Macierewicz w PiS!

Przez uparty , 26/11/2013 [10:29]
Wbrew pozorom to jest wielka zmiana. Otóż do istniejącej partii politycznej Macierewicz przystępuje po raz drugi. Pierwszy raz wstąpił do RdR`u podczas podczas kongresu w Mińsku Mazowieckim. Pamiętam dobrze ten dzień. Było ciepło, na podwórku przed budynkiem w stylu “dworkowym”, w którym odbywał zjazd w czasie przerwy, w grupkach stali działacze Ruchu. Ja nie byłem uczestnikiem zjazdu a jedynie obserwatorem. Delegaci stali małych grupkach i ze sobą dyskutowali, przy czym co bardzo ważne grupki te były otwarte. Każdy mógł się do każdej grupki przyłączyć. W sumie podwórko wyglądało jak ze starego obrazu pokazującego Sejmik. Wystarczyło by tylko towarzystwo przebrać w kontusze i cofnęli byśmy się o kilkaset lat. Niby nieład a tak na prawdę bardzo zwarta i świetnie, wielotorowo skomunikowana bardzo jednolita społeczność. W tym czasie RdR miał też niezłe notowania. Mówiło się o różnych sprawach publicznych a w tym, że do Ruchu ma przystąpić Macierewicz. Wszyscy byli z tego zadowoleni, bo Macierewicz to postać wybitna i szlachetna. Po przerwie całe to rozgadane towarzystwo zaczęło zajmować miejsca w sali. Prostopadle do prezydium stały długie stoły, przy których po obu stronach stały krzesła. Mimo rozpoczęcia obrad gwar nie ustał a jedynie przycichł, bo ludzie zajmowali miejsca zgodnie z nowo nawiązanymi w trakcie przerwy znajomościami. Trochę to trwało, ale w zamian ujawniało bieżący układ poglądów, było widomym znakiem poglądów ludzi. Jeden stół był wolny, nikogo przy nim nie było. To były miejsca dla Macierewicza. W pewnym momencie J.Olszewski stwierdził, że po przyjęciu przed przerwą uchwały o przyjęciu Macierewicza do RdR zaprasza nowych kolegów i koleżanki. I w tym momencie doszło do szoku. Cała ekipa Macierewicza ustawiona w karnym dwuszeregu maszerując odruchowo “nogę”, bo to byli harcerze nauczeni musztry, weszli kolumną na salę i każdy od razu staną przy swoim miejscu. W tym momencie zapadła cisza jak makiem zasiał. Zderzyły się dwa, zupełnie inne porządki organizacyjne. Jeden, nazwany przez Tofflera adhockracją, charakterystyczny dla tradycyjnej staropolskiej kultury społecznej z porządkiem hierarchicznym, typowo wojskowym. Gdy to się odbywało stałem obok mojego kolegi z NZS, z wykształcenia socjologa i obaj mieliśmy wątpliwości czy RdR przetrwa ten szok. Mój kolega, jak to zobaczył powiedział krótko, “o k**wa! To koniec”. Oczywiście, patrząc na to z zewnątrz na dalsze losy RdR`u odnosiło się wrażenie, że przyczyną problemów jest konflikt personalny bardzo silnych osobowości, czyli Macierewicza i Szeremietiewa, który też miał swoją ekipę ale tak na prawdę to był konflikt kulturowy, konflikt między dwoma porządkami społecznymi a jedynie werbalizowany przez liderów dwóch grup w formie dość jednostronnych programów politycznych. Oczywistym celem było nie przyznanie racji drugiej stronie. Szeremietiew tą rywalizacje przegrał, bo miał mniej sprawdzoną grupę, niż Macierewicz. W czasie, gdy Macierewicz pracował nad swoja grupą Szeremietiew siedział. Był on chyba najdłużej więzionym więźniem politycznym w PRL.u, ale chyba lepiej rozumiał “ducha staropolskiego”, czy system adhockracji przez Tofflera widziany jako przyszłość świata zachodniego. Przy czym ja nie mam żadnych pretensji, ani do Macierewicza, ani do Szeremietiewa, bo oba porządki społeczne są potrzebne. Czasami trzeba stanąć w szeregu i słuchać co szef ma do powiedzenia a czasem trzeba rozproszyć i każdy musi sam szukać jakiej drogi dla siebie i innych . Muszą wiec istnieć w każdej społeczności zaczątki obu porządków. W jednym, “staropolskim”, jak komuś się uda znaleźć jakieś rozwiązanie bieżących problemów, to wtedy inni pójdą za nim widząc gdzie idą, ale oczywiście muszą mieć swobodę wyboru, swobodę płynnej zmiany autorytetów. Nie mogą się pytać szefa o pozwolenie na działanie, bo każdy musi podejmować decyzje na własne tylko ryzyko. Jak mu się nie uda to tylko jemu i wtedy porażka indywidualna nie odbija się tak bardzo na reszcie. W drugim porządku ważna jest koncentracja wszystkich sił na jednym działaniu, nawet jeśli nie jest to działanie optymalne, bo większe szkody przynosi zaniechanie działania nawet ”średniodobrego” niż jego kontynuacja. Nawet działanie “średniodobre” jakieś efekty przyniesie a działanie zaniechane nie przyniesie żadnych mimo poniesionych kosztów i straconego czasu. Poza tym my nie znamy przyszłości, więc nie wiemy czy to co wydaje się nam w obecnej rzeczywistości kiepskie nie okaże się w przyszłości, w zmienionej rzeczywistości bardzo dobre i odwrotnie. Oczywiście pierwszy sposób działania wydaje się być mniej ryzykowny dla całej społeczności ale też i efekty są bardziej odległe, wszystko dzieje się jakby wolniej a nie zawsze mamy tyle czasu ile chcemy. Poza tym z góry zakłada się, że większość podejmowanych inicjatyw będzie z czasem porzuconych. Jak więc brakuje sił i środków to trudno pogodzić się z marnotrawstwem, nawet rozproszonym. Nie mniej jednak konflikt między tymi dwoma porządkami organizacyjnymi istnieje i może być zarzewiem rozłamu. Jedynym, jak mi się wydaje, sposobem na zmniejszenie jego ryzyka jest uświadomienie sobie problemu zarówno przez obserwatorów i kibiców takich jak ja, jak i przede wszystkim przez działaczy. W strukturze hierarchicznej szef zawsze musi podejmować jakąś decyzję, nawet jak nie wie jaką powziąć, bo jest szefem. Z kolej w strukturze adhockracyjnej ludzie zwykli odpowiadać na nie w pełni akceptowane polecenie powiedzeniem “kazał pan, musiał sam”. Tak więc jedni muszą miarkować swoje polecenia czy oceny a drudzy rozważać czy aby nie jest czas na posłuch. Oczywiście optymalnym rozwiązaniem dla osób żyjących w kulturze “staroplskiej”, czyli jakiś 90% Pisaków, było by gdyby szef struktury hierarchicznej wypowiadał się tylko wtedy, gdy chce wezwać do jedności i ale jest to trudne dla “jego ludzi”, którzy mogą oczekiwać jasności w każdej sytuacji. Dla obu grup nadchodzą bardzo trudne czasy, ale jak się uda zachować jedność, to uda się nam już wszystko co chcemy.