W zasadzie słowa takie mogą paść w każdej chwili dziejowej i nie będą zapewne niczym nadzwyczajnym, a jednak czy nie odnoszą się w naszych czasach do czegoś więcej? W Polsce bardzo trudno w ogóle odnieść się do tego „nowego”, lata komunistycznej zamrażarki wyciągnęły nas na bocznicę dziejów i zablokowały naturalne przemiany pokoleniowe, no może nie zablokowały zupełnie ale jednak mocno spowolniły. Paradoksalnie system głoszący nowoczesność i modernizm okazał się symbolem stagnacji i sztywności struktur gdy tymczasem świat ewoluował i zmieniał się nieustannie. Najgorszy pod tym względem zdaje się okres ostatniego dziesięciolecia komuny gdy rozwój technologiczny skoczył do przodu i jak do tej pory nie zwolnił nawet na chwilę. I choć może skoczył nie w tą stronę, o której śnili pisarze science fiction to skok ten bardzo trudno nadgonić bo i pieniądze nie te i też odnajdywanie się w świecie nowych technologii coraz trudniejsze. Dla mnie największym grzechem ekipy Jaruzelskiego będzie zawsze to trwanie uporczywe i zamrożenie całego kraju w stagnacji, te dziesięć lat, które mogło dać nam większe szanse na starcie bo dystans do czołówki nie był jeszcze taki duży. Wiem że grzeszę uproszczeniem, wybaczcie. Więc kiedy zaczęło się to „nowe”, co takiego stało się, że w dziewięćdziesiątych latach weszliśmy do świata innego niż ten znany z filmów z zachodu? Z obecnej perspektywy wydaje się, że kluczowe okazało się wprowadzenie doktryny neoliberalnej zarówno w USA jak i w Wielkiej Brytanii. Nie mnie oceniać czy pomysł ten był dobry czy zły, może był koniecznością dziejową, może nie do końca przemyślano jego konsekwencje. Najważniejsze są jednak skutki, które przyniósł, a które zaczynają sprawiać, że „nowe” się dzieje na naszych oczach i będziemy musieli się dostosować do owych nowych zasad. W chwili wprowadzania były lekarstwem na dołujące gospodarki, tchnieniem nowego ducha i siły w stygnące moce zachodu. Pozostali dostosowywali się do nowego trendu w mniejszym bądź większym stopniu ale zmiany już postępowały same. Konsensus Waszyngtoński niejako wymusił poprzez swoje istnienie wprowadzenie takich zmian we wszystkich krajach postkomuny przyspieszając zapewne nadejście „nowego”. Cóż takiego uczynił ten „straszny” neoliberalizm? Przyśpieszył konsolidację kapitału w niewielkiej grupie i tak już bogatych osób i instytucji. Pozwolił na szalony rozwój korporacji, instytucji bankowych i wszystkich, którzy mieli kapitał wystarczająco duży by wziąć udział w wyścigu po prywatyzowane działy gospodarek na świecie. Przestrzenie dotychczas często zarezerwowane dla infrastruktury państwowej zaczęły przechodzić w prywatne ręce. Oczywiście okazało się, że prywatni lepiej zarządzają, przynoszą większe dochody podatkowe, rozwijają się ale również ograniczają zatrudnienie, i pożerają konkurencję równie żarłocznie co pączki w tłusty czwartek. To się nadal dzieje i dziać się jeszcze jakiś czas będzie. Jestem ostrożny również przy demonizowaniu niektórych praktyk, które w skali lokalnej mogą oczywiście jawić się jako nieludzkie bądź nielogiczne wręcz jak choćby kupowanie zakładów tylko po to by je zlikwidować, jednak z punktu widzenia zarządów wszystkie te działania są (no właśnie przemyślane?) zaplanowane. Demokracja jest w odwrocie czytam, nadchodzi nowy neofeudalizm, średniowiecze 2.0 i jak tam jeszcze chcemy to nazwać to „nowe”, a ja się pytam: czemu się dziwicie? Prywatne telewizje realizują swoje interesy zmierzające do zwiększenia zysków, prywatni właściciele banków do zwiększenia zysków, prywatni przewoźnicy do zwiększenia zysków, prywatni ….... Żyjemy w świecie bardziej, mocniej, prędzej. Kto