"Bohater" historii mojej małej Ojczyzny...

Przez GRA-FIK , 13/08/2009 [19:26]

Tekst ten powstał parę lat temu, ale akurat jest swego rodzaju rocznica tych wydarzeń i historii. Jego publikacja stała się powodem małego dreszczyku emocji. W tym momencie treść uległa trochę zmianie, bo część informacji stała się już nieaktualna, bądź umożliwiono mi dotarcie do wielu nowych. Niestety niewiele jest archiwów dostępnych w tej sprawie. Usunąłem też informacje zbędne mające tylko miejscowy koloryt, a nic nie wnoszące do tekstu. Nawet w białostockim oddziale IPN znalazło się niewiele informacji i zazwyczaj tylko te, które potwierdziły relacje słowne i wspomnienia paru ludzi. Tresć może kogoś tu zainspirować. Historia naszego kraju nie toczyła się tylko w wielkich miastach, znanych miejscach itd. Toczyła się tuż pod naszymi oknami, w najbliższej okolicy, a wokół nas żyli ci, co byli świadkami tej historii. Oto treść: Zaczęło się od tego, że major Henryk Merecki był patronem naszego hufca ZHP, z którym byłem związany najpierw jako Zuch a potem Harcerz. Przy ogniskach poznawaliśmy opowieści o bohaterze i jak z niego trzeba brać przykład. Składaliśmy kwiaty pod jego pomnikiem w Czerwonym Dworze. Co roku był uroczysty capstrzyk na cześć i ku pamięci „wielkiego” Polaka, bo Polakiem był. Nie był tylko zadowolony mój dziadek, który mi to później uświadomił.

Kim był Henryk Mercki? Cześć z nas na pewno nie kojarzy sobie tego nazwiska. Są jeszcze tacy, którzy kojarzą je sobie z nazwiskiem dowódcy oddziału partyzanckiego działającego w okolicach Olecka, a konkretnie w Puszczy Boreckiej. Tak więc znamy tylko półprawdy i legendy. Główną legendę o Merckim stworzył Aleksander Omilinanowicz – autor wielu książek o ruchu oporu i działaniach partyzanckich. Znałem bardzo blisko osobą, która miała o panu Omilianowiczu bardzo złą opinię: to nie jest człowiek, któremu można wierzyć, bo ma na swoich rękach krew ludzi z czasu, o którym pisze. Teraz wiem, co miał na myśli mój dziadek, bo on był tą osobą, która mnie uświadomiła. Wobec pana Omilianowicza toczył się proces z pozwu IPN. Był on oficerem Urzędu Bezpieczeństwa w Suwałkach i jednym z trzech najbardziej wykazujących się okrucieństwem w prowadzonych przez siebie przesłuchaniach. Dopóścił się też paru mordestw. Proces zakończył się skazaniem. Omilianowicz umarł, mając świadomość, że jest skazanym za zbrodnie człowiekiem.

Wróćmy do „bohatera”. Henryk Merecki urodził się we wsi Niemcowizna koło Suwałk w 1924 roku. W czasie okupacji działał w Armii Krajowej (na Suwalszczyźnie nie działały np. oddziały GL czy AL, choć pan Omilianowicz niejednokrotnie sugerował istnienie tych formacji). Był szeregowym partyzantem, walcząc najpierw w oddziale „Konwy”, a później „Romana”. Istnieje legenda (też dzięki książce Omilianowicza), że ciężko ranny podczas jednej z akcji bojowych, został w maju 1944 uprowadzony przez kolegów z niemieckiego szpitala w Suwałkach. Wielu twierdzi, że to jednak legenda. Nikt nie organizował specjalnie jakiś wielkich akcji, aby zająć się szeregowym członkiem AK. Na pewno wszystko odbyło się w konspiracji: leczenie i rekonwalescencja, ale nie ma potwierdzenia o jakiś specjalnych poszukiwań przez Niemców Mereckiego. Można bez przekory stwierdzić, że Niemcy wykonywali tylko i wyłącznie swoje „standardowe prace”. „Standardowości” niemieckiej okupacji nie trzeba omawiać.

