Nic nie wiem o działalności wybranego wczoraj Papieża. Tak jak zapewne 95% komentatorów. Bo powiedzmy sobie szczerze, ilu z nas potrafi wymienić nazwiska choćby 10 kardynałów (pomijając Polaków)? Chciałbym się zatem podzielić moimi uczuciami i odczuciami, które mi wczoraj towarzyszył, kiedy wybrano Ojca Świętego.
A więc Franciszek. Kiedy wczoraj kardynał czytał po łacinie imię owego papieża pomyślałem "piękne imię". Symbol nawrócenia, pokory, ubóstwa i ukochania zwierząt. Zatem powrót do korzeni chrześcijaństwa. Do samego jego jądra. Przecież Franciszek z Asyżu utożsamiał swoją osobą i działaniami nauczanie Chrystusa o ubóstwie i totalnym nawróceniu.
I druga myśl, kiedy nowo wybrany Papież stał na balkonie. Stał, patrzył i milczał. Jakby był zagubiony. A on wpatrywał się w te wiwatujące tłumy i miałem wrażenie, że modlił się za ten wiwatujący tłum. I pomyślałem wtedy, że to bardzo skromny człowiek. Stał milczący i wpatrywał się w tłum zgromadzony na placu. Nie miał w tamtym momencie nic z dostojnika kościelnego. Raczej wydawał się zagubiony, jakby niezbyt zachwycony z aplauzu, jaki towarzyszył wczorajszemu wydarzeniu. I to jest dobry prognostyk. Bo możemy mieć nadzieję, że Kościół pod jego przewodnictwem wróci do swoich korzeni. Oby. Niech Bóg błogosławi Franciszkowi na nowym etapie jego powołania.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1008 widoków