Przeczytałem najnowszy felieton Roberta Tekieli z Gazety Polskiej. Szczególnie interesujący jest końcowy akapit, który przytaczam poniżej:
A co do kwestii niemieckiej. Kiedy patrzę na zdjęcia przedstawiające niemieckich żołnierzy przygotowujących się do wojny, czuję jednak niepokój. Zdjęcia z niemieckiego poligonu pod Letzingiem mimo iż przedstawiają sojuszników, z którymi walczymy ramię w ramię w Afganistanie, nie dają mi spokoju. Od czasu gdy Niemcy doprowadziły do rozpadu Jugosławii swoimi gwarancjami dla Słoweńców i Chorwatów, musimy zwyczajnie patrzeć naszym zachodnim sąsiadom na ręce. Tym bardziej, że gdy spojrzymy na mapę tego kraju, jego stolica znajduje się nienaturalnie na jego wschodnich peryferiach. Zbyt blisko naszych granic. Zbyt blisko.
Faktycznie, choć sprawa wydaje się znana, warto przypominać, że to właśnie Niemcy dążyły do rozpadu Jugosławii. Jaki miały w tym interes, trudno dociec. Najpewniej istnienie suwerennej Jugosławii stałoby w poprzek procesu zjednoczenia Europy pod niemieckim panowaniem. O wiele łatwiej jest manipulować i gospodarczo ubezwłasnowolniać małe, skłócone państewka, niż silne państwo o powierzchni ponad 250 tys. kilometrów kwadratowych. Jak strategicznie ważnym dla Niemiec celem było rozbicie Jugosławii niech świadczy też ciekawy tekst Andrzeja Lubowskiego. Na szczycie w Maastricht Niemcy gotowe były ustąpić w wielu kwestiach, byleby tylko niepodległość Chorwacji i Słowenii zostały uznane przez wspólnotę międzynarodową, sam Lubowski tak pisze o tych wydarzeniach:
Gdy w 1991 roku kilka republik, w pierwszej kolejności Chorwacja i Słowenia, szykowało się do secesji, Stany Zjednoczone obawiały się, że pośpieszne uznanie ich niezależności przyśpieszy rozpad Jugosławii, z konsekwencjami przypominającymi te sprzed pół wieku. Wysoki rangą dyplomata amerykański, bliski negocjacjom unijnym, już wiele lat temu przedstawił mi amerykańską wersję wydarzeń. 26 czerwca 1991 roku sekretarz stanu USA James Baker spotkał się w Belgradzie z przedstawicielami rządu federalnego i prezydentami republik: Miloszeviciem (Serbia), Tudźmanem (Chorwacja), Kuczanem (Słowenia), Izetbegoviciem (Bośnia), Bulatoviciem (Czarnogóra) i Gligorowem (Macedonia). Baker apelował do Tudźmana i Kuczana, aby powstrzymali się od deklaracji niezależności, bo doprowadzi to do rozlewu krwi. Obaj apel zignorowali i następnego dnia Chorwacja i Słowenia ogłosiły niepodległość. Republika Serbii potępiła secesję i wkrótce doszło do walk armii jugosłowiańskiej (zdominowanej przez Serbów) i serbskich ochotników z oddziałami słoweńskimi i chorwackimi. Walki serbsko-słoweńskie ustały po kilku dniach, serbsko-chorwackie toczyły się do końca roku. Zabitych zostało około 20 tysięcy ludzi. Przez następne pół roku USA zabiegały o to, aby społeczność międzynarodowa, a szczególnie kraje Wspólnoty Europejskiej, tego aktu nie uznały. We wrześniu niepodległość ogłosiła Macedonia.
Zanim doszło do szczytu w Maastricht (17-18 grudnia 1991), Wlk. Brytania, Francja i Grecja obiecały Amerykanom, że nie uznają niepodległości Chorwacji i Słowenii. Grecki premier Konstantinos Mitsotakis złożył taką gwarancję prezydentowi G.H.W. Bushowi w Gabinecie Owalnym 9 grudnia 1991. Wszystkie trzy kraje swoje słowo złamały. Dlaczego? Bo poddały się presji Niemiec.
Niemieccy negocjatorzy, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów Hans Tietmeyer (potem wieloletni szef Bundesbanku) i ówczesny prezydent Bundesbanku Karl Otto Pöhl, uważali, że unia monetarna bez unii fiskalnej to szaleństwo. A jednak Niemcy zrezygnowały ze swego długo i uparcie powtarzanego żądania, aby unii monetarnej towarzyszyła unia fiskalna. W zamian uzyskały od pozostałych 11 krajów członkowskich Unii zgodę na uznanie niepodległości Chorwacji i Słowenii, co, jak jak słusznie przewidywali Amerykanie, przypieczętowało rozpad Jugosławii i doprowadziło do walk w Bośni i Kosowie.
Cała ta historia jest tym bardziej nieprzyjemna, gdy przypomnimy sobie, że różnice kulturowe między mieszkańcami poszczególnych niemieckich landów są nie mniejsze niż te występujące między Chorwatami, a Serbami. Bawaria to kraj katolicki, podczas gdy Saksonia jest w całości ewangelicka. Różnice występują też w dialektach języka niemieckiego, które wykazują nawet większe regionalne zróżnicowanie niż słowiańskie języki bałkanów. Dlaczego więc, niemal równocześnie z jednoczeniem się Niemiec, na Bałkanach trwały rozpad i bratobójcze walki?
Ważnym faktem, na który zwraca też uwagę Robert Tekieli, jest dynamiczny rozwój niemieckiej armii. W 2010 roku, na zbrojenia, państwo niemieckie wydało aż 45 mld. dolarów! To niewiele mniej niż Wielka Brytania, 59 mld, i znacznie więcej niż Polska, której wydatki na obronność w roku 2010 wyniosły tylko 8.5 mld dolarów (pięć razy mniej). Niedawno przeczytałem też informację, że do 2020 roku Wielka Brytania wycofa siły zbrojne i zlikwiduje wszystkie bazy na terytorium Niemiec. To diametralnie zmienia układ sił w Europie.
Patrząc z tej perspektywy, niepokój wobec niemieckich poczynań jest rzeczywiście uzasadniony.