Bezpieczniacka matrioszka: szukajcie „Felka”*!

Przez damascen , 20/02/2016 [11:52]

Teczki Kiszczakowej to ostatnia szansa WSI (przed spodziewanym końcem tej formacji, tj. odtajnieniem Aneksu) na zawładnięcie masową wyobraźnią: po „Bolku” ma okazać się, że „nareszcie wszystko wiemy”, nieprzekonani są już w mniejszości, WSZYSTKO SIĘ WYDAŁO i  NIE MA DO CZEGO WRACAĆ: na „Bolku” rozliczenie z narodową przeszłością „praktycznie się skończyło”, resztą niech zajmą się historycy.

„Bolek” zatem jest zużytym szpuntem esbeckiego balonu, powietrze zeszło, próby napełniania go nową parą już nie zawładną szerszą publicznością, bo to, co „najważniejsze” zostało powiedziane – „ile można się tym napawać?”.

 

Otóż – balon esbecki to faktycznie przekłuty balon : kto chciał, ten wiedział już dawno (a lustracji już nie przeprowadzisz – za późno). Ale w ukryciu pozostaje – nawet dla chcących – inny, dużo większy balon, o tyle większy, o ile, po rozprawieniu się generałów stanu wojennego z Milewskim (poprzez zamordowanie ks. Jerzego), esbecja skarlała kosztem Informacji Wojskowej.

 

„Bolek” okazał się bowiem jedynie przelotnym pasażerem tego mniejszego, przekłutego właśnie ostatecznie balonu; jego balonem macierzystym, na który zamustrowano go znacznie wcześniej, jest cichociemny balon tajnych służb wojskowych.

 

Tej zależności, przy której funkcjonowanie „Bolka” jest niewinną igraszką w porównaniu do rzeczywistej, historycznej agenturalności Lecha Wałęsy – przywódcy Solidarności, noblisty, wreszcie prezydenta III.RP – niniejszy tekst jest poświęcony.

 

 

Przypomnę trzy znane fakty:

 - motorówkę Marynarki Wojennej (słynne nagranie rozmowy płk. Tobiasza z funkcjonariuszem WSI Aleksandrem L.; podczas rozmowy pojawia się nazwisko dowódcy wojskowego kutra - admirała Romualda Wagi - który później zrobił oszałamiającą karierę w czasie prezydentury Wałęsy; nagranie badała Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego)

- zakończenie „wydarzeń bydgoskich” (jednoosobowe przeforsowanie – wbrew całej Komisji Krajowej – odrzucenia przez Wałęsę strajku generalnego po półtoragodzinnej rozmowie na osobności z F. Rakowskim)

- „obiad drawski”;

ta ostatnia sprawa jest warta przypomnienia w szerszej formie:

 

30 września 1994 roku doszło na Poligonie Drawskim do zdarzenia, które na zawsze przeszło do historycznych annałów polskiej młodej demokracji.

Ćwiczących żołnierzy, m.in. 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie odwiedził prezydent RP Lech Wałęsa. Na poligon zabrał ze sobą całe dowództwo polskiej armii.Po trudach zwiedzania poligonowych okopów, prezydent w towarzystwie generałów zjechał do malowniczo położonego nad brzegiem jeziora Lubie, wojskowego ośrodka wypoczynkowego w Karwicach. Towarzystwo zasiadło do obiadu. Później wydarzenia potoczyły się bardzo szybko i przeszły do historii pod nazwą "Obiad Drawski". Podczas posiłku generałowie - dowódcy okręgów wojskowych i rodzajów Sił Zbrojnych, zachęcani przez Prezydenta i szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Tadeusza Wileckiego, wypowiedzieli posłuszeństwo Piotrowi Kołodziejczykowi, ówczesnemu ministrowi obrony narodowej. Po generalskim "sądzie kapturowym" prezydent Wałęsa odwołał ministra ze stanowiska. Sprawa ujrzała światło dzienne dzięki "przeciekowi" z Wojskowych Służb Informacyjnych i zakończyła się wielkim skandalem.

