Jak właściwie ludzkość zareagowała na 11 września? Co wiemy o motywach organizatorów tej operacji? Dlaczego teorie spiskowe są "teoriami spiskowymi" (a nie np. teoriami alternatywnymi, hipotezami, obywatelskimi śledztwami itp.)? Na koniec afera z przeciekami na WikiLeaks jako część większej gry.
Postawy ludzi wobec 11 wrześniaDlaczego wydarzenia 11 września tak bardzo zaszokowały całą ludzkość? Zdarzyło się coś, co nie powinno było się zdarzyć w tym miejscu i czasie. Każdy, niezależnie od poglądów politycznych, sympatii bądź antypatii do USA oraz indywidualnej wrażliwości na ludzkie nieszczęście, musiał na nowo poukładać sobie swój światopogląd. Uporanie się z 11 września było kłopotliwe nie tylko ze względu na ogrom oraz niesamowitość tego wydarzenia. Dodatkowym problemem była uderzająco mała wiarygodność oficjalnej wersji. Prawdopodobieństwo przebiegu zdarzeń takiego, jak przyjęto w oficjalnej wersji i przedstawiono opinii publicznej, jest nikłe.
Wielu ludziom ta nowa sytuacja otwarła zupełnie nowe pola interpretacji świata, na które wcześniej nie zwracali uwagi. Ludzie podzielili się według wyraźnej linii i obie grupy do dziś pozostają w wyraźnym konflikcie ideowym. Z jednej strony mamy „oficjalnych” (zwolenników wersji oficjalnej) – zinternalizowali wersję oficjalną, a na wątpliwości reagują oburzeniem i pogardą, etykietując wątpiących jako oszołomów zajmujących się teoriami spiskowymi. Z drugiej strony mamy „spiskowców” (zwolenników tzw. teorii spiskowych) – dopuszczają do siebie tak z pozoru niewyobrażalną możliwość jak udział w zamachu służb specjalnych demokratycznego państwa (inside job), a wersję oficjalną traktują jak bajeczkę, którą system karmi bezwolne i uległe masy w celu utrzymania nad nimi władzy.
Obie grupy nie są jednolite. Jak zawsze w takich przypadkach możemy obserwować całe spektrum indywidualnych postaw. Spróbuję roboczo przeanalizować typowe postawy w obu grupach.
„Oficjalni”
- Ludzie intelektualnie gnuśni, którzy zwyczajnie nie mają ochoty wychodzić poza utarte schematy myślenia.
- Ludzie o mocnym kręgosłupie moralnym, dla których ustalony ład społeczny jest istotną wartością: wierzą w to, że władza chce dobra obywateli, a obywatele winni są swojej władzy lojalność.
- Ludzie, którzy przede wszystkim chcą wygodnie żyć, wyznają zasadę, że „dobrze jest jak jest", drążenie niewygodnych tematów to strata czasu, zajęcie bezproduktywne, a nawet niepotrzebne wychylanie się (i to jest zapewne największa podgrupa wśród "oficjalnych").
„Spiskowcy”
- Ludzie łatwowierni, którzy z równym entuzjazmem „łykają” prawie każdy efektowny temat związany z odkrywaniem rzekomych dziejowych tajemnic: dowody na odwiedzanie Ziemi przez obcych przybyszów w prehistorycznych czasach, ogólnoświatowy spisek żydowski itd. Rutynowo dołączają do swojej listy kolejny efektowny spisek – zamach terrorystyczny przeprowadzony przez służby specjalne. Takie bezkrytyczne podejście sprawia, że uzasadnione podejrzenia łatwo jest ośmieszyć, etykietując je właśnie jako „teorie spiskowe”.
- Ludzie, którzy wytrwale selekcjonują informacje, krytycznie analizują zarówno wersje oficjalne jak i teorie spiskowe, dążąc do stworzenia na swoje potrzeby spójnej konstrukcji obejmującej takie wydarzenia jak 11 września.
- Ludzie, którzy odrzucają najbardziej bezczelne kłamstwa systemu, ale na szczegółowe drążenie tych tematów zwyczajnie szkoda im czasu (i to jest zapewne największa podgrupa wśród "spiskowców").
Interesująca byłaby odpowiedź na pytanie, jak te postawy rozkładają się wśród społeczeństwa. Sondaże wykazują ogromny rozrzut wyników zależny od tego, kto przeprowadza sondaż, jak formułuje pytania, jakie są ogólne nastroje opinii publicznej w danym czasie. Na przykładzie USA wiele wskazuje na to, że wspomniana linia podziału w społeczeństwie przebiega mniej więcej przez jego środek. Między grupą „oficjalną” i „spiskową” panuje chwiejna równowaga.