stoi w miejscu ten się cofa. Każdy kolejny rok ma przynieść iluś tam procentowy wzrost dochodów. Dokonano skoku na wielką kasę i robi się kasę większą i większą. Bo akcjonariusze, bo zarząd, bo właściciel. I w sumie trudno mieć o to pretensje do kogokolwiek. To przecież w sumie dobrze, że każdy się stara, rozwija, poszerza horyzonty, zdobywa nowe rynki. Dobrze dla kogo? Dla właściciela? Dla Kowalskiego czy Smitha, który ma kilka akcji jakiejś korporacji? Przecież skądś się te pieniądze biorą. Jeśli komuś przybywa to komuś ubywa i widzimy jak ginie na naszych oczach klasa średnia. Ta, którą najłatwiej można było wydoić, a to na remoncik domu, a to nowa plazma, a to telefon, a to samochód, a to wycieczka za granicę. Nagle okazało się, że biznes świetnie się kręci, telewizje mają reklamy, korporacje zbyt, a banki kredyty. Wykreowano nam świat, w którym żyje się łatwo i przyjemnie pod warunkiem, że się wydaje, bo jak się nie wydaje to się zaczyna frustracja, że sąsiad już ma, a ja nie. Nie ważne, że ten sąsiad to w zasadzie aktor w telewizyjnej reklamie, nie stać cię to pożycz. Wybuchł kryzys bo okazało się, że nie ma pieniędzy na spłatę długów więc zaczęto je drukować, drukować, drukować i co się stało? Jeszcze więcej kredytów, opcji, mechanizmów, plazm ,samochodów.....
Czego tu brakuje? System rozbuchany do granic możliwości, chwieje się jak pijany, zatacza ale brnie dalej. W tym wszystkim nie ma demokracji właśnie, bo prywatnemu wolno. Prywatna telewizja nie musi zachowywać bezstronności w przekazywaniu informacji. Co zatem możemy zrobić. Jak egzystować w takim świecie? Zgadzam się z tezami, że demokracji coraz mniej ale mnie to nie dziwi. Państwo jako instytucja pozbawiła się wielkiej przestrzeni wpływania na ludzi i podmioty gospodarcze zwyczajnie wyprzedając ogromne przestrzenie swojego dotychczasowego działania. Zatem dowolna partia, koalicja wygrywająca wybory nie jest już jedynym, a może inaczej najważniejszym, czynnikiem regulującym nasze życie. Wchodzi w świat istniejących interesów dużych grup biznesowych, medialnych etc. Czyli społeczeństwa przyjmując neoliberalną ścieżkę rozwoju niejako pozbawiły się części demokracji. Częściowo poprzez samoograniczenie ale też po prostu w oceanie pojawiły się równie wielkie albo i większe nawet ryby, które wcale demokratyczne nie są, ba nie muszą być. Kierują się one dość prymitywnymi dążeniami, głównie wzbogacenia się i nie muszą oglądać się na demokratyczne procedury. Oczywiście istnieje prawo wewnętrzne mające chronić obywateli danego kraju ale na naszych oczach dokonuje się umiędzynarodowienie regulacji dotyczących wielu aspektów naszego życia. Ba niektóre słabsze kraje zachowują się jak panienka do wynajęcia i układają wręcz swoje prawo pod nowych „panów” czerpiąc z tego korzyści. To czy okaże się to krótkowzroczne czy nie pokaże czas. Przykłady można mnożyć. Kryzys ukraiński obnażył je jak na dłoni: Cameron nie podejmie żadnej decyzji bez uzgodnienia tego z City, Merkel ogląda się na niemieckie inwestycje w Rosji itd. Czyli oficjalnie już wiadomo, że premier i kanclerz najpotężniejszych gospodarczo i militarnie krajów w Europie nie mogą samodzielnie podjąć decyzji i co gorsza nikt się temu nie dziwi. Jaką rolę zatem powinny pełnić obecnie demokratycznie wybierane władze państw. Jak powinny się zachowywać względem tych wielkich ryb pływających w oceanie. Wiadomo, prezydent USA ma łatwiej, w zasadzie to nadal największa ryba pewnie stąd czasem jakaś porcelana się rozsypie. Jak maja się zachowywać politycy z kraju takiego jak Polska? Przecież te zmiany będą się pogłębiać. Mamy dwie dość skrajne postawy, z