To ludzie Schetyny uderzyli taśmami w otoczenie Tuska

Przez molasy , 28/06/2014 [16:12]
Tzw. afera taśmowa to efekt wewnętrznych rozgrywek w Platformie Obywatelskiej, a sugerowany przez Donalda Tuska "ślad rosyjski" to zwykła zmyłka, która ma pomóc we wzmocnieniu dyscypliny partyjnej w głosowaniach nad losem jego rządu i w rozmydleniu meritum sprawy. Ujawnienie podsłuchów kompromitujących ludzi z najbliższego otoczenia premiera to zemsta stronników Grzegorza Schetyny, którzy po jego październikowej porażce w wyborach szefa dolnośląskiej PO są konsekwentnie pozbawiani przez zwycięskiego Jacka Protasiewicza stanowisk kierowniczych w jej lokalnych strukturach na Dolnym Śląsku, a nawet z nich usuwani. Wskutek afery podsłuchowej Tusk jest za słaby, żeby pozbyć się ze swej partii lidera wewnątrzpartyjnej opozycji, którego zaraz po wyborach do Parlamentu Europejskiego obwiniał o "świadomą grę na obniżenie wyniku Platformy w wyborach po to, aby wymusić zmiany wewnątrz PO." Misiak poinformował kelnera z Sowy o publikacji taśm Marek Falenta, oskarżony przez prokuraturę o udział w nagrywaniu prominentnych polityków z najbliższego otoczenia Tuska oraz powiązanych z nimi biznesmenów, powiedział wczoraj w Radiu RMF FM, że PO była mu do tej pory najbliższą partią: "... zawsze głosowałem na PO. Nawet mój ojciec był w KLD, i potem w Unii Wolności i nawet współtworzył strukturę na Dolnym Śląsku... I tak to wygląda." (http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/wywiady/kontrwy…) Wśród jego współpracowników i bliskich znajomych aż roi się od działaczy PO, z których wielu ma osobiste powody do zemsty na Tusku. Bardzo ważną rolę w radzie nadzorczej giełdowej spółki Hawe, której Falenta jest znaczącym udziałowcem (ma 7,73 proc. akcji), odgrywa były senator PO Tomasz Misiak, który odszedł z tej partii w 2009 r. wskutek afery związanej z likwidacją polskich stoczni. Chociaż jest jej jedynie zwykłym członkiem, to w mediach opowiada, że to on zaproponował w niej miejsca innym zasiadającym w niej osobom, w tym Grażynie Piotrowskiej-Oliwie, byłej prezes PGNiG. Wśród osób umieszczonych we władzach Hawe przez Misiaka była także Joanna Baniak, żona wiceministra skarbu z PO Rafała Baniaka, która zrezygnowała ze stanowiska w radzie nadzorczej tej spółki niemal natychmiast po jego objęciu, gdy dowiedziała się, że zamierza ona robić interesy z nadzorowanymi przez jej męża Państwowymi Inwestycjami Regionalnymi (PIR), o których Bartłomiej Sienkiewicz mówi, iż to "ch..., dupa i kamieni kupa". Odejście Misiaka z PO było wymuszone przez Tuska. Był on jednym z głównych autorów ustawy likwidującej stocznie, która przewidywała m.in. przeznaczenie znacznych funduszy na przeszkolenie zwalnianych stoczniowców i szukanie im nowych miejsc pracy. Dawała ona możliwość Agencji Rozwoju Przemysłu wybrania bez przetargu firmy doradztwa zawodowego, która miała się tym zajmować. Tak się "przypadkowo" okazało, że wybrana została firma Misiaka Work Service. Gdy zostało to nagłośnione w mediach, "Donald się wkurzył" i oświadczył, że dla dolnośląskiego senatora (okręg wyborczy z Lubinem i Legnicą, a z tego pierwszego miasta pochodzi Falenta) nie ma miejsca w szeregach jego partii. Ma on zatem osobisty powód do zemsty na swoim byłym szefie, który potraktował go znacznie bardziej surowo niż innych polityków PO zamieszanych w późniejsze afery. Może czuć się pokrzywdzony, bo większości z nich Tusk wymierzył jedynie symboliczne kary. Nie zdziwiłem się więc wcale, gdy wczoraj "Gazeta Wyborcza" napisała, że Misiak jest z pewnością zamieszany w aferę podsłuchową, bo wiedział, iż "Wprost" ujawni taśmy, zanim się to stało. Poinformował bowiem o tym Łukasza N. menedżera z restauracji Sowa&Przyjaciele 13 czerwca. "Gazecie Wyborczej" tłumaczy się następująco: "O podsłuchach dowiedziałem się od osoby związanej z Orlenem. By to sprawdzić, 13 czerwca zadzwoniłem do pana Łukasza N. (nie jesteśmy na ty). Powiedział, że też coś słyszał, był zaskoczony. 14 czerwca, w dniu wybuchu afery, Misiak dostał od Łukasza N. link do publikacji internetowej "Wprost" z dopiskiem "szok". Misiak, jak przyznaje, bał się, że był podsłuchiwany, ale jego nazwisko nie padło dotychczas w żadnym przecieku. Po kilku godzinach Misiak dzwoni do nas, że jego znajomi już w czwartek 12 czerwca słyszeli o podsłuchaniu prezesa NBP Marka Belki na imprezie u Grzegorza Hajdarowicza (to właściciel "Rzeczpospolitej")." (http://wyborcza.pl/1,75478,16225716,Kelner_anonsu…) W tym samym tekście znajduje się informacja o wielkiej imprezie zorganizowanej przez Misiaka w Sowie z udziałem Falenty, jednego z głównych akcjonariuszy Hawe i wspomnianego wyżej wiceministra Baniaka, męża byłej członkini władz tej spółki: "31 maja, czyli dwa tygodnie przed wybuchem afery podsłuchowej, w restauracji Sowa & Przyjaciele odbyła się impreza towarzyska, na którą znajomych polityków i biznesmenów, 40-50 osób, zaprosił Tomasz Misiak, były senator Platformy Obywatelskiej, a obecnie biznesmen. M.in. Falentę. Znają się dobrze, Misiak zasiada we władzach jego spółki Hawe." Doszło podczas niej do rozmowy między Falentą a Baniakiem na temat spółki SkładyWęgla.pl: "Falenta zeznał później w prokuraturze, że stał z talerzem jedzenia, gdy podszedł do niego Rafał Baniak, wiceminister skarbu, i zapytał: - Za ile sprzedasz nam swoją spółkę SkładyWęgla.pl? Falenta: - Możemy pogadać o tym za dwa-trzy lata. Baniak: - To może kupicie Kompanię Węglową za symboliczną złotówkę? Falenta odbiera to jako żart, a Baniak odchodzi obrażony. Podczas imprezy nie wracają już do tej rozmowy. Ale kilka dni po imprezie do firmy Falenty SkładyWęgla.pl wchodzi CBŚ i zatrzymuje cały zarząd. Prokurator zarzuca im nieprawidłowości finansowe i celne. Baniak powiedział nam, że dowiedział się o tym z mediów. 