Sondaż Angus Reid Public Opinion z 2006
pytanie: W kwestii, co wiedzieli przed 11 września 2001 o możliwych atakach terrorystycznych na USA, czy uważasz, że administracja Busha mówi prawdę, przeważnie mówi prawdę, ale coś ukrywa, czy przeważnie kłamie?
odpowiedzi: mówi prawdę – 16%, coś ukrywa – 53%, przeważnie kłamie – 28%, nie jestem pewny – 3%
W badaniach przeprowadzanych w kolejnych latach (2002-2006) liczba odpowiedzi „przeważnie kłamie” wzrosła z 8% do 28%.
Sondaż Angus Reid Public Opinion z 2010
pytanie: „Czy zgadzasz się ze stwierdzeniem «Wydarzenie 11 września jest wielkim fałszerstwem stworzonym jako pretekst dla wojny z terroryzmem i wstęp do inwazji na Afganistan.»”
odpowiedzi: zgadzam się – 26%, nie zgadzam się – 62%, nie jestem pewny – 12%
W sondażu Zogby z 2006 42% badanych uznało, że rząd ukrywa fakty w sprawie 11 września, a aż 70% opowiedziało się za nowym śledztwem.
W wielu sondażach internetowych (nawet spoza środowiska „spiskowego”) liczba osób kwestionujących oficjalną wersję dochodzi do 80-90%. Mówi o tym np. artykuł z 2006 „Już nie w mniejszości: ponad 82% popiera Charlie Sheena”, który odnosi się do wypowiedzi aktora zarzucającej rządowi ukrywanie prawdziwych zdarzeń związanych z 11 września. W sondzie internetowej w serwisie CNN ponad 82% odpowiedzi popierało tę wypowiedź.
Brak refleksji na temat motywówSposób działania systemu w reakcji na 11 września to wielce interesująca lekcja, którą warto mieć w pamięci. Nim rozwinę ten wątek, zatrzymam się chwilę na tym, jakie popularne motywy tej operacji są nam dane w popularnych interpretacjach po obu stronach.
W wersji oficjalnej Al-Kaida pod kierownictwem diabolicznego Osamy bin Ladena (właściwie: Usama ibn Ladin) przeprowadziła spektakularny atak na USA. Motywem była – zgodnie z interpretacją George'a W. Busha – nienawiść fanatycznych Muzułmanów do amerykańskiego stylu życia (attack upon freedom, American values, and the American way of life). W tej interpretacji Muzułmanie uderzyli w WTC jako symbol wolności. Poza USA ten atak interpretowano nieco inaczej – jako uderzenie w symbole amerykańskiej potęgi gospodarczej i wojskowej. Dodatkowe i mniej abstrakcyjne motywy to frustracja świata arabskiego związana z zaangażowaniem USA na Bliskim Wschodzie, wspieraniem znienawidzonego Izraela, świętokradczym pobytem amerykańskich żołnierzy w Arabii Saudyjskiej, w której znajdują się najświętsze miasta Islamu – Mekka i Medyna (w Arabii Saudyjskiej utworzono bazy wojskowe na potrzeby wojny z Irakiem, zlikwidowane w 2003). Być może cios zadany Ameryce przez Al-Kaidę miał ją zmusić do wycofania się z regionu Bliskiego Wschodu.
W wersji spiskowej system przeprowadził tę spektakularną operację, by stworzyć pretekst do gigantycznych operacji militarnych (Afganistan, Irak... Iran?). Dzięki temu do globalnego medialnego krajobrazu na stałe przeniknęli szerzący zachodnią demokrację „peacemakers” (a nieco później pojawił się ich groteskowy wschodni odpowiednik – „mirotworcy”). Pomińmy chwilowo inwazję na Afganistan (2001), która została przyjęta na świecie spokojniej niż inwazja na Irak (2003). W wersji spiskowej spreparowany zamach i późniejsza inwazja na Irak zostały wykreowane przez te same siły określone zależnie od wersji jako: a) neokonserwatywny prezydent i rząd uosabiający przysłowiowych złych Jankesów – chcieli pokazać światu „kto tu rządzi” i przy okazji „położyć łapę” na zasobach ropy naftowej; b) amerykański kompleks wojskowo-przemysłowy, który chciał uniknąć cięć budżetowych nieuchronnych w czasie pokoju i globalnego odprężenia; c) lobby proizraelskie traktujące USA instrumentalnie jako środek do rozprawiania się ze swoimi wrogami na Bliskim Wschodzie. Neokonserwatyści są tu wskazani jako sprawcy we wszystkich przypadkach z tą różnicą, że w wersji a) są sprawcami samodzielnymi, a w wersjach b) i c) występują jako narzędzie w rękach określonego lobby. W wersji spiskowej funkcjonuje jeszcze jeden motyw, może najważniejszy, który wynika z interpretacji 11 września jako stworzenia pretekstu do wprowadzenia ustawy USA PATRIOT Act, która stworzyła podstawy prawne dla daleko posuniętego kontrolowania społeczeństwa przez służby specjalne.
