W KWESTII BULDOGA
Rzekł polityk: Rzecz to jasna chyba
Proszę państwa, że buldog to ryba.
A uczony, specjalista od ryb
Wnet określił gatunek i typ.
Na szkoleniach kuli w nas mądrości
Jakie buldog ma w swym ciele ości.
I tylko reakcjonista i wróg
O buldog-rybach wątpić mógł.
Ja w tej sprawie nawet mam alibi,
Bo milczałem w sposób całkiem rybi,
Ale gdy mnie proszono o gest,
Żyrowałem tę sprawę. Tak jest.
Czy mną wtedy kierowała trwoga?
Nie, obawa, że w kwestii buldoga,
Gdy wychylę się chociaż ciut-ciut,
To zaprzedam Ojczyznę i Lud.
Dzisiaj wstydzę się bardzo, i czule
Jak najdroższą rzecz do serca tulę
Tę najprostszą z wszystkich prostych tez:
Proszę państwa, buldog to jest pies.
(A. Marianowicz, "W kwestii buldoga")
RZADKO NA MOICH WARGACH
Rzadko na moich wargach -
Niech dziś to warga ma wyzna -
Jawi się krwią przepojony,
Najdroższy wyraz: Ojczyzna.
Widziałem, jak się na rynkach
Gromadzą kupczykowie,
Licytujący się wzajem,
Kto Ją najgłośniej wypowie.
Widziałem, jak między ludźmi
Ten się urządza najtaniej,
Jak poklask zdobywa i rentę,
Kto krzyczy, iż żyje dla Niej.
Widziałem, jak do Jej kolan -
Wstręt dotąd serce me czuje -
Z pokłonem się cisną i radą
Najpospolitsi szuje.
Widziałem rozliczne tłumy
Z pustą, leniwą duszą,
Jak dźwiękiem orkiestry świątecznej
Resztki sumienia głuszą.
Sztandary i proporczyki,
Przemowy i procesyje,
Oto jest treść Majestatu,
Który w niewielu żyje.
Więc się nie dziwcie - ktoś może
Choć milczkiem słuszność mi przyzna -
Ze na mych wargach tak rzadko
Jawi się wyraz: Ojczyzna.
Lecz brat mój najbliższy i siostra,
W tak czarnych żałobach ninie,
Ci widzą, że chowam tę świętość
W najgłębszej serca głębinie.
Ta siostra najbliższa i brat ten,
Wybrani spomiędzy rzeszy,
Ci znają drogi, którymi
Moja Wybrana spieszy.
Krwawnikiem zarosłe ich brzegi,
Łopianem i podbiałami:
Śpieszę z Nią razem, topole
Ślą swe westchnienia za nami.
Przystajem na cichych mogiłach,
Słuchamy, azali z ich wnętrza
Taki się głos nie odezwie,
Jakaś nadzieja najświętsza.
Zboża się złocą dojrzało,
A tam już widzimy żniwiarzy,
Ta dłoń swą na czoło mi kładzie
I razem o sprzętach marzy.
A potom, podniósłszy głowę
Do dalszej wstając podróży,
Woła: "Miej radość w duszy,
Bo tylko radość nie nuży.
Podporą ci będzie i brzaskiem
Ta ziemia tak bujna, tak żyzna,
Nią ci Ja jestem na zawsze
Twa ukochana Ojczyzna".
Jakiś złośliwy złoczyńca
Pszeniczne podpala stogi,
U bram się wije niebieskich
W rozpaczy człowiek ubogi.
Jakaś mordercza zaraza
Z głodem zawiera przymierze,
Na przepełnionych cmentarzach
Krzyże się wznoszą świeże.
Jakoweś głuche tętenty
Wskroś przeszywają powietrze,
Kłębią się gęste chmurzyska,
Czyjaż to ręka je zetrze?
Jakaś olbrzymia rzeka
Wezbrała krwią i rozlewa
W krąg purpurowe swe nurty,
Zabiera domy i drzewa.
Jakoweś idą pomruki -
Drży niepoznana puszcza,
Dęby się groźne ozwały,
Cóż to za moc je poduszcza?
A nad tą dolą - niedolą
Poranna nieci się zorza,
Na pieśń mą, Ojczyzny pełną
Spływa promienność jej Boża.
W mej pieśni, bogatej czy biednej -
Przyzna mi ktoś lub nie przyzna -
Żyje, tak rzadka na wargach,
Moja najdroższa Ojczyzna.
(Jan Kasprowicz)
GNIEWNY CZŁOWIEK
Spotkałam kiedyś przez przypadek
Człowieka wzburzonego nader
Gniewny, zaczepny szedł ulicą,
Postawę przybrał wojowniczą
A w ręce, niczym lanca,
Tkwił kij z napisem "Tolerancja"
Gdy go spytałam, dokąd zmierza,
Patrząc spode łba odpowiedział:
"Bronię powszechnych, moja pani,
Wolności praw. Nie może za nic
Tolerancyjna wskroś osoba
Nietolerancji tolerować."
"Łotrów, którzy hołdują" - wieścił -
"Z radością całkiem innym treściom
Kiedy napotkam, wówczas z wstrętem
Walę ich moim transparentem
O litość długo prosić mogą!"
To mówiąc, tłukł fikcyjnych wrogów
Uciekłam w strachu, on zaś jeszcze
Pomstując, młócił w krąg powietrze:
"nietolerancji grzechu strzeż się!"
(Filys McGinley)
Modlitwa Dziewczyńska
(Panny Wyklęte)
Chciałabym nowe ręce do parzenia kawy
Robienia makaronu i rwania sałaty
Bo te, te to najwyżej wyczyszczą karabin
Wykopią dół pod bramą, potem na to kwiaty
Tych nie chcę, te zepsute, krew za paznokciami
I jak ja mam na to teraz założyć pierścionek
Zwały cegieł, desek, przytkane szmatami
I jak ja to mam na powrót nazwać swoim domem
Chciałabym nowe oczy, świeżutkie z pudełka
I najlepiej zielone, chociaż, nie, niekonieczne
Oczy, co nie widziały jak wychodzi mgiełka
Ostatnia z ust, co dałeś im odpocząć wiecznie
Chciałabym nowe usta, te do pocałunku
Do śmiania się tym śmiechem, co go nie pamiętam
Pamiętam, jak zabrali ojca, Panno Święta
Jak zniszczyły mi siostrę szybkie, mocne pchnięcia
A, a jeśli to za dużo, to wszystko co proszę
Daj mi Boże to jedno, tylko najważniejsze
Co nie zna nienawiści, nie płonie od gniewu
Kyrie eleison, daj mi nowe serce
Proszę, daj mi nowe serce
Daj mi nowe serce, proszę
Daj mi nowe serce
Chciałabym nowe oczy, świeżutkie z pudełka
I najlepiej zielone, chociaż, nie, niekonieczne
Oczy, co nie widziały jak wychodzi mgiełka
Ostatnia z ust, co dałeś im odpocząć wiecznie
Ukłony i podziękowanie dla kol. prof. Elżbiety Marciniak.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1091 widoków