11 czerwca, trzy dni przed wybuchem afery podsłuchowej, Baniak otrzymuje SMS-a: "Rafał, wygraliście. Rosjanie nas dzisiaj docisnęli i muszę im do końca miesiąca oddać Składy Węgla za długi mojego wspólnika. Jeżeli chcecie, to daj decyzyjnych ludzi i złóżcie ofertę. Premier spełni obietnice i będą państwowe Skład Węgla sprzedające tylko krajowy węgiel". Baniak tłumaczy teraz, że to zignorował, bo nie miał numeru Falenty wpisanego w telefonie, więc nie był wtedy pewien, czy autorem SMS-a jest biznesmen." Zatem mamy tu do czynienia z jakąś rozgrywką polityczno-biznesową w obrębie rządzącego establishmentu, której sens jest w tej chwili niejasny. Można się jedynie domyślać, że Falenta chciał zrobić jakiś interes dotyczący handlu węglem, na który miały być wyłożone pieniądze z PIR. Być może chodzi o tę kwotę, która trafi do nich ze sprzedaży Ciechu dla Jana Kulczyka (sprzedany mu przez Skarb Państwa pakiet akcji tej firmy należał formalnie do PIR). "Żołnierz" Schetyny prowokuje podczas "małej" afery taśmowej Drugim obok Misiaka ważnym politykiem PO, którego podejrzewam o uczestnictwo we wstrząsającej Polską aferze podsłuchowej, jest 38-letni poseł Norbert Wojnarowski, o rok młodszy od Falenty. Był on bohaterem afery taśmowej PO (nazwijmy ją dla odróżnienia od aktualnej "małą"), do której doszło w październiku ubiegłego roku po przegranej Schetyny z Protasiewiczem w wyborach szefa dolnośląskich struktur PO. O bliskich kontaktach Falenty i Wojnarowskiego napisała przedwczoraj "Gazeta Wrocławska": "Z relacji jakie docierają do dziennikarzy portalu GazetaWroclawska.pl wynikać ma, że poseł Wojnarowski dobrze się zna z Markiem F. W 2012 i 2013 roku przedsiębiorca bawił się na dobroczynnych balach PO w Lubinie. (...) Jak opowiada jeden z naszych rozmówców, przyprowadził go tam Norbert Wojnarowski." (http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3484775,ma…) Natomiast "Gazeta Wyborcza" nazwała wczoraj Wojnarowskiego "kolegą" Falenty: "Kolegą Falenty jest pasierb Marka Wojnarowskiego - Norbert, dziś poseł PO. Ale z nim nie udaje nam się skontaktować. Jego telefon milczy jak zaklęty, a pozostawione prośby o kontakt pozostają bez odzewu. Znajomy posła informuje nas, że nie będzie rozmawiał z dziennikarzami o kłopotach Falenty." (http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,36743,16226041…) Obaj pochodzą z Dolnego Śląska i na początku lat 2000. zajęli się odzyskiwaniem długów od szpitali i ośrodków zdrowia. Firma Falenty nazywała się Electus, natomiast Wojnarowskiego - Progres (bardzo ciekawe, że w jego biogramie w Wikipedii nie ma o tym wzmianki - http://pl.wikipedia.org/wiki/Norbert_Wojnarowski). Oto fragment artykułu o pośle PO zamieszczonego w dzienniku "Fakt": "Od po­cząt­ku to Grze­gorz Sche­ty­na (50 l.) jest pa­tro­nem Woj­na­row­skie­go. Jako młody chło­pak zo­sta­je rad­nym miej­skim. Awan­su­je potem na szefa PO w po­wie­cie lu­biń­skim, człon­ka za­rzą­du PO w re­gio­nie. Dba nie tylko o sie­bie. Żona Bar­ba­ra do­sta­je od par­tii fuchę w Agen­cji Roz­wo­ju Re­gio­nal­ne­go ARLEG, w któ­rej pre­ze­su­je szef Rady Po­wia­tu Le­gnic­kie­go, też z PO. Potem do­sta­je pracę w spół­ce-cór­ce KGHM. W końcu Woj­na­row­ski zo­sta­je i po­słem. W tym samym cza­sie roz­krę­ca z żoną i oj­czy­mem (też z PO) Agen­cję Ob­ro­tu Wie­rzy­tel­no­ścia­mi Pro­gres, która zaj­mu­je się sku­po­wa­niem dłu­gów sa­mo­rzą­do­wych szpi­ta­li z re­gio­nu. W Sej­mie jest współ­au­to­rem usta­wy po­zwa­la­ją­cej przej­mo­wać szpi­ta­le za długi. Jego na­zwi­sko po­ja­wia się w wątku afery Beaty Sa­wic­kiej, gdy ta opo­wia­da, że „biz­nes na służ­bie zdro­wia bę­dzie ro­bio­ny”. Afera szko­dzi in­te­re­som. Firma zo­sta­je za­mknię­ta." (http://www.fakt.pl/kim-jest-posel-platformy-norbe…) Mniej więcej w tym samym czasie, gdy CBA Mariusza Kamińskiego uniemożliwiło PO "kręcenie lodów na służbie zdrowia" i Wojnarowski zamknął swą firmę windykacyjną skupującą długi szpitali i ZOZ-ów, z tej branży biznesu wycofał się również Falenta, sprzedając Electusa Domowi Maklerskiemu IDM SA. Ta spółka była kilka lat temu jedną z gwiazd warszawskiej giełdy, ale z powodu nietrafionych inwestycji popadła w długi i w tym roku ogłosiła bankructwo. Przez jej radę nadzorczą przewinął się tłum znanych postaci, m.in. Misiak. Falenta objął w IDM SA znaczny pakiet akcji w rozliczeniu za cenę Electusa i zaczynam w tej chwili podejrzewać, że to on namawiał władze tej firmy do kupowania udziałów w przedsiębiorstwach zadłużonych i bardzo źle rokujących, które następnie bankrutowały. Moje podejrzenie bierze się stąd, że identyczny schemat "inwestycji biznesowej" mamy w przypadku zakupu przez niego SkładówWęgla.pl, wobec których toczyło się postępowanie prokuratorskie. Falenta zachował się tak, jakby chciał celowo stracić na tym biznesie, co może świadczyć o tym, iż chciał po prostu przekazać pieniądze pod stołem dotychczasowym