Jeśli dobrze się zastanowić, to nawet biorąc pod uwagę tak różne interpretacje 11 września jak wersja oficjalna i spiskowa, spektrum rozważanych motywów nie jest zbyt szerokie, a motywy te nie są zbyt skomplikowane. Przeciwnie: przedstawione propozycje motywów są jakieś płaskie, plastikowe. Trudno pogodzić się, że za tak wyjątkowym wydarzeniem stoją banalne emocje i stosunkowo proste kalkulacje. Można wręcz zauważyć, że generalnie materiały o 11 września koncentrują się raczej na przebiegu zdarzeń niż na analizie motywów. Z jednej strony mamy chęć podania spójnej wizji muzułmańskiego ataku terrorystycznego, z drugiej strony – wykazywanie braków i błędów logicznych w oficjalnej wersji. I w tym zakresie są dostępne opracowania o imponującej dokładności. W kwestii motywów pozostawia się nas przed kilkunastoma banalnymi stwierdzeniami.
Zwróćmy uwagę, że atak na Afganistan będący konsekwencją 11 września zapoczątkował łańcuch wydarzeń o geopolitycznych konsekwencjach, które zmierzają do kulminacji – uderzenia na Iran z opcją użycia broni jądrowej. Dopiero w takim ujęciu można upatrywać jakiejś logiki w zniszczeniu WTC. Inaczej mówiąc, stawiam tu tezę, że wydarzenia następujące od 11.09.2001 to próba kontrolowanego przeprowadzenia przez system III wojny światowej na raty. 11 września byłby pierwszym aktem tej wojny. Amerykanie zresztą już przerabiali trochę podobny schemat rozpoczęcia wojny – Pearl Harbor w 1941. Ten trop pojawi się jeszcze w dalszych częściach cyklu.
Przedstawiłem powyżej możliwie zwięzły przegląd motywów ataku z 11 września, ograniczając się przede wszystkim do dość dobrze znanych oczywistych możliwości. To jednak dygresja, a nie cel dla którego temat 11 września został przywołany w tym miejscu. Dygresja sprowokowana uderzającym brakiem w większości analiz sensownego namysłu nad motywami. Można znaleźć analizy ataku z 11 września przeprowadzone z perfekcyjną skrupulatnością, zagłębiające się w rozmaite finezyjne szczegóły. Dość dobrze jest już znana retoryka obu wersji - oficjalnej i spiskowej. Przy tym wszystkim kwestia motywów ataku jest traktowana pobocznie. Owszem, zestaw motywów, które powyżej przedstawiłem (za wyjątkiem hipotezy o III wojnie światowej), funkcjonuje w przestrzeni publicznej, ale problem w tym, że przyjmuje się je a priori. Wygląda to trochę tak, jakbyśmy dostali zestaw motywów do wyboru i zostali zobligowani do tego, by najpierw wybrać sobie te, które nam najlepiej pasują do światopoglądu, a następnie już powstrzymać się od dalszych dyskusji na ten temat.
Lekcja 11 wrześniaLekcja wynikająca z 11 września i kolejnych lat dyskusji o tym wydarzeniu daje nam zdumiewającą wiedzę o współczesnym społeczeństwie. Niestety mało kto zważa na tę lekcję i właściwie nie korzystamy z wiedzy, którą ona nam dała. Lekcja ta mówi nam o praktycznym panowaniu przez system nad informacją i ogromnej władzy jaką mu to daje. Do kontroli informacji wypracowano szereg metod zarówno finezyjnych jak i genialnych w swojej prostocie.