jednej strony PO wyraźnie umizguje się do wszystkich, stara się wszystkim dogodzić, czego skutki odczuwamy najbardziej MY, w naszych portfelach ale utrzymuje jako taki wzrost bo w miarę sprawnie ułożyła współpracę ze wszystkimi wielkimi, powiedzmy, że tkwimy po uszy w gównie ale udało nam się utrzymać dziurki od nosa tuż nad powierzchnią. Z drugiej strony mamy PIS jawnie głoszący się jako anty systemowy, chcący wzmocnić rolę państwa czyli NAS na ogólnoświatowym targowisku. Platformersi twierdzą, że to mrzonki, jak pompowanie piłeczki która stanie się większa ale nie cięższa od takiego zabiegu. Pisiory zaś uważają, że jesteśmy przez Platfusów zwyczajnie niedoważeni, że możemy znaczyć więcej jeśli tylko się trochę postaramy. Co gorsza w sam mechanizm demokracji zaczynają sypać piasek ci, którzy jej wcale nie szanują i nie potrzebują. Wspomniane już telewizje prywatne, mogą wesprzeć Platformę w zamian za osłabienie nadawcy publicznego i nikt im nic nie może zrobić, bo i jak. To przecież ich prywatne sprawy biznesowe. Wielkie korporacje również wpływają poprzez lobbing zresztą niekoniecznie u nas na naszym podwórku, mogą i robią to na płaszczyźnie Unii Europejskiej jak chociażby w przypadku tych nieszczęsnych żarówek. Przyjrzyjmy się zatem jeszcze raz kryzysie na Ukrainie, cóż tam takiego się stało? Czy nie jest tak, że Putin pręży muskuły, nadyma się właśnie, powiększa strefy wpływu bo już wie, że nie jest największą rybą w oceanie? Nie godzi się na oddanie części swojej władzy więc sięga po środki niegodne (no właśnie czy bardziej niegodne od tych, które wywołały kryzys finansowy?) ale w zasięgu jego możliwości. Nie zaoferuje Ukrainie zachodniego bogactwa bo go nie ma, ale może rzucić ją na kolana czołgami bo akurat je jeszcze posiada. Każdy na tym świecie wielkich ryb stara się jakoś odnaleźć, każdy robi to jak umie. Zaskakujący wybuch społeczny na Ukrainie przypomniał wszystkim, że gdzieś tam na dole nadal są ludzie ale kto by się tam takim drobiazgiem przejmował. Powraca pytanie jak się w tej sytuacji zachować? Kiedy środków nie starcza, kiedy nie chce się używać czołgów bo i przeciwko komu? Przeciwko bankom, które udzielały kredytów we frankach ewidentnie wykorzystując bańkę spekulacyjną na złotówce? Przeciwko prywatnej telewizji brutalnie prącej do wzmocnienia swojej pozycji na rynku? Nawet kosztem swoich widzów i jakości programów? Może to jest tak, że w obecnej sytuacji rząd kraju o wielkości i potencjale takim jak Polska ma obecnie, powinien zachowywać się przede wszystkim jak związek zawodowy, jak pasterz ze swoją trzódką, jak gracz w cywilizację, który nie ma największej wyspy na mapie. Bo przecież od jakości, od siły tego społeczeństwa zależy pozycja tego rządu na arenie międzynarodowej. Jak żałośnie brzmią zapewnienia Donalda albo Radka o ich osobistych kontaktach, o świetnych relacjach, kochani wasza siła tkwi gdzie indziej, właśnie w tych maluczkich, w ich kondycji, w NAS. Dbajcie o nas bo to my jesteśmy jedynymi, którzy dają podwaliny waszej pozycji przy jakimkolwiek stole negocjacji, nie my elektorat, nie my jedna czy dwie grupy społeczne, MY całe polskie społeczeństwo, bidne, zapracowane, tkwiące po uszy w długach społeczeństwo, na które przerzuciliście cały ciężar kryzysu w zamian za uścisk dłoni tych, o których interesy zadbaliście niszcząc stocznie albo wykańczając budowlańców na autostradach.
Osłabiając społeczeństwo osłabiacie samych siebie, aż w końcu nie zostanie wam nic i nikt nie będzie już was szanował, nikt nie będzie ściskał dłoni i poklepywał po plecach.
- Zaloguj się aby dodawać komentarze
- 724 widoki
Leming & ks. Lemański