Ziemie zamieszkałe przez osadników wojskowych – z wyjątkiem Wileńszczyzny – znalazły się po 17 września 1939 roku w rękach Związku Sowieckiego. Osadnicy zdawali sobie sprawę z niepewności swego losu. W 1920 roku jako żołnierze Wojska Polskiego brali udział w zwycięskiej wojnie z Armią Czerwoną, obecnym okupantem, który nie zapomniał swojej klęski.
Pierwszą osadą wojskową na Wołyniu, do której 17 września wkroczyli czerwonoarmijcy, była Weteranówka, położona w odległości półtora kilometra od granicy. Tam też zginął pierwszy osadnik – Marian Pawlicki, który pełnił w nocy wartę w ramach służby obywatelskiej.
Dzień wkroczenia Armii Czerwonej był dla wszystkich osadników i ich rodzin dniem głębokiej żałoby, toteż żadna osoba z tego środowiska nie dołączyła się do entuzjastycznych powitań, w których uczestniczyli komuniści oraz biedniejsza ludność białoruska, ukraińska i żydowska. Równocześnie na zajęte tereny przybyli funkcjonariusze NKWD, którzy mieli wprowadzać nowy, sowiecki porządek.
W pierwszych dniach po wejściu Sowietów na tych terenach grasowały bandy, uzbrojone w siekiery i noże, które napadały i mordowały polską ludność, przede wszystkim ziemian, osadników wojskowych, policjantów i urzędników. Za tymi zbrodniami kryła się sowiecka polityka z rozmysłem pozostawiająca Białorusinom i Ukraińcom swobodę w rozprawieniu się z polskimi „ciemiężycielami”. Wedle relacji osadnika z Wołkowysk „przez 3 dni rząd bolszewicki dał komunistom miejscowym swobodę, ażeby sobie pohulali na miejscowej polskiej ludności”. Nawoływały do tego również sowieckie ulotki, rozrzucane z samolotów. W obawie przed napadami wiele polskich rodzin nocowało w lasach – „gdy weszli Sowieci – wspomina żona osadnika – do Polski, Ukraińcy strasznie nam dokuczali i nie mogliśmy jednej nocy spać w domu tylko chowaliśmy się po lasach, dlatego, bo nam grozili wymordowaniem wszystkich osadników”.
W niektórych przypadkach były to pojedyncze morderstwa, najczęściej jednak były to akcje grupowe, w których ofiarami padało kilku osadników, a często prawie wszyscy z wyjątkiem tych, którym udał się uciec. W wołyńskiej osadzie Szczurzyn, liczącej 17 osadników, zamordowano 14 osób. Równie tragiczny los spotkał osadników z dwóch osad na Grodzieńszczyznie – Lerypol (10 ofiar) i Budowla (11 ofiar) , gdzie mordercami byli skomunizowani Białorusini.
Wydaje się, że za takim postępowaniem – oprócz sporadycznych wypadków osobistych porachunków – stał prymitywny pęd do przypodobania się nowej władzy przez udział w niszczeniu „wrogów” komunizmu, a także wykorzystywaniem do napadów zwykłych kryminalistów. Większa liczba mordów na ziemiach północno-wschodnich spowodowana była dużą większym stopniem sympatii prokomunistycznych na tych terenach. Ludność ukraińska była bardziej sceptycznie nastawiona do komunizmu typu sowieckiego, znała bowiem tragicznych los swoich pobratymców, dotkniętych wielkim głodem w pierwszej połowie lat 30.
Okres „bezkrólewia”, kiedy władze sowieckie przymrużały oczy na ekscesy miejscowych komunistów i „szumowin”, trwał od kilku do kilkunastu dni. W końcu września 1939 roku zaczęto tworzyć komitety wiejskie, w skład których weszli komuniści, wiejska biedota, a także kryminaliści. Zorganizowano także milicję obywatelską. Zarówno członkowie komitetów jak i milicji spełniali także rolę informatorów NKWD donosząc o nastrojach wśród osadników. Komitety te podlegały Zarządom Tymczasowym, które stanowiły wyższy szczebel administracyjny, który sprawował funkcje kontrolne. „Jeśli chłopi dadzą im po mordzie [osadnikom – przyp. Godziemba] – określał I sekretarz KC KP Białorusi, P. Ponomarienko – nie będziemy się temu sprzeciwiać, lecz zbytniej samowoli tolerować nie będziemy”.
