Stefan Banach, czyli o kresach nie tylko z dziecinnym sentymentem

Przez Stowarzyszenie… , 15/04/2012 [11:01]
Kiedy w 1945 roku Polacy opuszczali kresy, oprócz ziemi i miast zostawiali tam coś więcej niż tylko kraj dziecinny, sentyment i nostalgię. Zostawiali tam także potężny dorobek polskiej, europejskiej nauki. Zostawiali wielką myśl matematyczną, techniczną ale również i filologiczną, filozoficzną czy zwyczajnie „etos” nauki, do którego powrotu obecni uczeni powinni dążyć z całych sił. Wyszłoby to z wielką korzyścią nie tylko dla ich uniwersytetów ale i dla Polski. Ciekawe ile osób zdaje sobie sprawę z tego, iż Lwów w latach 30 XX w. był mekką dla uczonych z Niemiec, Anglii czy USA? Było to spowodowane działalnością wybitnych jednostek wśród których był niewątpliwie Stefan Banach, matematyk i patriota. Jego odejście- wybitnego polskiego uczonego, jednego ze współtwórców lwowskiej szkoły matematycznej symbolicznie zbiegło się z upadkiem tejże właśnie szkoły czy szerzej polskiej nauki kresowej a sama śmierć nastąpiła tuż przed jego wyjazdem na przygotowaną mu katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zmarł 31 sierpnia 1945r. pozostawiając po sobie wiele, według niektórych wiekopomnych, dzieł oraz wybitnych uczniów, którzy często później zmieniali oblicza historii. Że wspomnę tylko o Stanisławie Ulamie- współtwórcy amerykańskiej bomby termojądrowej. Kim był zatem uczony Banach i inni uczeni tamtego okresu zamieszkujący Lwów?? Ludzie którzy sprawiali, że na Kresy, w rejony biedy, niedostatku i szalejącego nacjonalizmu zarówno Polskiego jak i Ukraińskiego wpatrzonych było wiele oczu z wysokości różnych katedr uniwersyteckich Europy. Zacznijmy od początku. . . Stefan Banach urodził się 30 marca 1982r. w Krakowie. Jego ojcem był służący w wojsku austriackim Stefan Graczek z którym jak się wydaje przyszły naukowiec nie miał zbyt dużych kontaktów. Matki- Katarzyny Banach prawdopodobnie nie znał wcale. Oddany został przez ojca na wychowanie do Franciszki Płowej, prostej kobiety, właścicielki pralni. Jak widać początki nie wskazywały, że oto narodził się nowy geniusz matematyki, który chociażby z przyczyn finansowych miał marne szanse na rozpoczęcie studiów. Uczęszczał on do I Gimnazjum im. Bartłomieja Nowodworskiego w Krakowie. Już wtedy wykazywał wybitne zdolności matematyczne i umiejętności logicznego myślenia. Po maturze rozpoczął się okres jego życia który pokazuje nam jak bardzo ważna jest praca nad sobą nawet mimo nieprzychylnych możliwości startowych bo szczęście może uśmiechnąć się tylko do osób które działają- Banach miał zarówno dużo szczęścia jak i dużo pracował. Wydaje mi się iż jest to mieszanka nieprzypadkowa. Uczony po maturze rozpoczął prace w jednej z księgarni krakowskich. Tam właśnie rozpoczął studiowanie jako całkowity samouk. Wystarczyły mu leżące tam książki i jego własna pasja. Udało mu się zdać egzamin częściowy na Politechnice Lwowskiej na wydziale Inżynierii Lądowej. Okres I wojny światowej z powodu wady wzroku a po części także leworęczności zamiast na froncie spędził przy budowie dróg. W tym momencie nie wiadomo jak potoczyłyby się jego dalsze losy, przypominam, że wciąż studiował w całkowitym osamotnieniu kierowany zwykłą pasją, gdyby nie naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności. Dr. Hugo Steinhaus był świadkiem rozmowy Banacha z kolegą na temat jednego z zagadnień matematycznych, rozmowa ta zainteresowała go na tyle, że włączył się do niej poznając młodego pasjonata matematyki. Szybko poznał się on na młodym geniuszu czego dowód niech stanowi jego własny cytat z początku niniejszego felietonu. Dzięki zauroczeniu Steinhausa Banachem ten drugi otrzymał 1920r. pracę (asesurę) na Wydziale Mechanicznym Politechniki Lwowskiej. Teraz jego biografia nareszcie mogła zacząć toczyć się właściwymi torami. Habilitował się w 1922r. otrzymując tytuł profesora nadzwyczajnego. Profesorem zwyczajnym został 1927r. Warto może w tym miejscu przypomnieć, że doktoryzował się nie posiadając dyplomu ukończenia studiów. Nie wiem jak wyglądałaby jego kariera współcześnie- na ile ta nietypowa ścieżka kariery byłaby możliwa dzisiaj. Dano szanse samoukowi. Późniejsze dokonania Profesora zresztą potwierdziły, że słusznie. Tytułów doktorskich oraz profesorskich na uczelniach galicyjskich, bo mowa tu zarówno o Krakowie jak i Lwowie nikt nie rozdawał w ówczesnych czasach za darmo. Nawet otrzymanie tytuły honoris causa nie miało w sobie nic z dzisiejszych zagrywek politycznych uniwersytetów które chcą zareklamować tymi tytułami bardziej swoje uczelnie niż ludzi nimi nagradzanych. Były to piękne czasy niezależności uniwersyteckiej. Raptem 30 lat po tym jak Maria Skłodowska-Curie przecierała swoje naukowa szlaki na uniwersytetach paryskich. Stanisław Banach wszedł w pracę naukową na całego. Wokół niego i Hugona Steinhausa