Wkrótce szer. Merecki jako partyzant znający dobrze teren zgłosił się do bycia przewodnikiem dla sowieckich spadochroniarzy, którzy nawiązali kontach z AK. Pobyt wśród sowieckich komandosów zrobił na nim wrażenie. Imponowali mu wyszkoleniem, sprawnością i bojowością. Chodził z nimi na akcje. Wbrew zaleceniom AK, sowieccy spadochroniarze oprócz zadań zwiadowczych wykonywali wiele ataków na Niemców. Pociągało to konsekwencje w postaci akcji odwetowych na mieszkańcach suwalskich wsi. Sowieci traktowali Mereckiego jak oficera, a on czuł się widocznie ważny, bo zdezerterował z AK i przyłączył się do Sowietów. Po przeszkoleniu za linią frontu został awansowany do stopnia lejtnanta i zrzucony na terenie Prus Wschodnich.

Tu taka mała dygresja i ciekawa informacja Działalność tej grupy dywersyjnej stała się kanwą pierwszych teatralnych spektakli o Klossie. Jedna z akcji oddziału Merckiego była treścią „Stawki większej od życia”. Sceny finałowe z pierwszego odcinka serialu TV, kiedy to w płonącym domu, z którego udaje się ujść Klossowi, ginie radiotelegrafistka i partyzant-współpracownik, to historia Georgija Bagrowskiego (pseudonim „Hans”) i Tatiany Łanowickiej (pseudonim „Agnes”) z grupy Mereckiego, którzy zginęli 16 października 1944 w Gołdapi, namierzeni przez Niemców w identycznych okolicznościach, na strychu domu gdzie się ukrywali i skąd nadawali raporty. Grupa Henryka Mereckiego operowała z baz w Puszczy Boreckiej. W czasie jednej z akcji partyzanci zatrzymali samochód łącznikowy. Merecki, przebrany w mundur zastrzelonego w samochodzie kapitana Abwehry i zaopatrzony w jego dokumenty, penetrował bezpośrednie otoczenie Kwatery Hitlera (wilczy Szaniec) w Gierłoży, docierając do Giżycka i Węgorzewa. Po pewnym czasie Niemcy zorientowali się, że są infiltrowani i korzystając z nasłuchu, zacisnęli pierścień obław wokół Puszczy Boreckiej. Wtedy grupa Mereckiego, przebrana w niemieckie mundury, przebiła się przez linię frontu.

Jednak najistotniejsze jest to, jak Merecki został dowódcą jedenastoosobowego oddziału dywersyjnego działającego w Prusach Wschodnich z ramienia... sztabu wywiadu III Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej? Niejasne pozostaje, jak dokonała się ta przemiana bohaterskiego AK-owca (szeregowego) w oficera Armii Czerwonej i to nie byle jakiego, bo stanowiącego elitę NKWD grupę „Smiersz”, którego później Stalin odznaczył Orderem Czerwonego Sztandaru i awansował do stopnia majora. Trzeba przyznać nie, że bardzo wiadomo czym przyczynił się do takiego awansu, ale dokonania musiały być spore. NKWD (Narodnyj Komissariat Wnutriennich Dieł - Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych) to kojarzy sobie większość, ale o „Smiersz” wie ich niewielu. „Smiersz” (po rosyjsku smiert' szpionom) to utworzona na przełomie 1942/1943 tajna służba policyjna, której zadaniem była inwigilacja Armii Czerwonej, a także kontrwywiad, likwidowanie przeciwników politycznych, skrytobójstwa i inne „akcje specjalne”. „Smiersz” w Polsce działa głównie na terenach Białostocczyzny i Suwalszczyzny, gdzie przyczyniła się od roku 1944 do wywozu do rosyjskich obozów koncentracyjnych, rozstrzelania tysięcy członków ruchu oporu na tych terenach. „Smiersz” często likwidowała skrytobójczo przywódców ruchu oporu, którzy cieszyli się wśród ludzi dużym szacunkiem i poważaniem, a oficjalne aresztowanie mogłoby spowodować niezadowolenie lub nawet większe wystąpienia zbrojne. Uderzała celnie w środowiska niepodległościowe. Robiła to dzięki ludziom „tutejszym” i pracującym dla nich. Takim człowiekiem był właśnie Merecki, którego wysoki stopień i wysokie radzieckie odznaczenia bojowe jednoznacznie wskazują (mogą wskazywać), że to on był „autorem” większości informacji i skuteczności działania „Smiersz” na Suwalszczyźnie.

