Wyspa bez ludzi

Przez jwp , 28/06/2012 [00:59]

…Wszędzie można mieć przyjaciół. Zależy to tylko od człowieka… - Daniel Defoe

Jest tylko jedna metoda na ten świat chory, uczynić z niego wyspę bezludną. Pozostać samemu, bez możliwości powrotu i jakiegokolwiek odniesienia. Nie licząc na Piętaszków wszelakich, w celu i w sprawie oraz na własne życzenia i potrzeby odnalezionych. Tak boimy się samotności, za wszelką cenę przed nią uciekamy nawet, gdy przyjdzie nam zapłacić słono za towarzystwo. Czy to wynik li tylko biegunów płci i niemożności samoistnienia, czy też brak odwagi przed własnym jestestwem i od zarania bycie z lub wśród.

Nie chcemy nawet cienia szansy sobie dać na odkrycie, czasem tu i ówdzie przemknie się chęć, tęsknota za uporządkowaniem wszechświata bez cudzych rąk. Zgoła samodzielnie. I rzecz nie w tym, by wyzbyć się rodziny, bliskich i znajomych. Nie łudźmy się, że najpiękniejszy lazur na wyspie bezludnej i kołdra z gwiazd jest w stanie zastąpić ciepło serc bliskich i dłoni splecionych. Deinstalacja więzi w każdym obszarze przebiega pomyślnie, coraz dalej jesteśmy od tych, co za płotem i drzwi w drzwi. Zbliżamy się pomyślnie do „nowowięzi”.

Tam gdzie najbliżsi sąsiedzi wychylają się z ekranu Wielkiego Brata. Obniżamy poprzeczkę w stadzie przed drzwiami do wspólnoty promocji i programów lojalnościowych. Jedni się zwołują przed Cielcem Nowym, choć starym jak świat, gdy inni żyją z ofiar przed nim składanymi. Są też osobniki szczególne, nadworne rzec by można. Te zawsze potrafią się odnaleźć. Nie kapłani, jeno ministranci w odpowiednich proporcjach łączący wodę z winem. A wierni z przekonaniem graniczącym z pewnością gęby nadstawiają rozdziawione.

Bo nic tak nie syci, jak sącząca się kroplówka. Na żer jednak trza czasem tłuszczy owieczkę wystawić i to jak widać snadnie im idzie. A to przeważa przyszłość, a innym razem wypominki idą w parze z Mrokiem Średniowiecza. My z innej epoki, zatęchli wiarą oraz patriotyzmem w szacie fobii i izmów. Une mądre, Boga nie widziały, to go nie ma. Tylko jakoś tak bez swojej wiary nie mogą się obyć, o ile to ich dekalog.

Mało kto ma jeszcze odwagę, by stanąć pośród tłumu samotnym. Ciągnie nas i wodzi za nos zatkany, owa siła przemożna, by wespół zespół. Króluje duchowy i intelektualny kołchoz. Spółdzielnie i współdzielne żywoty dobito. Człowiek samoistnym bytem nie zaczyna, ni też nie kończy podróży. Winien jednak na przystanku w drodze swej zaciągnąć się krztyną samotności. Brać na barki własne ciężar, być może zbyt wielki, jednak warty przygięcia kolan, by nie upaść. By obok nas nie upadli współbracia.

A nawet Anioły z podciętymi skrzydłami. Dzień, kolejny dzień razem, a tak naprawdę nikogo nie ma. Noc zamyka nas w pętli bezsennego osamotnienia. Tam, gdzie puls świata zamiera. A my, jak zwykle czekamy na przebudzenie, pełne ułudy i celuloidowych postaci. Wierzymy, że rankiem odejdą demony, zgaśnie lęk i zaludni się kraina samotności.

Uciekamy przed Podróżą do Wnętrza. łatwiej bowiem jest prześlizgnąć się po tafli kruchej, nie bacząc na ciemne otmęty. Byle tylko podeprzeć się słabością podobnych sobie, nie bacząc na poziom socjety. Tam pompka ego pracuje pełną parą. I tak stadnie na ruchomych piaskach kroczymy dziarsko, byle tylko za nas i w naszym imieniu. O tyleż łatwiej być w korowodzie, niż w poczcie, a tym bardziej w forpoczcie.

