Mała dziewczynka. 4 a może 7 lat. Do domu starców w Groznym przyprowadzili ją nieznani obcy ludzie. Dziecko bez nazwiska, bez daty urodzenia. Wystraszone. Zachowujące się jak dzika kotka. Reagujące skuleniem i próbą schowania się najgłębiej jak można pod metalowym łóżkiem, na odgłos każdego huku. Nawet spadającej gdzieś w kuchni metalowej chochli. Dziecko zawszone, wychudzone, głodne, w podartych łachmanach. Bose. Na imię podobno ma Andżela. Ale czy to prawdziwe imię? Nie wiadomo. Dziewczynka nic nie mówi. Po miesiącu powoli zaczyna się otwierać. Daje się zbadać lekarzowi. Powoli zaczyna mówić i biegać po korytarzach domu starców rozweselając samotnych dziadków i babcie. I tak miała dużo szczęścia. Że przeżyła i że ktoś pomyślał by zapewnić jej jako takie bezpieczeństwo. Początek XXI wieku. Miejsce akcji Czeczenia.
Ten opis jest jak najbardziej autentyczny. Pochodzi z książki Anny Politkowskiej "Druga wojna czeczeńska". To jedna z dwu, spośród wielu historii opisanych przez korepondentkę "Nowej gazety", która kończy się happy endem. Dziewczynka znalazła dom poza "strefą operacji antyterrorystycznej" (jak Czeczenię nazywają rosyjscy wojskowi). Kończąc tę historię Politkowska pisze tak: "Mam fotografię Andżeli z nowymi rodzicami. Patrzy na mnie zupełnie inna buzia-żywe bystre oczy, szczery uśmiech, dumnie wzniesiona główka. W niczym nie przypomina tamtego dzikiego, bezdomnego stworzenia. Ale nie pojadę, żeby na nią popatrzeć, chociaż mnie tam ciągnie-miło jest widzieć radość po nieszczęściu. Nie jadę, bo nie chcę przypominać o tym, co było-ani jej, ani ojcu i matce. Niech o wszystkim zapomną-tylko tak mogą zbudować swoje szczęście."
"Druga wojna czeczeńska" liczy 232 strony. Każda z tych stron zapełniona jest opisem terroru. Ale nie jest to terror islamskich fundamentalistów. To terror rosyjskiego wojska. To terror skierowany przeciw ludności Czeczenii. To opis porwań dla okupu, zaczystek, pobić, bestialstwa rosyjskich żołnierzy. To opis gwałtów, rabunków, bezsensownej przemocy względem najsłabszych. To opis bezkarności rosyjskiego wojska. Od najwyższych generałów po szeregowych żołnierzy. To opis handlu żywym i martwym towarem, przeprowadzanym przez rosyjskich "chłopców".
Książka Politkowskiej jest przerażającym świadectwem. degrengolady rosyjskiego państwa. I ostrzeżeniem. Tam, gdzie nie ma sprawiedliwości ani miłosierdzia, Putin sam wysyła młodych Czeczenów w góry. Bo nienawiść to jest straszna broń. A na to, co dzieje się w Czeczeni można zareagować jedynie obłąkaniem lub nienawiścią.
Powinniście przeczytać tę książkę, wy wszyscy, którzy twierdzicie, że Putin jest partnerem do rozmów. Powiecie: to wojna. A tam nie istnieje prawo. To dorzucę wam jeszcze "Dziennik buntu". Ten opisuje działanie w praktyce państwa Putina. I jeszcze poprawię "Przestępcami z Łubianki" Litwinienki i "Śmiercią dysydenta" Goldfarba. A na deser zaserwuję wam "Wysadzić Rosję" też Litwinienki- otrutego polonem przez Ługowoja, który obecnie zasiada w Dumie. Tylko czy coś z tego zrozumiecie? Obyście nigdy nie stanęli w sytuacji, w której każą wam zapłacić okup za ciało zabitego ojca, matki, syna córki. Obyście nigdy nie musieli na własnej skórze odczuć, co znaczą w praktyce słowa Putina: "terrorystów dopadniemy nawet w kiblu". Przekonał się o tym pewien młody Czeczen, który poszedł za potrzebą do wychodka. Rosyjscy żołnierze wyczekali aż przejdzie przez podwórze, wejdzie do środka i wtedy odpalili pocisk. Dosłownie dopadli "terrorystę" w kiblu.
A prawdziwi terroryści? Basajew po rajdzie na Dagestan wrócił w góry. W asyście rosyjskiego samolotu. Ot, Putin walczy z terrorystami.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 1136 widoków