Latem 1945 roku sąd WiN (Wolność i Niepodległość – organizacja, która powstała po rozwiązaniu w lutym 1945 roku Armii Krajowej i mająca na celu dalszą działalność z nowym okupantem radzieckim i nową narzuconą władzą komunistyczną) wydał wyrok śmierci na majora NKWD (nie Wojska Polskiego, jak twierdzi wielu) Mereckiego. W czerwcu 1945 został zastrzelony na progu własnego domu w Niemcowiźnie przez grupę egzekucyjną WiN-u. Decyzja o wykonaniu tego wyroku była słuszna, mimo że dowództwo WiN spodziewało się sporych represji za likwidację najlepszego człowieka suwalskiego NKWD. Do tych represji doszło w lipcu 1945 roku. W ramach odwetu za śmierć Mereckiego (najlepszego i zasłużonego źródła informacji o suwalskim ruchu oporu), a wiąże się z tym wiele faktów i dowodów pośrednich choć ciężko to poprzeć dowodami, a te można by tylko uzyskać w archiwach rosyjskich, bo on nie był współpracownikiem polskiego aparatu represji, przeprowadzono wielkie obławy na członków ruchu oporu. Jedną z najbardziej znanych jest ta z Gib, kiedy to w niewyjaśnionych dotychczas okolicznościach zaginęło (najprawdopodobniej zostali rozstrzelani w pobliskich lasach) ok. 600 mieszkańców w większości członków AK i WiN. Po tym represje ze strony NKWD zmalały, a w 1946 roku wraz z rozwiązaniem „Smiersz” ich „obowiązki” przejęła „miejscowa” władza komunistyczna: Milicja Obywatelska i Urząd Bezpieczeństwa.

Henryk Merecki był zdrajcą. Zdradził nie tylko swych najbliższych towarzyszy broni, kolegów z Armii Krajowej, ale też ideały niepodległościowe Polaka. Wybrał drogę, dla zdobycia nieokreślonych bliżej celów działając w obcym mundurze i w ramach obcej nam armii. Nie znamy pobudek działania tego człowieka, ale możemy się domyślić, jakie one były, jeśli prześledzimy losy innych ludzi, który działali w podobny sposób. To losy zdrajców, działających z najniższych pobudek, niejednokrotnie towarzyszyły im najniższe instynkty: zazdrość, chęć zemsty czy imponowała im swoboda działania w praktycznie legalnym bandytyzmie. Mogli przecież zabijać bezkarnie, kogo tylko chcieli, robić i brać do woli. Osobiście nie chciałbym mieć w swoim dowodzie jako miejsca zamieszkania nazwiska bandyty, który miał na rękach krew swoich rodaków i dawnych towarzyszy broni. A taką ulicę nadal mamy... Takie ulice i nawet patronat nad szkołami, gdzie dzialała grupa Merckiego można spotkać bardzo często. Nadzwyczaj często. 

PS. Gdy ukazał się ten tekst, rodzina i znajomi Henryka Mereckiego chcieli wobec mnie wytoczyć proces o zniesławienie. Znalazł się nawet adwokat, który tej sprawy by się podjął. Dzięki pomocy ludzi, którzy udzielali mi wielu informacji i wiedzy na ten temat uzyskałem poparcie byłych żołnierzy Armii Krajowej i chęć do świadczenia przed sądem na moją korzyść. Przez pewien czas miałem telefony skłaniające mnie w dość niewybredny sposób do „odszczekania” moich słów. Głównym świadkiem oskarżenia miał być sam Aleksander Omilianowicz, który miał obalić moje kłamliwe słowa. Przynajmniej tak mi deklarowano. Niestety w międzyczasie pan Omilianowicz został skazany za zbrodnie jako były funkcjonariusz UB, a wyrok stał się prawomocny. Oskarżenie wycofało się po cichu z zarzutów, a telefony umilkł.

Bernard

wpisałem "szkoła" "Henryka" "Mereckiego". Znalazłem szkołę w Kowalach Oleckich. Taka nazwa tej szkoły znajduje się w Zoomi i na Naszej Klasie.

Ale...

Google wyszukał też stronę o uchwałach Rady Gminy "Kowale Oleckie". I szkoła w 2008 zmieniła nazwę :) Teraz nosi imię Jana Pawła II.

