W czasach gdy wszyscy wokół knuli na potęgę

Przez Janko Walski , 07/05/2013 [20:50]

nie do wyobrażenia byłoby umoczenie w zbrodnie i kłamstwa czerwonych kogokolwiek z  knujących. Nie do pomyślenia byłoby umoczenie w zbrodnie i kłamstwa czerwonych Komorowskiego, Tuska, Mazowieckiego, Michnika i wielu innych. Nie do pomyślenia byłby ich udział w zacieraniu zbrodni komunistycznych, nawet drobnych, a co dopiero morderstw. To zmieniło się. Mocne oskarżenie? A czymże innym jest milczenie, bądź ledwo słyszalny pisk tych, którzy znaleźli się na świeczniku III RP, gdy depcze się ostentacyjnie prawo, gdy depcze się ostentacyjnie sprawiedliwość? 

Skąd wziął się klimat, dzięki któremu skompromitowana w PRLu do cna profesor, z niesłychanym tupetem i arogancją, w świetle jupiterów odgrzewa znów jako ekspert(!) ubeckie dezinformacje? Ławo zgadnąć, skoro np. Maleszka, wcześniej wskazujący trop przyjaciela psom ubeckim,  mógł zostać redaktorem piszącym o niegodziwości lustracji z pozycji etycznych i moralnych wyniesionej na sztandary GW. To właśnie antylustracyjna histeria kapusiów i szpicli odgrywających role autorytetów, Małachowskiego, Geremka, Drawicza, Szczypiorskiego, Kapuścińskiego i im podobnych wpisana na transparenty "zasypywania podziałów" Michnika otworzyła drogę do bezprawia jakie dziś nas osacza i dusi. Tak się bowiem dzieje, że jedno bezprawie rodzi kolejne i nic nie jest w stanie tego zatrzymać. Im wyższa pozycja umoczonych tym większe bezprawie, tym więcej nowych umoczonych i... tym większa siła TRZYMAJĄCYCH SMYCZE. Są to smycze podwójne, potrójne, w zależności od liczby prowadzących bądź wtajemniczonych. Często smycze wzajemne, tworzące UKŁAD ZAMKNIĘTY. WSZYSTKIE natomiast, włącznie z tymi, których nie ma w polskich archiwach, bo zostały przez ministra Mazowieckiego spalone, ma w swoich rękach Putin. Ostatnią partię made in PRL dostarczył również minister Mazowieckiego, ale to nie koniec. Rok 1989 przyniósł masową produkcję nowych smyczy. Trudno o lepsze warunki moczenia, wikłania i uzależniania niż pozostawienie na uprzywilejowanych pozycjach w czasie przełomu zdegenerowanych beneficjentów PRLu w sieci wielopoziomowych zależności służb, ich TW-podopiecznych i pomiotu - populacji nowych umoczonych, wciąż rosnącej i zapewne dominującej już  liczebnie.

W latach pięćdziesiątych Mazowiecki nie mordował. Jego sumienie obciąża coś znacznie gorszego. On włączył zielone światło mordercom jako licencjonowany (przez kremlowską agenturę rządzącą PRLem) autorytet - przedstawiciel Wierzących w najbardziej ponurych dniach socjalizmu, gdy do więzienia trafiało się za "szeptaną propagandę", którym to mianem określano nawet drobny żart z partyjnego kacyka! Podpisany przez niego słynny list domagający się skazania księży to tylko mała próbka jego aktywności z tamtych lat. On tę swoją twarz mordercom dawał nie mniej intensywnie niż zawodowa k.a d.y.  Mało ludzi wie, że i w latach sześćdziesiątych znalazł się raz jeszcze na froncie, tym razem oburzonych "zdradą biskupów".  Dzisiaj mazowieccy palą zielone światło dla zacierania starych niegodziwości i zbrodni. Gorzej, nastąpiła reprodukcja prosta, pojawiły się zastępy "autorytetów"-klonów, które palą zielone światła dla zacierania nowych niegodziwości i zbrodni. Zbrodni potwornych jak  smoleńska, jak "seryjne samobójstwa" i zbrodni "drobnych" jak szykanowanie nieprawomyślnych z użyciem potężnego aparatu państwa i dyspozycyjnego wymiaru sprawiedliwości. Dzięki starym i nowym umoczonym jesteśmy dziś krajem bandyckim, w którym państwo stało się największym przestępcą.

To bezprawie układa się w jeden ciąg ze zbrodnią założycielską PRLu - zbrodnią katyńską. Później były kolejne, jeszcze większe, dokonane pod nadzorem Bolesława Bieruta, agenta NKWD, pokój i postęp miłującego prezydenta PRL. Pozbawiony elit Naród przycichł, ale wciąż odradzał się.  Dlatego nigdy nie wykreślono mordu z listy dopuszczalnych środków ochrony interesów Kremla i służącego mu zdegenerowanego motłochu zajmującego z ich nadania najwyższe pozycje w hierarchii społecznej. Dzisiejszy dzień obliguje do przypomnienia jednego z najbardziej poruszających. Oddajmy głos Bronisławowi Wildsteinowi, przyjacielowi zamordowanego 36 lat temu przez SB studenta polonistyki i filozofii Stanisława Pyjasa. "Nie wiemy, kto ostatecznie dokonał aktu zbrodni. Możemy tylko w miarę precyzyjnie domyślać się, kto wydał rozkazy. Cały przebieg śledztwa prowadzonego w III RP pokazuje jej wszystkie ułomności i mankamenty. Widzimy, że jest to kraj postkomunistyczny, w którym w dużej mierze rządzą te same środowiska, co w PRL-u. I zrobią one wszystko, by nie rozliczyć zbrodni z tamtego czasu. Zwłaszcza jeśli uwikłane w nie są postacie, które nadal sprawują ważne stanowiska. Symboliczne wyroki w zawieszeniu dla esbeków mataczących w tej sprawie budzą głosy sprzeciwu niektórych publicystów. Ta próba zakwestionowania zbrodniczego wymiaru PRL-u jest ciągle obecna. I w niej jak w lustrze przegląda się współczesna Polska."