właścicielom tej firmy (mogły one zresztą wrócić do niego, bo osoby, które je od niego wzięły, wpłaciły je na jego zarejestrowany na Cyprze wehikuł inwestycyjny Falenta Invenstments). Jak wynika z artykułu w "Fakcie", Wojnarowski zawdzięczał karierę Schetynie i uchodził za jednego z jego najwierniejszych "żołnierzy", dlatego za wielkie zaskoczenie uznać należy to, co znalazło się na jednej z taśm upublicznionych po klęsce jego szefa w wyborach barona PO na Dolnym Śląsku, które odbyły się w październiku ubiegłego roku. Według lisowego "Newsweeka", który ujawnił ten podsłuch, próbował on kaptować zwolenników dla popieranego przez Tuska Protasiewicza. Autor tekstu pilotującego nagranie Michał Krzymowski napisał: "„Newsweek” dotarł do nagrania pokazującego kulisy zwycięstwa Jacka Protasiewicza na zjeździe dolnośląskiej Platformy. Na nagraniu słychać, jak stronnik Protasiewicza, poseł Norbert Wojnarowski, obiecuje jednemu z delegatów załatwienie stanowiska w KGHM. W zamian chce tylko jednego: oddania głosu na Protasiewicza." (http://polska.newsweek.pl/platforma-obywatelska-j…) Dalsza część tekstu brzmi: "Z nagrania wynika, że Wojnarowski jest wysłannikiem Protasiewicza. – Znamy się za długo, żeby o dupie Maryny pogadać. Jacek Protasiewicz zapytał mnie wprost, czy ty jesteś w stanie go poprzeć – wyjaśnia na początku poseł. Zaraz potem przechodzi do opowieści o perypetiach zawodowych swojej żony Barbary (jeszcze niedawno media informowały, że pełniła ona funkcję dyrektora departamentu w Ecoren, spółce-córce KGHM): - Bo mi też z żoną taki numer wycięli, że moja żona złożyła rezygnację z KGHM Ecoren. Bo mieszkam już w Warszawie, nie? I o niej zapomnieli, od 1 października jest bezrobotna, ale na razie jeszcze jakoś ogarniam. Byłem u Pawła Grasia: „Kurwa, to jest chore, że naszych ludzi czyszczą”. „To podziękuj Schetynie i idź do Prortasiewicza (…). Oczywiście Jacek się zobowiązał że pomoże, ale niezależnie od tego Jacek zbiera głosy. Dziś o piątej może premier go poprze – zapowiada Wojnarowski. Po chwili pada kluczowe pytanie: - Jest pytanie za sto punktów, czy jesteś w stanie poprzeć jutro Jacka na zjeździe. Działacz się waha, bo, jak twierdzi, od roku próbuje załatwić sobie pracę, ale jest zwodzony: - Norbert, ja z tobą rozmawiałem przez rok czasu, dużo mi obiecywałeś i spełzło to na niczym. Wojnarowski jednak nie daje za wygraną: - Jacek poprosił mnie o spotkanie z paroma osobami. Powiedział, że może zaproponować pomoc (…). Myślę, że Jacek jest w stanie pomóc z pracą. Delegat twierdzi jednak, że w KGHM pracy dla niego nie ma: - Byłem u Jacka Kardeli (chodzi o nowego wiceprezesa spółki ds. rozwoju – red.) trzy miesiące temu i powiedział mi, że nie chce się do mojego nazwiska dotykać. – Ale jak Jacek zadzwoni, to będzie inaczej – obiecuje Wojnarowski. – Dobra, dzięki. Na razie." Wbrew temu co pisze Krzymowski z nagrania wcale nie wynika, że to Protasiewicz przysłał Wojnarowskiego do Edwarda Klimki. Nie świadczy o tym zdanie: "Jacek Protasiewicz zapytał mnie wprost, czy ty jesteś w stanie go poprzeć." Rywal Schetyny mógł po prostu sondować, na czyje głosy może liczyć. Nie świadczy o tym również zdanie: "Jacek się zobowiązał że pomoże, ale niezależnie od tego Jacek zbiera głosy." Protasiewicz obiecał pomoc w załatwieniu pracy nie Klimce, lecz żonie Wojnarowskiego, a zwrot "niezależnie od tego Jacek zbiera głosy", to stwierdzenie faktu, a nie jakaś obietnica. Nie dowodzi wcale tego, że Wojnarowski jest wysłannikiem Protasiewicza "kluczowe" według Krzymowskiego pytanie: "Jest pytanie za sto punktów, czy jesteś w stanie poprzeć jutro Jacka na zjeździe.". No może jest ono "kluczowe", ale kto je zadaje? Wojnarowski czy Protasiewicz? Oczywiście ten pierwszy! Bardzo inteligentną manipulacją jest ten fragment tekstu Krzymowskiego: "Jacek poprosił mnie o spotkanie z paroma osobami. Powiedział, że może zaproponować pomoc (…). Myślę, że Jacek jest w stanie pomóc z pracą." Chociaż tak się na pierwszy rzut oka wydaje, to tu nie ma wcale propozycji pracy ze strony Protasiewicza dla Klimki! Rywal Schetyny poprosił Wojnarowskiego o spotkanie z działaczami dolnośląskiej PO, z którymi ma on kontakt i być może jakąś pomoc im obiecywał, ale nie wiadomo jaką i w czym. Na pewno nie w załatwieniu pracy, bo zdanie "Myślę, że Jacek jest w stanie pomóc z pracą", to tylko i wyłącznie opinia Wojnarowskiego! Raczej kpiną z Protasiewicza, niż jego pochwałą jest zdanie rzucone na zakończenie: "Ale jak Jacek zadzwoni, to będzie inaczej." Zresztą, Wojnarowski nie wymienił jego nazwiska i mógłby zeznać prokuratorowi, że mówił o jakimś innym Jacku! Poświęciłem sporo miejsca analizie tekstu Krzymowskiego, ponieważ moim zdaniem jest on manipulacją, a rozmowa Wojnarowskiego z Klimką jest prowokacją wymierzoną w Protasiewicza i Grasia. Obaj rozmówcy są bowiem ludźmi Schetyny i zdawali sobie sprawę z tego, że ta rozmowa może być upubliczniona. Wojnarowski prawdopodobnie dał do zrozumienia Protasiewiczowi, że może przejść na jego stronę i ten poprosił go, żeby wysondował innych schetynowców, czy są gotowi zrobić tak samo. Tak naprawdę, to Wojnarowski prowadzi rozmowę w taki sposób, żeby dać do zrozumienia słuchaczom, iż "uczciwy" Schetyna nie załatwia rodzinom swoich zwolenników pracy i dlatego jego żona jest bezrobotna, natomiast stronnicy Tuska Graś i Protasiewicz