 

pozdrawiam
Bernard

GRA-FIK

W 2008 to już nawet nie kontynuowałem poszukiwań w tym temacie. Nadal pozostaje kwestia nazw ulic w naszym regionie. Sprawa pomnika pomnika/obelisku w Czerwonym Dworze pozostaje otwarta. Choć obecnie uważam, że takie pomniki powinny stać, aby czasem przypomnieć sobie i uświadomić, że było zło i kłamstwo. Dobrze, że chociaż nie ma już "izby pamięci" "bohatera"..
Czarek Czerwiński

jeszcze się uchowało. To, że do tej pory stoi pomnik szpiega oraz jest jego ulica to skandal do kwadratu. Ale jeśli parę osób z lokalnej społeczności się nie zbierze i nie pociągnie sprawy, to może być tak jeszcze długo..
Bernard

Powinna być chyba jakaś odgórna ustawa, bo inicjatywy oddolne się nie przebijają. Ludzie w ogóle są bierni, a gdy się dowiedzą, że trzeba wymieniać dowody itd to od razu są przeciw, bo to kłopot.
GRA-FIK

Ludzie nie chcą zmian. Zmiana nazwy ulicy to dla wielu zbyt duży koszt. Trzeba dokonywać zmian notarialnych, dowodów, wpisów administracyjnych... Do tego trzeba podjąć uchwałę władz miejskich, a za każdym razem znajdzie się choć jeden malkontent, który będzie szumiał, oskarżał i zaskarżał do wszelkich możliwych instytucji, mediów i do ONZ i Trybunały w Strasburgu... Ale to jeszcze nic! Do tego trzeba nowe tablice z nazwami ulic i numery... Wiecie ile przeciw temu jest zwykłego urzędniczego oporu? Takie "Nie bo nie!" Co prawda udało się pozmieniać Armii Czerwonej, na Armii Krajowej, Dzierżyńskiego na 11-listopada i Lenina na Kolejową... Ale działano z zaskoczenia i przy ogólnym entuzjazmie roku 1989! Teraz... to już ogniem nie ruszysz przyrośniętych tyłków do foteli.
GRA-FIK

nadawanie wszystkiemu co się da im. Jana Pawła II - to deprecjonowanie tej postaci i sprowadzanie do poziomu "króliczej łapki" na "szczęście"...
Domyślny avatar

Jest coś niesamowitego i strasznego w poprzednich wypowiedziach, jest wzmianka o bohaterach z AK i WiN, jest o autorze Omilianowiczu iż morderca U-bek itd. Żaden z Was nie zna historii, żaden nie poszedł choćby do sąsiadów zapytać się jak było./rodzeństwo Henryka jeszcze żyje/,ale najgorsze to to iż zachowujecie się jak "kibole" z boiska. Dla Was zabijanie chłopów li tylko dlatego iż chcieli żyć normalnie po wojnie przez bandytów to bohaterstwo. Proszę nie mylić prawdziwych bohaterów w czasie wojny. Jeśli zatem lata spędzone w obozie zagłady przez Omilianowicza nie robią na Was wrażenia, jeśli zamordowanie jego najbliższej rodziny również, jeśli powstaje pomnik "Ognia"-Kurasia tego nieustraszonego bohatera a dla mnie bandyty przez którego do dzisiaj płaczą sieroty jest dla Was symbolem walki o wolność...to wielka hańba dla WSZYSTKICH POLAKÓW. Obrzucić błotem to Wy Populiści potraficie, ile macie lat? kto Was nauczał historii? poszukajcie wozaków i niezliczonej liczby bezbronnych chłopów z waszego terenu wyzwolonych przez śmierć przez Waszych bohaterów z WiN i NOW. Oni nie mają dostępu do internetu i powielania takich oskarżeń.Myślę że ten śmietnik internetowy kiedyś będzie uprzątnięty i żadni "kibole" nie będą głosić racji z "mein kampf".
GRA-FIK