Jestem urodzonym outsiderem. Przynależność do większości to nie jest dla mnie szczególny powód do odczuwania satysfakcji. W sprawie 11 września przyznaję, że prawdopodobnie należę do większości światowej opinii publicznej, która uznaje, że okoliczności 11 września są przez oficjalne czynniki wyjaśnione w sposób mało wiarygodny. Jednocześnie oficjalna wersja nadal trzyma się bardzo dobrze. Żeby lepiej zrozumieć, jak to się kręci, odwołam się do pewnej historyjki rodzinnej.
Żona wraca niespodziewanie do domu i zastaje nagą kobietę w łóżku obok swojego męża. Pyta ze wzburzeniem, kto to jest. Zdziwiony mąż odpowiada pytaniem: ale nie rozumiem, o kim mówisz. Tymczasem obca pani spokojnie wstaje, zakłada bieliznę. Żona: ta kobieta, była z tobą w łóżku, a teraz się ubiera... Mąż udaje, że nic się nie dzieje, a tymczasem kobieta zakłada już sukienkę. Żona patrzy na tę scenę zupełnie zbita z tropu. Mąż zagaduje żonę na jakiś neutralny temat, a tymczasem kochanka już ubrana, jeszcze z uśmiechem posyła mężowi „buziaka” i wychodzi zamykając za sobą drzwi. W pomieszczeniu nie ma już śladu jej pobytu poza rozwiewającym się powoli zapachem.
Zastanówmy się chwilę nad sytuacją tej fikcyjnej pary małżonków. Mają dom, dzieci – całe wspólne życie. Jeśli mąż będzie uparcie udawał, że nic się nie stało, to żona może oczywiście robić sceny, żądać rozwodu itp. Ale może też ona w swojej bezradności lub dla wygody i świętego spokoju machnąć ręką i także spróbować żyć dalej jak gdyby nigdy nic. Oczywiście wspólne życie raczej nie będzie już takie samo jak przedtem, ale przy pewnym staraniu o zachowanie pozorów może być ono całkiem znośne. Takie rozwiązanie może nawet okazać się bardziej praktyczne niż przechodzenie przez wszystkie korowody związane z rozwodzeniem się. Przyjmijmy teraz dodatkowe założenie, że nieuchronnie zbliża się kataklizm, który zniszczy miasto, w którym ta para żyje. Powiedzmy: potężne trzęsienie ziemi, które obróci w ruinę wszystkie zabudowania i zabije większość mieszkańców. W tym przypadku, obiektywnie biorąc, życie tej pary w świecie pozorów, jak gdyby nic się nie stało, może być naprawdę rozsądnym wyjściem. I tak nie zdążyliby już na dobre zamknąć wszystkich kwestii związanych z rozwodem, a tym bardziej nie mieliby żadnych szans nacieszyć się nowym życiem. Jedynym efektem rozwodzenia się byłoby to, że do reszty zepsuliby sobie ostatnie miesiące względnie normalnego życia.
Mamy więc największe osiągnięcie społeczne cywilizacji zachodniej – naszą wspaniałą demokrację liberalną – jak to idylliczne małżeństwo, zamożne i kochające się. W pewnej chwili dochodzi do ogromnego szoku, który wymaga całkowitego przewartościowania naszego życia. Okazuje się jednak, że można dokonać czegoś na pozór niemożliwego – przeforsować wygładzoną wersję zdarzeń i żyć jak gdyby nigdy nic w jawnym kłamstwie. Szczególną rolę w tym procesie odgrywają mass media.
Aby spokojne życie w jawnym kłamstwie było możliwe, system musi posiadać władzę nad mediami i ten warunek jest spełniony. Środki masowego przekazu są zależne od niewielkiej liczby ponadnarodowych koncernów. Wystarczy, że do systemu będą należeć tylko osoby z samego wierzchołka piramidy organizacyjnej poszczególnych koncernów, by wszystko toczyło się ustalonym torem.
Istotnym warunkiem tej gry jest staranna kontrola informacji u źródeł. Do informacji źródłowych z wielu regionów świata ma dostęp elitarna wąska grupa korespondentów zagranicznych, którą można kontrolować. Podstawowym źródłem informacji dla mediów są agencje informacyjne i agendy rządowe. Niepisana reguła sprawia, że wszelkie media chętnie podejmują głośne debaty na tematy wynikające ze spływających tymi kanałami informacji, ale nikt nawet nie próbuje poruszać kwestii wiarygodności tych informacji, a szczególnie kwestii intencji kryjących się za rozpowszechnianiem takich a nie innych informacji w danym momencie.
