Nawet podwójną dawkę. Pierwsza to to, że Leppera zabił... Jarosław Kaczyński. Najwyraźniej mało mu było ofiar katastrofy smoleńskiej, do której, jak dowodzą prominentni politycy obozu światłości, doprowadził.
Jak czytamy w "wyborczej.pl" na krótko przed śmiercią Lepper skarży się pracownikom, że media się nim nie interesują, że mówią tylko o aferze gruntowej, za którą Jarosław Kaczyński wyrzucił go z rządu, i aferze "praca za seks", a w której usłyszał nieprawomocny wyrok dwóch lat więzienia.
"Lepper - piszą śledczy - był osobą skrytą, zamkniętą w sobie, niedzielącą się na ogół swoimi problemami nawet z najbliższymi pracownikami i członkami rodziny. Nikt z najbliższych nie miał pełnej wiedzy, jaka była sytuacja finansowa Andrzeja Leppera". Jego syn o hipotece założonej na domu dowie się dopiero po śmierci ojca.
Prokuratura podsumowuje śledztwo: "Kiedy został odwołany ze stanowiska wicepremiera i ministra rolnictwa, część osób z jego otoczenia (w tym członkowie rodziny) zauważyła zmiany w jego zachowaniu. Wydawał się smutny, przygnębiony, następowało obniżenie nastroju".
Czyli sprawa jest jasna. Załamał się chłopina przez tego Kaczyńskiego, który go zniszczył bezpodstawnie jakąś aferą, której nie było, co udowodnił Janusz Kaczmarek i Ryszard Krauze. Śmierć prawnika Leppera, taśmy, wyrażanie obaw o swoje życie i wiele innych okoliczności nie miało najwyraźniej najmniejszego związku z "samobójstwem".
Dawka druga to ekstaza:
Około promila alkoholu we krwi wykazała sekcja zwłok chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego z Jaka-40, lądującego w Smoleńsku przed prezydenckim Tu-154. (...) Ciało powieszonego Remigiusza Musia znaleziono pod koniec października . (...) To on twierdził, że 10 kwietnia 2010 r. wieża kontroli lotów w Smoleńsku wydała załodze Jaka-40 oraz Tu-154 (a także próbującemu lądować przed prezydenckim samolotem rosyjskiemu Iłowi 96) zgodę na zejście do wysokości 50 m. Nie ma o tym słowa na nagraniach rozmów załóg jaka i tupolewa z kontrolerami, odczytanych z czarnych skrzynek. Śmierć chorążego dała powód do snucia rozmaitych teorii. Celują w nich ci, którzy wierzą w smoleński zamach, a także w tzw. "klątwę smoleńską", czyli w spisek mający na celu wyeliminowanie wszystkich "niewygodnych świadków".
Słowem facet upił się i powiesił, gdyż nakłamał i nie mógł dłużej żyć z tym kłamstwem. To, że nakłamał było oczywiste dla prokuratury, po co więc miała tracić czas na sprawdzanie taśm z Jaka-40.
Przy okazji, nie słyszałem, by ktokolwiek kiedykolwiek użył określenia "klątwa" w odniesieniu do seryjnego samobójcy, podobnie jak w odniesieniu do śmierci ks. Niedzielaka, ks. Suchowolca i dziesiątek następnych ofiar "skończenia się komunizmu" według pewnej lubianej kiedyś aktorki. Zważywszy wrodzoną postępowość redakcji GW może jednak cokolwiek dziwić określenie "seryjnego samobójcy" mianem "klątwy". Przede wszystkim narzuca się pytanie, czyjej? Ludzi honoru, od których mieliśmy się odpieprzyć?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 972 widoki