Niełatwo jest odrzucić pokusy, szybkie intelektualne randki, przypadkowy seks emocjonalny, gdy królują przyjaźnie przez małe „p”. Życie dostarcza nam tyle frustracji, że potrafimy nawet najgłębsze więzi sprzedać z byle powodu, a czasem zwykłej fiksacji. Czasy takie, że ni śluby żadne, nie też lata wspólne, nie są warte tyle, co akceptacja „masy ludzkopodobnej”.

A przecież tak niewiele trzeba, nadzwyczajniej „Powrotu do Przeszłości”. Wyjąć trzewia i poszukać pasożyta, który nas toczy. Jeżeli ogarniemy samotność, tylko wtedy możemy się znowu spotkać.

A póki, co polecam, by każdy odnalazł na dłuższą chwilę „Wyspę bez Ludzi” i pozmagał się sam ze sobą. Tylko od nas zależy gdzie i jakich mieliśmy, mamy i będziemy mieć przyjaciół. Tych prawdziwych i tych na własne życzenie. Czasem tak głupie jak pocieranie „Lampy Aladyna”.

Mam nadzieję, iż ten wpis spełnia wszystkie wymogi „Głębokiego Tekstu”.

A co kto wyczyta, to już kwestia rozważań „akademików” domorosłych.

A teraz wbrew postulatom,

 z innej beczki.

Ptak śpiewa o poranku,
Otwiera źródło w górze,
Ptak śpiewa o poranku,
Pije ze źródła światła.

Ptak śpiewa o poranku,
Całe swe życie słyszę,
Ptak śpiewa o poranku,
O miłość prosi ciszę.

Ptak śpiewa o poranku
O żalu i nadziejach,
Ptak śpiewa o poranku,
Słucham go ja i nie-ja.

Ptak śpiewa o poranku,
Źródło ze światła słyszę.
Ptak śpiewa o poranku
Nadzieję, radość, życie

Ach te muchi,
Ach te muchi,
Wykonują dziwne ruchi,
Tańczą razem z nami,
Tak jak pan i pani
Na brzegu otchłani.

Ref.
Otchłań nie ma nogi,
Nie ma też ogona,
Leży obok drogi
Na wznak odwrócona.
Otchłań nie je nie pije
i nie daje mleka.
Co robi otchłań?
Otchłań czeka. x2


Ej muszki panie,
Muszki panowie
Nikt się już o was
Nigdy nie dowie,
Użyjcie sobie.

Na krowim łajnie
Albo na powidle
Odprawcie swoje,
Odprawcie swoje figle.

Ref.
Otchłań nie ma nogi,
Nie ma też ogona,
Leży obok drogi
Na wznak odwrócona.
Otchłań nie je nie pije
i nie daje mleka.
Co robi otchłań?
Otchłań czeka. x3

Otchłań czeka x4

Tak jest, Staszku, czeka!

"Miałem ojca, miałem matkę,
Miałem braci, miałem siostrę,
Miałem też,
Miałem też przyjaciół trzech.
Było dobrze, było źle,
Ale zawsze jakoś było.

Potem ona się zjawiła,
Wszystko dla niej porzuciłem
I kochałem ją, kochałem,
Śmierci nic się nie lękałem,
Potem poszła, luty był,
Już nie żyje ten, co żył.

Nie mam ojca, nie mam matki,
Nie mam braci, nie mam siostry,
Nie mam też (szum wietrze, szum),
Nie mam też przyjaciół już.
Chodzę tu, chodzę tam,
W tłumie ludzi zawsze sam.

Nie mam już nic.
Nie mam już nic.
Ale też nikt mnie nie ma.
Nikt mnie nie ma.
Nikt mnie nie ma.
Nie ma mnie nikt.

Jestem niczyj.
Jestem niczyj.
Jestem niczyj."