Na podstawie tych surowych informacji odbywają się wielkie medialne debaty, powstają sążniste analizy, felietony i przestrogi. Ten etap powinien stwarzać pozory swobody i pluralizmu, aczkolwiek i on nie pozbawiony jest pewnych wektorów, których wypadkowa powinna wskazywać kierunek pożądany przez system. Końcowy produkt informacyjnej machiny powstaje każdego dnia w ogromnych ilościach – w ilościach, które są zupełnie nie do ogarnięcia, ale skutecznie tworzą szum i generują efekt prania mózgu. Droga między światem realnym a końcowym informacyjnym produktem jest na tyle złożona, że ten końcowy informacyjny produkt w zasadzie dotyczy już tylko rzeczywistości wirtualnej. Tak ziścił się Matrix.
Pracownicy na poszczególnych poziomach w strukturach koncernów medialnych oczywiście doskonale wiedzą, co jest na agendzie w danym czasie, a o czym w ogóle nie wypada wspominać, wiedzą jakie emocje należy kreować. Króluje poprawność polityczna i autocenzura. Im wyżej w hierarchii dana osobowość medialna się znajduje, tym ma lepsze wyczucie, a profity tłumią ewentualne wyrzuty sumienia. Z drugiej strony nie można nie zauważyć, że wyczucie obowiązujących trendów jest banalnie proste. Poprawność polityczna nie narzuca szczególnych wymogów intelektualnych. Opinie rozmaitych medialnych komentatorów są przewidywalne do bólu. Większość z nas zmotywowana odpowiednimi profitami doskonale wiedziałaby, jak należy poprawnie skomentować prawie każdą pojawiającą się czystą informację, tak by przełożeni byli zadowoleni. Jakieś specjalne oficjalne szkolenia są najzupełniej zbędne, wzbudzałyby tylko niepotrzebne podejrzenia i ferment. Właściwie wszyscy jesteśmy już doskonale przeszkoleni w poprawności politycznej.
Konkurencyjne stacje telewizyjne mogą spierać się o to, czy działania rządu w odpowiedzi na atak 11 września są bardziej czy mniej odpowiednie, analizować konsekwencje wysłania wojska w jakiś region, ale na pewno nie będzie sporu o to, czy prawdziwy atak 11 września w ogóle miał miejsce. Warto zwrócić uwagę na pewien interesujący efekt tego podejścia. Po latach informacje aktywności Al-Kaidy, o poszukiwaniach ibn Ladina, podawane są w mediach coraz rzadziej, jakoś tak chyłkiem, wstydliwie. W oficjalnym obiegu ukazało się ledwie kilka książek o Al-Kaidzie, kilka filmów dokumentalnych o zamachu, jeden fabularny. Przypomina to jako żywo małżeństwo z naszej historyjki po kilku latach. W taki sam sposób małżonkowie z owej historyjki okazują sobie teraz czułość i mówią sobie „kocham cię” – rzadko, nieprzekonująco, na zasadzie: "ja wiem, że ty wiesz, że ja kłamię". Może dzieci uwierzą, że żyją w szczęśliwej rodzinie, może pociągniemy tak jeszcze jeden rok.
W tym zadziwiającym stanie nasza zachodnia cywilizacja przeszła już przez całą pierwszą dekadę XXI wieku. Wiemy, że 11 września stało się coś niewytłumaczalnego i do dziś właściwie nie wyjaśnionego. Powierzchownie przebieg katastrofy jest opisany na wszystkie strony, ale jakakolwiek próba zagłębienia się najróżniejsze szczegóły tej sprawy przypomina poruszanie się we mgle. 4 samoloty pasażerskie opanowane przez 19 porywaczy przy użyciu plastikowych noży (box cutters), znikające samoloty (lot 77, lot 93), budynki zapadające się bez przyczyny (WTC7)... Zgodnie z podanym na początku podziałem albo nawet nie próbujemy zagłębiać się w tę „mgłę”, albo rozmawiamy o wątpliwościach prywatnie między sobą. Wszyscy jednak potulnie tolerujemy wersję obowiązującą oficjalnie, sączącą się z oficjalnego przekazu systemu. Bo i co możemy zrobić? Zbuntować się? A na czym właściwie miałby polegać ten bunt? A jeżeli nawet jakaś forma buntu byłaby możliwa, to w świetle gęstniejącej w ostatnich latach atmosfery międzynarodowej powstaje kolejne pytanie. Właściwie w imię czego psuć sobie ostatnie chwile (być może) życia we względnym komforcie?
