Jednak po pierwszym szoku Wiktor zaczął sobie przypominać inne podobne przypadki za naszą wschodnią granicą. W 1999 roku w Moskwie i Wołgodońsku wybuchły bloki mieszkalne, a w Riazaniu zatrzymano na gorącym uczynku „terrorystów”, którzy okazali się być ćwiczącymi agentami FSB. Wszędzie użyto tego samego materiału wybuchowego o nazwie heksogen, wyprodukowanego w tej samej, dającej się zidentyfikować fabryce. „Zamachy” były oczywistym dowodem na zagrożenie czeczeńskim terroryzmem i dały pretekst do drugiej wojny czeczeńskiej. Teatr na Dubrowce w 2002 roku, w którym zagazowano prawie 200 osób oraz kilkanaście innych mniejszych zamachów, podtrzymywało anty-kaukaską paranoję. Akcja odbijania zakładników w biesłańskiej szkole zakończyła się w 2004 roku masakrą ponad 320 osób. Wiktor poczuł ogarniającą go od stóp do głowy niepowstrzymaną falę głębokiego współczucia do Rosjan, zdając sobie jednocześnie sprawę, że następnych 35 zabitych, to dla uzasadnienia kolejnej, odwracającej uwagę od rosyjskiego kryzysu, wojny – dla władz tego kraju nie jest zbyt wygórowaną ceną.
Gdzie jednak teraz pójdzie główna ofensywa? Podobnie jak w przypadku smoleńskiej katastrofy, gdy już w pierwszych minutach było wiadomo to, co po 9 miesiącach potwierdziła w skrupulatnym badaniu komisja MAK, tak i tutaj już parę minut po wybuchu wiadomo było, że ślady zamachowców prowadzą do Czeczenii. Wiktora zastanowiło to niesamowite przywiązanie do zdartej już przecież całkowicie kaukaskiej płyty. W Czeczenii nie został prawie kamień na kamieniu, jej resztki pilnowane są przez, współpracujący z Moskwą, totalitarny i zbrodniczy reżim Kadyrowa. I znowu mają tam zrobić poligon dla rosyjskiej armii? A może jednak znajdą się na domodiedowskim lotnisku jakieś inne ślady? Gruziński? Albo polski? Może po to były te nuklearne groźby - w razie sytuacji, gdy Rosja będzie zmuszona interweniować w obronie swoich obywateli, niech NATO nawet nie myśli o żadnej interwencji, bo nie skończy się tak łagodnie jak w 2008 roku w Gruzji.
Wiktor próbował przygładzić swoje włosy, które pomimo sporej długości w sposób nie znoszący sprzeciwu wyprostowały się w kierunku sufitu. Poczuł także gdzieś pod skórą niepokojący dreszcz oraz nie mógł pozbyć się nieznanego wcześniej dziwnego uczucia. Powoli wstał od komputera i lekko się zataczając poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro. Tak, nie mylił się. Włosy z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej białe...
Zrozpaczony Wiktor