... śmiać się czy płakać. Omilianowicz bohaterem? O rany! Pobyt w obozie koncentracyjnym niczego nie usprawiedliwia. Nie robią na mnie wrażenia... Zwłaszcza, że nie wiadomo kim był w obozie koncentracyjnym. Cztery lata i powrócił do Suwałk w całkiem niezłej kondycji fizycznej (????) od razu składając podanie do UB. "Bohater" był wyjątkowym katem i oprawcą znęcającym się nad żołnierzami AK, WiN itd. Za wyjątkowe "zasługi" awansowano go na szefa UB w Nidzicy i Iławie w województwie olsztyńskim. Był tak jak Merecki współpracownikiem Smierszy. Dostał skromną nazwę od ludzi: "kat Suwalszczyzny" nie przyznawał się do tortur ani współpracy z NKWD i Smierszem (w 1945 r. w podaniu o przyjęcie do suwalskiego UB sam chwalił się tymi kontaktami). Dopiero przy konfrontacji z żyjącymi do niedawna świadkami zaczął na procesie burczeć o przyznaniu się. Występujący na procesie "kata Suwalszczyzny" świadkowie zapamiętali jego "metody" śledcze. Podczas przesłuchań zakładał im pas na szyję i ściskał go, uderzał głowami o ścianę, łamał paznokcie. Po takich "badaniach" Marian Piekarski trafił na salę sądu w Białymstoku, który w pokazowym procesie skazał go na karę śmierci. We wrześniu 1946 r. Piekarskiego stracono. Tak! Rodzina Mereckiego jeszcze żyje! Żyją też ludzie, sąsiedzi z Niemcowizny. Pamiętają buńczucznych członków rodziny. Pamiętają jak chodzili po wsi z bronią i zachowywali się jak bandyci. Brali co chcieli i robili co chcieli. Pamiętają też prawie nieustającą obecność czerwonoarmistów, oficerów NKWD. Ludzie w Niemowiznie po dziś dzień ściszają głos gdy jest mowa o Mereckich. Albo machają rękami. Kto ciebie, ojciec, uczył historii... "Ogień"/"Kuraś"? Tak płaczą sieroty. Po donosicielach, złodziejach, cwaniakach. Mam nadzieję, że takie popłuczyny jak Ty, bo epoce PRL obłudy i kłamstw odejdą w niepamięć. "Mein Kamf" jest tobie bliższa...
Domyślny avatar

Nie sposób przemilczeć wypowiedź GRA-FIKa. Takich herezji historycznych i histerycznych to nawet komuniści nie opisywali. Jeszcze raz piszę: Populisto opanuj się, nie opisuj bzdur powielonych przez Tobie podobnym ...... Nie potrafię znaleźć odpowiednika. Pojedź do Niemcowizny, pojedź do Suwałk, porozmawiaj, pojedź do więzienia w Barczewie. A najlepiej przeczytaj najlepszy dokument jakim jest książka Sławomira Poleszaka "Podziemie antykomunistyczne w łomżyńskiem i grajewskiem 1944-1957". Może wtedy coś zrozumiesz młody człowieku. Może wtedy nie będziesz wycierał sobie "buźki" p. Piekarskim a znajdziesz tysiące innych nazwisk. Niewiem kim jesteś ale z tamtymi wydarzeniami masz tyle wspólnego co ja z Królową Brytyjską. Ty nawet nie rozumiesz pojęcia zabójstwo, zabicie człowieka, ludzi. Dla Ciebie tamte czasy to "po partyzancie dziewczyna płacze", patos i urok romantycznych przeżyć. Policz bezbronne ofiary, NZW i WIN, porównaj bilans morderstw z jednej i drugiej strony, dodaj napad na Hrubieszów wspólny z UPA i wiele wiele innych. Brak mi słów, jedynie tylko to, że jednak hołota pegerowska nadal istnieje, że jak wygrali jedni to już mają popleczników, a jak przegrają? to.....wyszedł z obozu w dobrej kondycji. Polak, współpracujący z ruskimi z niemieckiego obozu....przeczytałeś kim był, ale kogo mu zamordowano to nie? Brak słów. Rodzina moja ginęła w obozach i na Syberii i po wojnie z dwóch stron, ale tak zakłamywać historię? Rodzina Rajsa "Burego" ma zaszczyty i profity a rodziny zabitych chłopów-wozaków? Opamiętaj się człowieku, chyba że nazywasz się Karl Denke.
Domyślny avatar