tak robią. Jednak nie mówi tego wprost. Z fragmentu rozmowy niezacytowanego przez dziennikarza "Newsweeka" wynika, że Wojnarowski nie pomógł Klimce w znalezieniu pracy, gdy miał w dolnośląskiej PO jeszcze bardzo duże wpływy, co - zauważmy - bardzo dobrze o nim świadczy, bo może być uznane za dowód, że on tak samo jak Schetyna nikomu nic nie załatwiał. To oczywiście z pewnością kłamstwo, ale jakie wyrafinowane! Nie ma się co dziwić temu, że prokuratura nie dopatrzyła się w tej rozmowie znamion przestępstwa. To jest majstersztyk manipulacji. Wojnarowski i Klimka odegrali scenkę teatralną, z tym, że z pewnością opartą na faktach, bo nie mam wątpliwości, że i Graś, i Protasiewicz załatwiają znajomym królika pracę w instytucjach i firmach państwowych oraz samorządowych. Następnego dnia po opublikowaniu przez "Newsweek" nagrania rozmowy Klimka-Wojnarowski, ten pierwszy wydał oświadczenie, że odbyła się ona w przeddzień zjazdu wyborczego PO, a "po godzinie od spotkania z p. posłem zadzwonił do mnie jeden z Wiceprezesów KGHM i wyznaczył mi spotkanie dwa dni po zjeździe - we wtorek". (http://m.wyborcza.pl/wyborcza/1,105402,14863674,O…) Jednak jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", z pewnością nie bez pomocy stronników Protasiewicza, Klimka skłamał: "Do innych informacji dotarła jednak "Gazeta Wyborcza" we Wrocławiu. Edward Klimka, nagrywając rozmowę o pracy w KGHM z posłem Norbertem Wojnarowskim, był już zatrudniony w spółce koncernu Pol Miedź Trans należącej do KGHM. Pracę dał mu wujek eurodeputowanego PO Piotra Borysa, współpracownika Grzegorza Schetyny. Umowę-zlecenie Klimka podpisał 2 września, miała wygasnąć 29 listopada. Informację tę potwierdził wczoraj "Gazecie" Marcin Chmielewski, wiceprezes KGHM, który nadzoruje podległe firmie spółki. W Pol Miedź Trans pracuje także Tadeusz Borys. Jest kierownikiem wydziału zarządzania infrastrukturą. To on rekomendował zarządowi Pol Miedź Trans zatrudnienie na umowę-zlecenie Edwarda Klimki. Prywatnie Tadeusz Borys jest wujkiem Piotra Borysa, szefa lubińskiej Platformy, eurodeputowanego." (http://wyborcza.pl/1,75478,14861799,_Praca_za_glo…) Zatem Klimka dostał pracę dzięki protekcji Piotra Borysa, prawej ręki Schetyny. Nie wykluczam, że rozmowa Klimka-Wojnarowski została zainscenizowana i nagrana już po porażce ich szefa z Protasiewiczem. Ten drugi bowiem wcale nie zdradził Schetyny. Oto co o tym rzekomym stronniku Protasiewicza napisał 23 czerwca tego roku, a więc 8 miesięcy po nagraniu jego rozmowy z Klimką, dziennikarz wrocławskiego oddziału "Gazety Wyborczej" Jacek Harłukowicz: "Rycerze Schetyny O tym, że zostanie złożony wniosek o rozwiązanie struktur w Legnicy, zapewniało nas jeszcze dwóch innych członków zarządu. Ale sprawa zapewne nie rozstrzygnie się już na poniedziałkowym posiedzeniu. Tym bardziej że zarząd jest podzielony między zwolenników obecnego szefa regionu Jacka Protasiewicza i jego poprzednika na tym stanowisku Grzegorza Schetyny. Rabczenko i Kropiwnicki to wierni żołnierze byłego przewodniczącego. Dzięki ewentualnemu zwycięstwu Rabczenki w wyborach prezydenckich w Legnicy Schetyna zdobyłby przyczółek w walce o swoją pozycję w partii. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, "sprawa legnicka" była już analizowana w Warszawie. Pojawiły się informacje, że w razie próby utrącenia kandydatury Rabczenki część legnickich posłów - są wśród nich właśnie Kropiwnicki, sam Grzegorz Schetyna i jego partyjny stronnik Norbert Wojnarowski - mogłaby nie poprzeć wniosku o spodziewane wotum zaufania dla rządu. Natomiast koalicja rządowa ma obecnie w Sejmie tylko cztery głosy przewagi nad opozycją." A więc wg Harłukowicza Wojnarowski, który ponoć kaptował stronników dla Protasiewicza, jest "partyjnym stronnikiem Schetyny" i władze PO obawiały się nawet, że będzie głosował za obaleniem rządu Tuska! Tekst ten wydaje mi się niezwykle wiarygodny, ponieważ znalazła się w nim informacja o "wniosku o spodziewane wotum zaufania dla rządu". Harłukowicz zdradził posunięcie premiera, które tak zaskoczyło opozycję, kilkadziesiąt godzin przed jego wystąpieniem w Sejmie! To, co napisał dziennikarz GW, stawia w innym świetle niż przedstawianym w mediach kwestię zgłoszenia przed premiera wniosku o wotum zaufania. On był bardziej wymierzony w grupę Schetyny, niż w opozycję. Sugerując istnienie rosyjskiego tropu w aferze podsłuchowej, Tusk postawił schetynowców w sytuacji bez wyjścia, bo namawiając innych członków klubu PO do głosowania przeciwko premierowi, odgrywaliby rolę "ruskich" agentów. Wskutek tego Schetyna nie podjął żadnych działań antytuskowych. Za premierem głosował nawet poseł Robert Kropiwnicki, szef rozwiązanych w przeddzień głosowania legnickich struktur PO, który jest już w tej partii politycznie unicestwiony, bo z pewnością nie znajdzie się na jej liście kandydatów w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Grupa Schetyny została ograna przez premiera, bo przez najbliższe kilka miesięcy nie może go już szantażować, że go nie poprze w głosowaniu o wotum zaufania. Wymierzona w Protasiewicza prowokacja, w której główną rolę odegrał Wojnarowski, każe podejrzewać, że mogli być w nią zaangażowani byli funkcjonariusze służb specjalnych, zapewne peerelowskich, przypuszczalnie z WSI. Warto tu zauważyć, że organem prowokatorów z grupy Schetyny