Podstawowy przekaz, do którego od pierwszych chwil po tragedii smoleńskiej zaprzęgnięto media masowe w Polsce, w Niemczech, wszędzie gdzie tylko temat pojawił się, nadał Władysław Bartoszewski:"nic się nie stało". Ot wypadek, zawsze może się zdarzyć, zginęli ludzie, którzy praktycznie żadnej roli nie odgrywali i nic nie znaczyli, często frustraci. Zginęli przez głupotę i nieodpowiedzialność lidera prawicowego oszołomstwa i przez braki w szkoleniu polskich oficerów lotnictwa oraz pijanego dowódcę. Nie pozostaje zatem nic innego jak miłosiernie okryć wydarzenie milczeniem i, w wersji hard core à la tercet Palikot-Niesiołowski-Wałęsa, cieszyć się, że ubyło oszołomów. To do bólu fałszywe i cyniczne jak tłusta fizis Urbana wyjaśnienie ma uzasadniać milczenie.
Tymczasem temu przebłyskowi geniuszu Bartoszewskiego zawartemu w stwierdzeniu "nic się nie stało" przeczą WSZYSTKIE fakty jakkolwiek związane z niedoszłym upamiętnieniem ofiar katyńskiego ludobójstwa przez śp. Prezydenta. Proste rozumowanie już miesiąc po katastrofie nie pozostawiało wątpliwości, że była to z zimną krwią zaplanowana zbrodnia, masowe morderstwo, a właściwie ludobójstwo, zważywszy że ofiary zginęły za to, że były Polakami i broniły polskiej racji stanu. Mimo to narracja milczenia oparta na wytycznej Bartoszewskiego "nic się nie stało" ani na chwilę nie została zarzucona, nadal rozwija się i wciąż korkuje na dobre przepływ myśli w wielu głowach.
Nie w głowach decydentów, rzecz jasna. Prezydent Stanów Zjednoczonych, Francji, kanclerz Niemiec, premier Wielkiej Brytanii, ludzie zawodowo uprawiający politykę czerpiący wiedzę z różnych rządowych agend, służb specjalnych wiedzą co się stało. Musieli to wiedzieć lub dysponować silnymi przesłankami już wówczas, gdy odmówili mimo wcześniejszych zapowiedzi uczestniczenia w uroczystościach żałobnych. Dziwnym trafem masowe odwołania nastąpiły bowiem chwilę po tym jak zapowiedziano obecność na uroczystościach Miedwiediewa. Protokół wymagałby uściśnięcia ręki, a nie było jeszcze jasne, czy narracja oparta na wytycznej Bartoszewskiego skutecznie zatka prawdę. Z opresji wybawił pył wulkaniczny. Trudno było o lepszy pretekst.
Dlaczego zachodni przywódcy udają idiotów? Można odpowiedzieć pytaniem: dlaczego zachodni przywódcy z Rooseveltem na czele udawali idiotów gdy Karski przekazał dowody ludobójstwa prowadzonego metodycznie przez Niemców na "podludziach". Dlaczego nasi alianccy sojusznicy udawali idiotów, gdy wyszło na jaw ludobójstwo katyńskie? Dlaczego relacje z Chinami rozwijają radośnie mimo potwornej zbrodni na placu Tiananmen i eksterminacji Tybetańczyków? Dlaczego Zachodowi nie przeszkodziło w dobrych relacjach z Putinem ludobójstwo w Czeczenii, podbój Gruzji, wysadzenie bloków mieszkalnych, setki skrytobójstw, których ofiarami zawsze są ci, którzy weszli w drogę Putinowi?
Miał świat okazję dzięki wysłuchaniu publicznemu w PE dowiedzieć się o kłamstwie smoleńskim. Wysłuchanie, liczne manifestacje w Polsce, upublicznienie kolejnych ustaleń Zespołu Parlamentarnego ministra Macierewicza, zaangażowanie światowej sławy specjalistów, aktywność dyplomatyczna posłów Prawa i Sprawiedliwości to działania skierowane do światowej opinii publicznej.
Dowiedziała się już, że bez rozdzielenia wizyt i skandalicznego pogwałcenia procedur bezpieczeństwa przez ludzi Tuska do tragedii nie doszłoby, że niczym nie da się wytłumaczyć umieszczenia przed wizytą w polskiej ambasadzie skompromitowanych polskojęzycznych agentów moskiewskich pokroju Turowskiego, ze pogwałcono obowiązujące prawo i oddano śledztwo pułkownikowi KGB odpowiedzialnemu za państwowy terroryzm paraliżujący Rosjan oraz wszystkie sąsiadujące narody, że mimo bezprawnego przyjęcia trybu procedowania według załącznika 13 konwencji Chicagowskiej złamane zostały wszystkie jej wymogi, jeśli chodzi o zabezpieczenie i udokumentowanie śladów. Wreszcie dowiedziała się, że oficjalne raporty to stek bzdur i że miały miejsce dwa wybuchy tuż przed upadkiem.
Nic dziwnego zatem, że politycy zachodni uciekają od tematu, robią dobre miny do złej gry, kiedy góra do nich przychodzi, z rezerwą odnoszą się do Tuska, by nie trzeba było tłumaczyć się ze zbytniej zażyłości w przyszłości, gdy Tusk będzie siedział. Najchętniej zaś przyjmują wytyczną Bartoszewskiego: „nic się nie stało”.
Jedynie Merkel wyłamuje się i wyciąga pomocną dłoń coraz bardziej pogrążającemu się w bagnie, które sam stworzył. Dekoruje Tuska wysokim odznaczeniem, co jest jednoznacznym przekazem dla opinii publicznej: jest czysty!
Z pewnością ma świadomość jak drogo może za to dawanie fałszywego świadectwa zapłacić. Schroeder okazał się moskiewską kukłą jak tylko zakończył urzędowanie - kukłom Moskwa płaci. Merkel jest wschodnia, a tam donosił każdy. Być może drobna sprawa dała początek nieco większej i kolejno jeszcze większej, aż do dzisiaj. Strach się bać, ale faktem jest, że wzorem swojego poprzednika stała się rzecznikiem rosyjskiej ekspansji i politycznej i gospodarczej w Europie.
PS. Już po wrzuceniu powyższego dotarłem do następującego opracowania. To jest lektura obowiązkowa, jeśli chcemy cokolwiek zrozumieć:
http://andromeda.salon24.pl/349807,czego-nie-powiedzial-kaczynski-o-merkel