Być może „instalacja artystyczna” na karnawale w Düsseldorfie wywołała dziki zachwyt wśród platfonsiery i jej satelitów ale na pewno większość Polaków co najmniej zniesmaczyła i oburzyła, zaś internautom dostarczyła wysokooktanowego paliwa.
Nie będę jednak wpuszczać się w spekulacje o wrażliwości artystycznej bo co innego mnie zaintrygowało w tym całym cyrku...
Otóż dziś niezalezna.pl opublikowała artykuł*, w którym pisze co następuje:
„(...)dziennik Rheinische Post (Düsseldorf) informuje, jakoby rzecznik prasowy Polskiej ambasady w Berlinie Jacek Biegała na zadane przez niemiecką gazetę pytanie o ewentualne polskie reakcje wobec „satyry” pokazanej na jednym z wozów karnawałowych w Düsseldorfie, miał zlekceważyć temat.”
No, proszę, proszę! Dziennik pyta. W sumie to normalka, że przekazior pyta, a ich odbiorca odpowiada bo cały wic polega na tym – kogo pyta w tym określonym przypadku.
Okazuje się, że sam rzecznik prasowy ambasady RP w Berlinie napatoczył się zeitungowi!
Cud, cud! Nareszcie człowiek człowieka Platformy O. znalazł się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i w odpowiedniej chwili! A jakiż to sensacyjny zbieg okoliczności. Niessssamowity! Pan rzecznik pewnie elegancko sobie stał na düsseldorfskiej ulicy, gapiąc się na przejeżdzające „arcydzieło”, zeitunger go przyfilował i usłużnie podsunął mikrofonik. Tak ni z gruszki, ni z pietruszki. Ot, z dziennikarskiego obowiązku. Akurat rzecznikowi polskiej misji dyplomatycznej w Niemczech...
Bo nie wierzę, że Rheinische Post złapał za telefon i zadzwonił do ambasady RP by zasięgnąć polskiej opinii...
Ale żarty na bok bo chodzi o samo zaistnienie cokolwiek dziwnej sytuacji, już samej przez się sugerującej jakąś ustawkę i o samo pytanie – „o ewentualne polskie reakcje wobec „satyry”” oraz osobę udzielającą odpowiedzi.
Cała ta sytuacja podpowiada tylko jedno – że owa „karnawałowa instalacja artystyczna” z Jarosławem Pinochetem i przygwożdżoną jego buciorem brzydką starą panną, oraz towarzyszące jej inne niemieckie karnawałowe „żarty” pod adresem Polski to z góry zlecona i precyzyjnie wyreżyserowana prowokacja pod adresem Polski. I że Niemcy tylko czekają na formę reakcji władz RP by - w zależności od tego z jak wysokiego szczebla zostanie wystosowana do strony niemieckiej i w jakiej formie – wiedzieć w jakim tonie ciągnąć dalej swój antypolski festiwal.
To, że on będzie kontynuowany, nie ulega wątpliwości bo Polska prezydenta Dudy i premier Szydło jawi się coraz większym i coraz boleśniejszym wrzodem na niemieckim tyłku. Mało – pokazuje, że skalpeli się nie boi i nie ma zamiaru wracać do roli aportującego pudla, do której sprowadziły ją rządy Tuska, Kopacz i Komorowskiego.
Sytuacja jest ogólnie nieciekawa bo Wielką Rzeszę Angeli z jednej strony nękają uchodźcy choć media niemieckie bardzo ostrożnie dozują informacje o ich coraz bezczelniejszych wymaganiach, ekscesach i rosnącej liczbie ich ofiar, a z drugiej – nagle zaczyna warczeć i kąsać wierny przez 8 lat pies...
Na dodatek wiewiórki krakowskie dość głośno popiskują, że niemiecki kijek z marchewką może wkrótce znaleźć się w rękach innego dysponenta**...
Czego Polsce, Polakom i sobie serdecznie życzę!
PS. Ponieważ w Polsce również mamy wolność wyrażania swoich opinii i wolność artystyczną dlatego powalona wyjątkową finezją düsseldorfskiej "instalacji artystycznej" oraz inteligencją jej twórcy, pozwoliłam sobie kilka dni temu na również artystyczną ripostę:
* http://niezalezna.pl/76163-zaklamanie-i-manipulacja-pod-plaszczykiem-wol...
** http://wpolityce.pl/polityka/281379-o-niewybrednych-zartach-przy-piwie