był "Newsweek" "resortowego dziecka" Tomasza Lisa, zaś organem grupy Protasiewicza - "Gazeta Wyborcza" "etosowego" Jarosława Kurskiego (już nie Adama Michnika, który nie zabrał w ogóle głosu w sprawie afery taśmowej!). Skoro schetynowcy posłużyli się jesienią ubiegłego podsłuchami w celu skompromitowania stronnika Tuska, to należy domniemywać, że to również oni wypuszczają teraz taśmy, uderzające w innych jego zauszników. Rycerz Schetyny z Legnicy traci wojsko Nie jest wykluczone, że ujawnienie taśm we "Wprost" ma związek z uderzeniem w schetynowców rządzących legnickimi strukturami PO, do którego doszło w tym miesiącu (dotyczy tej sprawy przytoczony wyżej przeze mnie cytat z GW o "rycerzach Schetyny"). W jego efekcie zostały one rozwiązane, co oznacza, że legnicki poseł PO Robert Kropiwnicki został pozbawiony swego wojska. Do zniszczenia jednego z ostatnich bastionów wpływów Schetyny na Dolnym Śląsku doszło za sprawą "Gazety Wyborczej", która 9 czerwca opublikowała artykuł o należącej do samorządu wojewódzkiego spółce Arleg, w której władzach zasiadają prominentni politycy PO, w tym poseł Kropiwnicki (pracowała w niej wcześniej żona posła Wojnarowskiego, zanim przeniosła się do KGHM). Dawała ona bez przetargu kontrakty firmie, w której udziały ma konkubina Kropiwnickiego (szczegółów sprawy nie będę opisywał z braku miejsca i odsyłam czytelników do "Gazety Wyborczej" - zestaw artykułów jest pod tym linkiem: http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/0,135407.html?ta…). W efekcie tekstów GW władze dolnośląskiej PO z Protasiewiczem na czele podjęły decyzję o rozwiązaniu legnickich struktur tej partii, a stało się to - jak pisałem wyżej - w przeddzień wystąpienia przez Tuska o wotum zaufania. Wskutek tego zapewne Kropiwnicki nie znajdzie się na liście kandydatów PO do Sejmu, zaś jego partyjny zastępca Jarosław Rabczenko nie będzie kandydatem partii Tuska na prezydenta Legnicy w jesiennych wyborach samorządowych. Istnieje duża korelacja czasowa między wydarzeniami dotyczącymi legnickich struktur PO a publikacją taśm przez "Wprost". Pierwszy artykuł "Gazety Wyborczej" opisujący nadużycia w Arlegu ukazał się 9 czerwca. 3 dni później należący do stronników Protasiewicza marszałek województwa dolnośląskiego zlecił przeprowadzenie kontroli w tej podległej mu spółce. Prawdopodobnie tego samego lub następnego dnia taśmy trafiły do "Wprost". Oczywiście może to być zbieżność przypadkowa, ale trzeba zauważyć, iż upublicznienie taśm było ewidentnie na rękę schetynowcom z Legnicy. Mogli liczyć na to, że Protasiewicz nie zdecyduje się na rozprawę z nimi, żeby nie pogłębiać kłopotów, w jakich znalazła się Platforma. Należało oczekiwać, że Tusk zdymisjonuje kilku ministrów, a wtedy nie miałby głowy do zajmowania się sytuacją w lokalnych strukturach PO w Legnicy. Mógłby polecić Protasiewiczowi wstrzymanie egzekucji politycznej posła Kropiwnickiego z obawy, że utraci głosy jego i innych schetynowskich posłów z Dolnego Śląska podczas głosowań w Sejmie nad losem jego rządu. Jeśli jednak schetynowcy na to liczyli, to się pomylili, bo Tusk bardzo sprytnie się uratował i jeśli sam nie zdecyduje się na przyspieszenie wyborów parlamentarnych, to będzie na pewno rządził do jesieni przyszłego roku. Warto tu jeszcze zwrócić uwagę na rolę, jaką w zniszczeniu legnickiego bastionu schetynowców odegrała "Gazeta Wyborcza". Nie ulega wątpliwości, że działała z inspiracji dolnośląskiej frakcji Protasiewicza. Z pewnością bowiem od wielu lat wszyscy ważni ludzie w Legnicy wiedzieli, co się dzieje w Arlegu. Jednak dopiero teraz ktoś udostępnił "Gazecie Wyborczej" materiały dokumentujące nadużycia. I był to z pewnością ktoś działający na polecenie Protasiewicza, co potwierdza, że GW Kurskiego jest prasowym organem rządu Tuska. Najbliżsi współpracownicy Schetyny kolegami Falenty Do dolnośląskich polityków PO, których bardzo dobrze zna zamieszany w aferę podsłuchową Falenta, należy Arkadiusz Gierałt były członek rady nadzorczej Hawe l. 2011-12. Był wtedy również szefem lubińskich struktur PO i zasiadał we władzach KGHM oraz kilku jego spółek zależnych. W 2012 r. "Puls Biznesu" napisał o nim tekście "Lista wstydu Platformy Obywatelskiej": "dyrektor generalny KGHM, wiceprezes KGHM TFI, członek rad nadzorczych: KGHM Letia, Polkomtel, KGHM Cuprum, DFM Zanam-Legmet, członek PO, zaufany wiceszefa PO Grzegorza Schetyny". (http://www.pb.pl/2841223,15705,lista-wstydu-platf…) Natomiast w radzie nadzorczej innej swojej giełdowej firmy ZWG Falenta dał w l. 2011-12 miejsce Monice Charłampowicz, żonie posła PO Jarosława Charłampowicza, jednego z najbliższych współpracowników Schetyny. Wcześniej w nadzorze tej samej firmy pracował radny PO i szef ZUS w Legnicy Jerzy Bednarz, który finansował w 2007 r. kampanię wyborczą Schetyny, zaś w 2009 r. - wsparł finansowo Piotra Borysa, walczącego z powodzeniem o mandat europosła z ramienia PO. "Gazeta Wyborcza" napisała o nim przedwczoraj: "Sam Borys to - jak twierdzą nasi rozmówcy - również dobry znajomy Marka Falenty. Mają znać się jeszcze z Lubina, nie tylko zresztą osobiście. W czasie gdy biznesmen działał w Electusie, Borys był wicemarszałkiem województwa nadzorującym m.in. sprawy służby zdrowia. Już jako europoseł Borys utrzymywać miał z Falentą stosunki towarzyskie." (http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,36743,16226041…) Istnieje