To jest właśnie lekcja z 11 września, o której chciałem tutaj powiedzieć. Można to zrobić. Można ze społeczeństwem zrobić coś takiego, w co normalnie nikt by nie uwierzył i do czego na co dzień wolimy się nie nawet przyznawać. Próbuję w tym momencie oderwać się od wszystkich problemów związanych ze szczegółowym wyjaśnieniem 11 września w wersji oficjalnej czy też spiskowej, a także od kwestii dalekosiężnych konsekwencji tego zdarzenia. Wspomniana lekcja mówi nam o niewiarygodnej manipulacji. W cywilizacji szczycącej się demokracją i wolnością słowa wszystkie strony publicznej debaty uznały, że lepiej nie roztrząsać jednego niewygodnego tematu i że wystarczy jak wszyscy oficjalnie będziemy udawać, że nic się nie stało. W sferze niepublicznej, godząc się na etykietkę zwolenników teorii spiskowych, możemy sobie roztrząsać ten temat do woli. Niewiarygodny ogrom tej manipulacji polega na tym, że jest ona totalna: uczestniczą w niej nie tylko wszystkie strony publicznej debaty (to jest jeszcze zrozumiałe ze względu na ich uwikłanie w system), ale także całe społeczeństwo (my uczestniczymy w tej manipulacji choćby przez to, że łatwo godzimy się na etykietkę teorii spiskowych i niepisany zakaz poruszania tematu w sferze publicznej).
Szlak został przetarty. Skoro wiadomo, że to działa, to znaczy, że ta metoda będzie stosowana nadal, a nawet coraz częściej i w coraz bardziej ulepszonych formach. W każdym podobnym przypadku ludzie prywatnie sobie pogadają, ale system pozostanie nienaruszony, a głównie o to w tym chodzi.
Nieoczekiwana słabość systemuZwróćmy uwagę, że metoda oszukania społeczeństwa, z którą mamy tu do czynienia, w ogólnych zarysach nie jest zbyt wyrafinowana. Po pierwsze rzecz musi być zbyt niewiarygodna, aby w nią można było łatwo uwierzyć. Marshall McLuhan (1972): „Tylko małe tajemnice muszą być chronione. Wielkie sprawy pozostają tajemnicami dzięki niedowierzaniu opinii publicznej.” Jeśli mimo wszystko w społeczeństwie rozsieją się wątpliwości, to nie pozwala im się kiełkować i dojrzewać poprzez zablokowanie publicznej debaty w danym zakresie. Sytuację tę można określić ironicznie przełomem w metafizyce. Po „byt jest, niebytu nie ma” Parmenidesa oraz „myślę, więc jestem” Kartezjusza doszliśmy do czasów, w których „jest to, o czym się mówi w mass mediach”.
Spotykam taki argument przemawiający za prawdziwością wersji oficjalnej (z rodzaju argumentów związanych z niedowierzaniem): nie ma możliwości, by przy tak wielkiej akcji nie znalazł się ktoś, jakiś wykonawca, którego nie ruszyłoby sumienie i nie skłoniło go ono do zeznań, może do ujawnienia jakiegoś dowodu, który byłby ewentualnie w jego posiadaniu. Naiwność tego argumentu polega na niezrozumieniu tego, w jaki sposób media opanowane są przez system. Wyobraźmy sobie, że znalazł się hipotetyczny desperat, który miałby jakiś dowód. Przy tak sensacyjnej wiadomości nikt tego nie zatwierdzi do druku czy do ogłoszenia na antenie bez dalszego sprawdzania i konsultacji na wysokim szczeblu, a już to wystarczy, by „spalić się”. Nie ma szans, by taka wiadomość weszła do mainstreamu bez akceptacji kogoś „z góry”. Aby trafić do mainstreamu z sensacyjną wiadomością tego typu, nie da się zacząć od szeregowego dziennikarza lub od sekretariatu redakcji jakieś gazety (delikwent, który byłby na tyle naiwny, szybko zostałby zatrzymany). Decyzja, czy puścić taką wiadomość musiałaby zapaść na szczeblu właścicieli danej gazety czy stacji tv – i tak sprawa wróciłaby do systemu. Publikacja dowodu w medium niszowym zaś niczego nie zmienia. W istocie Internet i nisze pełne są tego typu informacji, które funkcjonują jako teorie spiskowe. Dla systemu jest korzystne, by teorii spiskowych powstawało jak najwięcej, a część z nich generuje wręcz sam system w ramach dezinformacji. Powstaje szum informacyjny, w którym z łatwością przepadnie ta jedna hipotetycznie prawdziwa informacja.
