Imigranci nie zarobią na nasze emerytury

Przez Gadający Grzyb , 08/02/2016 [21:32]

W przedziale wiekowym 20-64 lat pracuje 70 proc. europejczyków. Imigranci z krajów spoza Unii Europejskiej – 57 proc.


Jak donosi „Deutsche Welle”, niemiecki Federalny Urząd Statystyczny obwieścił, iż obecny poziom imigracji jest niezadowalający i nie wystarczy, by powstrzymać proces starzenia się społeczeństwa. Wedle statystyków, by zahamować obecną tendencję trzeba, by rocznie do Niemiec przybywało o 470 tys więcej osób niż z nich wyjeżdża. Przy tym, w 2014 roku ilość osób o „ściśle imigracyjnym pochodzeniu” wynosiła 16,4 mln, czyli 20,3 proc. ogółu ludności. Mamy tu zatem jedną z odpowiedzi na politykę „herzlich willkommen” forsowaną z samobójczym uporem przez kanclerz Angelę Merkel. Po prostu niemieckie elity państwowe nie widzą innego sposobu na uporanie się z kryzysem demograficznym. Instytut Badań nad Rynkiem Pracy i Działalnością Zawodową mówi o imigrantach jako o „kuracji odmładzającej”. Wtórują kręgi wielkiego biznesu, wyrażające nadzieję, że przy odpowiedniej polityce integracyjnej rządu na rynek trafi wiele nowych rąk do pracy. Jeżeli już mają jakieś pretensje to właśnie o kształt owej polityki – niewystarczająco skutecznej, by zasilić gospodarkę nowymi fachowcami. A jak przyznaje z kolei Centrum Europejskich Badań nad Gospodarką, kwalifikacje zawodowe przybyszów „w ekstremalny sposób sprowadzają na ziemię”.

Jak to wygląda w świetle dotychczasowych doświadczeń? Czy faktycznie można liczyć, że „świeża krew” przyczyni się do rozwoju gospodarczego i załata dziurę demograficzną? Sprawdźmy, bo i u nas słychać głosy, że imigracja jest koniecznością, ponieważ inaczej nie będzie komu „zarabiać na nasze emerytury”. Z pomocą przychodzi opublikowany na portalu „euroislam.pl” tekst wystąpienia Grzegorza Lindenberga wygłoszonego na konferencji „Europejski kryzys migracyjny – szanse i zagrożenia dla Polski” zorganizowanej przez Stowarzyszenie Euro-Atlantyckie. Autor jest socjologiem i dziennikarzem, m.in. współzałożycielem „Gazety Wyborczej” co jest warte podkreślenia, ponieważ okazuje się, że nawet w lewicowo-liberalnym „salonie” można znaleźć wyjątki podchodzące do zagadnienia zdroworozsądkowo, posługując się konkretnymi danymi, stroniąc zarazem od „multikulturowej” ideologii.

Otóż okazuje się, że w świetle danych Eurostatu w przedziale wiekowym 20-64 lat pracuje 70 proc. europejczyków, lecz w grupie imigrantów z krajów spoza Unii Europejskiej odsetek ten wynosi zaledwie 57 proc. Szczegółowo wygląda to następująco: Wielka Brytania – 77 proc. zatrudnionych Brytyjczyków i jedynie 63 proc. imigrantów; proporcje w Niemczech – 79 proc. do 57 proc.; Francja – 71 do 48 proc.; Holandia – 77 do 51 proc.; Szwecja - 82 do 52 proc. Przy czym podkreślić należy, iż w grupie przybyszów muzułmańskich (a więc tych, którzy właśnie masowo napływają do Europy) te wskaźniki są jeszcze niższe. Przykładowo, w Danii wśród imigrantów z Iraku pracuje tylko 34 proc. Trzeba nadmienić, że według wyliczeń szwedzkiego ekonomisty Jana Ekberga wykonanych w 2009 roku dla tamtejszego ministerstwa finansów, imigracja zaczyna się dla kraju przyjmującego opłacać przy przekroczeniu 72 proc. zatrudnienia wśród przybyłych.

Na dodatek, imigranci charakteryzują się o wiele mniejszą wydajnością pracy, wynikającą zarówno z różnic kulturowych, jak i niskich kwalifikacji. Ilość miejsc pracy dla nisko wykwalifikowanych robotników jest ograniczona, zaś rosnący poziom zaawansowania technologicznego europejskiego przemysłu stwarza głównie popyt na odpowiednio kompetentnych fachowców. Opowieści o znakomitych syryjskich lekarzach, którzy będą nas leczyć należy włożyć między bajki – pracownicy tej klasy są kompletnie pomijalnym marginesem w tłumie „uchodźców”. Inną wartość do gospodarki wnosi hinduski informatyk, a inną pomywacz w restauracji. Zresztą – i tu wracamy do różnic kulturowych – po co podejmować słabo płatną pracę przy przysłowiowym „kopaniu rowów”, skoro porównywalne świadczenia można otrzymać żyjąc na „socjalu”?

Co więcej – imigranci nie są również inwestycją na przyszłość. Drugie pokolenie nie zdobywa bowiem wykształcenia lepszego od swych rodziców, ba – zmniejsza się w nim odsetek pracujących! Przykładowo, w Niemczech w pierwszym pokoleniu imigrantów z Turcji (mężczyźni) pracuje 69 proc., w drugim – już tylko 54 proc. U kobiet mamy tylko 1 proc. wzrostu zatrudnienia – 43 do 44 proc.