Mobilizowanie opinii publicznej przeciwko odsadnikom podjęła prasa. Wydawana we Lwowie w języku polskim gazeta „Słowo Żołnierza” (potem „Czerwony Sztandar”), już 20 września pisała: „Biedota chłopska czując zbliżenie oddziałów Armii Czerwonej sama się rozprawia ze swymi nienawistnymi wrogami – panami i oprycznikami polskimi, kolonistami-osadnikami”. Dwa tygodnie później S. Dzierżyńska, kwalifikując osadników wojskowych jako synów kułackich, twierdziła: „Ta klika musiała być niezawodną ostoją zarówno w walce z ruchem rewolucyjnym robotników i włościan ukraińskich i białoruskich, jak też na wypadek wojny przeciwko Związkowi Radzieckiemu, którą przygotowywał rząd polski”. W odezwie wyborczej we Lwowie pisano: „Nie ma już więcej obszarników, darmozjady z klasztorów i pańscy pachołkowie, wysocy urzędnicy i pańscy lizusi – osadnicy pozbawieni już zostali prawa władania ziemia ludu”. Na spotkaniach wyborczych, podając fałszywe dane o liczbie osadników wojskowych (zamiast 9 tysięcy mówiono o 70 tysiącach), domagano się : „Precz z nimi z naszej ziemi”.
Już w październiku 1939 roku Sowieci przystąpili do rekwizycji zboża, koni, bydła i wszelkich produktów rolnych. Równocześnie zabroniono osadnikom sprzedaży czegokolwiek z ich gospodarstwa pod groźbą konfiskaty i aresztu, twierdząc, że wszystko to jest teraz sowieckie. Wprowadzono także zakaz organizowania zebrań i ograniczono swobodę poruszania się, nakazano również złożenie broni. Zaczęto przeprowadzać dokładne spisy osobowe, w których znajdowały się szczegółowe informacje o osadnikach i ich rodzinach. Rozpoczęto także aresztowania osadników, szczególnie działaczy organizacji osadników oraz byłych oficerów. Część aresztowanych po kilku miesiącach zwolniono, ale większość została zamordowana wiosna 1940 roku w obozie w Ostaszkowie, w więzieniu charkowskim i innych miejscach zagłady.
Dzień 10 lutego 1940 roku był początkiem końca osadnictwa woskowego II RP. Tego dnia, prawie wszystkie rodziny osadnicze, z wyjątkiem tych, które wcześniej opuściły Kresy w obawie przed represjami, zostały gwałtem zmuszone do opuszczenia swoich domostw i zesłane na kilkuletnie zesłanie w głąb Związku Sowieckiego. W sumie wywieziono ponad 44 tysiące osadników wojskowych oraz członków ich rodzin. Deportację przygotowało NKWD, którego propozycje zatwierdzane były uchwałami Biura Politycznego KC WKP (b) i postanowieniami rządu sowieckiego.
Określając osadników jako „spiecpieriesieleńców” salo w instrukcji, że mają prawo do zabrania tylko odzieży, bielizny, obuwia, pościeli, naczyń kuchennych i stołowych, miesięcznego zapasu żywności, drobnego sprzętu rolniczego i domowego, drobnych kosztowności oraz pieniędzy. Całość bagażu nie mogła przekraczać 500 kg na rodzinę. Gospodarstwo rolne wraz z ziemią i wyposażeniem miało być przekazane do dyspozycji lokalnych władz. Jak wykazują dane NKWD samowola lokalnych władz doprowadziła do rozgrabienia i zniszczenia prawie wszystkiego, co osadnicy pozostawili w domach i budynkach gospodarczych. Akcję eksmisji osadników w okręconym okręgu dyrygowały trójki obwodowe, na których czele stali enkawudziści, a na niższych szczeblach funkcjonowały trójki operacyjne. Do pomocy służyli członkowie partii, milicji, wojska i lokalni aktywiści. Nadzór nad lutową deportacją na terenie tzw. Zachodniej Ukrainy sprawował Iwan Sierow, a na tzw. Zachodniej Białorusi Ławrientij Canawa.
W nocy z 9 na 10 lutego 1940 roku, przy mrozie dochodzącym w niektórych rejonach do minus 40, rodziny osadnicze obudziło silne walenie w drzwi. Enkawudzista w asyście milicjantów odczytywał dekret o deportacji nakazując pakować niezbędne rzeczy i żywność. Opór zbrojny zdarzał się wyjątkowo. W pow. Wołkowysk, w osadzie Koładycze, osadnik Leon Wysocki stawiał zbrojny opór i został brutalnie zamordowany.
W dwa dni po rozpoczęciu wywózki osadników, w gazecie „Czerwoni Bereżany”, ukazał się napastliwy artykuł pt „Osadnicy – najgorsi wrogowie narodu ukraińskiego” , w którym określano osadników mianem :”najgorszych psów pańskiej Polski”, „łajdakami”, „wyzyskiwaczami i bandytami”, „krwiopijcami”.