Jest jasne, że dopóki system jest silny i spójny pojedyncza osoba z najbardziej sensacyjną wiadomością nie jest w stanie zagrozić mu w najmniejszym stopniu. Z drugiej strony, gdyby media z jakichś przyczyn jednak chciały zakwestionować oficjalną historię 11 września, to nie potrzebują do tego nikogo. Wystarczy wybrać choćby 10% „smakowitych” fragmentów z istniejących tzw. teorii spiskowych i nagłośnić je z odpowiednim przygotowaniem, oprawą, zadęciem, a następnie grzać ten temat tak długo jak byłoby to potrzebne. Dla uwiarygodnienia takiej akcji można oczywiście wykreować jakąś historię z sensacyjnym ujawnianiem tajemnic państwowych. Oczywiście system tego nie chce i nie zrobi. Ogłoszenie w mainstreamie informacji, że historia o Muzułmanach z plastikowymi nożami była od początku fałszerstwem miałaby nieobliczalne konsekwencje. Straciłaby na tym natychmiast nie tylko administracja Busha, ale i administracja Obamy kontynuująca kłamstwo, szeroko pojęty establishment. System mediów mainstreamowych całkowicie straciłby wiarygodność. Ludzie obudziliby się i zaczęliby zadawać całe mnóstwo dalszych pytań. W systemie pojawiłyby się poważne pęknięcia.
Niewiele wiemy o systemie, ale domniemanie, że system ma aspiracje, by stać się globalnym ośrodkiem władzy, wydaje się uzasadnione. Na razie jednak jeszcze istnieją inne ośrodki o własnych aspiracjach. Pozornie są dużo słabsze, ale szybko rosną w siłę. Są prężne, podstępne i zdeterminowane. Niewątpliwie nadchodzą ciekawe czasy. Jak starałem się wykazać system jest tak przemyślnie skonstruowany, że zwyczajne ogłoszenie przez jakiegoś samotnika, że historia 11 września była od początku fałszerstwem, jest niewykonalne. Jednak odpowiednio silny i zdeterminowany ośrodek może podstępnie wykorzystać strukturę systemu przeciwko niemu.
Praktycznym przykładem przemyślanej i podstępnej akcji przeciwko systemowi jest w mojej interpretacji rozgrywka za pomocą portalu WikiLeaks. Najpierw cierpliwie budowano tę markę poprzez ujawnianie podrzędnych niby-afer, co media chętnie kupowały. Potem pokazano „wstrząsający” wyciek poczty dyplomatycznej USA. Większość komentatorów oceniła, że nie ma tam informacji kompromitujących, ani w zasadzie nic szczególnego, co nie byłoby wcześniej znane, na czołówki gazet wybrano informacje w zasadzie plotkarskie. Powstaje pytanie, jaki jest cel starannie przygotowanego głośnego odpalenia tej afery. Jest oczywiste, że nie jest to indywidualna akcja właścicieli WikiLeaks, ani też przejaw ich chęci naprawienia świata poprzez ujawnianie rządowych afer.
Prawdopodobnie w przypadku WikiLeaks mamy do czynienia z przemyślaną akcją zmierzającą do uzyskania dużej siły negocjacyjnej w globalnej grze przez nowe ośrodki. To że na WikiLeaks mogłyby pojawić się materiały demaskujące 11 września to czysta teoria. Ale jeśli dobrze się zastanowić, to nie jest głupie. Nawet gdyby pokazano sfabrykowane, ale w miarę wiarygodnie wyglądające, materiały na ten temat inside job, to skutek mógłby być piorunujący. System wpadł więc w pułapkę. Poprzez nawarstwienie intryg i podstępów sam stał się wrażliwy na atak.
Rozgrywki, którą powyżej nakreśliłem w mojej interpretacji, nie należy sprowadzać do uczestników na poziomie krajów, np. do gry między USA, Rosją a Chinami. Rosja i Chiny poczuły się na tyle mocne, by rzucić wyzwanie systemowi o aspiracjach globalnych. Możemy być pewni, że rozpoznanie światowego układu sił w Rosji i Chinach jako nowych ośrodkach o aspiracjach globalnych, nie ma nic wspólnego z medialnym Matriksem. Jeśli wchodzą one do gry, to nie po to, by tworzyć mocarstwa czy imperia na modłę dwudziestowieczną. Sądzę, że raczej planują one kooperację z systemem przy czym chcą uzyskać na wstępie pozycję pozwalającą im stawiać własne warunki. Nie wyklucza to oczywiście możliwości ostrej konfrontacji w przyszłości w możliwych rozmaitych konfiguracjach.
