Sen papieża o Franciszku

Przez Smok Gorynycz , 14/03/2013 [01:57]
Papież Innocenty III miał już dość skarg na Franciszka. To jego nauczanie o ubóstwie, pokorze, szacunku wobec mniejszych. Te jego kazania do ptaków, dzielenie się wszystkim z każdym. Za namową wielu dumnych i bogatych kardynałów postanowił papież zdecydowanie ukrócić nauki Franciszka, zanim staną się zbyt niebezpieczne i dla spokoju hierarchów niewygodne. Ale zdecydował się jeszcze porozmawiać z wędrownym kaznodzieją, zwłaszcza, że nigdy go nie widział. Sam zresztą Franciszek od dłuższego czasu zabiegał o audiencję. W noc poprzedzającą spotkanie, papież miał straszny sen: wspaniała bazylika świętego Jana na Lateranie zaczęła się chwiać, ściany pękały, sypał się tynk. I nagle podbiegł jakis człowieczek, mały, niepozorny w brunatnym habicie. Podparł ramieniem świątynię i... pomogło! Kościół znów stanął niewzruszony, stabilny i dumny. Odetchnął z ulgą przez sen papiez Innocenty. Następnego ranka siedział pełen dostojeństwa i dumy na papieskim tronie, gdy do sali audiencyjnej wprowadzono wędrownego kaznodzieję, którego papiez zdecydowany był wykląć. Gdy ów podszedł bliżej, Innocenty zbladł, mało nie osunął się z tronu, kurczowo trzymał się podłokietników. To był on! ten niepozorny człowiek z jego snu, ten który wsparł chwiejący