możliwość, że Bednarz spełnił rolę "słupa", za pomocą którego Falenta wsparł finansowo Schetynę i Borysa. Znalazł się on w radzie nadzorczej ZWG jedynie po to, żeby otrzymane od tej spółki pieniądze przelać na konta komitetów wyborczych PO. Borys, najważniejszy z ludzi Schetyny na Dolnym Śląsku, wyparł się w rozmowie z dziennikarzem GW znajomości z Falentą, ale w tej chwili wszyscy tak robią, więc ta wypowiedź nie ma żadnego znaczenia. Ten były już w tej chwili europoseł pojawił się już w moim tekście, gdy pisałem o "małej" aferze taśmowej, do której doszło po porażce Schetyny w walce z Protasiewiczem o stanowisko dolnośląskiego barona PO. Jego krewny zatrudnił Klimkę, rozmówcę posła Niewiarowskiego z taśmy opublikowanej przez "Newsweek". Kiedy prominentni politycy PO, w tym wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk i aktualny minister sportu Andrzej Biernat, poprzedni i obecny szefowie tzw. spółdzielni, najsilniejszej, protuskowej, rozdającej posady w firmach państwowych i stanowiska w administracji publicznej frakcji w PO, zaczęli mówić głośno, że "mała" afera taśmowa to prowokacja schetynowców, Borys zaskoczył wszystkich, bo ... skierował do prokuratury wniosek o zbadanie, czy podczas wyborów szefa PO na Dolnym Śląsku nie doszło do przestępstwa. W specjalnym oświadczeniu napisał: "Informuję, że nie mam nic wspólnego z korupcją na Zjeździe i przed Zjazdem Platformy Obywatelskiej Dolnego Śląska w Karpaczu. Ludzie, którzy są oskarżeni o korumpowanie, dziś oskarżają. Jako szef struktur Platformy Obywatelskiej w Lubinie złożę wniosek do Prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa korupcji politycznej i kupowania głosów przez stronników Jacka Protasiewicza". (http://wyborcza.pl/1,75478,14861799,_Praca_za_glo…) Jak zapowiedział, tak zrobił. I spotkała go za to straszna kara, bo Tusk osobiście wykreślił go ze wstępnej listy kandydatów PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Borys ma zatem niezwykle silną motywację do mszczenia się na szefie rządzącej w Polsce partii. Dopóki Tusk stoi na czele PO, on w niej nic nie będzie znaczył. Warto zwrócić uwagę na to, że niezwykle pochlebnie o Borysie wyraził się Robert Kwiatkowski, były prezes TVP zamieszany w aferę Rywina, a obecnie polityk partii Palikota: "Piotr Borys zawadzał na liście PO pewnym osobom z najbliższego otoczenia Jacka Protasiewicza i Donalda Tuska. Zgłaszając sprawę do prokuratury Borys zachował się dobrze. Chciał wyjaśnić nieprawidłowości w partii. Jego sprawa to dobry pretekst, by postawić pytanie o granice partyjnej solidarności. Platforma skreślając Borysa z listy popełniła błąd - mówi Robert Kwiatkowski, lider dolnośląsko - opolskiej listy koalicja Europa Plus - Twój Ruch." (http://fakty.lca.pl/legnica,news,45749,Kwiatkowsk…) Ważne jest tutaj nie tylko kto i co mówi, ale także kto tę wypowiedź zamieścił. Otóż umieszczona ona została na lokalnym legnickim portalu informacyjnym prowadzonym przez Wydawnictwo LCA, którego właścicielką jest pracownica Arlegu Ewelina Trzeciak. "Gazeta Wyborcza napisała o niej: "To niejedyne przykłady, gdy na Arlegu zarabiają osoby bezpośrednio i pośrednio związane z tą spółką. W grudniu 2012 r. w postępowaniu na wykonanie usług promocyjnych i reklamowych znów wpłynęła tylko jedna oferta. Wygrała Ewelina Trzeciak, prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą pod nazwą Wydawnictwo LCA. Wartość zamówienia: 64 tys. zł. Trzeciak to etatowa pracownica Arlegu, zatrudniona w sekretariacie na stanowisku specjalisty ds. administracyjnych." (http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,36743,16120046…) Zacytowałem powyżsżą wypowiedź Kwiatkowskiego dlatego, że był on do niedawna związany z Hawe, gdyż był w l. 2009-11 prezesem tej spółki. Tak jak inne znane osoby pytane o stopień znajomości z Falentą mówi, że go nic z nim nie łączyło. Twierdzi nawet, że ten podejrzany w aferze podsłuchowej wręcz go z zajmowanego stanowiska zwolnił, gdy zwiększyły się jego wpływy w Hawe. Niezależnie od tego, jak było naprawdę, bardzo ciepła wypowiedź Kwiatkowskiego na temat Borysa może wskazywać kierunek, w którym podążą zmarginalizowani w PO stronnicy Schetyny. Jeśli nie stworzą własnego ugrupowania, to będą prawdopodobnie przechodzić do partii Palikota. I na nią zapewne odda głos Falenta, który powiedział w Radiu RMF FM, że na PO już nigdy nie zagłosuje. "Newsweek" straszy Tuska: Bondaryk nagrywa dla Schetyny Dopiero kilka dni temu przypomniano (zrobił to poseł Przemysław Wipler podczas sejmowej dyskusji nad wnioskiem o wotum zaufania dla Tuska) bardzo interesujący artykuł "Premier Tusk na podsłuchu", zamieszczony w październiku 2012 r. w lisowym "Newsweeku", autorstwa Krzymowskiego, tego samego dziennikarza, który rok później de facto wziął udział w prowokacji, jaką było nagranie i publikacja taśmy z rozmowy Niewiarowski-Klimka. Artykuł jest wyraźnie wymierzony w Tuska, bo jego autor, pisząc o strachu premiera przed podsłuchami, użył słowa "obsesja". Kpił także sobie z tego, co napisał, stwierdzając, że "opowieści o wojnie służb brzmią jak Ken Follett w wersji dla ubogich". Swój tekst Krzymowski zakończył następująco: "Polityk PO: – To wszystko jest zabawne, bo Tusk zawsze budował swój publiczny wizerunek jako kontrapunkt dla Kaczyńskiego. Miły, ufny, otwarty