Ruso-Sowiety w 2005 roku z wielką pompą (obecność metropolity Aleksego II i prezydenta Putina na centralnej akademii) obchodziły 625 rocznicę bitwy na Kulikowym Polu, w której wojska moskiewskie pod formalnym dowództwem Dymitra (późniejszy święty prawosławny zwany Dymitrem Dońskim), pokonały część zachodnią Złotej Ordy dowodzoną przez Mamaja. Jak to jest w zwyczaju Rosjan cała otoczka tego święta została zblagowana, gdyż sukces ten przedstawiono jako operację ratowania chrześcijańskiej Europy przed szykowaną jej przez Mongołów apokalipsą. Tymczasem my Polacy, czy chcemy czy też nie, jesteśmy jakoś w tę historię włączeni choćby dlatego, że to my od połowy XIII w. byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa (1241 r. - w bitwie z Mongołami pod Legnicą zginął Henryk II Pobożny książę śląski, krakowski i wielkopolski; historia hejnału krakowskiego), oraz tak się dziwnie złożyło, że uczestnikiem wydarzeń z 1380 r. był niejaki Jagiełło (jako Władysław II Król Polski od 1383 r.). Dlatego też gwoli prawdy powinniśmy zarówno Europie jak i własnemu Narodowi przypomnieć jak to było na tym Kulikowym Polu. Krótko mówiąc powinno nam zależeć na rzetelnym przedstawieniu tych wydarzeń. A prawda była taka, że Jagiełło będąc sojusznikiem Mamaja nie wziął udziału w bitwie. Że tak będzie musiał wiedzieć Dymitr, gdyż tak ją zaplanowano, iż nie przewidziano żadnych sił do obrony pozycji z kierunku ewentualnego natarcia sił litewskich. Krótko mówiąc Jagiełło zdradził sojusznika Mamaja. Po bitwie natomiast wyciągnął z zaistniałej sytuacji korzyści, atakując część wojsk Dymitra, rozpraszając je i pozbawiając łupów. W konsekwencji opanował a następnie włączył niemały kawał ziem moskiewskich do swojego Księstwa. Właściwym wodzem zwycięskich wojsk walczących z Mongołami był natomiast nie Rusin Dymitr moskiewski, a Litwin też Dymitr wnuk Gedymina, zatem brat stryjeczny Jagiełły zwany Koriatowiczem. W tym kontekście zachowanie się późniejszego króla Polski, jawi się zupełnie inaczej i oznacza tyle, że bracia ubili wspólny interes, przy którym pożywiła się również Moskwa (Jagiełło ciągle ubijał jakieś interesy ze swoimi braćmi w 1410 ze stryjecznym - Witoldem pod Grunwaldem). W roku 1382 wódz Tochtamysz, który przejął schedę po Mamaju, podopieczny Timura Chromego (z największym wodzem tamtych czasów - Tamerlanem żartów nie było) zdobył, a następnie zniszczył Moskwę. Obroną miasta kierował znów nie Dymitr, który z miasta uciekł (Kostroma), rzekomo organizować odsiecz, która nie doszła do skutku (uciekł także metropolita Cyprian - do Tweru), - a Litwin wnuk Olgierda Ościk czyli bratanek Jagiełły (względnie siostrzeniec tego nie da się jednoznacznie ustalić - Rusini nazywali go Ostej). Jak widać cały gniew Mongołów został skierowany na Moskwę a nie na Litwę, która wyciągnęła z tej całej sytuacji największe korzyści. Od tamtej pory Moskwa była zmuszona płacić Ordzie coroczną daninę, a syn Dymitra Wasyl musiał przebywać w Saraju przez 4 lata jako zakładnik. Wszystkie te wydarzenia zmieniły układ sił, ale nie tyle na korzyść Moskwy, jak się usiłuje przedstawić, ale Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego skutkującego Unią w Krewie z 1385 r. Rok 1382 był więc ostatnim w dziejach obu krajów, w którym funkcjonowały one zupełnie osobno i to był niechciany choć podstawowy wkład Dymitra Dońskiego, w dalekosiężnie rozumiany rozwój sytuacji politycznej tamtego okresu. Ten święty prawosławny wsławił się jeszcze jednym wyczynem. Nakazał mianowicie powracającemu z Konstantynopola Metropolicie Kijowa i całej Rusi Pimenowi zerwać z głowy mitrę (białą zatem najświętszą) mimo, że ten wiózł akt nadania mu najwyższej władzy przez ówczesną stolicę prawosławia i natychmiast go uwięził. Stało się to w Kołomnie pod Moskwą. Fizycznie zrobił to tzw. prystaw, osoba zawsze obecna, tam gdzie na prawosławnej Rusi była duża polityka i pilnująca intersów swojego mocodawcy. Tak więc w stosunkach z Ruso-Sowietami trzeba trzymać rękę na pulsie i jak swoim zwyczajem zaczynają 'tworzyć niebyłe historie', natychmiast reagować. W opisywanym przypadku mogłaby to być zorganizowana w 2005 r. duża konferencja, powiązana z jakimiś politycznymi uroczystościami na okoliczność 620 lecia Unii Krewskiej. Konferencję tę możnaby było zorganizować wspólnie z Litwinami, a nawet z Ukraińcami i Białorusinami. Sposobność jednak przepadła. Następna w 2010 również. Może ta w 2015 r. doprowadzi do czegoś istotnego. Tak się robi politykę z Ruso-Sowietami, trzeba pamiętać o swoich atutach, inaczej będą nas mieli za głupków. Może historyk "Jezus" Maria Karol Bronisław to wreszcie pojmie i wyjdzie ze stosowną inicjatywą?
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 699 widoków
Bez-"nadziejia"
Bardzostarywyborca