Urzędnik – pan i władca na krańcu świata.

Przez ®DziadekPiotr , 02/10/2012 [12:23]
Dzisiaj notka osobista. Moje dziecko 1 października skończyło 18 lat. Dziecko jak to dziecko, nieświadome rzeczywistości w jakiej żyjemy trzy tygodnie wcześniej złożyło dokumenty stosowne do wyrobienia swojego pierwszego dowodu osobistego. Urzędnik oczywiście zapewnij że wszystko jest OK, że dowód będzie na 10 lat. Czy, że może odebrać osobiście dziecko nie pytało, bo rzecz wydawał się oczywista. Nastał dzień 1 października. Moje dziecko z biciem serca pojawiło się w urzędzie… i w pierwszym dniu swojego dorosłego życia zostało sprowadzone na ziemię. Co się okazało. Dowód jest owszem, ale tymczasowy na 5 lat. W wyglądzie niby żadna różnica, zastosowaniu też, ale przecież miało być inaczej. To była pierwsza część horroru. Drugą była wiadomość, że moje dorosłe dziecko, nie może odebrać dowodu sama. Potrzebny jest podpis opiekuna, w tym przypadku mój lub małżonki. Na rozpaczliwe pytanie, dlaczego do złożenia dokumentów (kiedy nie była pełnoletnia) podpis nie był potrzebny, a przy odbiorze kiedy jest pełnoletnia, takowy jest potrzebny, urzędnik ze stoickim spokojem oświadczył: „Bo takie są przepisy!” I już. Sama magia. Formułka: ”Bo takie są przepisy!” ma moc zaklęcia. Drżyjcie narody. Jam jest pan i władca i co mi zrobicie. („Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi:) – cytując klasyka). Nie wiem czy takie są przepisy, czy to tylko niekompetencja urzędnicza. Jedno jest pewne. Moje dziecko zamiast radości i dumy z otrzymania swojego pierwszego „dorosłego” dokumentu, zostało upokorzone przez państwo w którym żyje. I tyle. W taki sposób, w młodych ludziach wyrabia się zaufanie do instytucji, które przecież maja mu służyć. www.poradydziadkapiotra.pl