Może trochę szerzej o sprawie. Otóż zrozumiałem dla kogo piszecie i za ile. Na Twoim miejscu Grafik...chyba bym poszedł do kościółka i prosił o przebaczenie za używanie takiego jadu i fałszu. Dziś żaden z tamtych Bohaterów nie może się obronić więc zajmij się osobą p. Płużańskiego. Prześledź jego życiorys i zastanów się dlaczego mu tak zależy na wsadzaniu kija w mrowisko Polaków. Dziś nie jest tajemnicą że Prokuratura czy Niezawisłe Sądy.....wiszą przy szyjach polityków. Tak jak Amber-Gold czy inne afery. Ale wróćmy do meritum. Jeśli ktoś przeżył obozy koncentracyjne Ty zadasz pytanie dlaczego?. Jeśli ktoś traktował wszystkich więźniów jednakowo (Nidzica, Iława, Lubawa, Ostróda)i z taką samą surowością Ty powiesz że się pomylił. Jeśli komuś zabito w straszny sposób najbliższych... Ty pominiesz to milczeniem w duchu myśląc bardzo dobrze. Jeśli Sądy w Tamtej Polsce dawały szansę "Bębnowi" i wielu innym młodym wyklętym pomimo tylu "śmierci" na rękach..Ty cieszysz się że śmiertelnie chory starzec musiał "zdechnąć w Barczewie" choć doprawdy nie zabił nikogo...a to jemu zabito. Ty obnosisz się z powtarzaniem "Kat Suwalszczyzny" itd. Pomimo tego iż po wojnie wycierpiałem wiele, że byliśmy do końca prześladowani, że mieszkaliśmy w wielu miejscach Warmii, Mazur i suwalszczyzny, że sprawę Mereckich znam od podstaw jak i inne morderstwa tamtych lat. Ale nie jestem żądny krwi jak Ty i Płużański. Otóż po wojnie wysłano do Polski tysiące Żydów znających język polski, przeprawiano im nazwiska i imiona, obsadzano nimi newralgiczne "stołki" władzy. I to jest cała tajemnica kim jesteś Ty i Płużański czy moherowy beret. Dziś IPN to siedlisko Wam podobnych. Tak było i przed wojną. A najwięcej jest w USA. To tyle, może powtórzą się Kielce czy Jedwabne, może pamiętny 1968 a obrona Wolińskiej czy Michnika, nie warto pisać ale bez urazy.
Domyślny avatar

Witam, jakoś nie mogę doczekać się riposty na moje uwagi dotyczące Ziemi Suwalskiej i jej BOHATERÓW. Doprawdy słowo smiersz w Waszych ustach....tylko mnie śmieszy tak jak Wasza cała teoria spiskowa. Zrozumiałem z kim mam zacz....i jeżeli podacie że II WŚ wygrali "Syjoniści" też się z tym zgodzę. a w Smoleńsku załatwił naszego TU smiersz na polecenie dziadka Tuska przy akceptacji prokuratora Stanisława Zarako-Zarakowskiego z Kobrynia...co napewno miało związek z Łukaszenką i Oligarchą Chodorkowskim. Jak również z kochankiem Irmy Gresse w Oświęcimiu którym był Aleksander Omilianowicz i dlatego przeżył obóz, jednak o tym dowiedział się Henryk Merecki więc Stanisław Wnukowski zastrzelił dwóch Mereckich i po krzyku. Ale nie zupełnie...bo został jeszcze Bandera-Popiel w Monachium, więc smiersz załatwił go dmuchnięciem w ryło aby drugi raz nie umawiał się z Churchilem i Prilem przeciwko naszemu Wodzowi.Aby wszystko było jasne trzeba wskazać Bębna,wielkiego dowódcę z cenzusem (małego wzrostu, który to namówił "księżyca" W.Snarskiego aby przetrzepał trochę szeregi "bohaterów" co tenże uczynił...niestety płacąc głową z Szymkiem Urbanem. Ale za to Bęben swoją ocalił, czego nie można powiedzieć o S.Wnukowskim który swoją stracił na kolei przez Melanię Czokajło...która wcześniej już straciła głowę przez Bębna. A na koniec osławiony KAT SUWALSZCZYZNY ginie.....na nowotwór w więzieniu w Barczewie gdzie dopilnowuje tego PŁUŻAŃSKI i GRA-FIK bo....Kat ma 56 zarzutów w związku z materiałem wybuchowym na pokładzie Naszego TU rozbitego w Smoleńsku. Tak to pokrótce wygląda Nasza Historia I Nasze Powiązania, nie użyłem BOHATERÓW takich jak: Żwański, Rajs, Chmielowski, czy Kuraś, Glapiński, Małolepszy, Kopik i im podobni z UB jak Radkiewicz, Humer, Strąk, Dejmek i wielu, wielu innych.