na ludzi, szczery. A tak naprawdę to bardzo podejrzliwy typ." (http://polska.newsweek.pl/premier-tusk-na-podsluc…) Krzymowski obrócił niemal w żart następujące fakty, które ustalił: "Premier Tusk czuje się osaczony. Przez służby specjalne, wielki biznes i złych ludzi, którzy chcą go dopaść. Spodziewa się najgorszego: podsłuchów, prowokacji. Kiedy w poprzedniej kadencji Donald Tusk szedł na kolację do restauracji, z ostrożności siadał tyłem do sali. Dziś nie robi już nawet tego. Przestał wychodzić na miasto i zaszył się w swojej siedzibie. (...) W kancelarii też nie czuje się pewnie. Okna premierowskiego gabinetu wychodzą na park i Tusk boi się, że może być przez nie namierzany. (...) ... kilka tygodni temu syn premiera w rozmowie z dziennikarzami „Wprost” ujawnił: „Ojciec podejrzewa, że może być podsłuchiwany”. (...) Obawa przed podsłuchami w otoczeniu Tuska jest powszechna. (...) Jeden z członków rządu mówi mi wprost: – Ja już nigdzie nie czuję się pewnie. Jeśli prawdą jest chociaż dziesięć procent tego, co się ostatnio słyszy, to znaczy, że nikt nie może być bezpieczny. Ani Tusk, ani Komorowski, ani Schetyna. – A co się słyszy? – Że zaczęła się wojna służb, podobno nagrywają już wszyscy. Wojtunik z CBA, Hunia z Agencji Wywiadu i Bondaryk z ABW. Dwaj pierwsi dla Tuska, ostatni dla Schetyny. Chociaż słyszałem też, że Bondaryk zebrał już tyle materiału, że może strzelać do każdego. (...) Kancelaria Premiera, rozmowa sprzed kilkunastu dni. Donald Tusk zwraca się do Andrzeja Biernata, szefa łódzkiej Platformy: – Mówię ci, Andrzej. Sprawa mojego syna to jeszcze nic. Kiedy wyjdą afery dotyczące naszych kolegów z Platformy, to dopiero będziemy mieć katastrofę. (...) ... Tusk jest bardzo ostrożny. Nie jada na mieście, nie pokazuje się na spędach wielkiego biznesu, unika kontaktów z nieznajomymi." (http://polska.newsweek.pl/premier-tusk-na-podsluc…) Z perspektywy czasu widać, że tu wcale nie było z czego żartować. Tusk miał rację, zachowując nadzwyczajną ostrożność. Moim zdaniem artykuł Krzymowskiego był ostrzeżeniem ze strony schetynowców pod adresem premiera, żeby nie robił im krzywdy, bo "Bondaryk nagrywa dla Schetyny". Sądzę, że Tusk wziął to na serio, bo 2 miesiące po tej publikacji, szef ABW został odwołany (formalnie sam złożył dymisję, ale z pewnością taki tok postępowania doradził mu jego zwierzchnik). Warto zwrócić uwagę na "przypadkową zbieżność wydarzeń" polegająca na tym, że w trakcie największego napięcia po zdetonowaniu 2. serii podsłuchów, Schetyna wyjechał z kilkudniową wizytą do Berlina. Mógł się z niedalekiej oddali ze spokojem przyglądać reakcjom głównych graczy politycznych w Polsce na wybuch podsłuchowej bomby. Nie musiał też odmawiać dziennikarzom proszącym go o komentarz w tej sprawie. Schetyna jest jednym z nielicznych polityków PO, który dzięki aferze podsłuchowej coś zyskał - przestano dyskutować o jego wyrzuceniu z rządzącej partii. A zaraz po wyborach do Parlamentu Europejskiego, czyli kilkanaście dni przed opublikowaniem taśm przez "Wprost" wydawało się to przesądzone, bo ... "Wprost" napisał: "To była świadoma gra na obniżenie wyniku Platformy w wyborach, po to aby wymusić zmiany wewnątrz PO. Nie pozwolę na to! - mówił premier podczas zamkniętego posiedzenia zarządu partii. Szef rządu ostro zaatakował byłego Marszałka Sejmu za wypowiedzi w kampanii. Nie wiem czy te wypowiedzi spowodowały spadek o pół procent czy o półtora, w tych wyborach to nie miało większego znaczenia, ale podczas wyborów parlamentarnych takie liczby będą decydowały o tym, czy Polską będzie rządzić Platforma czy PiS - stwierdził Tusk. Premier nie powiedział co zamierza zrobić w tej sprawie i co oznaczają słowa: "nie pozwolę na to"." (http://www.wprost.pl/ar/450185/Tusk-grzmi-i-oskar…) Komentatorzy zgodnie zinterpretowali słowa przewodniczącego PO jako zapowiedź ostatecznego rozprawienia się ze swoją niegdysiejszą prawą ręką w rządzącej partii. Portal Stefczyk Info napisał: "W ocenie większości komentatorów te słowa Tuska mogą oznaczać rychłe usunięcie Schetyny z Platformy. Sam zainteresowany nie był obecny na zarządzie partii, ale dzisiaj rano miał okazję odnieść się do słów swojego pryncypała. - Jestem patriotą Platformy i jej twórcą i tutaj się nic nie zmieniło. Zobaczymy — odpowiadał na pytania, czy jego dni w Platformie są policzone. Próbował nawet przekonać, że nic mu nie grozi. - Nie widzę tutaj możliwości jakichś złych scenariuszy - zapewniał Schetyna, ale zaraz też dodawał: - Panie redaktorze, nie wiem, jak to się skończy." (http://www.stefczyk.info/wiadomosci/polska/ostatn…) Jak w tej chwili wiadomo skończyło się odpaleniem uderzających w otoczenie Tuska taśm przez "Wprost", wskutek czego poszły natychmiast w zapomnienie takie na przykład wypowiedzi, jak wygłoszona tydzień przed wybuchem afery podsłuchowej przez Władysława Frasyniuka, doskonale znającego Schetynę z okresu współpracy we wrocławskiej Unii Wolności, który w TVP Info powiedział: "Donald Tusk ma ostry konflikt ze Schetyną i wygląda na to, że go wywali. Wydaje się, że zapiekłość jest taka, że skończy się to wywaleniem Grzegorza Schetyny w ten, czy inny sposób, ale proces izolacji postępuje." (http://wpolityce.pl/polityka/199647-frasyniuk-prz…) Gniew Tuska spowodowany był krytycznymi wypowiedziami Schetyny na temat polityki rządu i składu list PO