Tematem przewodnim tej części opracowania było wydarzenie 11 września w USA. Nie udało mi się ukryć tego, że mój stosunek do oficjalnego wyjaśnienia tego wydarzenia jest raczej sceptyczny. Ale kontekście tej części opracowania jest to mało istotny aspekt. W rzeczywistości 11 września był tu pretekstem do powiedzenia kilku ważnych spraw na temat systemu. Chodzi przede wszystkim o metodę jawnego kłamstwa, która sprawia, że do utrzymania pod kontrolą całych społeczeństw nie trzeba już armii nadzorców jak kiedyś. Obecnie w jakimś stopniu ludzie sami się kontrolują. Nowością obecnego czasu jest to, że wbrew naturalnemu – jak się zdawało – procesowi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat system nie zdołał utworzyć trwałych agend w takich ośrodkach jak Rosja i Chiny. Pierwszym zaskoczeniem było to, że zachowały one niezależność, drugim - to, że zaczęły rosnąć w siłę. Dziś urosły już w siłę na tyle, że są zdolne podjąć świadomą grę z systemem, wykorzystywać słabości systemu i podejmować próby narzucania własnych tonów w globalnej rozgrywce. Otwiera to zupełnie nowe scenariusze dla XXI wieku i stwarza nowe napięcia.
Czytając o 11.09
czułem się jak bym czytał o Smoleńsku (chyba domyślam się jakim tropem podąży Twój tok rozumowania). Niezwykle ciekawy tekst, porządkujący wiele spraw. To zawsze najbardziej ceniłem i cenię w Twoich tekstach Filozofie, starasz się stanąć naprzeciw "medialnemu matriksowi" przedstawiając własną, przejrzystą analizę. Jest to istotne dla takich jak ja którzy "odrzucają najbardziej bezczelne kłamstwa systemu, ale na szczegółowe drążenie tych tematów zwyczajnie szkoda im czasu." Albo go zwyczajnie nie mają wystarczająco dużo. O WTC napisano i powiedziano bardzo wiele, spotkałem też się z poglądami o "budynkach zapadających się bez przyczyny (WTC7)". Wspominał o tym w jednym ze swoich ostatnich tekstów prof. Dakowski LINK TUTAJ, który robi to w sposób być może zbyt bezpośredni, i lekko ekscentryczny, jednak jeśli odrzucić emocjonalne podłoże to jest w nim wiele ciekawych hipotez.
Czekam na dalsze części i pozdraiwam!
Uzupełnienie
Strasznie mi przykro Filozofie Grecki
filozofie
Filozofie
tak jest co całkiem prawdopodobne. Dlatego w mediach mainstreamu zupełnie nie zastanawiają się dlaczego jest tak niewiele informacji o innych krajach, większość dotyczy USA lub sojuszników. Wiele o tym na początku myślałem. Poza tym o czym piszesz odnośnie 11 września, dodatkowo realizowane są inne cele, a z nich główny to ośmieszanie wiarygodności USA w oczach sojuszników. Poza tym domniemania że za tym stoi Rosja mogą być potwierdzane ostatnimi informacjami odnośnie Polski. Są one korzystne dla obecnego rządu! Pozostaje to w kompletnej sprzeczności z realizowaną przez ten rząd polityką i dla mnie jest zupełnie niewiarygodne. Pozdrawiam
O trollach
Filozofie
Ciemniak ma tutaj specjalną misję do spełnienia. Che nas nawrócić na tusksizm, to taka nowa forma marksizmu. Możliwe że została skierowana tutaj przez ministerstwo prawdy. Chociaż osobiście ją zbanowałem (chyba po pierwszym wpisie) to z pewnych względów które pozwolę sobie teraz pominąć, odwiesiliśmy ją. Po tym odwieszeniu okrzyknięty zostałem chamem i zadano mi pytanie jakim prawem coś tam coś tam (dalej nie czytałem). Ciemniak nie lubi pochodni i marszu z nimi, zwłaszcza jeśli organizowane są każdego 10 (jak organizuje je PO to jest OK) poza tym jak widzisz nie lubi też ohydnych PiSowskich manipulacji. Niech sobie pisze, papier jest cierpliwy a co dopiero twardy dysk jakiegoś tam superkomputera...
WikiLeaks - Putin's job :)
@Filozof
@Margotte
@Filozof
Jesli chodzi o 11 wrzesnia to
@ArchitektPatriota