Ojciec Mądel, gdy tylko pojawił się na s24,

Przez Janko Walski , 11/10/2013 [01:27]

na portalu, który aspirował do niezależności, budził zdumienie blogerów. Ludzie zadawali sobie pytanie, jak to możliwe, by osoba duchowna gadała Czarzastym, Kwaśniewskim, Michnikiem, Palikotem i Kaliszem. Jego coraz aktywniejszy udział w szerzeniu dezinformacji na temat katastrofy smoleńskiej pogłębił wątpliwości czy rzeczywiście jest tym za kogo się podaje.

Znamy już ojca Turowskiego. III RP postanowiła(?) wykorzystać tego "fachowca", w związku z czym musiał przejść lustrację. "Bul" w sumie nieduży, gdyż, jak się okazało, gadko wyłgał się i jak Maleszka w Gazecie Wyborczej nie rzucał się specjalnie w oczy opinii publicznej mimo powierzania mu ważnych funkcji państwowych. Pozostaje pytanie, ilu agentów KGB i GRU z ich polskojęzycznych filii - SB i WSW ulokowanych jak Turowski w polskim kościele jako bracia zakonni, alumni, klerycy, diakoni, proboszcze, a być może i wyżsi hierarchowie, nie wspominając o TW, zostało do tej pory ujawnionych?  Kościół powinien już dawno zmierzyć się z tym wyzwaniem. Jeśli tego nie czyni to wniosek może być tylko jeden, dość ponury.

Co dodatkowo zdumiewa, o. Mądela z zakonu Jezuitów ("ojciec" Turowski też jest z zakonu Jezuitów!) uwiarygodnił ks. Isakowicz-Zaleski. To niespodziewane wsparcie natychmiast nagłośniły media ubekistanu, łamiąc swój własny zapis cenzury na nazwisko. No cóż, tarcza gruba, warta grzechu. Ks. Isakowicz-Zaleski, przypomnę, znalazł się, obok ks. Popiełuszki i ks. Małkowskiego,  na czarnej liście IV departamentu SB duchownych, wobec których zdecydowano się "w razie konieczności – sięgnąć po środki wykraczające poza dezinformację i dyskredytację".  Oto jeden z najbardziej prześladowanych w PRLu księży, który metody SB poznał na własnej skórze, gorący orędownik samooczyszczenia Kościoła, autor publikacji o metodach SB stosowanych wobec księży, staje w obronie o. Mądela.

Powraca pytanie, jak to możliwe? Jak to możliwe, że "ojciec" Turowski nie wzbudził podejrzeń służb watykańskich, a ojciec Mądela nie wzbudził podejrzeń ks. Isakowicza-Zaleskiego? Jakimi to diabelskimi sztuczkami agenci działający pod przykryciem uwiarygadniają się. Nie wiem jak jest w przypadku o. Mądela, ale ogólnie, metoda jest prostsza niż nam wydaje się. Polega na dokładnym dostrojeniu się. Jeśli ma się na to parę lat, nie jest to specjalnie trudne. Wystarczy ustawić agenta (lub kandydata na agenta) na  ścieżce życiowej, którą podążają zwalczane obiekty by szedł przez pewien czas wraz z nimi bez aktywności operacyjnej w izolacji od pracodawcy. Jedynym zadaniem takiego śpiocha jest zająć jak najwyższą pozycję w zwalczanej strukturze, bądź znaleźć się jak najbliżej osób najbardziej zagrażających. Jak to było w przypadku o. Mądela? Ks Isakowicz-Zaleski w swojej książce "Moje życie nielegalne" pisze:

"Badając akta archidiecezji krakowskiej, co rusz natrafiałem na dokumenty dotyczące rozmaitych zgromadzeń zakonnych. Między  innymi wpadło mi w ręce wiele teczek dotyczących księży jezuitów. Wynikało z nich, że klasztor przy ulicy Kopernika w Krakowie był bardzo mocno inwigilowany przez SB i że bezpiece udało się pozyskać kilku współpracowników spośród osób pełniących ważne funkcje w zakonie. Napisałem o dwóch duchownych, których SB zarejestrowała jako tajnych współpracowników o pseudonimach "Kazek" i "Janiszewski", a kopie tych listów przesłałem prowincjałowi.  Zależało mi na tym, żeby jezuici zaczęli czytać te akta. Poparł mnie w tych działaniach ojciec Krzysztof Mądel. Stąd się wziął wywiad dla Tezeusza (przyp.: portal tezeusz.pl prowadzony przez jezuitę Andrzeja Miszka) (...) Po prostu otwarcie, choć nie podając nazwisk, mówiłem o tym, co wyczytałem w aktach. (...) Wywiad wywołał poruszenie w zakonie. Miszk dostał najpierw zakaz publikowania w Tezeuszu jakichkolwiek informacji dotyczących współpracy jezuitów z SB, a następnie przeniesiono go do Wrocławia. Kilka miesięcy później przełożeni poinformowali go, że nie zostanie dopuszczony do święceń prezbiteriatu, a w listopadzie 2007 roku ostatecznie usunięto go z zakonu. Ojciec Mądel, który się za nim wstawił, został zesłany karnie do Kłodzka z zakazem wypowiadania się. Poprosił mnie, żebym 15 października, podczas pożegnalnej Mszy w bazylice na Kopernika, wygłosił kazanie. Czułem wtedy - i chyba wszyscy w kościele czuli - że ja będę następnym, który dostanie po głowie."

Pytanie, co takiego stało się z ojcem Mądelem w Kłodzku? Czy w ogóle coś się stało?

tumry

Tak to jest jak planowany jest jakiś model, a wychodzi Mądel. W takich warunkach 'mundrość' musi dojść do głosu, z czego skwapliwie korzystają hochsztaplerzy.