w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Ten drugi publicznie krytykował na przykład swego szefa za usunięcie spośród dolnośląskich kandydatów Piotra Borysa i danie "jedynki" w Lublinie Michałowi Kamińskiemu. Taktyka Schetyny była jasna: liczył na znaczną, kilkupunktową porażkę PO w wyborach, żeby wymóc na osłabionym Tusku podzielenie się z nim częścią wpływów w partii. Plan się jednak nie powiódł, bo wynik PiS był gorszy niż zapowiadały sondaże przedwyborcze. Tusk nie odniósł może efektownego zwycięstwa, ale z pewnością nie przegrał. Wskutek tego Schetyna znalazł się pod ścianą, ale nie został polityczne rozstrzelany, dzięki "dobrej duszy", która odpaliła taśmy bijące w Tuska. Wprawdzie premier bardzo sprytnie wywinął się spod politycznej gilotyny, ale o wyrzuceniu Schetyny z PO nie ma już mowy. Tusk jest trzymany w szachu przez dysponenta taśm z podsłuchami. Zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że jeśli spróbowałby pozbyć się lidera wewnątrzpartyjnej opozycji, to opublikowane zostaną kolejne nagrania kompromitujące jego dwór. Niekoniecznie nawet te nagrane w Sowie i Amber Room, bo mogą się również pojawić te, które nagrywał dla Schetyny Bonadaryk (były szef ABW za obecną aferą podsłuchową raczej nie stoi, bo niektóre ujawnione we "Wprost" podsłuchy stawiają w złym świetle niektórych jego bliskich znajomych, ale nie należy wykluczać, iż poświęcił ich on dla "wyższych celów"). W odróżnieniu od innych polityków PO, Schetyna nie ma żadnych obaw, że wypłyną jakieś taśmy z podsłuchami jego rozmów. "– Ja u Sowy nie bywałem – rzuca ze śmiechem pytany przez Fakt o podsłuchy." (http://www.fakt.pl/polityka/grzegorz-schetyna-dla…) "Fakt" pisze w dalszym ciągu swego tekstu: "Grzegorz Schetyna (51 l.) znany jest z wyjątkowej ostrożności w prowadzeniu rozmów w miejscach publicznych. Jak mantrę powtarza dewizę: – Nie pisać w publicznych miejscach scenariuszy politycznych i nie mówić o polityce. Po prostu nie. Taka jest zasada i ja ją rzeczywiście egzekwowałem – mówił ostatnio w TVN24." Zdaje się, że podobną pewność, że nie ma go wśród osób nagranych przez dysponenta taśm przesyłanych do "Wprost" ma Janusz Palikot, którego wypowiedź "Fakt" też cytuje: "Także Janusz Palikot (50 l.) przyznaje, że Schetyna zawsze przestrzegał innych polityków przed zbytnią wylewnością w knajpach. – Chodziłem z nimi po knajpach, byliśmy w Lemongrassie. Tam nigdy nie rozmawiało się o sprawach strategicznych czy detalach. (...) Schetyna zawsze powtarzał: nigdy nie mówić w restauracjach o takich rzeczach – mówił Palikot w TVP Info." Z wywiadu udzielonego przez Schetynę Monice Olejnik w TVN24 wynika, że oczekuje on jesienią od Tuska usunięcia z rządu ministrów najbardziej skompromitowanych taśmami ("trzeba tę sprawę zamknąć i podjąć polityczne decyzje"), a następnie dokonania nowego rozdania w PO. "To jest kwestia napisania nowego scenariusza politycznego, nowego planu dla Platformy" - powiedział Schetyna podczas tej rozmowy. (http://www.tvn24.pl/kropka-nad-i,3,m/schetyna-rza…) Nie gra więc na rozłam przed wyborami samorządowymi. Jeśli jednak Tusk go nie posłucha i Schetyna zorientuje się, że jego zwolennicy zostaną wycięci na listach wyborczych PO, to wiosną przyszłego roku odejdzie z tej partii wraz ze swą frakcją, maszerując w takt wybuchów bomb podsłuchowych podczas kolejnej kampanii wojennej, skierowanej przeciwko dworowi Tuska. Bo jak powiedział w cytowanym wyżej wywiadzie dla TVN24, "tak się dzieje, polityka jest bezwględna, trzeba potrafić się w niej poruszać, trzeba się pilnować, po prostu". Prawdopodobnie porozumie się z Palikotem, ponoć kiedyś jego głównym wrogiem w PO, który dokonuje wyraźnego zwrotu politycznego w kierunku centrum (świadczy o tym pozbycie się przez niego Anny Grodzkiej) i wspólnie wystartują w wyborach parlamentarnych. Ale raczej Tusk zdecyduje się na porozumienie ze Schetyną. Sytuacja jest w tej chwili taka, że nawet jeśli przewodniczący PO wie, że afera podsłuchowa jest dziełem schetynowców, to nie może tego oficjalnie przyznać. Gdyby to zrobił, to zniszczyłby nie tylko lidera wewnątrzpartyjnej opozycji, ale także całą partię. Tusk i Schetyna znajdują się w tej chwili we wzajemnym klinczu i są na porozumienie się skazani. Powyższa analiza oparta jest na na założeniu, że Falenta jest naprawdę zamieszany w nagrywanie i ujawnienie taśm "Wprost". Jeśli tak jest, to z pewnością stoją za nim najważniejsi schetynowcy z Lubina i Legnicy. Niezależnie od tego mam pewność, że taśm nie przesłali do "Wprost" Rosjanie. Nie wykluczam, że nimi dysponują, bo w proceder nagrywania wierchuszki PO mogą być zamieszani byli funkcjonariusze WSI, ale to nie oni je opublikowali. Nie było bowiem w ich interesie ujawnienie podsłuchowego procederu i podzielenie się z całym światem swą wiedzą na temat marności rządzących Polską polityków PO. Mimo to "wątek rosyjski" będzie wciąż przez Tuska i jego otoczenie podtrzymywany, bo tylko on uzasadnia trwanie rządzącego establishmentu przy władzy. Ale ta narracja też mu nie pomoże, bo sprzyja przypominaniu fatalnej polityki rządu w stosunku do Rosji, szczególnie w dziedzinie energetyki. Ale o tym napiszę innym razem.
tango

tango

11 years 3 months temu

Bardzo rzetelna i fachowa analiza. Jestem pod dużym wrażeniem. Z olbrzymim zaintresowaniem czekam na następną publkację. Pozdrawiam