"Zemsta..." z miłości do muzyki [WIDEO]

Przez Jarosław Topa , 13/02/2012 [22:45]
Pewien komentator sportowy ma w zwyczaju podkreślać animusz drużyny piłkarskiej, określając ich boiskowe dokonanie zdaniem: „rozpoczęli mecz z wysokiego C”. Nie jestem krytykiem muzycznym, ale miłośnikiem kilku muz jednocześnie mogę być – a jak! Zawężając, moje przygody muzyczne rozpoczynają się zazwyczaj dość niespodziewanie. Czasami mają smak pierwszej miłości – niepewność wymieszana z podekscytowaniem. Przy okazji wałeckiej premiery „Zemsty Nietoperza” J. Straussa syna (albo drugiego, jak kto woli), przypomniałem sobie w myślach pewną operową scenę z Julią „Pretty Women” Roberts (rozwiązanie w „Rozmowie Tygodnia” - proszę wychwycić to pytanie). Drugi raz w życiu wysłuchałem operetki, i nie wiem jak inni widzowie, ale miałem szczęście, bo „Zemsta...” nie jest pamiętliwa a godna zapamiętania. Przemiłe doznanie, kilka dłuższych chwil przeplatanych salwami niekontrolowanego śmiechu. Niemal zapomniałem, za tłumaczeniem libretta stoi sam Julian Tuwim. Poeta, którego Maciej Maleńczuk wskazuje jako mistrza sztuki rymowania – niepretensjonalnego, a zabawnego i zaskakującego. I takaż jest warstwa tekstowa „Zemsty...”, w którą artyści z koszalińskiej filharmonii wpletli współczesne żarty (o jednym wspomina w wywiadzie maestro Silva). Dwie sprawy zanim zamilknę. Fragmenty operetki w filmie powyżej. Czy wiedzą Państwo czym jest synestezja? To szerokie pojęcie, ale niektórzy muzycy, np. pianiści, postrzegają muzykę jako barwy. Każda fraza, dźwięk ma inny kolor. Dodam od siebie, „Zemsta Nietoperza” na kilka godzin otuliła nas wiosenną burzą kolorów, ale harmonijnie dawkowanych.