Zdarzenie miało miejsce przed wstąpieniem Polski do NATO, gdy przeciwnicy naszego członkostwa w sojuszu północnoatlantyckim podawali w wątpliwość cywilną kontrolę nad armią. Dlatego sprawą zajęła się Sejmowa Komisja Obrony Narodowej, którą kierował wówczas Jerzy Szmajdziński. Posłowie nie zdecydowali się na powołanie specjalnej komisji o uprawnieniach śledczych, dlatego sprawa nigdy nie została do końca wyjaśniona.

[za: http://www.gs24.pl/artykuly-archiwalne/art/5357632,rocznica-obiadu-drawskiego-15-lat-temu-generalowie-wypowiedzieli-posluszenstwo-ministrowi,id,t.html ]

Jesienią 1994 r., a więc na rok przed wyborami prezydenckimi, Lech Wałęsa wespół z najbliższymi współpracownikami zaczęli grzebać koło ustroju państwa, nie kryjąc się wcale z chęcią przerobienia go na prezydencki. Z poświęceniem pomagali mu w tym dziele starzy oficerowie dawnej Służby Bezpieczeństwa oraz zaadaptowani do nowych czasów generałowie silnie zakorzenieni w nie do końca przecież odrzuconych strukturach Ludowego Wojska Polskiego. Ten militarno-policyjny dwór kokietował Wałęsę bezwstydnie, wmawiając mu, że jest mężem opatrznościowym Polski, czyli neoPiłsudskim ni mniej, ni więcej…

Resorty prezydenckie muszą być prezydenckie, mówiono na dworze Wałęsy. Proponowano nawet ustrój, w którym głowie państwa oprócz MSW, MON i MSZ podlegałoby również Ministerstwo Sprawiedliwości. Pierwszym krokiem na tej drodze miało być podporządkowanie mu wojska. Jednak ówczesny minister obrony narodowej, Piotr Kołodziejczyk, żadną miarą pójść na to nie chciał. Wałęsa postanowił więc go usunąć. Bardzo mu w tym pomógł trawiony ambicją i pozostający w konflikcie z Kołodziejczykiem gen. Wilecki. Szef Sztabu nie miał najmniejszego kłopotu z przekonaniem do planów Wałęsy najważniejszych dowódców.

 30 września 1994 r. pod pretekstem wizytowania wojska Wałęsa zjechał do Drawska. Był jakiś pokaz, potem śniadanie, potem drugi pokaz, a od 13.45 do 15,10 obiad w pałacu w Karwicach. Wałęsie towarzyszyli: min. Wachowski, min. Kołodziejczyk, bp polowy Głódź, gen. Wilecki, gen. Bołociuch, gen. Zalewski, gen. Komornicki, gen. Gotowała, adm. Waga, gen. Ornatowski, gen. Bazydło, gen. Lewiński i gen. Bryk. W trakcie obiadu nastąpiła niespodziewana, około półgodzinna przerwa w podawaniu dań. Podczas tej przerwy generałowie skazali Kołodziejczyka. Kwiat wojska wypowiedział posłuszeństwo ministrowi legalnie wybranego rządu. Pachniało juntą.

Ale żeby tam, w Drawsku, można było spokojnie Kołodziejczyka zarżnąć, na zapleczu operacji, w Warszawie, działali oficerowie, którzy zarówno w jej trakcie, jak również potem organizowali m.in. spontaniczne akty poparcia biesiadników.

