skutkiem tego będzie oczywiście ograniczenie popytu. Ponieważ u nas pierwsze problemy zaczęły dotykać osób kupujących mieszkania, więc obecnie najczęściej sprzedawane mieszkania mają powierzchnię taką jak za późnego Gomułki (średnia powierzchnia oczywiście jest większa, ale to jakby ma znaczenie tyko statystyczne, kilka procent dużych mieszkań nic nie zmienia w życiu zwykłych ludzi).Większe są natomiast domy. Al zapewne następny etap kryzysu dotnie i tego sektora zapewne z powodu wzrostu kosztów utrzymania a w tym przede wszystkim kosztów podatkowych, bo gdy ludzie zaczynają chodzić w podartych ubraniach, zajmują się reaktywacją starych samochodów a po mieście zaczynają jeździć rowerami to oczywiście spadną wpływy z podatków pobieranych od obrotów handlowych i państwa będą musiały swoje potrzeby finansować z podatków majątkowych. Drugim zagrożeniem dla sytemu kredytowo-wekslowego są ograniczenia egzekucji długów. W tej chwili ograniczenia te są identyczne jak były już prawie dwieście lat temu. Dalej każdemu trzeba zostawić jedną krowę i zapas paszy na tydzień, co prawda można domagać się zostawienia jeszcze pewnej kwoty pieniędzy ale tu jest zastrzeżenie. Dotyczy to tylko środków własnych a nie tych z kredytu. Jeśli wiec ktoś ma tylko kredyt i majątek w przedmiotach to nie ma żadnego limitu egzekucji zobowiązania. Jeśli zostaną wprowadzone jakieś limity egzekucyjne, a ustawa o pomocy frankowiczom właśnie do tego się sprowadza, to cały system rozpadnie się na naszych już oczach, bo zobowiązanie nieegzekwowalne nie może być transferowane. Czyli system się zaciera. Oczywiście pod presją społeczną zapewne jakieś ograniczenia egzekucji będą w końcu wprowadzone ale nie wiem kiedy. Przecież to co w tej chwili wyprawia TK to nic innego jak obrona systemu przed tym by zwykli ludzie (wyborcy) mogli wpływać na jego kształt. Chodzi o to by system prawny zostawić poza ich wpływem by nie mieli wpływu na sposób egzekucji ich zobowiązań. Dopóki franowicze nie postawią sobie za cel podporządkowanie TK Sejmowi, dopóki nie zakawestionują zasady trójpodziału władzy w obecnym jego rozumieniu dopóty system jest w miarę stabilny. Jednak gdy tylko zrozumieją swój interes cały system będzie musiał się "zmodernizować". Tak więc podstawą władzy banksterów nie jest żaden bank a sędzia Rzepliński i jego obrońcy. Nie wiem jednak kiedy to ludzie zrozumieją, bo tak na prawdę nikt im tego nie tłumaczy.
Domyślny avatar

Ależ oczywiście, że problemem jest dłużna kreacja pieniądza - w zasadzie o tym piszę, tylko może innymi słowami :) Co ciekawe, ten raport dla islandzkiego rządu postuluje właśnie coś w rodzaju centralnego planowania emisji - w zależności od celów gospodarczych, celu inflacyjnego itd.