Podróż na miejsce zesłania trwała ponad trzy tygodnie. Ludzie byli fizycznie i psychicznie wyczerpani, gdyż mimo wielotygodniowych przygotowań, chaos przy przesiedleniach był znaczny. Osadników wywieziono przede wszystkim do północno-wschodnich obwodów Zachodniej Syberii (głównie do obwodu archangielskiego) i - w nie wielkiej liczbie – do Kazachstanu. Deportowanych umieszczono w specjalnych osiedlach, położonych w lasach z dala od jakichkolwiek wsi czy innych miejscowości. Warunki mieszkania były koszmarne – wszystkich umieszczono w nędznych barakach, a w jednej izbie mieszkały 2-3 rodziny. Nieludzkie warunki – ostre mrozy, głód, ciężka praca – powodowały wysoką śmiertelność, choć ratowano się jak tylko było można. Resztki rzeczy przywiezionych z domu wymieniano na żywność z okoliczną ludnością. W lecie zbierano grzyby i jagody. Pewną pomoc, stanowiły paczki od rodzin i przyjaciół, których deportacja ominęła.
Wedle danych NKWD do lipca zmarło ponad 10 tysięcy osób, także potem śmiertelność wśród osadników była bardzo duża. Po podpisaniu układu Sikorski-Majski, Związek Sowiecki udzielił „amnestii” „wszystkich obywatelom polskim, pozbawionym wolności na terytorium radzieckim w charakterze jeńców wojennych lub na innych dostatecznych podstawach”. Dziesiątki tysięcy Polaków, w tym byłych osadników, ruszyło z północy na południe Związku Sowieckiego, gdzie rozpoczęto formowanie Armii Polskiej. Sowieci osiedlani przybyłych w kołchozach, gdzie brakowało miejsca i żywności. Szerzył się wśród nich tyfus, czerwonka, malaria, wobec czego śmiertelność w okresie luty-kwiecień 1942 roku wyniosła ponad 10%. Osadnicy wojskowi, taj jak wszyscy inni z pierwszej deportacji byli grupą najsłabszą i najbardziej nędznie odzianą.
Część osadników i ich rodzin wstąpiła do Armii Polskiej i dzięki temu w 1942 roku zdołała opuścić Związek Sowiecki. Ewakuowano ludność cywilną umieszczono w tymczasowych obozach w Iranie, Indiach, brytyjskiej Afryce Wschodniej, a nawet w Meksyku.
Po zerwaniu w kwietniu 1943 roku stosunków z rządem RP przez Stalina, rozpoczęto paszportyzację pozostałej w Rosji ludności polskiej. W lipcu 1945 roku na mocy umowy polsko-sowieckiej rozpoczęto repatriację do kraju ludności polskiej – objęła ona do 1949 roku ponad 266 tysiące osób.
Środowisko b. osadników i ich rodzin ufundowało dwie tablice pamiątkowe: na dawnym gmachu Związku Osadników przy ul. Wrońskiego i w Katedrze Polowej Wojska Polskiego przy ul. Długiej. Od 1996 roku działa Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich, które od 1997 r. wydaje kwartalnik „Kresowe Stanice”.
Wybrana bibliografia:
Okupacja sowiecka (1939-1941) w świetle tajnych dokumentów.
Z Kresów Wschodnich RP na wygnanie. Opowieści zesłańców 1940-1946
Z Kresów Wschodnich RP. Wspomnienia z osad wojskowych 1921-1940
J. Stobniak-Smogorzewska – Kresowe osadnictwo wojskowe 1920-1945
K. Jasiewicz – Zagłada polskich Kresów
Godziembo, o tych zbrodniach
Rzepko,
Są to historie zapomniane w natłoku innych sowieckich zbrodni
Osada wojskowa Stawy koło Brześcia, woj. poleskie
Dziękuję Panu. Dzięki takim osobom jak Pan, mogę się dowiedzieć, w jakich warunkach żyli i mieszkali moi przodkowie. Mój pradziadek Michał Chajdziony brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej.Jako inwalida wojskowy (stracił nogę) otrzymał 24,8 ha ziemi na Polesiu koło wsi Stawy.Wraz z innymi wojskowymi (Sztor, Stasiuk, Czajkowski,...) tworzyli osadę wojskową, którą nazwali Stawy, od położonej niedaleko wsi. Niestety rok 1939 przyniósł im "zagładę".Dzięki rosyjskiej stronie "Memoriał" mogłam odszukać swoich krewnych na liście "Ofiar politycznego terroru w ZSRR". pozdrawiam