[za: http://www.tygodnikprzeglad.pl/za-plecami-leppera/ ]

Jeden z najważniejszych celów na tej drodze stanowiło wyjęcie spod władzy i kontroli ministra obrony narodowej – wówczas Piotra Kołodziejczyka – Wojskowych Służb Informacyjnych i podporządkowanie ich szefowi Sztabu Generalnego. Same WSI do tego stopnia kontrolowały działania wysokich przedstawicieli administracji, że podsłuchiwały ich rozmowy, także w czasie „obiadu drawskiego”. Żołnierze Oddziału Radioelektronicznego WSI zarejestrowali rozmowy prowadzone przez generałów Wileckiego i Malejczyka z Szefem UOP gen. Gromosławem Czempińskim oraz rozmowę wiceministra obrony narodowej Jana Kuriaty z gen. Henrykiem Miką. Taśmę z nagraniem zabezpieczono, sporządzono z niej stenogram i przekazano kasetę z nagraniem szefowi zarządu kontrwywiadu, kmdr. Kazimierzowi Głowackiemu. Ten po przedstawieniu materiałów ministrowi Piotrowi Kołodziejczykowi i zwrocie przez ministra, utracił je w nieustalonych okolicznościach.

16 czerwca 1995 r. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Henryk Goryszewski zwrócił się do Ministra Sprawiedliwości z wnioskiem o wszczęcie postępowania karnego przeciwko osobom odpowiedzialnym za podsłuchiwanie prowadzonych na poligonie w Drawsku Pomorskim rozmów telefonicznych wysokich urzędników państwowych. W sierpniu 1995 r. Prokuratura Warszawskiego Okręgu Wojskowego odmówiła wszczęcia postępowania przygotowawczego w tej sprawie. W uzasadnieniu Prokuratura stwierdziła, że WSI nie naruszyły prawa, ponieważ prowadzony był jawny „nasłuch”, a nie „podsłuch”.

http://www.raport-wsi.info/ (s.78-79).

 

 

Nie mamy do dziś w zasadzie pewnych śladów agenturalnego umocowania Wałęsy jako współpracownika „wojskówki” (tak jak nikt nie szukał takiego umocowania u tego np. premiera, który ministra Kołodziejczyka zdymisjonował: to ten sam, który po katastrofie smoleńskiej kupił nam gaz po korzystnej cenie); nie mamy – prócz może jednego – drobny on, choć pewny:

 

„Przed założeniem teczki TW funkcjonariusz pytał warszawskie archiwum MSW, czy dana osoba widnieje w kartotekach.

W wyniku pisma do zarządu, do archiwum WSW, otrzymałem kartę ewidencyjną źródła informacji; z tej karty wynikało jasno, że Wałesa przez niecałe dwa lata, prawie dwa lata, był tajnym współpracownikiem WSW na terenie jednostki wojskowej w której służył; powodem zakończenia współpracy było odejście do rezerwy.” 

https://www.youtube.com/watch?v=gFn3itSS1-Y  [10.05’’=10.55’’ mat. wideo; tamże o nadzwyczajnym uaktywnieniu się Wałęsy w 1978 r., w strukturach WZZW, do których się dobrowolnie zgłosił]

 

Kto myśli – zwłaszcza w świetle przytoczonych wyżej przykładów – że agent raz pozyskany nie może być „odświeżony” (nawet kosztem „kariery” w pośledniejszych służbach) – niech się do takich myśli lepiej nie przyznaje: po co się dobrowolnie ośmieszać?

 

I jeszcze jedno:

czym była – i jest nadal! – w „wyzwolonej Polsce” wojskówka Kiszczaka niech świadczy ten fakcik: pierwszym prezesem holdingu Kulczyk Investments (wówczas: Kulczyk Holding) był… inżynier leśnik; nazywał się Waga; Jan Waga; brat Romualda.

 

 

* Lech Wałęsa; syn Bolesława i  Feliksy; od 1963 do 1965 odbywał zasadniczą służbę wojskową w jednostce wojskowej w Koszalinie. Elew Szkoły Podoficerów i Młodszych Specjalistów Wojsk Łączności nr 10 w Świeciu którą ukończył ze stopniem kaprala.

Wg tej relacji: http://3obieg.pl/bolek-czyli-sierzant-kobrzynski [23.30’’-26.20’’] - "Felek" to "sierżant Kobrzyński"