zaczęli zbierać się najlepsi studenci tworząc lwowską szkołę matematyki. Założono czasopismo „Studia Mathematica”, które poświęcono gałęzi matematyki jaką jest analiza funkcjonalna. Czasopismo te wydawane było w językach, których zwykli używać matematycy w Europie- po angielsku, niemiecku, francusku. Szybko zresztą przestało być ono tylko wewnątrz uczelnianą gazetką. Można ją było znaleźć na większości liczących się katedrach matematyki. Banach jest autorem ponad 60 prac naukowych. Po ukazaniu się drukiem dzieła Théorie des opérations Linares, które to wpłynęło na rozwój analizy funkcjonalnej zostaje on poproszony o wygłoszenie odczytów plenarnych na Międzynarodowym Kongresie Matematycznym w Oslo w 1936r. Jest oczywiście członkiem wielu towarzystw naukowych i laureatem nagród. Nie miejsce by wszystkie je tu wymieniać. Zachęcam do przeczytania, którejś z jego biografii. Tuż przed wojną zostaje jeszcze wybrany prezesem Polskiego Towarzystwa Matematycznego. Zajmował się on sam czy we współpracy takimi zagadnieniami jak np. teoria miar, równania Maxwella czy stworzył pierwszą aksjomatyczną definicję przestrzeni, nazwaną później jego imieniem. Z wieloma matematykami szkoły lwowskiej spotykał się oprócz katedry także w Kawiarni Szkockiej. Lokalu, który mógł się poszczycić tym iż jego klienci w trakcie picia koniaku rozwiązywali lub próbowali rozwiązać najtrudniejsze ówczesne zagadki matematyczne. Był to lokal niezwykły. Został on wybrany przez uczonych dlatego, iż pozwalano im tam zapisywać na blacie stołu równania matematyczne tudzież inne „bazgroły” o którym gości deliberowali później przez długi czas. Po ich wyjściu często sprzątaczka zmywała je ze stolika, przez co, kto wie, może utraciliśmy jakieś ciekawe teorie. Świadomi tego za namową żony Banacha, Łucji zaczęli pisać swoje teorie podczas nocnych posiedzeń w lokalu w zakupionym przez nią zeszycie, który istnieje do dziś a który znajduje się obecnie w posiadaniu syna Banacha. Problemy, zagadki zawarte w tym zeszycie stanowią duże źródło zainteresowań matematyków niemalże do dziś. W 1979r. zorganizowano w Teksasie specjalną konferencję poświęconą temu zeszytowi. Niezwykłe!!! Zeszyt ten nazywany jest Księgą Szkocką i jeśli wpiszecie te hasło w google na pewno sami się zdziwicie jak dużo mitów i legend krąży wokół tego zeszytu. Czy wyobrażacie sobie wasze zapiski ze studiów wystawione na allegro sięgające milinów złotych. Gdyby wystawić ten zeszyt wydziały matematyki uniwersytetów biłyby się o niego nie gorzej niż fani Jacksona o jego kosmyk włosów. Pokazuje to niezwykłą potęgę polskiej nauki matematyki na kresach. Na zakończenie tej biografii szybko dodam jej smutny koniec. W czasie okupacji niemieckiej, ze względu na zamknięcie szkół Profesorowie wielu wydziałów, wielu uczelni musieli walczyć o byt. Niektórzy zginęli w Katyniu czy od regionalnych czystek inteligencji dokonywanych przez Armię Czerwoną. Niektórzy jak Hugo Steinhaus musieli się ukrywać będąc pochodzenia żydowskiego. Lista wybitnych straconych nazwisk jest długa; Stefan Kaczmarz, Antoni Łomnicki, Włodzimierz Stożek i wielu innych. Sam Banach aby przeżyć i uniknąć czystek musiał zatrudnić się jako osoba, której ciało wykorzystywano do badań medycznych a mianowicie karmił sobą wszy. Dzięki temu nie musiał obawiać się łapanek- jednakże prawdopodobnie przyczyniło się to do jego przedwczesnej śmierci na raka płuc i ostatecznej śmierci słabego organizmu. Tak oto rozpadała się słynna szkoła lwowska. Wyobraźcie sobie teraz, że historia potoczyła się inaczej. Że Ci którzy przeżyli nie byli obywatelami drugiej kategorii jako niepewny element w PRL-u. Że współtwórca amerykańskiej potęgi nuklearnej i uczeń Banacha przesiadujący jako student w Kawiarni Szkockiej chłonący co mówili jego profesorowie Stanisław Ulam nie musiał uciekać z kraju. Że wielu z nich po prostu przeżyło i mogło kontynuować swoją pracę. Być może obok Japonii czy Kalifornii mielibyśmy jeszcze jedną światową „krzemową dolinę”? Galicję! Nieprawdopodobne? Jeśli spojrzeć na osiągnięcia naukowe uczelni lwowskich z przed I wojny światowej i porównać je z okresem tuż przed II wojną światową to przy założeniu dalszego rozwijania poziomu tych ośrodków na pewno nie niemożliwe. Jest to już tylko gdybanie. Pierwsze komputery, broń atomowa, osiągnięcia sięgające kilku nobli z matematyki, fizyki?? Wszystkie odkrycia zostały oparte na wcześniejszej teoretycznej pracy któregoś ze współpracowników Banacha. Więc może jednak polska przedwojenna biedna galicyjska krzemowa dolina?? Dla rozważenie na przyszłość zostawiam czytelnikom czy obok Gdyni, Cop-u, zjednoczenia kraju po trzech rozbiorach nie warto byłoby dodać do sukcesów II RP również wkładu w światową myśl matematyczną. Rocznica śmierci Stefana Banach przypada 30 marca 2012r. Michał Pietrzak Za: http://www.goniecwolnosci.pl/archiwum/4-2012/stef…