Co to oznacza? Ano to, że migracja nie przyczynia się do wzrostu gospodarczego, a wręcz jest szkodliwa. Konieczność utrzymywania rzesz przybyszów obniża PKB na głowę, niska wydajność (i tym samym niższe wynagrodzenia, a więc i składki emerytalne) powoduje, że możemy zapomnieć o tym, że zapracują na nasze emerytury. Przeciwnie – to do imigranckich emerytur będzie musiała w przyszłości dopłacać starzejąca się „biała Europa”. Konsekwencje dla gospodarki i ogólnego poziomu życia łatwo sobie wyobrazić. Jest w tym również nauczka i dla nas – nie powielajmy cudzych błędów. O wiele lepszą inwestycją jest polityka pronatalistyczna i sprowadzenie chociażby Polaków mieszkających w krajach byłego ZSRS. Za niemieckie cudowne recepty dziękujemy.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ------->http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3292-pod-grzybki

Ilustracja: http://euroislam.pl/

Artykuł opublikowany w tygodniku „Gazeta Finansowa” nr 5 (29.01-04.02.2016)

Dylewski

Moje życie zawodowe od wielu lat związane jest z Europą Zachodnią, a w szczególności z Niemcami. Od początku lat 90-tych płace w budownictwie i przemyśle NA STANOWISKACH FIZYCZNYCH, nie uległy zmianie, a niekiedy obniżyły się. Wystarczy przeprowadzić rekonesans wśród polskich firm świadczących usługi w Niemczech, w tym budowlanych. Za to średnia płaca zdecydowanie wzrosła. Tłumaczymy to w ten sposób, że stały napływ emigrantów powoduje utrzymywanie wynagrodzeń pracowników fizycznych na niezmienionym poziomie, a jednocześnie autochtoni (Niemcy, Holendrzy, Belgowie itd) zarabiają coraz więcej. Autochtonom powodzi się coraz lepiej. Jednocześnie wskutek stałego napływu taniej siły roboczej w krajach Europy Zachodniej nie ma problemu braku rąk do pracy przy robotach fizycznych. Warto zatem pamiętać o tej drugiej stronie związanej z przyjmowaniem emigrantów.
Dylewski

Powiela Pan obiegową opinię. A statystyki są nieco inne. W 2011 r. w Niemczech mieszkało łącznie 81.754 tys. osób, z tego 7.191 tys. cudzoziemców. Współczynnik aktywności zawodowej wynosił średnio 51,8%, w wśród cudzoziemców – 55,8%. Skąd ma Pan dane o niskim odsetku pracujących? Od 1993 r. do 2012 r. do Niemiec przybywało rocznie między 680 tys. a 1.277 tys. ludności napływowej. Najczęściej są to ludzie młodzi i przedsiębiorczy. A jednocześnie w tym okresie wysiedlało się z Niemiec między 680 tys. a 815 tys. osób nieco starszych. Spośród zatrudnionych nie więcej niż 50 lat ma 81% cudzoziemców i tylko 68% Niemców. Te najlepsze lata pracowali dla Niemiec, budowali nowe Niemcy. Najwięcej zatrudnionych było (2014r.) w przemyśle metalowym – 528 tys., restauracjach – 234 tys., budownictwie – 159 tys. A 150 tys. było wynajmowanych do pracy czasowej. Żadne rarytasy – ciężka fizyczna robota. Wskaźnik zatrudnienia wśród mężczyzn cudzoziemskich wynosił w 2012 r. - 79,4%. Średnia dla Niemiec – 73%, w Polsce dla porównania - 59,7%, a średnia w EU wynosiła 64,2%. Na 7.213 tys. cudzoziemców (2012 r.) ubezpieczeniem socjalnym objętych było zaledwie 2.161 tys., więc trudno mówić o wyciąganiu świadczeń socjalnych. Bezrobotnych było 474 tys., głównie kobiet. Dane pochodzą z Bundesagentur fur Arbeit, Statistik, Oktober 2014.
Domyślny avatar

Chyba wiem, skąd ta rozbieżność - Pan podaje odsetek pracujących cudzoziemców w ogóle (w tym, jak rozumiem, z innych krajów UE, np. Polaków, Bułgarów itp), a ja imigrantów spoza UE . Dane przytaczam za Lindenbergiem, on z kolei wziął je z Eurostatu. W tekście jest link.
Dylewski

Sformułował Pan swoją tezę: „Imigranci nie zarobią na nasze emerytury”. Teraz okazuje się, że nie jest ona prawdziwa. Proszę zatem sformułować ją w taki sposób, żebym mógł ponownie ocenić jej poprawność.
Dylewski

Polecam uwadze stronę Instytutu Sobieskiego: http://www.sobieski.org.pl/an… Autor artykułu przedstawia na liczbach jaki udział mają nasi emigranci zarobkowi w tworzeniu brytyjskiego czy niemieckiego PKB. Mieszkańcy województw Podkarpackiego (-5,2%), Opolskiego (-3,3%), Podlaskiego(-3,1%), Warmińsko-mazurskiego (-2,7%), Małopolskiego (-2,0%), Lubelskiego (-1,8%) i Zachodniopomorskiego (-1,4%) o tyle procent (w nawiasach) więcej PKB tworzą na emigracji niż w kraju.