Pokazała się w końcu pani premier - po stu dniach sprawowania władzy pierwsza taka informacja prasowa - tryumfalnie prawie jak Napoleon po powrocie z Elby... Cóż "prawie" robi różnicę. Widać wyraźnie, że sporo z tych 100 dni poświęciła pani premier pracy nad własnym wizerunkiem: Entourage spokojny, kreacja skromna, gestykulacja zrównoważona, głos nie nadmiernie modulowany. Merytorycznie też zaczęło się nieźle - złożyła wyrazy solidarności i współczucia umęczonemu przez wściekłych Islamistów narodowi francuskiemu - to zawsze szlachetny gest.
Pani premier była dobrze przygotowana, a jakże; zgodnie z przewidywaniem wymieniła ciurkiem te przedsięwzięcia, które już były zaczęte przez poprzedni rząd, szczegółowo rozwodziła się na tematy już podane przez ministrów i in. np. darmowe szkolne podręczniki, 2 % PKB dla MON począwszy od 2016 r. Później, w części poświęconej pytaniom i odpowiedziom musiała się zarzekać, iż nigdy nie miała zamiaru stroić się w cudze piórka. Pani premier szczegółowo podała zasady przydzielania dodatków rodzinnych na trzecie i dalsze dzieci (nawet liczby). Odnoszę tylko wrażenie, że nie do końca pani premier odróżnia ulgę podatkową od dodatku rodzinnego płaconego w żywej gotówce. Następnie pani premier sporo opowiadała o planach i programach (które to były już powszechnie znane), popisała się także wiedzą, że istnieją samoloty bezzałogowe, w które będą wyposażeni pogranicznicy. To, że takie drony, to właściwie samolociki... ale nie wymagajmy zbyt wiele...
Bardziej interesująca była część spotkania poświęcona pytaniom i odpowiedziom. Tu oczywiście interesujące było stanowisko pani premier w dziedzinie ochrony zdrowia i dlaczego się nie włączyła do rozwiązania zaistniałego problemu - odpowiedź brzmiała - do tego mam ministra, dobrego, któremu ufam. Oczywiście wszyscy doskonale wiedza, że Arłukowicz dostał polecenie zaklajstrowania za wszelka cenę zaistniałej sprawy, aby pani premier mogła na konferencji pokazać się jako szef rządu bez rysującego się wstydliwego obciążenia. W przypadku porażki - minister doskonale pasował na kozła ofiarnego...
Podobną metodę pani premier zastosowała w odniesieniu do problemów górnictwa - referował wyłącznie minister - sprawa oczywiście nie jest wcale zamknięta (górnicy już strajkują na dole kopalni). Z dość skąpych informacji wynika, że pani premier skłonna jest zapłacić ogromne (niekonstytucyjne odprawy), aby kupić sobie spokój i głosy wyborcze. Aby rozwiązać problemy polskiego górnictwa potrzeba byłoby w Polsce innej pani premier (powszechnie znanej jako Żelazna Dama).
O pakiecie energetyczno-klimatycznym pani premier wspomniała, jako o jej jedynej samodzielnej pracy na szczycie Rady Europy; tam to podpisała koncyliacyjna pani premier przedłużenie owego pakietu na lata 2020 - 2040 - czyli zgodziła się na dalsze zaciskanie pętli na szyi naszej narodowej gospodarki. Zamiast owego pakietu równie dobrze mogli kolejni premierzy III RP zadeklarować rosnące wielomiliardowe wpłaty na rzecz "starych" bogatych państw unijnych. Jajogłowi z Brukseli obiecali pani premier jakieś ulgi w pozwoleniach na emisje CO2, jakieś derogacje i ona to kupiła przeświadczona o sukcesie. W omówieniu konferencji prasowej nie ma miejsca na szczegółowe przedstawienie tego horrendum jakiego Parkinson i Orwell by nie wymyślili. Ten handel pozwoleniami na emisję i setki tysięcy (w skali EU) urzędników się tym zajmujących, to największa biurokratyczna bzdura w historii świata. Świat śmieje się z Europy że, wycofuje się z konkurencji w gospodarce, a stare unijne państwa śmieją się z Tuska i z Kopacz, że nie wiedzą, iż ze spalania benzyn i gazu też powstaje CO2; powstaje go wielokrotnie więcej w krajach zach. Europy niż Polska emituje go z elektrowni węglowych. Tyle tylko, że ich dwutlenek węgla (nawet bardziej od naszego zanieczyszczony) nie jest "opodatkowany". Rozumiem Tuska, który miał wizje posadki w Unii i cały czas zabiegał o klepnięcie po plecach zachowując się jak fircyk w zalotach, i mając w nosie polskie sprawy, ale pani premier Kopacz mogłaby coś dla Polski zrobić. (Gdyby nie spała na lekcji chemii w szkole średniej i gdyby jej na Polsce zależało).
Było jeszcze sporo pytań, przy których pani premier zatraciła całkowicie swój (widoczny na wstępie) olimpijski spokój - np. o jej przynależność do ZSL. Odpowiedź pani premier o tą sprawę można krótko opisać: "Lie is my life". O pamięci pani premier świadczy jeszcze fakt wielokrotnego zapominania pytania, o ile tych pytań było więcej niż dwa. Jeszcze jedna istotna deklaracja, ktęrą warto odnotować - na pytanie o termin oddania do użytku gazoportu - pani premier odpowiedziała najkrócej - w lipcu. Wprawdzie utartym zwyczajem nie była łaskawa podać roku oddania tej najbardziej istotnej z punktu widzenia polskiej racji stanu (a zawalonej na przynajmniej na cztery lata przez rząd Tuska) - inwestycji. Tak samo jak na pytanie o ściągniecie Polaków z Donbasu i dlaczego nie dotrzymano podanego terminu 29 grudnia ub.roku. To podali tylko konsulowie, nie rząd - odpowiedziała. Oczywiście konsulowie z Bantustanu. Na pytanie dlaczego drożeje energia elektryczna wbrew jej oświadczeniom, że nie zdrożeje - odpowiedziała pani premier, że miała na myśli lata po 2020 roku, na które to podpisała dalszą redukcje emisji CO2.
Cóż, wypada tylko podsumować: Lie is my life...
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 155 widoków